poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rozdział 44

Czas leciał jak szalony i nim się obejrzałam Jasmine miała już pół roku, a ja i Zayn lada chwila mieliśmy brać ślub. Wszystko było przygotowane. Wiedziałam, że moja matka raczej nie pojawi się na ślubie. Nie miałam z nią kontaktu. Z tatą zresztą też się nie kontaktowała. Siostry Zayna koniecznie chciały zrobić mi wieczór panieński. Nie wiedziałam co dokładnie chcą robić, ale zgodziłam się. Zayna zresztą też porywali chłopcy. Rose, Ness i Rebeca przyłączyły się do sióstr Malika. Małą Jasmine mieli zająć się rodzice Zayna. Ja i Malik mieliśmy jeszcze chwilę dla siebie, ponieważ dziadkowie zabrali Jasmine o 16, a nas porywali o 18. Siedziałam na kanapie, wtulona w Malika. Zayn delikatnie głaskał mnie  po plecach. Lubiłam gdy to robił.
- Tylko żadnych striptizerek. - zastrzegłam.
- Mogę powiedzieć do samo. - mruknął mi do ucha i pocałował w policzek.
- Nie wierzę, że bierzemy ślub. - szepnęłam i spojrzałam mu w oczy.
Posadził mnie na swoich kolanach.
- Ja też. Ale cholernie się cieszę. - pocałował mnie.
- Może poczekasz do podróży poślubnej? - zaśmiałam się.
- Po co czekać... - po chwili ze śmiechem znalazłam się pod nim.
Zamknął mi usta namiętnym pocałunkiem. Wplotłam palce w jego gęste włosy. Cieszyłam się, że jest obok i zawsze będzie. Wiedziałam to. Po chwili poczułam jak ktoś, albo coś odciąga ode mnie chłopaka. Usiadłam na kanapie. Malika mocno trzymali Lou i Harry.
- Stary dzisiaj masz dopiero wieczór kawalerski. - powiedział srogim głosem Tommo.
- Na noc poślubną musisz trochę poczekać. - dodał Harry, no co zaśmiałam się wraz z dziewczynami, które weszły do salonu.
Chłopcy puścili mojego narzeczonego. Dziewczyny od razu chciały mnie porwać do góry, jednak nie dałam im się. Najpierw pożegnałam Zayna namiętnym pocałunkiem.
- Będziesz go miała jeszcze dość. - mruknęła Rose, odciągając mnie od Mulata.
Wywróciłam oczami i poszłam z nimi do pokoju u góry. Nie zdążyłam nic zrobić posadziły mnie na krześle i trajkotały jak najęte o dzisiejszym wieczorze. Moim makijażem zajęła się Rose, włosy przypadły Ness, a Rebeca przeglądała moją szafę. Kiedy miałam na głowie idealnego koka, a na twarzy tyle pudru, że tylko kichałam, pozwoliły mi łaskie podnieść zwój zadek. Odetchnęłam z ulgą, póki nie zobaczyłam, że cała moja szafa leży na podłodze, a na łóżku jakieś torby.
- Oszalałyście. - mruknęłam.
- Nie. - odparła Rose z ogromnym uśmiechem - Po prostu cię szykujemy.
Po przejrzeniu trzech sukienek, które kupiły DLA MNIE, rozpętała się kłótnia. Nie mogły się dogadać co powinnam założyć. Wtedy dostrzegłam, że z torby wystaje kawałek jeszcze jednej sukienki. Wyciągnęłam ją. Była idealna. Zwykła czarna, nieco śmiała. Coś w moim stylu. Przerwałam dziewczynom i pokazałam im strój. Od razu się zgodziły ze skwaszonymi minami. To pewnie była opcja awaryjna, gdybym bardzo opierała się założyć coś innego. Tak więc, była już 20 więc dziewczyny w ekspresowym tempie ogarnęły też siebie i mogłyśmy iść. Cała noc spędziłyśmy na balowaniu w klubie, a najlepsze jest to co stało się potem. Kiedy zastałyśmy tylko my i jakaś grupka chłopaków w maskach, na środek parkietu wyszedł jeden z nich. Puścił do mnie oczko, jak ja wcześniej do niego. Ściągnął z siebie koszulkę i zaczął tańczyć. Dziewczyny są nienormalne! Załatwiły striptizera? Jednak nawet przy ciemnych światłach dostrzegłam jego tatuaże. Podeszłam do niego. Odpowiedział mi zdziwionym spojrzeniem, więc nie chcę wiedzieć co myślał gdy namiętnie go pocałowałam. Wiedziałam, że go zaskoczyłam, ale po chwili i on mnie rozpoznał. Przyciągnął mnie mocniej. Kto by pomyślał, że razem spędzimy takie dwie różne imprezy?
- Starczy! - mruknął niezadowolony Tommo, obok nas, ale zignorowaliśmy go.
Malik złożył ostatniego buziaka na moich ustach i spojrzał mi z uśmiechem w oczy. Ściągnął maskę.
- Oni mi kazali tańczyć. - powiedział, łapiący szybko oddech.
- Nie wykazałeś. - odparłam, na co ponownie mnie pocałował.
- Chcesz się przekonać?
Zaśmiałam się i kiedy chciałam wrócić do dziewczyn, Zayn mocno mnie przyciągnął do siebie i zaczął tańczyć. Wyjątkowo nie mogłam mu się oprzeć. Dalej zabawa potoczyła się jak każda inna impreza. Tańczyliśmy i piliśmy. Ja i Malik mniej, bo wiedzieliśmy, że na nas ktoś czeka...
Obudziłam się o 10. Leżałam obok Zayna w naszej sypialni. Pocałowałam go na powitanie. Mruknął coś i przyciągnął mnie mocniej.
- O której przywiozą nam Jasmine? - spytałam, wtulając się w jego ciepły tors.
- Koło 12, więc możemy jeszcze poleżeć. - momentalnie znalazłam się pod nim.
- Co ty kombinujesz Malik? - uśmiechnęłam się szeroko.
- Sam nie wiem. - wymruczał i złożył słodki pocałunek, na moich ustach.

Już dziś ten wielki dzień. Rodzice Zayna obiecali zająć się Jasmine, na czas ceremonii. Denerwowałam się jak nigdy. Kiedy nadszedł czas, przyszedł do mnie tata. Pocałował mnie w czoło i uśmiechnął się. Wiedział, że jestem szczęśliwa. Złapałam jego ramię, a gdy tylko zaczęto grać marsz weselny, w jego rytm ruszyliśmy do ołtarza. W ławkach, było wiele osób. Nie planowaliśmy z Zaynem, ogromnego ślubu. Zaprosiliśmy najbliższą rodzinę - tą z którą mamy kontakt, chodź i tak u niego było to więcej ludzi. Dostrzegłam moje druhny: Rose, Ness i Rebece. Dopiero po chwili mój wzrok odnalazł Malika. Uśmiechnął się do mnie szeroko. Wiedziałam, że też się stresuje. Był ubrany w idealnie dopasowany garnitur. I te jego perfekcyjne włosy... Chwilę potem, żegnałam si,ę z tatą, który oddał mnie Zaynowi.
- Gotowa? - wyczytałam z ruchu jego warg.
Kiwnęłam na to tylko głową. Uśmiechnął się. Przysięga trwała dla mnie krótko. Zawsze kiedy siedzi się w ławkach, nie można doczekać się końca. Tu było inaczej. Czkało się na kolejny krok, ale nie na koniec. Po słowach: Możesz pocałować pannę młodą, Malik nieco się zagalopował. Jego pocałunek był zbyt namiętny jak na taką ilość osób. Później mu o tym powiem. Wszyscy zaczęli klaskać. Rozbawiło ich najbardziej to, że Zayn złożył kolejny pocałunek na moich wargach, po czym złapał mnie na ręce i kierował się do wyjścia. Postawił mnie przed drzwiami i mocno złapał za rękę. Kiedy tylko się wynurzyliśmy nasi bliscy zaczęli sypać na nas ryżem.
Szybko znaleźliśmy się w sali, w której organizowaliśmy zabawę. Pierwszy taniec należał do mnie i mojego męża. Mocno mnie objął i przyciągnął do siebie. Oparł swój policzek o mój.
- Jesteś wspaniałym ojcem, Zayn. - szepnęłam, kiedy bujaliśmy się w rytm muzyki.
- Tak sądzisz? - odparł z uśmiechem.
- Mhm. I zostaniesz po raz kolejny ojcem. - spojrzał mi uradowany w oczy.
Od naszej rozmowy staraliśmy się o dziecko. Chcieliśmy mieć kolejne. Podniósł mnie do góry i okręcił się dookoła własnej osi. Zaraz potem jak mnie postawił namiętnie mnie pocałował.
- Nie żartujesz? - spytał powracając do tańca.
- Nie. - odparłam z uśmiechem.
Na przyjęciu pojawiła się moja mama. Przeprosiła mnie za wszystko, jak również przeprosiła Zayna. Oboje z ulgą przyjęliśmy jej słowa. Postanowiliśmy, że będzie pierwszą osobą, która dowie się o naszym kolejnym maleństwie. Ta wiadomość ucieszyła ją nie mniej niż  nas. Ciekawe co przyniosą kolejne dni?












































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej kochani!
Postanowiłam, że po tym rozdziale dodam epilog. Wiem, że jestem niemożliwa.
W głębi duszy ciężko mi się rozstać z tym blogiem. To było jedyne opowiadanie, które pisałam, prawdopodobnie ponad pół roku. W ogóle to moje najdłuższe ff, a wszystko dzięki, moim czytelnikom ;)
Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie źli i wpadniecie na mojego nowego bloga, na którym jest już rozdział 1.
Tak więc do zobaczenia w Epilogu. Może dodam go jeszcze dzisiaj, kto wie?
Trzymajcie się! ;)

niedziela, 30 sierpnia 2015

WAŻNE!!!

Wiem, że prawie każda inna notka niż rozdział się tak nazywa, ale muszę wam coś napisać. Założyłam kolejnego bloga. Pisanie tego już mi nie idzie. Na pewno go skończę, a tym czasem tu macie link do nowego: http://savemey.blogspot.com/
Może on nie działać przez pewien czas, ale to się zmieni ;)
Mam nadzieję, że was nie zawiodłam,
Jesteście najlepsi <3
Little Trouble

czwartek, 27 sierpnia 2015

Rozdział 43

Obudził mnie natarczywy dzwonek do drzwi. Malik tylko mnie pocałował i wstał. Poszłam do małej. Ją też obudził hałas. Patrzyła na mnie szeroko otwartymi czekoladowymi oczkami. Wzięłam ją na ręce. Miała na sobie żółte śpioszki w jakieś kolorowe wzorki. Już można było dostrzec, że kolor włosów odziedziczyła również po ojcu. Pocałowałam ją w czoło. Była taka malutka. Miałam na sobie top i szorty - czyli moją piżamę. Zeszłam na dół. Chciałam zobaczyć czy wszystko w porządku, w końcu Zayn nie wrócił do góry. Zamarłam widząc moich rodziców i Mateusza. Matka niechętnym spojrzeniem mierzyła nagiego od pasa w górę Mulata. Tata również patrzył na niego z niechęcią. Gdybym wiedziała, że przyjadą przygotowałabym się jakoś. Mati pierwszy mnie dostrzegł. Podbiegł do mnie wyrywając rękę z dłoni mamy. Chłopiec przywarł do moich kolan. To było dziwne. Poznał mnie? Przecież ostatni raz widział mnie jak był malutki. Pogładziłam go po blond włoskach, które tylko on miał w naszej rodzinie. Podniosłam wzrok. Rodzice wlepili we mnie wzrok. Poczułam jakiś dziwny skurcz w środku. To chyba był strach. Może bałam się odrzucenia z ich strony. Sama już nie wiedziałam. Jasmine zaczęła cicho marudzić. Spojrzałam na nią z lekkim uśmiechem. Była głodna.
- Cześć. - wykrztusiłam w końcu - Może usiądziecie w kuchni? - zaproponowałam.
Powolnym krokiem poszli za mną. Zayn wziął małą na ręce. Pocałował ją w główkę i usiadł na krześle, a ja przygotowywałam jedzenie dla małej. Nie chciałam przy rodzicach karmić ją piersią. Kilka razy dostała już mleko z proszku i smakowało jej. Lekarz zalecił mi takie do stosowania raz na jakiś czas, żeby mała miała wszystkie witaminy kiedy ja jestem w stresie. Sprawdziłam temperaturę. Było ciepłe. Podałam butelkę Zaynowi. Uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco, ale nic to niestety nie dało. Może poczułam się tylko trochę pewniej. Nie chciałam znać reakcji moich rodziców. Na razie siedzieli cicho, ale za chwilę wybuchną. Bo jak to możliwe, że ich 21 letnia córka ma narzeczonego, a przede wszystkim dziecko.
- To moja siostla? - spytał Mateusz.
Ja i Malik zaśmialiśmy się. Był uroczy. Siedział na kolanach mamy i przyglądał się małej Jasmine. Zayn rozumiał trochę więcej po polsku. Co jakiś czas oglądał ze mną jakiś polski film lub po prostu prosił bym nauczyła go kilku słów.
- Nie. - odparłam spokojnie i z uśmiechem - Ty jesteś jej wujkiem. To jest moja córka.
Widziałam, że moim rodzicom zabrakło powietrza, lub po prostu się zapowietrzyli. Mateusz nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji podszedł do Zayna i usiadł mu na kolanach. Malik objął go jedną ręką, żeby nie spadł.
- Jest mala. - stwierdził blondyn.
- Ma dopiero tydzień. - odparłam.
- Co?!- wrzasnęła mama - Masz dziecko?!
Od razu miałam ochotę skulić się i schować. Co mam jej odpowiedzieć? Tak, mam dziecko, nie widać? To była jednak moja matka. Jakkolwiek by się nie zachowywała, nadal jest moją rodzicielką.
- Tak. - odparłam spokojnie, po czym dodałam mocniejszym głosem - Nie życzę sobie żebyś krzyczała w moim domu.
Zdziwiłam ją moim zachowaniem. Ale nie byliśmy sami. Przecież nocowała u nas też rodzina Zayna. Po chwili jak na zawołanie do kuchni weszła cała rodzina Malików. Dziewczyny miały rozczochrane włosy i były niezbyt przytomne. Kiedy zobaczyły Mateusza na kolanach Zayna natychmiast się rozbudziły.
- Jaki śliczny. - powiedziała Stella - To twoje drugie dziecko, o którym nic nie wiemy? - uśmiechnęła się, a ja pacnęłam ją w ramie.
- To mój brat. - odparłam.
- Całą urodę odziedziczył on. - do dręczenia mnie przyłączyła się Vanessa.
Miałam ochotę je udusić. Na szczęście zabrały mojego brata i Jasmine do salonu, a w kuchni zostaliśmy tylko ja i Zayn i nasi rodzice. Usiadłam Malikowi na kolanach, a on mnie objął. Jego rodzice usadowili się na krzesłach po lewej stronie, a moi siedzieli po prawej stronie stołu. Czułam się trochę jak na sali rozpraw. Za chwilę polecą oskarżenia.
- Mamo, tato to są rodzice Zayna. Pani Emma i pan Damon. - przedstawiłam ich sobie.
- Miło państwa poznać. - przywitała ich z uśmiechem mama Malika.
Jej mąż objął ją ramieniem. Wszyscy czuliśmy, że moi rodzice są wrogo nastawieni. Zayn mocniej mnie przytulił. Oparłam się o jego wytatuowany tors. Zrobiło mi się jakoś lepiej. Pocałował mnie w czoło, a ja uśmiechnęłam się lekko na ten gest. Chciał jakoś dodać mi otuchy. Byłam wdzięczna za to, że po prostu jest. Cieszyłam się z tego jak dziecko.
- Bez wzajemności. - odparła moja matka.
Jak mogła tak powiedzieć? Widziałam, że mamie Zayna zrobiło się przykro. Nie wiedziałam co powiedzieć. Czułam się źle. Moja mama niczego nie akceptowała. Jak mogła tak odpowiedzieć mamie mojego przyszłego męża?
- Co ty robisz? - zwróciła się do mnie - Niszczysz sobie życie!
Wstałam już wściekła. Nie mogłam tego słuchać. Podeszłam do niej. Zalała mnie fala odwagi. W końcu musiałam jej się postawić, żeby nie zginąć.
- To jest moje życie! - odparłam - Nie rozumiesz? Odtrąciliście mnie! Zayn zawsze przy mnie był jak go potrzebowałam! Jak zaszłam w ciążę nawet nie podejrzewał, że to nie jego dziecko, mimo że nie byliśmy razem. Kocha mnie i Jasmine. To jest najważniejsze. Jego rodzina mnie akceptuje. Co z ciebie za matka? Próbujesz zniszczyć moje szczęście zamiast się nim cieszyć.
Widziałam, że się w niej gotuje. Wstała, a kiedy chciała mnie uderzyć tata złapał jej rękę. Moje serce biło jak nigdy dotąd. Poczułam za sobą ciepło. Zayn stał tuż obok. Czułam, że się denerwuje. Objął mnie ręką w talii. Patrzyłam na moich rodziców i czekałam na ich reakcję.
- Ona ma rację. - powiedział tata - Nie widzisz, że do tej pory chcieliśmy jej pomóc i ją chronić, ale ona poszła swoją drogą? Musimy ją teraz wspierać.
Nie poznawałam swojego ojca. Wystąpił w mojej obronie. Matka była tak samo zaskoczona jak ja. Tata uśmiechnął się do mnie lekko.
- W końcu trzeba zrozumieć swoje błędy. - powiedział i wyciągnął do mnie rękę.
Wpadłam w jego ramiona z płaczem. Pocałował mnie w czoło. Dobrze było wiedzieć, że chociaż on przestanie na mnie naciskać i wszystko stanie się prostsze. Jego ciepłe ramiona dawały mi poczucie bezpieczeństwa tak jak wtedy gdy byłam dzieckiem. Czułam to samo.
- Zawsze mi na tobie zależało, tylko nie wiedziałem, że źle robię. - powiedział patrząc mi w oczy.
- Dobrze, że teraz wiesz. - odparłam i ponownie się do niego przytuliłam.
Matka nie podzielała widocznie jego zdania. Wzięła torebkę i wyszła trzaskając drzwiami. To było do przewidzenia, jednak mnie zabolało. Spojrzałam na Zayna. On tylko mocno mnie przytulił. Nic nie mogliśmy na to poradzić. Przeszliśmy wszyscy do salonu i rozmawialiśmy. Wszyscy chcieliśmy lepiej się poznać. Rodzice byli ciekawi kiedy chcemy wziąć ślub, ale my sami nie wiedzieliśmy. Chcieliśmy trochę poczekać, aż mała podrośnie.

Nasi rodzice i rodzeństwo wyjechało kilka dni później. W domu zrobiło się dziwnie cicho. Chciałam zabrać od Rose Blacka. Kiedy pojechałam do szpitala oddałam jej psiaka. Miałam nadzieję, że wszystko z nim w porządku. Zayn po niego poszedł. Kiedy tylko Black mnie zobaczył zaczął skakać i szczekać. Jego głośne powitanie przestraszyło Jasmine. Leżała na kanapie w salonie. Zaczęła płakać. Po jej malutkich policzkach leciały łzy. Ciekawy Black podszedł do niej. Ja i Zayn tylko go obserwowaliśmy. Usiadł obok kanapy i położył jedną łapę obok Jasmine. Mała spojrzała na pysk psa i wyciągnęła rączki w jego stronę milknąc. Black polizał jej drobną rączkę. Dziewczynka zaśmiała się. Ja i Zayn usiedliśmy obok małej i z uśmiechami głaskaliśmy psa. Nie byłam pewna czy Black zaakceptuje nowego członka rodziny, ale mała Jasmine w ogóle mu nie przeszkadzała. Cieszyłam się z tego. Ogarnęła mnie ulga. Mała zasnęła, więc położyliśmy ją wózku. Black położył się obok niego i ciągle nasłuchiwał czy Jasmine nie płacze. Położyłam się obok Malika na kanapie i mocno się do niego przytuliłam.
- Coś cię dręczy? - spytał, uważnie mi się przyglądając.
- Zastanawiam się nad naszym ślubem. Może powinniśmy wziąć go jak najszybciej?
- Dlaczego? - spytał.
- Zayn... - spuściłam wzrok. Trochę bałam mu się o tym powiedzieć - Miesiączka mi się spóźnia.
- Sugerujesz, że mogę ponownie zostać ojcem? - spytał.
Nie odpowiedziałam. Poczułam jego słodkie wargi. Uśmiechnął się między pocałunkami, a ja mocniej przyciągnęłam go do siebie.
- Wiesz, że cholernie się cieszę? - spytał opierając czoło o moje.
- Wiem, tylko... Czy to nie za szybko na kolejne dziecko? Jasmine jest jeszcze mała.
- Przecież szybko podrośnie. - uśmiechnął się szeroko - Niczego na razie nie jesteśmy pewni tak? - potwierdziłam skinieniem głowy - Więc nie martw się. Pojadę do apteki, kupię test i będziemy wszystko wiedzieć, tak?
Uśmiechnęłam się. Lubiłam gdy był taki. Pocałował mnie w czoło.
- Więc czekaj na mnie ze zniecierpliwieniem pani Malik. - podniósł się.
- Jeszcze nie. - odparłam rozbawiona.
- Już niedługo. - puścił mi oczko i wyszedł.
Zdrzemnęłam się chwilę pod jego nieobecność, lecz od razu gdy wrócił zrobiłam test. Kolejne minuty ciągnęły mi się w nieskończoność. Nerwowo chodziłam po łazience. Ręce zaczęły mi się trząść.
- W porządku? - spytał Zayn przez drzwi.
Otworzyłam mu je. Mocno się do niego przytuliłam.
- Nie wiem. Boję się sprawdzić. - zaśmiał się.
Trzymając mnie w ramionach sprawdził wynik.
- Negatywny. - odparł smutno.
Spojrzałam w jego oczy. Naprawdę chciał mieć kolejne dziecko. Nie mogłam na niego patrzeć gdy był smutny. Pocałowałam go.
- Chciałbyś mieć teraz syna? - spytałam nie przerywając pocałunku.
- Może... - odparł z ogromnym uśmiechem.

Obudziłam się wtulona w Malika. Już nie spał, więc gdy tylko otworzyłam oczy, przywitał mnie pocałunkiem. Uśmiechnęłam się.
- Hej. - mruknął zachrypniętym głosem.
Też musiał się niedawno obudzić.
- Cześć. - odparłam i rozejrzałam się - Gdzie Black?
- Śpi z małą. Przejął się rolą opiekuna.
Zaśmiałam się cicho i ponownie wtuliłam w ciepły tors Zayna. Pocałował mnie w głowę i mocno przytulił. Tym razem nikt nie przerwał nam poranka i byłam z tego niezmiernie zadowolona.
- Co chcesz na śniadanie? - spytał Zayn kiedy karmiłam małą w kuchni.
- Hm... Może jajecznicę?
- Robi się. - pocałował mnie przelotnie i zabrał się za  posiłek.












































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej!
Wiem, że długo czekaliście i że jest króciutki ;) - przepraszam
Wątpię żeby kolejne były dłuższe, już niewiele zostało ;)
Po skończeniu tego bloga, być może przez chwilę nie przeczytacie nic co napiszę. Nie wiem w co włożyć ręce:
Od 30 rozpoczynam staż na dolinie zwiastunów. Bardzo chciałabym dobrze wypaść i jednocześnie nie chcę zaniedbywać bloga. 
Mam jeszcze jednego bloga, o którym wam już wspominałam. Coś nie możemy zacząć z Magiczną :D
Nie zanudzam was już. Być może od razu zacznę pisać na nowo, być może nie. Teraz nie mogę dać wam odpowiedzi.
Do następnego! 
PS: UWIELBIAM WAS!


poniedziałek, 24 sierpnia 2015

WAŻNE! + potrzebuję pomocy

Hej! Tak zabijecie mnie z dwóch powodów:

1. Wiem, że nie ma rozdziału, ale nie byłam w stanie go dodać, bo nie było mnie w domu. Aktualnie jest w trakcie tworzenia ;)

2. Sprawa dotyczy nowego bloga. Wiem, że już was o to pytałam, ale mam kolejny (jak to ja) pomysł. Mam dwie jego wersję i myślę, że to wam się może spodobać. Zrobię, krótkie opisy i chcę żebyście zdecydowali co mam później pisać. Być może zapowiedziany już wcześniej blog, który miałam opublikować kiedyś zostanie opublikowany, ale nie teraz:

1) Wiedziałam, że mój czas się kończy. Chciałam spełnić wszystkie moje marzenia. Wszystkie, których nie spełniłam. Byłam sierotą z domu dziecka. Nikt mnie nie adoptował więc nie miałam na nie pieniędzy. Zresztą jak na leczenie. Zaczęłam po kolei realizować moje plany. I nagle w nich pojawiła się pewna osoba, która stała się moim stałym punktem zaczepienia. Może to dzięki niej zacznę walczyć? A może dzięki niej będę miała lepszy koniec? Na pewno dzięki niej zrealizuję większość marzeń...

2) Studia miały być dla mnie okresem wolności. Miałam zacząć samodzielnie żyć... bla bla bla. Miałam imprezować. Tylko praktycznie od razu gdy wyjechałam trafiłam do szpitala. Zasłabłam na ulicy i ktoś wezwał pogotowie. Lekarze nie chcieli mnie wypuścić bez dodatkowych badań. Właśnie wtedy poznałam kogoś niezwykłego. On był chory. Widać było, że choroba postępuje. Chłopak mimo to korzystał z życia jak tylko mógł. Nie przejmował się kolejnymi wizytami w szpitalu, ani niczym innym... Tak wyglądało to tylko z boku...

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Rozdział 42

Otworzyłam oczy. Był przy mnie Zayn. Spał obok. Bałam się. Poród musiał się jakoś skończyć. Czy moje maleństwo żyje? Usłyszałam cichutkie kaszlnięcie. Obróciłam głowę w lewo. Moje dziecko leżało obok mnie. W moich oczach pojawiły się łzy. Ta mała istotka tak wiele dla mnie znaczyła. Wyciągnęłam rękę w stronę malucha. Dotknęłam tylko plastikowej powłoki. Poczułam delikatny pocałunek na policzku.
- Dziewczynka. - szepnął Zayn - Miałaś rację, Amelko.
Odwróciłam się do niego. Na ustach miał ogromny uśmiech. Zarostu nie golił już kilka dni. Wokół jego oczu pojawiły się lekkie zmarszczki spowodowane uśmiechem. Przytuliłam się do niego.
- Płakałeś? - spytałam, patrząc mu w oczy.
- Gdyby był chłopiec trzymałbym się lepiej. - odparł z uśmiechem.
- Jasne. - odwzajemniłam jego gest.
Usiadłam, opierając się plecami o poduszki. Zayn wziął nasze maleństwo na ręce i po chwili dał ją mi. Delikatnie kołysałam ją w ramionach. Była taka śliczna. Bardzo podobna do Zayna. Malik usiadł obok i pocałował mnie w skroń.
- Jakie damy jej imię? - spytałam go.
- Nie wiem. Myślałem o Jasmine.
- Ślicznie. - odparłam z uśmiechem - Mała Jasmine.
Malik mnie pocałował, a mała uśmiechnęła się patrząc na nas. Nakarmiłam ją. Niedługo potem przyszedł do nas lekarz. Widząc nas tak radosnych, nie chciał przeszkadzać, więc powiedział tylko, że mogę jechać do domu. Zrobiłam to z największą chęcią. Kiedy byliśmy już na miejscu postanowiłam się położyć. Było już późno. Położyłam małą w jej pokoju, który był obok naszego. Sama również zajęłam połowę łóżka. Malik przyszedł do mnie niedługo potem. Jasmine miała jego nazwisko. Wpisał siebie jako ojca. kiedy byłam nieprzytomna i załatwił wszystkie papiery. Kiedy Zayn mnie przytulił, usnęłam.
Mulata nie było przy mnie. Rozejrzałam się. Stał w drzwiach, prowadzących do pokoju małej. Wstałam i stanęłam obok niego. Przyglądał się naszej córce. Przytuliłam się do jego ramienia.
- Bałem się, że coś jej się stało. Jest taka cicha... - mruknął, mocniej mnie przyciągając.
- Założę się, że będzie córeczką tatusia. - szepnęłam i pocałowałam go w policzek.
Uśmiechnął się szeroko. Spojrzał na Jasmine jeszcze raz i wróciliśmy do łóżka.
Kilka dni później Zayn obiecał mi niespodziankę. Przyszła do mnie Rose. Wystroiła mnie jak księżniczkę i obiecała, że zajmie się małą razem z Harrym. Nie wiedziałam o co chodzi. Zeszłam na dół. Przejrzałam się w lustrze. Miałam na sobie biało-różową sukienkę. Na to narzuciłam beżową kurtkę ze skóry i baleriny. Malik czekał na mnie w salonie. Był ubrany w białą koszulę i czarne spodnie. Elegancko, ale na luzie. O co chodziło? Pocałował mnie i pociągnął na dwór. Wsiedliśmy do auta,
- Zayn o co chodzi? - spytałam, zapinając pas.
- Zobaczysz. - odparł z uśmiechem.
Jechaliśmy w przyjemnej ciszy. Malik zatrzymał się w... lesie. Objął mnie i przeszliśmy na polanę. Był tam rozłożony koc i jedzenie. Piknik przy gwiazdach, nad jeziorem i pod pięknym drzewem. Było ciepło. Usiedliśmy na kocu. Wyrwał mnie na randkę. Nie wierzyłam w to. Tak bardzo się cieszyłam. Zjedliśmy coś rozmawiając jak kiedyś. O wszystkim i o niczym. I kiedy zapatrzyłam się w gwiazdy Zayn poprosił byśmy przeszli nad wodę. Stanęliśmy na pomoście. Po chwili Malik uklęknął na jedno kolano i wyciągnął pierścionek.
- Amelia... wyjdziesz za mnie? - spytał patrząc na mnie słodkimi oczkami.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Tak bardzo się cieszyłam! Poprosił mnie o rękę. Będę jego żoną!
- Tak! - odparłam szczęśliwa i wpadłam wręcz w jego ramiona, mocno oplatając jego szyję.
Zayn zdążył mnie pocałować nim wpadliśmy do wody. Kiedy wynurzyliśmy się na powierzchnię założył mi na palec śliczny, srebrny pierścionek. Na pewno był drogi. Bardzo mi się podobał.
- Należał do mojej babci. - mruknął całując moją szyję.
- Dziękuję. - szepnęłam - Jest piękny.
- Nie. Ty jesteś. - po tych słowach ponownie mnie pocałował, a nasze splecione ciała zanurzył się pod wodą.

* * *

Do domu wróciliśmy dopiero rano. Rose i Harry spali na dole, a Jasmine leżała obok w łóżeczku. Wzięłam moje maleństwo, nie budząc przyjaciół. Pocałowałam małą w czoło. Nie spała. Była taka kochana. Nakarmiłam ją i położyłam w jej pokoju u góry. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam zwykłe jeansy i bokserkę. Zeszłam na dół. Zayn w samych spodniach, zakładam, że też był po kąpieli, robił śniadanie, Objęłam jego szyję i pocałowałam go w policzek.
- Co dzisiaj zjemy? - spytałam z uśmiechem.
- Co powiesz na omlet z czekoladą? - posadził mnie na blacie i oparł się rękami po obu stronach mojego ciała.
- Brzmi świetnie. - przyznałam i pocałowałam go.
- Musicie od samego rana? - spytał Styles wchodząc do kuchni.
Uśmiechnęłam się. Mulat wrócił do robienia posiłku. Przepełniało mnie szczęście. Miałam cudowną córeczkę i narzeczonego... Był tyko mój. Po chwili do kuchni wparowała Rose. Włosy miała w totalnym nieładzie. Stanęła przede mną.
- No pokaż! - powiedziała niecierpliwiąc się.
- Ale co? - spytałam zdezorientowana.
- Pierścionek! - zawołała, jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie.
Zayn parsknął śmiechem. Czyli Rose o wszystkim wiedziała i pomogła mu przygotować. Są niemożliwi.
- Płerścionek? - mruknął Harry ziewając. Po chwili oprzytomniał - Jaki pierścionek?
- Zaręczynowy! - szybko odpowiedziała mu Stone - Pokaż mi go! - jęknęła.
Wyciągnęłam rękę w jej stronę. Dokładnie go obejrzała. Wykręcała moją rękę pod różnymi kątami, aż w końcu nadszedł czas na werdykt:
- Nie najgorzej Malik. - stwierdziła, na co ja i Mulat roześmialiśmy się.
Usłyszeliśmy płacz Jasmine. Natychmiast pobiegłam do góry i wzięłam ją na ręce. Przestała płakać i spojrzała na mnie swoimi czekoladowymi oczkami. Chyba obudziła się na dobre i nie chciała być sama. Pocałowałam ją w czoło. Zeszłam z nią na dół. Zayn właśnie nakładał śniadanie. Położyłam Jasmine w wózku, żeby była blisko nas. Kiedy jedliśmy rozmawiając, mała zasnęła. Widocznie musiała czuć czyjąś obecność. Rose i Harry zmyli się po posiłku. Pomogłam posprzątać Malikowi. Zdecydowaliśmy się na krótką drzemkę. Zayn wziął małą i poszliśmy do góry. Kiedy leżałam wtulona w Mulata i powoli zasypiałam, zadzwonił dzwonek do drzwi. Jęknęłam niezadowolona z gości. Chcieliśmy tylko chwili spokoju. Jak zawsze ktoś musiał przeszkodził. Zakładam, że to wujek Louis, wpadł zobaczyć małą. Tommo zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Czasem przychodził po prostu się nią zająć. Jasmine też bardzo go lubiła. Nie dziwiłam jej się.
- Zobaczę kto to. - Zayn pocałował mnie w policzek i wstał.
Jednak nie wrócił już dobre 10 minut. To oznacza, że przyjął gości. Postanowiłam pójść do niego. Powoli schodziłam po schodach.
- Stęskniliśmy się za tobą. - usłyszałam kobiecy głos, a po chwili zobaczyłam jak Malik przytula wysoką szatynkę.
- Ja też tęskniłem. - odparł z uśmiechem.
Po chwili dojrzał mnie i uśmiechnął się szeroko. Przywołał mnie ruchem ręki, a ja prawie natychmiast znalazłam się przy nim. Objął mnie ramieniem, a ja dopiero zobaczyłam, że w naszym salonie siedzi jego rodzina. Byli bardzo podobni do siebie. Jego ojciec, mama i dwie siostry. Z tego co mówił mi Zayn szatynka nazywa się Stella, a brunetka Vanessa.
- To jest Amelia. - przedstawił mnie Mulat - Jest moją narzeczoną. - dodał i pocałował mnie w skroń, a ja się lekko uśmiechnęłam.
- Miło nam cię poznać. - powiedziała jego mama i mocno mnie uściskała.
Usłyszałam płacz Jasmine. Zayn chciał do niej pójść. Położyłam rękę na jego ramieniu.
- Zostań, ja pójdę. - uśmiechnęłam się.
Kiedy wzięłam ją na ręce nie uspokoiła się. Szybko więc ją przewinęłam. Bałam się trochę reakcji rodziców Mulata na to, że są dziadkami. Moi nic nie wiedzą. Nie mają pojęcie, że urodziłam. Tak jest lepiej. Ociągając się, zeszłam na dół. Od razu natrafiłam na zatroskany wzrok Zayna.
- W porządku? - spytał podchodząc do mnie i patrząc na małą.
- Tak. Przecież wiesz, że ona jest bardzo towarzyska. - mruknęłam, na co Malik zaśmiał się.
Weszliśmy do salonu. Widziałam zdziwienie na twarzach członków jego rodziny. Nic dziwnego. Tak dawno nie widzieli syna i nagle pojawia się jego narzeczona z dzieckiem na rękach. To była bardzo nietypowa i nie zręczna sytuacja.
- Masz dziecko? - spytała Stella podchodząc do mnie, chodź pytanie skierowała do Mulata.
- Tak. Amelia urodziła nie cały tydzień temu. - odparł lekko mnie obejmując.
Delikatnie kołysałam małą. Stella stanęła na przeciwko mnie.
- Mogę? - wyciągnęła ręce w moją stronę.
Oddałam jej małą z ciężkim sercem. Do tej pory na rękach nosiłam ją ja, Malik, Harry, Rose lub Louis. Nie wiedziałam jak Jasmine zareaguje na zupełnie obcą osobę. Jadnak nasza córeczka nawet się nie odezwała. Patrzyła tylko na swoją ciocię.
- Jest do was bardzo podobna. - stwierdziła z uśmiechem Stella - Jak ma na imię?
- Jasmine. - odparliśmy oboje.
Malik z uśmiechem objął mnie ramieniem. Lubiłam to uczucie. Wszystko jest na swoim miejscu. Przynajmniej ja i Jasmine. Nasze miejsce jest przy Zaynie. Stella zwróciła mi małą. Pocałowałam ją w czoło. Zayn usiadł na kanapie obok jego rodziców. Ja usadowiłam się z Jasmine na rękach, na jego kolanach. Przytulił mnie do siebie. Chwile później mała już spała.
- A twoi rodzice? - spytał ojciec Malika - Co na to wszystko?
Westchnęłam.
- Nic nie wiedzą. Ani o Jasmine, ani o Zaynie. Nie zaakceptowaliby tego.
- Dlaczego? - spytała, przejęta jego matka.
Wytłumaczyłam im moją sytuację. Rodzice po prostu mają swoje racje. Nie zniosą tego, że wychodzę za Brytyjczyka jeszcze o innym wyznaniu religijnym. To dla nich za dużo jak na raz. Niestety, dla nich, ja już postanowiłam.Chciałam wyjść za Zayna i być szczęśliwa. Jego rodzina miała dzisiaj u nas nocować. Jego siostry zajmowały się małą. Stella mnie polubiła. Z wzajemnością. Ale Vanessa miała do mnie dystans i wiedziałam, że to się szybko nie zmieni. Zrobiłam kolację, którą wspólnie zjedliśmy. Rodzice Mulata nocowali w trzeciej sypialni u góry, a jego siostry na dole w salonie. Kiedy siedziałam na łóżku w naszej sypialni i czekałam, aż Malik wyjdzie z łazienki - zadzwonił mój telefon. Odebrałam nie patrząc na wyświetlacz.
- Halo? - ziewnęłam ze zmęczenia.
- Cześć córciu. - mama?
- Hej, mamo. - odparłam niepewnie.
- Amelia... może chciałabyś przyjechać do nas w odwiedziny? Tęsknimy za tobą.
Jasne, jasne. Ostatnio też tak było, prawda?
- Nie mogę. Ale jeśli chcecie, przyjedźcie do mnie.
- Z Mateuszkiem?
- On już nie jest taki mały. - odparłam.
Mój braciszek miał ponad dwa latka.
- A co u ciebie?
Malik pocałował mnie w ramie i położył głowę na moich nogach. Głaskałam jego czarne włosy.
- W porządku. Mam chłopaka.
- Naprawdę? - spięła się.
- A raczej narzeczonego... - czekałam na jakiś cios z jej strony.
- Kiedy go poznamy? - spytała sztywno.
- Kiedy przyjedziesz. - odparłam.
Jasmine cicho zaczęła płakać. Zayn do niej poszedł.
- Nakarmisz ją? - spytał, trzymając małą na rękach.
Odpowiedziałam mu uśmiechem.
- Muszę kończyć. - zwróciłam się do mamy i zakończyłam połączenia.
Nakarmiłam małą i położyłam ją spać. Chwilę później znajdowałam się w ciepłych ramionach Zayna.













































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Oto i nowy rozdział.
Wiem, że krótki, ale jakoś wena mnie opuściła...
Jeśli macie czas skomentujcie sytuację w tym rozdziale ;)
Z góry dzięki :D
Do następnego!

piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział 41

Schowałam się za drzwiami, tak by widział tylko moją głowę. Nie otworzyłam ich mocniej i nie wpuściłam go do środka. Co on tu w ogóle robił? I po co przyszedł?
- Cześć. - przywitał się.
- Hej. - odparłam - Co tu robisz? - może zabrzmiało to trochę niegrzecznie, ale stres wziął górę.
Domyślił się, że nie chcę go wpuszczać do środka. Mocniej otuliłam się kocem, czując zimny powiew wiatru.
- Louis mi powiedział, że zostałaś sama w Londynie. Chciałem cię spytać, czy pojedziesz ze mną, do mojej rodziny.
Szczena mi opadła. Z wrażenia, można powiedzieć, puściłam drzwi. Natychmiast zasłoniłam się okryciem. Zaprosiłam go cicho do środka. Zamknęłam drzwi i przeszłam do salonu. Usiedliśmy na kanapie. Usadowiłam się najdalej od niego jak tylko mogłam. Zauważył to. Cień smutku przemknął po jego twarzy. Bałam się, że zauważy mój brzuch. Skuliłam się nieco.
- To nie jest dobry pomysł Zayn. - odparłam w końcu, przenosząc wzrok z kominka, na niego.
- Dlaczego? I tak siedzisz tu sama. Jak... - przerwałam mu.
- Nie mogę. - odparłam, spoglądając w podłogę.
- Dlaczego? - jego głos był łagodny.
Wzięłam kilka głębszych wdechów. Zrobiło mi się naprawdę gorąco. Bałam się. Co jeśli mu powiem? Nie powiesz. Jesteś zbyt wielkim tchórzem.
- Muszę być pod stałą kontrolą lekarza. - nie skłamałam, prawda?
Gdyby coś się stało... Nie wybaczyłabym sobie. Przecież to moje maleństwo.
- Daj spokój. W Bradford też mają lekarzy. To nie jest zabita dechami dziura.
- Wiem... - przerwał mi.
- Więc, nie ma się nad czym zastanawiać. Pakuj się i jedziemy.
Spojrzałam mu w oczy. Przegryzłam wargę.
- Ja... Naprawdę nie mogę, Zayn.
Moje ramiona zaczęły się trząść. Miałam ochotę zapalić, ale obiecałam sobie i dziecku, że nie będę palić, dopóki nie urodzę. Papieros zawsze pomagał mi się odprężyć chodź na chwilę. A poza tym, lubiłam palić.
- Hej... - poczułam jego ręce na moich ramionach - Przecież nikt nie zrobi ci krzywdy.
- Wyjdź. - odparłam nie mogąc już wytrzymać.
Zdziwiłam go. On jednak, w przeciwieństwie do mnie, zauważył, że coś jest nie tak.
- Powiedz mi co się dzieje. - poprosił, obejmując mnie ramieniem - Nadal możesz mi ufać...
- Po prostu odejdź. - wyszeptałam hamując łzy.
- Nie ma mowy. Będę siedział tak długo, aż mi powiesz.
Zapadła cisza. Nie miałam zamiaru mu powiedzieć. Wstałam i wzięłam swój kubek. Na pewno nie wyjdę z domu. W końcu tu mieszkam! Przeszłam do kuchni. Malik był moim cieniem. Obserwował każdy mój ruch. Zrobiłam sobie herbatę. Przez chwilę stałam przy blacie. Zacisnęłam powieki. To się nie dzieje naprawdę. Kiedy otworzę oczy, znów będę sama i wszystko będzie ok. Poczułam ciepły tors Zayna. Kiedy chciał mnie objąć odepchnęłam jego ręce. Odpuścił, ale nie odsunął się. Położył głowę na moim ramieniu.
- Widzę, że cię to męczy. Po prostu powiedz. - szepnął, muskając moje ucho ustami.
- Jestem w ciąży. - szepnęłam cicho, tak cicho, że sama ledwie to usłyszałam.
Mój oddech przyspieszył, a serce biło jak oszalałe. Chłopak delikatnie pociągnął koc, który wymsknął mi się z rąk i upadł na ziemie. Nie miałam się już czym zakryć, ani w jakikolwiek inny sposób zasłonić. Poczułam jak jego ramiona delikatnie mnie oplatają a dłonie lądują na brzuchu. Wstrzymałam oddech.
- Jest moje? - spytał cicho.
- Tak. - wyszeptałam z łzami w oczach.
Tak bardzo bałam się tego momentu. Tego co on mi powie. Zayn odwrócił mnie przodem do siebie, mocno objął i delikatnie podniósł. Schował głowę w zagłębieniu mojej szyi.
- Kocham cię. - wyszeptał - To wszystko mnie przerosło. Nie umiałem sobie z tym poradzić. Tylko dlatego zostawiłem ciebie i chłopaków. Żałuję. Naprawdę żałuję. Nie każ mi odchodzić. Jestem najszczęśliwszym facetem na świecie.
Zrobiło mi się ciepło, gdzieś w środku. On mnie nadal kochał, tak jak ja jego. Chciał być ze mną. Z nami. Kiedy postawił mnie na ziemi, mocno się w niego wtuliłam. Po chwili poczułam jego słodkie usta. Tak bardzo mi ich brakowało... Odwzajemniłam jego gest. Może w końcu nam się uda.
- Pojedź ze mną. - poprosił patrząc mi w oczy.
- Myślę, że twoi rodzice nie powinni poznać mnie w takim momencie. - odparłam cicho - Jeśli chcesz jedź. Ja zostanę tutaj.
- Oszalałaś? Nie zostawię cię. Zostanę tu z tobą.
Dopiero teraz byłam szczęśliwa.

* * *

Ja i Zayn powoli odbudowywaliśmy relację.Święta spędziliśmy tylko we dwoje. No, można powiedzieć w troje. Malik przyzwyczaił się do myśli, że zostanie ojcem. Widziałam, że strasznie mu się to podoba. Przed wigilią wyciągnął mnie na zakupy. Chciał popatrzeć na jakieś ciuszki dla naszego malucha. Jako, że nie wiedzieliśmy, czy będzie to chłopiec, czy dziewczynka, wszystko było raczej w neutralnych kolorach. Uniknęliśmy na szczęście konfrontacji z paparazzi. 
Nadszedł sylwester. Dzisiaj Louis, Harry i Rose mieli wrócić. Powiedziałam o tym Zaynowi. Nie chciałam, żeby doszło między nimi do kłótni. Lou był dla mnie teraz jak starszy brat, a jego przyjaźń z Zaynem była w strzępkach. Nie chciałam pogorszyć sytuacji. Kiedy przyjechali wszyscy cieszyli się, z tego, że nasza dwójka znów jest ze sobą blisko. Nie powiedziałabym, że ja i Malik znów jesteśmy parą. To prawda, że od czasu do czasu się całujemy, spędzamy razem mnóstwo czasu, ale mimo wszystko to skomplikowane. Wszyscy zadbali, żebym podczas imprezy wypiła tylko picolo. Nie musieli mnie wcale namawiać. W oczach Zayna, widziałam podziw. Cieszył się, że rzuciłam palenie. Jego radość zmalała kiedy powiedziałam mu, że to tylko na okres ciąży. Znów wszystko powoli wracało do normy. Czas leciał mi jak szalony. Zayn nie zdecydował się na powrót do One Direction. Stwierdził, że to za szybko, ale rozwijał swoją karierę solową. Byłam z niego dumna. Najlepsze jest to, że kiedy byłam w 8 miesiącu ciąży Malik kupił dla nas dom. Ten dom, stał obok mojego poprzedniego, więc można powiedzieć, będę miała wszystkich po sąsiedzku. Cieszyłam się, że będziemy mieć własny kąt. U góry były trzy sypialnie. Jedna była nasza, a druga, naszego maluszka. Siedzieliśmy w naszym domu. Zayn dziś gotował obiad. Stanęłam obok niego i podjadłam kawałek papryki. Poczułam delikatny ból. Maleństwo zaczynało kopać. Z uśmiechem wzięłam Malika za rękę. Położyłam ją na moim brzuchu. Widziałam że zamarł na moment czując delikatny ruch dziecka. Uśmiechnął się do mnie. Mocno mnie objął i pocałował.
- Będzie piłkarz. - wymruczał.
- Chciałbyś. - odparłam rozbawiona - Nasza córka też będzie mogła grać.
- Będzie chłopiec. - odparł pewny siebie i pocałował mnie ponownie.
- Nie sądzę. - odparłam z uśmiechem.
- Wiesz? - spojrzał mi w oczy.
- Nie. Po prostu czuję.
Kilka kolejnych dni i byliśmy znów u lekarza. Powiedziała, że z dzieckiem wszystko w porządku. To co dodała później, przeraziło mnie, jak i Zayna.
- Twój maluszek jest zdrowy. Wasz. Przeprasza, ale...
- Ale, co? - ponaglił ją Zayn.
- Może pani nie przeżyć porodu.
- Co? - powiedział Malik, patrząc w podłogę nieobecnym wzrokiem.
- Zrobimy wszystko co w naszej mocy, ale pani życie jest zagrożone. - ciągnęła.
Nie potrzebowałam więcej. Podjęłam już decyzję. Kim bym była, gdybym powiedziała, że teraz chcę z niego zrezygnować? Że chcę się go pozbyć, bo chcę żyć dalej? Pokochałam moje małe dziecko.
- Urodzę. - odparłam pewna siebie.
Lekarz uśmiechnął się do mnie. Zayn był przygnębiony. Pojechaliśmy do domu. Przez całą drogę, Mulat nie odezwał się słowem. Kiedy weszliśmy do środka, postanowiłam z nim o tym porozmawiać. Usiedliśmy w salonie.
- Zayn... - zaczęłam łagodnie. Spojrzał na mnie - Nic mi nie będzie.
Zmarszczył brwi.
- Amelia, możesz umrzeć. Nie chcę żyć bez ciebie. Nie wyobrażam sobie, ani jednego dnia, kiedy nie będę miał cię obok. - w jego oczach zalśniły łzy - Potrzebuję cię. Dla ciebie zrobię wszystko.
Mocno go przytuliłam. Bał się. Rozumiałam go. W moim gardle stworzyła się gula. Nie potrafiłam jej przełknąć. Zayn, cholernie się bał, a ja podzielałam jego uczucie.
- Kocham cię. - szepnęłam przeczesując jego włosy ręką - Nawet jeśli coś... mi się stanie, obiecaj. Obiecaj, że się nim zajmiesz.
- Obiecuję. - szepnął zaciskając powieki.
Pocałowałam go w czoło. Złapał moją dłoń i nie chciał jej puścić. Wiedziałam, że hamuje łzy, które cisną mu się na oczy. Położyliśmy się obok siebie. Wtuliłam się w Malika.
- Teraz ty obiecaj, że będzie dobrze. - poprosił, patrząc mi w oczy.
Uśmiechnęłam się lekko. Po jego policzku zleciała łza. Szybko ją starłam, głaskając go po policzku.
- Będzie.

* * *

Jechałam na szpitalnym łóżku na salę porodową. Odczuwałam niewyobrażalny ból i strach. Jedyne co mnie powstrzymywało przed zemdleniem to obecność Zayna. Ciągle przy mnie był. Po naszej rozmowie, obudziłam się w środku nocy. Poród się zaczął. Przyjechaliśmy jak najszybciej do szpitala. Wiedziałam, że Malik się boi. Ja też. Po chwili byliśmy na miejscu, a ja po prostu odpłynęłam. Chciałam walczyć, ale ciemność wygrała.

Zayn
Czekałem na korytarzu. Kiedy usłyszałem krzyk mojego dziecka wyprosili mnie z sali. Nie wiedziałem co się dzieje. Jedyne co do mnie docierało to to, że z Amelią nie jest dobrze. Nie wiedziałem czym się bardziej martwić. Nasze dziecko jest wcześniakiem, a Melkę reanimują. Musi ze mną zostać. Nie może umrzeć. Po chwili z sali wyszedł lekarz. Poderwałem się na równe nogi. Spojrzał mi w oczy, po czym przepraszająco pokręcił głową. Nie wierzyłem, że to już koniec. Ona... Musi ze mną być. Wbiegłem do sali. Leżała tam. Chcieli mnie wyprowadzić, ale im nie pozwoliłem. Nie hamowałem już łez. Nachyliłem się nad nią.
- Nie zostawiaj nas. - szepnąłem i musnąłem jej usta.
Poczułem jak ktoś mnie odpycha. Zaczęła reagować. To chyba najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Kiedy stan Amelii był w normie, poszedłem zobaczyć nasze maleństwo. Było w inkubatorze. Było takie maleńkie i bezbronne. Takie kruche.
- Dziewczynka. - powiedziała mi z uśmiechem pielęgniarka.
Po moim policzku znów spłynęły łzy. Gdyby był chłopiec lepiej bym się trzymał, ale dziewczynka... Moja mała córeczka.











































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Uf, Amelia żyje. Przyznam, że nie łatwo ratować ją z każdych problemów ;)
Myślę, że rozdział nie najgorszy, ale może być lepiej. Będzie ich jeszcze tylko kilka ;)
Co o tym sądzicie???
I dziękuję za komentarz pod ostatnim rozdziałem ;) zwykłe "super" dodało mi sił ;)
Do następnego!




środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział 40

Bałam się. Przede wszystkim znów stresowałam. Czy lekarz nie powiedział mi jeszcze unikaj stresów? Wydaje mi się, że coś wspomniała. Zamknęłam oczy i całkowicie oparłam się na Louisie.
- Zamknij się. - warknął Tommo na Malika.
Zayn widocznie był zirytowany. Po prostu podszedł do nas i wziął mnie na ręce. Nie pytał czy może, czy nie. Po prostu przeszedł ze mną przez cały dom, posadził mnie na łóżku w moim pokoju, po czym zamknął drzwi na klucz i schował go, zapewne w kieszeni. Ściągnęłam płaszcz.
- Nie wyjdę do póki nie powiesz mi co jest grane. - mruknął, przeczesując ręką włosy.
Już powoli mu odrastały. Dużo bardziej lubiłam go w długich włosach. Ale krótszych niż do ramion. Skuliłam się kładąc głowę na poduszce. Jego obecność mnie raniła. Po moim policzku zleciała łza. Malik uklęknął przede mną i wytarł mój policzek.
- Bądź chociaż raz konsekwentny jak coś postanowisz. - warknęłam.
- W tej kwestii jestem taki sam jak ty. - uśmiechnął się lekko.
Pociągnęłam nosem. Źle się czułam. Byłam zmęczona. Zayn delikatnie odgarnął mi włosy z twarzy.
- Powiedz mi co się dzieje. - cisza - Melka.
Spojrzałam na niego. Mogłam to zrobić, pod jednym warunkiem. Okazało się, że istnieje dla mnie ratunek.
- Powiem. - odparłam - Pod jednym warunkiem.
- Ok. - powiedział niepewnie - Jaki to warunek?
- Jak ci powiem, to zostawisz mnie w spokoju. Nie spotkamy się więcej. I nie będziesz się ze mną kontaktował.
- Dlaczego?
- Zgadzasz się? - zignorowałam jego pytanie.
Podniósł się. Chodził nerwowo po pokoju. Na pewno rozpatrywał wszystkie za i przeciw. W końcu stanął przede mną.
- Zgadzam się. - szepnął.
Odetchnęłam. Wzięłam głęboki oddech.
- Ja... zachorowałam, ale już jest lepiej. - byłam na tyle słaba i za pewne wyglądałam źle, że nie trudno było uwierzyć w to małe kłamstwo.
-  Ale już wszystko w porządku? - chciał się upewnić.
Nie wiedziałam dlaczego.
- Tak. - szepnęłam.
Nic nie dodając, Malik wyszedł z mojego pokoju. Po moich polikach pociekły łzy. Jesteś cholernym tchórzem Amelia! Po chwili byłam w ramionach Louisa. Nic nie powiedział, ale wiedziałam co myślał. Długo tak ze mną siedział. W końcu zmorzył mnie sen.
Siedzieliśmy w salonie. Wiedziałam, że muszę powiedzieć reszcie, ale nie mogłam znaleźć na to odpowiedniego momentu. Zadzwonił telefon Harrego. Przeprowadził szybką rozmowę, po czym spojrzał na nas.
- Chłopaki mamy trasę. Zaczynamy za niecały tydzień. Wrócimy dopiero na święta.
Wszyscy posmutnieli. Nie dziwiłam się. Rozejrzałam się. Nigdzie nie było Jess. Była tylko Rose i Ness, Wstałam na chwilę. Wahałam się, ale w końcu przecież muszą się dowiedzieć.
- Jeśli chodź trochę poprawi wam to humor to... - uśmiechnęłam się lekko - możemy zrobić imprezę z okazji wszystkich cioci i wujków.
Nie załapali od razu, chodź Lou natychmiast mnie wyściskał. Objął mnie i stał obok. Wyglądał jak dumny ojciec.
- Z góry oznajmiam, że ja będę chrzestnym. - powiedział.
- Śnisz. - mruknął Harry z bananem na ustach - Ja będę najlepszym ojcem chrzestnym.
- Chciałbyś! - fuknął Tommo.
Zaczęli się kłócić. Ze śmiechem poszłam do drzwi. Ktoś dzwonił. Kiedy je otworzyłam, odebrało mi mowę. Przede mną stałą Jess i Adam. Wpuściłam ich nic nie mówiąc. Kiedy wróciliśmy do pokoju wszyscy umilkli. Niall natychmiast porwał Jess w swoje ramiona. Przywitali się pocałunkiem. Adam ciągle mi się przypatrywał.
- Idę na spacer. - mruknęłam.
- Ja też. - dodali łącznie Harry, Rose, Liam i Ness,
- I ja. - po chwili dołączył Lou.
Roześmialiśmy się wszyscy. Szybko się ubraliśmy. Nailler został w domu z dwójką gości. Biedak. Może ich polubił.
Wróciliśmy po 22. Byliśmy w barze na coca coli. Wszyscy solidarnie zmówili to co ja. To na sylwestra będzie picolo. Niedługo święta. Czuję, że nie mam co pokazywać się w domu. Usiedliśmy w pustym salonie.
- Amelia. - zwrócił się do mnie Hazza - Kto jest ojcem?
Zesztywniałam. Miałam nadzieję, że nie zada mi tego pytania, lub sam się domyśli. Styles ty kretynie. Tak trudno zgadnąć?
- Jak myślisz? - odparłam spuszczając wzrok.
- Ten kretyn. - mruknął Lou.
- Wie? - dopytywał Loczek.
- Nie. Do cholery nie wie i nie będzie wiedział! - uniosłam się - Przepraszam. - dodałam po chwili - Pójdę do siebie.
Wzięłam szybki prysznic i zasnęłam ubrana w koszulkę Malika.

* * *

Wracałam od lekarza. Z moim maleństwem wszystko było dobrze. Już 16 tydzień (czwarty miesiąc). Mój brzuch stał się widoczny. Cieszyłam się, że paparazzi się mną nie interesują. Wybuchłby skandal. Nie chciałam robić zamieszania. Lekarz pytał czy chcę znać płeć dziecka. Można ją określić już w 14 tygodniu. Chciałam, żeby była to niespodzianka. Świata miałam zamiar spędzić sama. Wszyscy się rozjeżdżają więc ja zostanę w Londynie. Chłopcy już wrócili z trasy, ale wznawiają ją zaraz po sylwestrze. Weszłam do domu i rozebrałam się. Na dworze zrobiło się na tyle zimno, że zaczęłam nosić zimową kurtkę. Poszłam do salonu. Zastałam tam już tylko Rose, Harrego i Lou.
- Chcieliśmy się pożegnać. - mruknęła Stone tuląc się do Harrego.
- Jak tam nasz mały piłkarz? - spytał Tommo całując mój policzek na powitanie.
- Hej! - oburzyłam się - Skąd wiesz, że nie dziewczynka?
- A ty wiesz? - spytał Loczek.
- Nie. Chcę mieć niespodziankę. - odparłam.
- Trzymaj się i pisz w razie czego. - powiedziała Rose - Zakładam, że będzie mały Malik. - uderzyłam ją w ramie, a ona się zaśmiała.
Nie wiem, czy zniosłabym to, gdybym miała małą wersję Zayna. Nadal go kochałam. Miałam nadzieję, że maleństwo będzie do niego podobne, ale nie na tyle by mi go przypominać.
- Dokładnie. Ma być chłopiec. - dodał Loczek, całując mój policzek.
- Zobaczycie, że na przekór wam będzie dziewczynka, - odparłam.
- Założymy się, że piłkarz? - rzucił z bananem Louis.
Pożegnałam się z nimi i zostałam sama. Ten duży dom był bez nich strasznie pusty. Zrobiło mi się przykro. Będę sama, tak jak chciałam, ale nie cieszyłam się. Zawsze spędzałam święta z rodziną. Nie chciałam jednak do nich jechać, ze względu na to, że stres mi szkodzi. Mi i maleństwu. Nie miałam do kogo pójść, ani z kim spędzić świąt. Zajęłam się przygotowaniami. W końcu już po jutrze wigilia. Chciałam mieć przystrojony dom. Robiłam choinki z papieru, popijając ciepłą herbatę. Siedziałam na kanapie w salonie, przed kominkiem w którym tańczył ogień.
- Wiesz, zawsze spędzałam te święta z rodziną w Polsce. - mówiłam do mojego nienarodzonego dziecka. Zauważyłam, że lubię to robić - W tym roku, będziemy tylko ty i ja. Może w przyszłym zobaczysz dziadka i babcię. - westchnęłam - Nie będzie tak źle. Sylwester spędzimy z wujkiem Louisem i Harrym. No i z ciocią Rose.
Czas do wieczora szybko mi zleciał. Ciągle coś robiłam; przygotowywałam ozdoby, przywieszałam je, przejrzałam nowości o gwizdach. Wcale nie szukałam informacji o Zaynie. Wcale... Każdego dnia o nim myślałam. Siedział mi w głowie i nie potrafiłam go od tak wyrzucić. Wszystko byłoby prostsze gdybym mogła. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Niestety wiem, że takie rzeczy się nie zdarzają. Położyłam się na kanapie. Ziewnęłam. Zrobiłam się zmęczona. Żałowałam, że nie powiedziałam Zaynowi o dziecku, ale tak będzie lepiej. Wychowam je sama, mimo iż wiem, że powinno mieć ojca. Może kiedyś jakiś mężczyzna zdoła wybić mi z głowy Zayna i zajmie jego miejsce. Będzie dobrym mężem i ojcem. To tylko fantazjowanie, na które nie powinnam poświęcać czasu. Eh... Zamknęłam oczy i nawet nie wiem kiedy zasnęłam na kanapie.
Puk, Puk Puk! Puk! Puk, Puk! I dzwonek do drzwi. Jęknęłam cicho. Pewnie Rose czegoś zapomniała. Tak dobrze mi się spało. Spojrzałam na zegarek 20. Przecież ona dawno powinna być w Polsce. W takim razie, pewnie Louis. Podniosłam się i okryłam ramiona kocem, pod którym spałam. Było mi zimno. Miałam na sobie, jeansy i sweterek. Ponowie odezwał się dzwonek. Ziewnęłam.
- Już! - krzyknęłam zachrypniętym głosem, po drzemce.
Uchyliłam drzwi. Owiał mnie zimny wiatr, ale zrobiło mi się gorąco gdy ujrzałam jak czekoladowe tęczówki patrząc wprost w moje oczy.













































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak, wiem, że krótki, ale...
Będę mogła potrzymać was w niepewności ;)
A poza tym to rozdział 40! WOW!!!
Szczerze? Nie mam pojęcie czy nie zepsułam tego rozdziału. Na początku wyglądał nieco inaczej. Jest po małej przeróbce.
Mam nadzieję, że mimo to wam się podoba. I jeszcze jedno pytanie:
Pod ostatnim rozdziałem jest 36 wyświetleń (chyba), a dlaczego nie ma ani jednego komentarza...? :(
Do następnego kochani! ;)

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdział 39

Retrospekcja

Znów się do mnie nie odzywał. Czułam, że coś jest nie tak. Nie wiedziałam dlaczego. Byliśmy teraz w stanach. Pojechałyśmy z chłopcami na trasę. Bałam się o niego. Byłyśmy na koncercie. Zupełnie nie rozumiałyśmy co się dzieje na scenie. Chłopcy płakali śpiewając. Nie wiedziałam o co chodzi. Koncert był wręcz przygnębiający. Kiedy widziałam go takiego, bolało mnie serce. Nie szukał mnie wzrokiem jak zawsze. Miał nieobecne spojrzenie. Kiedy wszystko się skończyło poszłyśmy za kulisy. Chłopcy robili grupowy uścisk, a ja czułam, że coś się zdarzy. Zauważyli nas. Dziewczyny pobiegły w ramiona swoich mężczyzn. Tylko ja stałam i czekałam. Malik podszedł do mnie. Nie uśmiechnął się. Nie dotknął mnie. Odwrócił wzrok. Spojrzał na mnie na chwilę.
- To koniec. - powiedział.
Zabolało. Nie. To nie mogło być prawdą.
- Dlaczego? - wydusiłam tylko hamując łzy.
- Od początku wiedziałaś, że to się nie uda. Teraz przyznaję ci rację.
Po tak długim czasie chciał wszystko skończyć. Co z tymi chwilami, kiedy byliśmy szczęśliwi? Było ich dużo więcej niż naszych kłótni, lub rozstań. Nie rozumiałam: dlaczego. Mimo, że mi to powiedział, czułam, że nie to jest powodem. Po tak długim czasie chciał wszystko skończyć... a ja mu na to pozwoliłam.


Minęły dokładnie dwa miesiące odkąd Malik i ja rozstaliśmy się ostatecznie. Nie najlepiej czułam się od tamtej pory. Byłam ponura i miałam wrażenie, że moja melancholia się udziela. Żyłam w ciągłym stresie, czytając tylko komentarze fanów. Bolało mnie to wszystko, a do tego doszły jeszcze inne dolegliwości. Dziś tak jak wczoraj, zwróciłam śniadanie. Mieszkałam teraz sama w małej kawalerce. Cieszyłam się, że nikt nie widzi mnie w takim stanie. Chyba miałam gorączkę. Wiedziałam, że powinnam iść do lekarza. Powstrzymywała mnie jednak pogoda. Od dobrego tygodnia padało. Stwierdziłam, że muszę się przepadać. Nienawidziłam wymiotować i chciałam coś na to zaradzić. Przemyłam usta wodą i przebrałam się w jeansy i biały sweterek. Na nogi naciągnęłam jesienne botki. Zarzuciłam na siebie płaszcz i owinęłam chustkę wokół szyi. Szybko pobiegłam na autobus. Zdążyłam w ostatniej chwili. Usiadłam na jednym z miejsc i przypatrywałam się szarości za oknem. Moje życie, wyglądało teraz jak pogoda za oknem. Wysiadłam na przystanku obok szpitala. Skierowałam się do odpowiedniego gabinetu. Ponieważ nikogo nie było, weszłam do środka. Miałam wrażenie, że na tak kompleksowych badaniach jeszcze nigdy nie byłam. Pani doktor usiadła na przeciwko mnie. Nie była najmłodszą kobietą, ale na pewno biło od niej ciepło.
- Dziecko, to na pewno zwykłe przeziębienie. - powiedziała łagodnie, trzymając okulary jedną ręką i patrząc w wyniki badań - Ale nie możesz brać zwykłych tabletek. Jesteś w ciąży.
Zatkało mnie. Co? Ale.. jak? Próbowałam sobie to poukładać w głowie i nie wpadać w panikę. Tylko jedna osoba mogła być ojcem mojego dziecka: Zayn. Jak to brzmi? Mojego dziecka? Nie docierało to do mnie. Poczułam, że jest mi słabo i robi się ciemno przed oczami. Poczułam jak ktoś zaciska moją rękę na szklance z wodą. Trzęsącą dłonią podniosłam ją i upiłam kilka łyków. Od razu poczułam się lepiej.
- Nie wiedziałaś? - spytała łagodnie pani doktor.
- Nie. - odparłam - Czy... z dzieckiem wszystko w porządku?
- Nie wiem. Możemy to od razu sprawdzić jeśli chcesz.
Oczywiście, że się zgodziłam. Przeraziłam się, że moje przeziębienie zaszkodzi maleństwu, które jest we mnie... Patrzyłam na ekran. Widziałam na nim moje maleństwo. Nie wiem dlaczego, ale od razu poczułam do niego miłość. Mimo, że w to nie wierzyłam i nie do końca to ogarniałam.
- Wszystko w porządku. Musisz tylko na siebie uważać i unikać wszelkich zachorowań. - ponownie usiadłam na przeciwko niej. Wypisywała receptę - Nie bierz leków bez konsultacji z lekarzem. Za to zalecam ci dużo witamin. - uśmiechnęła się do mnie ciepło.
- Dziękuję. - odebrałam od niej kawałek papieru i wyszłam.
Ubrałam kurtkę i włożyłam receptę do torebki. Pojechałam do apteki. Wykupiłam leki i wróciłam do domu. Zażyłam lekarstwa i usiadłam na kanapie. Otuliłam się kocem i spojrzałam na zdjęcia USG. Nie mogłam oderwać od nich oczu. Mimowolnie wstałam i weszłam do łazienki. Stanęłam przed lustrem i podciągnęłam sweter. Mój brzuch nie wydał mi się większy niż ostatnio. No może troszeczkę... Jejku. To takie dziwne. Powróciłam na moje poprzednie miejsce z ciepłą herbatą, którą sobie przygotowałam. Położyłam głowę na oparciu kanapy i zasnęłam z ręką na brzuchu.
Dum! Dum! Oszaleć można. Ktoś walił tak głośno w drzwi, że zerwałam się na równe nogi z przerażeniem. Kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do półmroku zapaliłam światło i poszłam otworzyć. Do pomieszczenia wpadli chłopcy i Rose. Czasami przychodzili zobaczyć jak się czuję. Po lekach wyglądałam na pewno dużo lepiej. Zamknęłam za nimi i podążyłam do salonu. Kamień spadł mi z serca kiedy zorientowałam się, że schowałam moje zdjęcia... A raczej mojego malca. Zżerała mnie ciekawość czy to chłopiec czy dziewczynka. Zauważyłam, że Niall otwiera dla mnie piwo.
- Nie. - powstrzymałam go - Nie mogę.
- Dlaczego? - zdziwili się wszyscy.
- Dostałam leki. - odparłam.
Po części przecież mówiłam prawdę, prawda? Przeszłam do kuchni i łyknęłam kolejną porcję tabletek. Usiadłam obok nich i zastanawiałam się czy im powiedzieć. Będę musiałam poszukać większego mieszkania. Nie miałam na to pieniędzy. Nie pomyślałam o tym. Jeśli rodzice się dowiedzą...
- Martwisz się czymś? - spytał Harry.
- Tak. - wypaliłam od razu.
Zaczęłam przeklinać w duchu. Nawet przez chwilę nie umiem utrzymać języka za zębami. A jeśli nie będę dobrą matką? Dziecko potrzebuje ojca. W co ja się wpakowałam. Tak cieszyłam się tym, że będę miała dziecko, mimo zaskoczenia, że nie pomyślałam o wszystkim co jest potrzebne by zapewnić mu dobre życie.
- Amelia? - z zamyślenia wyrwał mnie Rose.
Odetchnęłam głęboko. Przecież prędzej czy później się dowiedzą. Kłamać, czy nie?
- Ja... - zawahałam się. Chciałam stchórzyć - Nie najlepiej się czuje. - stchórzyłam.
Wiedziałam, że nie powinnam kłamać, ale sama nie mogłam jeszcze tego przyswoić. Potrzebowałam czasu. Czasu i gotówki. Na pewno nie mogę zwrócić się z tym do rodziców. Oszaleją jeśli dowiedzą się o dziecku. Musiałam radzić sobie sama.
- Jeśli chcesz to już pójdziemy. - zaproponował Payne.
- Nie. - odparłam z lekkim uśmiechem - Zostańcie.
Usadowiłam się obok Harrego, po którego drugiej stronie leżała Rose. Oglądaliśmy jakiś film. Zupełnie nie wiedziałam o czym był. Skupiłam się na rachunkach w myślach. Mam jeszcze trochę pieniędzy, ale to nie wystarczy mi i dziecku na całe życie. Muszę coś wymyślić. W końcu usnęłam z głową na ramieniu Stylesa.
Coś pięknie pachniało. Podparłam się na łokciach. Byłam w swoim pokoju i leżałam na łóżku. Chwila... Byłam w moim... byłym domu? Jak to się stało? Po chwili drzwi się otworzyły, a ja usiadłam. Byłam ubrana w koszulkę Harrego z napisem Harry Potter jak Styles - boski. Skąd on to miał? I jakieś dresowe spodnie. Louis zatrzasnął drzwi kopniakiem i usiadł obok mnie z omletami na talerzu.
- Dzień dobry księżniczko! - uśmiechnął się - Mam dla ciebie pyszności, pod warunkiem, że powiesz mi o co wczoraj chodziło. Nie zwiedziesz wujka Louisa. - wyszczerzył się w uśmiechu.
- Dobrze mówisz WUJKU. - wyrwało mi się.
Lou zmarszczył brwi jak by odczytywał sens moich słów. Po chwili podniósł palec do góry i uśmiechnął się.
- To jakaś przenośnia tak? - spytał z triumfalnym uśmiechem.
- Niestety to rzeczywistość. - odparłam i odetchnęłam głęboko.
- Aaaaa!!! - wydarł się jak kobieta przyprawiając mnie o zawał serca - Będę wujk...!!! - zatkałam mu usta dłonią.
- Tylko ty wiesz. I nie mów nikomu. - uprzedziłam posyłając mu groźne spojrzenie.
Zabrałam rękę.
- Iem!!! - dokończył - Czekaj... Ale kogo to dziecko? - spytał cicho.
- A jak myślisz geniuszu? Jeszcze się nie do końca pozbierałam, więc nie, nie miałam nikogo po Maliku.
- Pie... - nie przeklął - To znaczy... Więc to dziecko Zayna?
- Nie. - odparłam - To moje dziecko.
- Ale przecież, ono musi mieć ojca. - zaprzeczył od razu.
- Lou lepiej żeby nie wiedział. Tym bardziej, że znów ma dziewczynę. Nie rozwalę mu życia mimo że mam na to ochotę. Moje maleństwo będzie miało tylko mnie.
- Najlepszą mamę na świecie.
W moich oczach pojawiły się łzy. Szepnęłam ciche: dziękuję, i mocno się do niego przytuliłam. Trwaliśmy dłuższą chwilę w uścisku. W końcu otworzyły się drzwi i do pokoju weszła Rebeca.
- A co ja tu widzę? - mruknęła - Louis?
Odsunęłam się od Tomlinsona, a on  z wielkim uśmiechem podszedł do swojej dziewczyny. Pocałował ją i objął w talii.
- Chcę zostać tatą. - oświadczył bardzo poważnie - Może nie długo zostanę wujkiem - uśmiechnął się do mnie lekko - więc chcę zostać tatą.
- Coś ty mu zrobiła? - spytała zaszokowana dziewczyna.
- Nic. Przyniósł mi śniadanie. - odparłam połykając kawałek świetnego omleta.
- Ty świnio! - wrzasnęła na niego - Mi nie robisz śniadań!
- To była sytuacja wyjątkowa. - powiedział Lou - Szeregowy Louis Wujcio Tommo oddala się na czas bliżej nieokreślony. - wyszedł a ja i Rebeca wybuchnęłyśmy śmiechem.

Tak więc znowu się przeprowadziłam. Louis można powiedzieć, czuwał nade mną. Kiedy źle się czułam to on był najbardziej nadopiekuńczy. Bardziej niż Rose, a to już o czymś świadczy. Dziś wyszłam na zakupy z Rose. Chciała koniecznie kupić mi nowe cichy. Wybrałam kilka koszulek, zatwierdzonych przez przyjaciółkę i poszłam do przymierzalni. Rose stała w "przejściu" i przyglądała się jak leży na mnie ów ciuch.
- Nieźle. - odparła.
Ściągnęłam koszulkę. Nadal czułam na sobie wzrok przyjaciółki.
- Wydaje mi się czy przytyłaś? - spytała.
- Przytyłam. - przytaknęłam od razu.
- Przyznaj się. Kto jest szczęściarzem? - musiała zauważyć.
Skrzywiłam się. Założyłam moją poprzednią koszulkę i odwróciłam się do niej przodem. Zrobiłam minę zbitego psa wiedząc co powie.
- Nie. - odparła poważnie, wkurzała się - Nie powiesz mi, że ten... - przerwałam jej.
- Przestań. Nie mogę się denerwować. - minęłam ją i podążyłam do kasy.
- Powiedziałaś mu?
- Nie.
- Co?! - wrzasnęła na cały sklep.
Wiedziałam, że tak będzie. Szybko kupiłam koszulkę i wyszłam przed sklep. Rose po chwili dołączyła do mnie, Usiadłyśmy na ławce. Oparłam głowę na rękach. Czekał mnie teraz ochrzan. Za to, że mu nie powiedziałam i za to, że on jest kretynem. Czemu muszę obrywać za niego? To niesprawiedliwe!
- Amelia musisz mu powiedzieć. On ma prawo to wiedzieć. - spojrzałam na nią jak na ducha - Nie patrz tak. Nie lubię go, ale ma do tego prawo. Przecież to jego... - przerwała patrząc gdzieś za mnie - Masz okazję.
Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, pociągnęła mnie, a ja ruszyłam za nią. Nim zorientowałam się co się dzieje, byłam w ramionach jakiegoś chłopaka. Spojrzałam na jego ręce. Zayn. Nadal miał tatuaż, który robił sobie ze mną.
- Amelia? - spytał.
Zamknęłam na chwile powieki. Cofnęłam się kilka kroków. Spojrzałam na niego. Mimo, że nieco zmienił swój wygląd, nadal był idealny.
- Cześć. - mruknęłam cicho.
Chłopak mi się przyjrzał.
- Dobrze się czujesz? Nie wyglądasz naj... - nie dokończył.
Zrobiło mi się słabo i upadłabym gdyby mnie nie podtrzymał. Stres tak na mnie teraz działał. Zabiję Rose! Chłopak pomógł mi usiąść. Po chwili wrócił ze szklanką wody. Upiłam kilka łyków i zrobiło mi się lepiej. Nadal mnie obserwując, Malik usiadł na przeciwko. Z torebki wyjęłam witaminy i połknęłam jedną tabletkę.
- Jesteś chora? - spytał, marszcząc brwi.
- Podobno zwykłe przeziębienie. - odparłam nie patrząc na niego.
Ciężko było mi z nim rozmawiać jak gdyby nigdy nic. Przecież... nie wiedziałam nawet co teraz czuję. Wszystkie emocje były sprzeczne. Zadzwonił mój telefon. Louis. Odebrałam.
- Jak tam zakupy? Macie jakieś śpioszki?
- Louis przyjedź po mnie do galerii. Rose mnie zostawiła samą i pewnie zabrała auto. Nawet jeśli pewnie nie mogłabym prowadzić.
- Ja cię mogę odwieść. - wtrącił się Zayn.
- Powiedziałaś mu?! - Tommo wydarł się tak, że musiałam odsunąć słuchawkę od ucha.
- Nie. I proszę zamknij się z łaski swojej.
- To niech on cię odwiezie.
- Ale Lou...
- PA.
Oni się zmówili przeciwko mnie. Opadłam na krzesło i przetarłam twarz dłońmi. Byłam już tym zmęczona. Miałam jeszcze iść dzisiaj na wizytę kontrolną. Jeśli się pośpieszę to zdążę na autobus. Wstałam i założyłam płaszcz. Zayn również się podniósł.
- Odwiozę cię. - mruknął.
- Nie. Muszę jeszcze jechać do lekarza.
- Tym bardziej wolę żebyś jechała ze mną.
Nie było sensu się z nim kłócić. I tak bym nie wygrała, a biorąc pod uwagę moją słabość do mdlenia, musiałam się zgodzić, ze względu na malucha. Siedziałam z przodu na siedzeniu pasażera. Wyglądałam przez szybę. Staliśmy w korku, a na zewnątrz padało. Jak ja kocham to miasto.
- Co miałaś mi powiedzieć? - spytał Zayn, przypatrując mi się.
- Nic takiego. - odparłam.
- A jednak coś.
Nie patrzyłam na niego. Nie powiem mu o dziecku. Ono jest moje. Może i myślę jak egoistka, ale nie chcę, żeby on był ojcem malucha. Chcę, żeby maleństwo miało normalną rodzinę, lub tylko mnie. Nie chcę, żeby spędzało tydzień u mnie i tydzień u Malika. Nie dałabym tak rady.
- A więc? - dopytywał.
Milczałam. Nie ufałam mu i nie miałam zamiaru niczego mu mówić. Może i zachowuję się jak małe dziecko, ale mam do tego prawo i tyle!
- Amelia... - przeszedł mnie dreszcz - Przecież możesz powiedzieć mi wszystko.
- Mogłam. - musiałam to podkreślić.
Zamknęłam mu tym usta. Przed szpitalem wysiadł ze mną. Ruszyłam w stronę odpowiedniego gabinetu. Usiadłam na krzesełku. Malik zajął jedno obok mnie. Po chwili obok nas pojawiła się pani doktor.
- Nie brzydki ten twój wybranek. - powiedziała z ciepłym uśmiechem - Chodź dziecko.
Poszłam za nią do gabinetu nieco zdegustowana stwierdzeniem: nie brzydki ten twój wybranek. Po wszystkich badaniach kontrolnych usiadłam za biurkiem, na przeciwko kobiety.
- Maleństwo ma się dobrze, ale ty jesteś osłabiona. Pamiętaj dużo, dużo witamin i wszystko będzie dobrze. - uśmiechnęła się do mnie.
Wyszła razem ze mną. Zayn natychmiast podniósł się z miejsca i podał mi płaszcz.
- A ty się nią zajmij. Kto to widział, żeby kobieta, mająca, z wyglądu silnego chłopa, była przemęczona. - westchnęła i odeszła.
Ubrałam płaszcz.
- Czy ona właśnie stwierdziła, że jesteśmy razem, a ty tego nie sprostowałaś? - spytał z lekkim uśmiechem.
- Z doświadczenia wiem, że lepiej się z nią nie kłócić. - odparłam tylko.
Ruszyliśmy do auta. Znów nie czułam się najlepiej. Kiedy tylko Zayn zatrzymał się przed domem wysiadłam. Owiało mnie zimne powietrze. Zrobiło mi się słabo, więc podparłam się auta. Malik z niego wysiadł i uważnie mi się przyjrzał.
- Jesteś strasznie blada. - stwierdził podchodząc do mnie.
- Nic mi nie jest. - odparłam chcąc trzymać go na dystans.
Po chwili obok nas pojawił się Lou. Objął mnie w talii, tak bym mogła się na nim oprzeć.
- Przepraszam. - mruknął - Mogłem po ciebie przyjechać. Zapomniałem, że masz dzisiaj wizytę kontrolną. Co ci powiedziała?
- Że wszystko w porządku.
Po mojej odpowiedzi, dopiero się zorientował, że nie jesteśmy sami.
- Dalej nic nie wie? - Lou spojrzał na mnie groźnie.
- Proszę cię, po prostu to uszanuj. - odparłam spuszczając wzrok.
- Nie wiem czego? - spytał Malik, a my oboje milczeliśmy - Powiedzcie mi do cholery!












































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak jak obiecałam, jest!
Spodziewaliście się tego? Wiem, że to zupełnie zmieni ich (wszystkich) życie.
Co o tym myślicie?
I kiedy Zayn się dowie?
Wiecie?
Jeśli tak, tam na dole można zostawić komentarz ;)
Do następnego!

sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział 38

Spędziliśmy z, jak się dowiedziałam, Maxem dwie godziny tańcząc. Był naprawdę miły. Leciała kolejna piosenka, tym razem wolna. Chłopak z uśmiechem, mnie pocałował. Byłam zaszokowana, ale natychmiast go odepchnęłam. Dostał ode mnie mocny policzek.
- Dupek. - warknęłam po czym wróciłam do baru.
Byłam sama. Chciałam już wracać do domu. Poprawiłam kurtkę i powoli zmierzałam w kierunku wyjścia. Spojrzałam jeszcze na parkiet. Zauważyłam Zayna. Oczywiście z Jess. Obejmowała jego kark i zmysłowo poruszała biodrami. Wiedziała jak mnie zniszczyć. To będzie trzeci chłopak. I to pod rząd. Tylko tym razem, ja naprawdę się zakochałam. Był tym jedynym. Jeśli odejdzie, nie pokocham innego. To była wada miłości. Nie przejdzie jeśli znajdziesz odpowiednią osobę. Może ja nie jestem dla niego odpowiednia? Odwróciłam się i wyszłam. Oparłam się o ścianę klubu i zapaliłam papierosa. Po moim policzku zleciała łza. Natychmiast ją starłam.
- Czy to Amelia? Kto by pomyślał, że dziewczyna z kamienia, jednak ma uczucia. - usłyszałam głos Adama, a po chwili chłopak stał przede mną.
- Też byś płakał gdyby, ten sam facet trzy razy z rzędu odbił ci dziewczynę, więc się przymknij. - warknęłam.
- Milutka jak zawsze. - stwierdził, ale głos mu złagodniał. Oparł się obok mnie - On widzi tylko ciebie. - dodał po chwili.
Prychnęłam.
- Skąd wiesz? - spojrzałam na niego.
- Widziałem jak patrzył, jak tańczyłaś z tym facetem. Totalnie ignorował wtedy Jess. Dopiero jak zobaczył jak go odpychasz gdy cię pocałował to się uśmiechnął.
Kretyn. I nawet do mnie nie podszedł. Nie miałam zamiaru tu stać.
- Jak go spotkasz to możesz mu przekazać, że nie chcę dziś towarzystwa. - zgasiłam papierosa.
- O mnie mowa? - za moimi plecami usłyszałam głos Zayna.
Uniosłam brwi. Wyrzuciłam peta. Nie zamierzałam mu odpowiedzieć. Ignorował mnie cały wieczór, nawet się ze mną nie przywitał. Czego teraz oczekiwał? Że wpadnę mu w ramiona i powiem: "Och, Zayn! Jednak mnie kochasz i nie poleciałeś za Jess!" Pomyłka. Adam zaśmiał się, patrząc na mnie.
- Niewiele się zmieniłaś. - powiedział - Na twoim miejscu dawno bym mu przywalił, wiesz? Kiedyś byś tak zrobiła.
- Każdy musi wydorośleć. - odparłam - Tobie nigdy to nie groziło.
- Dasz się odprowadzić? - nie odpowiedziałam na jego pytanie.
- Tknij ją. - warknął Zayn.
Odwróciłam się do niego przodem. Był zły. O nie... Przeginał.
- Chodź. - Malik wyciągnął do mnie dłoń.
- Jess ci się znudziła? - odparłam zakładając ręce na piersi - Przykro mi, ja nie mam zamiaru jej zmienić.
Minęłam go i ruszyłam do domu. Poczułam uścisk w nadgarstku.
- O czym ty mówisz? - spojrzał mi w oczy.
- O twojej nowej dziewczynie. - odparłam.
Znów usłyszałam śmiech Adama.
- Serio zadajesz się z takim kretynem? Nawet ja zaczaiłem, że nie jechałaś żadnym autem. - mruknął.
- Czy ty mnie śledzisz? - odparłam wkurzona.
- Nie. I ta rozmowa nie ma sensu. Jesteś na niego wkurzona i odreagowujesz na mnie. Możemy pogadać jutro, jak chcesz powspominać dobre czasy.
- Dobre czasy kiedy Jess uwodziła ciebie? W życiu. - fuknęłam.
Znów się roześmiał. Wyrwałam się Zaynowi. Cholerni faceci! Na raz obaj na mnie siedli. Co ja miałam niby zrobić w tej sytuacji? Moja dłoń znów została złapana. Tym razem uścisk był delikatny. Zayn przyciągnął mnie do siebie i objął w tali. Położyłam ręce na jego torsie by trzymać go jak najdalej.
- Zazdrosna? - spytał z uśmiechem.
- Nie mam o co. Przecież wiem, że przegrałam. - mruknęłam nie patrząc mu w oczy.
Uniósł mój podbródek, a nasze spojrzenia się spotkały. Nie mogłam oderwać wzroku od jego oczu.
- Czy to jest jakaś cholerna gra, żebyś mogła przegrać? - wkurzył się.
Nie mogłam mu odpowiedzieć. Nagle wszystkie wspomnienia wróciły. Widziałam Adama z Jess, Kamila z Jess i Zayna z Jess. Ona zawsze musiała być lepsza, a chłopcy zawsze za nią lecieli. Nic nie mogłam na to poradzić. Mocno przytuliłam się do Zayna. Potrzebowałam tego, by po prostu mnie przytulił.
- Co jest? - spytał cicho i dopiero zauważył, że z moich oczu lecą łzy.
Delikatnie wytarł moją twarz, po czym mocno mnie objął i zaczął iść. Nie opierałam się. Ufałam mu, zakochałam się na zabój. Oparłam się o niego. Było mi ciepło. Czułam jego perfumy i słyszałam bicie serca. Chciałam, żeby zawsze był tylko mój. Może i wykazuję się egoizmem, ale nie chciałam jakakolwiek inna dziewczyna mogła go dotknąć. Po chwili byliśmy w mieszkaniu. Ściągnęłam buty. Gdy tylko to zrobiłam, Malik wziął mnie na ręce i po chwili leżałam na moim łóżku. Chłopak leżał na mnie. Spojrzał mi w oczy.
- Więc teraz możesz mi powiedzieć o co chodzi? - spytał cicho.
Westchnęłam. To nie będzie łatwa rozmowa. Dopiero co się pogodziliśmy. Nie chciałam go znowu stracić. Przytuliłam się do niego mocno. Momentalnie leżał obok mnie, trzymając mnie w ramionach.
- Jess odbiła mi dwóch chłopaków pod rząd. Byłam pewna, że będziesz trzeci. - szepnęłam cicho.
Nie patrzyłam na niego. Wykazałam się brakiem zaufania. Nie myślałam wtedy o tym co może zrobić Zayn, ale o tym co będzie robiła Jess. Wiedziałam, że ma powodzenie u płci przeciwnej. Spodziewałam się więc, że i Zayn da się nabrać.
- Kocham cię. - mruknął mi do ucha przegryzając jego płatek - Kocham ciebie i tylko ciebie.
Nie dał mi dojść do słowa, bo zaczął mnie namiętnie całować, a ja nie potrafiłam go odepchnąć.
Obudziłam się w ciepłych ramionach chłopaka. Już nie spał, więc gdy tylko otworzyłam oczy pocałował mnie na powitanie. Robił to inaczej niż do tej pory. Ta noc coś zmieniła. Teraz poprzez pocałunek, czułam wszystko to co on. Podobało mi się to. Mocniej przyciągnęłam go do siebie, a on uśmiechnął się.
- Hej... - mruknął nie przerywając naszego pocałunku.
- Hej. - odparłam cicho.
Po chwili obróciłam nas tak, że był pode mną. Na tym się nie skończyło, bo Malik chciał być górą. Wyszło na to, że spadliśmy z łóżka razem z kołdrą, która nas okrywała. Zaśmialiśmy się. Chciałam się podnieść ale Malik nie wypuścił mnie z objęć. Spojrzałam mu w oczy. Był szczęśliwy. To było widać. Pocałowałam go w policzek.
- Nie przekonałaś mnie. - mruknął.
- I nie mam zamiaru. - odparłam, na co obrócił mnie i wylądowałam pod nim.
- To Cię nie puszczę. - szepnął mi wprost do ucha.
Mocno się do niego przytuliłam. Teraz wiedziałam że Jess nie jest w stanie zabrać mi Zayna, bo on kocha tylko mnie. Pocałował mnie. Z uśmiechem poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Gdy wróciłam Zayn też był po kąpieli. Nie widział mnie bo siedział tyłem. Po cichu się zakradłam i skoczyłam mu na plecy. Posadził mnie na swoich kolanach i mocno objął w talii. Uśmiechnęłam się.
- Niczym mnie nie zaskoczysz. - odwzajemnił mój uśmiech.
- Tak? - udałam zdziwienie po czym pocałowałam go namiętnie, a on poleciał do tylu na pościel ciągnąc mnie za sobą.
Usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Po chwili do pokoju wparował Harry.
- Zayna masz może moją... - przerwał gdy nas zobaczył - koszulę...
Wstałam rozbawiona tą sytuacją. Pocałowałam Stylesa w policzek i poszłam na dół na śniadanie. Dziś nic nie może zepsuć mojego idealnego humoru. Nigdy nie czułam się lepiej. Weszłam do kuchni, gdzie Louis całował się z Rebeca.
- Cześć Misie. - przywitała się na co odskoczyli od siebie.
Zaśmiałam się pod nosem i wyjęłam jogurt z lodówki.
- Zabawne. - mruknął Lou - Co ty taka zadowolona? Malik się wykazał?
- Może. - wybuchnęłam śmiechem.
- Co ci tak wesoło? - spytał - Dał ci jakieś narkotyki?
Z uśmiechem cmoknęłam go w policzek.
- Nie. - odparłam i skierowałem się.do salonu, gdzie siedziała Rose, Ness i Jess.
- WOW. Promieniejesz. - przejrzałam mi się Ness.
- Kogo wczoraj poznałaś? - dodała Rose.
- Jakiegoś dupka.
Zaśmiałam się z ich min. Po chwili do salonu wszedł Zayn. Posłał mi szeroki uśmiech i skierował się na taras. Poszłam za nim. Kiedy odpalił papierosa, zabrałam mu go z ręki.
- Ej! - odezwał się niezadowolony.
- No co? Ja też lubię palić.
Zabrał mi, co jego. Zaśmiałam się, a on uśmiechnął. Jego humor był tak dobry jak mój. Kiedy skończył chciałam wejść z powrotem do domu. Nie było mi dane, bo Malik wziął mnie na ręce jak pannę młodą i wszedł do środka.
- Postaw mnie! - krzyknęłam na co rzucił mnie na Rose.
Przyjaciółka i ja w tym samym czasie jęknełyśmy z bólu.
- Nie żyjesz Malik! - warknęłam i obie rzuciłyśmy się w pogoń.
Zayn zamknął się w naszym pokoju. Rose waliła w drzwi, a ja postanowiłam go zajść z drugiej strony. Weszłam przez łazienkę, ponieważ mieliśmy do niej drzwi w pokoju. Zayn podpierać drzwi w które waliła przyjaciółka. Zamknął je na klucz i dopiero wtedy dostrzegł mnie.
- I co teraz? - spytałam z uśmiechem.
- Będę błagał o litość. - mruknął i pocałował mnie namiętnie przyciągając do siebie.
- Słabo ci idzie. - odparłam.
- Na pewno? - złożył kilka pocałunków na mojej szyi.
Mogę przyznać że rozpłynęłam się pod wpływem jego dotyku. Mocno się w niego wtuliłam. Z uśmiechem pocałował mnie w głowę.
- Amelia! - usłyszałam krzyk Rose -Miałyśmy go zlać!
- Później mu przywalę! -odkrzyknęłam.
- Na pewno?
- Tak!
Odeszła, ale wiedziałam że nasłuchuje. Malik mocniej mnie przyciągnął, zwracając na siebie moja uwagę.
- Teraz powinnaś powiedzieć coś w stylu: uratowałam ci skórę, powinieneś być wdzięczny. - spojrzał mi z uśmiechem w oczy.
- Naprawdę zamierzam ci oddać. - odparłam śmiertelnie poważnym tonem.
Po chwili podniósł mnie i nic nie mówiąc zbiegł na dół. Co on kombinował? Postanowiłam po prostu zobaczyć. Po chwili siedziałam na miejscu pasażera w jego aucie.
- Co robisz? - spytałam.
- Zabieram cię gdzieś. - odparł z uśmiechem.

Kilka godzin później miałam piękny widok na wieżę Eiffla. Jedliśmy z Zaynem kolację, na dachu jednego z hoteli. Było już ciemno, a ja podziwiałam wspaniały widok. Nie mogłam uwierzyć, że mnie tu zabrał. Zawsze chciałam odwiedzić Paryż z kimś kogo kocham. Spełnił jedno z moich marzeń. Nie miałam ich wiele. Nie czas rozwodzić się teraz nad fantazjami. Byłam tu z facetem, którego kochałam. Znów zapatrzyłam się w piękny krajobraz. Poczułam delikatny pocałunek na ramieniu.
- Chciałem cię tu zabrać od dłuższego czasu. - szepnął - Ale nigdy nie byłem pewny kiedy będzie odpowiedni moment.
- Ten zdecydowanie był. - odparłam i pocałowałam jego słodkie usta.












































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak, wiem czas na hejty!
Z góry przepraszam, że tak dawno mnie nie było, ale po prostu nie miałam czasu. Wybaczycie? ;)
Teraz ruszam z kopyta, a to oznacza, że możenie spodziewać się rozdziału w ciągu najbliższego tygodnia. Wiem, że krótki, ale musiałam zakończyć w tym miejscu.
Myślę, że nie zabijecie mnie czytając kolejne rozdziały.
Jeśli zastanawiacie się ile do końca... zielonego pojęcia nie mam. Myślę, że nie więcej niż 40 rozdziałów. Kiedy już skończymy z tym ff, ruszam od razu z nowym, a raczej z dwoma.
Jeden będę pisała z Magiczną, a drugi jak zawsze solo ;)
Wiem, przynudzam. Ale jeszcze mam coś do powiedzenia.
Czemu nikt nie komentuje??? :(
Smutno mi z tego powodu. Wiem, że wakacje i w ogóle, ale napiszcie chociaż: ;) . 
Jeśli jeszcze mnie u was nie było z komentarzem to zostawcie mi link do rozdziału w spamie. Wpadnę ;)
To do następnego ;)