poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdział 39

Retrospekcja

Znów się do mnie nie odzywał. Czułam, że coś jest nie tak. Nie wiedziałam dlaczego. Byliśmy teraz w stanach. Pojechałyśmy z chłopcami na trasę. Bałam się o niego. Byłyśmy na koncercie. Zupełnie nie rozumiałyśmy co się dzieje na scenie. Chłopcy płakali śpiewając. Nie wiedziałam o co chodzi. Koncert był wręcz przygnębiający. Kiedy widziałam go takiego, bolało mnie serce. Nie szukał mnie wzrokiem jak zawsze. Miał nieobecne spojrzenie. Kiedy wszystko się skończyło poszłyśmy za kulisy. Chłopcy robili grupowy uścisk, a ja czułam, że coś się zdarzy. Zauważyli nas. Dziewczyny pobiegły w ramiona swoich mężczyzn. Tylko ja stałam i czekałam. Malik podszedł do mnie. Nie uśmiechnął się. Nie dotknął mnie. Odwrócił wzrok. Spojrzał na mnie na chwilę.
- To koniec. - powiedział.
Zabolało. Nie. To nie mogło być prawdą.
- Dlaczego? - wydusiłam tylko hamując łzy.
- Od początku wiedziałaś, że to się nie uda. Teraz przyznaję ci rację.
Po tak długim czasie chciał wszystko skończyć. Co z tymi chwilami, kiedy byliśmy szczęśliwi? Było ich dużo więcej niż naszych kłótni, lub rozstań. Nie rozumiałam: dlaczego. Mimo, że mi to powiedział, czułam, że nie to jest powodem. Po tak długim czasie chciał wszystko skończyć... a ja mu na to pozwoliłam.


Minęły dokładnie dwa miesiące odkąd Malik i ja rozstaliśmy się ostatecznie. Nie najlepiej czułam się od tamtej pory. Byłam ponura i miałam wrażenie, że moja melancholia się udziela. Żyłam w ciągłym stresie, czytając tylko komentarze fanów. Bolało mnie to wszystko, a do tego doszły jeszcze inne dolegliwości. Dziś tak jak wczoraj, zwróciłam śniadanie. Mieszkałam teraz sama w małej kawalerce. Cieszyłam się, że nikt nie widzi mnie w takim stanie. Chyba miałam gorączkę. Wiedziałam, że powinnam iść do lekarza. Powstrzymywała mnie jednak pogoda. Od dobrego tygodnia padało. Stwierdziłam, że muszę się przepadać. Nienawidziłam wymiotować i chciałam coś na to zaradzić. Przemyłam usta wodą i przebrałam się w jeansy i biały sweterek. Na nogi naciągnęłam jesienne botki. Zarzuciłam na siebie płaszcz i owinęłam chustkę wokół szyi. Szybko pobiegłam na autobus. Zdążyłam w ostatniej chwili. Usiadłam na jednym z miejsc i przypatrywałam się szarości za oknem. Moje życie, wyglądało teraz jak pogoda za oknem. Wysiadłam na przystanku obok szpitala. Skierowałam się do odpowiedniego gabinetu. Ponieważ nikogo nie było, weszłam do środka. Miałam wrażenie, że na tak kompleksowych badaniach jeszcze nigdy nie byłam. Pani doktor usiadła na przeciwko mnie. Nie była najmłodszą kobietą, ale na pewno biło od niej ciepło.
- Dziecko, to na pewno zwykłe przeziębienie. - powiedziała łagodnie, trzymając okulary jedną ręką i patrząc w wyniki badań - Ale nie możesz brać zwykłych tabletek. Jesteś w ciąży.
Zatkało mnie. Co? Ale.. jak? Próbowałam sobie to poukładać w głowie i nie wpadać w panikę. Tylko jedna osoba mogła być ojcem mojego dziecka: Zayn. Jak to brzmi? Mojego dziecka? Nie docierało to do mnie. Poczułam, że jest mi słabo i robi się ciemno przed oczami. Poczułam jak ktoś zaciska moją rękę na szklance z wodą. Trzęsącą dłonią podniosłam ją i upiłam kilka łyków. Od razu poczułam się lepiej.
- Nie wiedziałaś? - spytała łagodnie pani doktor.
- Nie. - odparłam - Czy... z dzieckiem wszystko w porządku?
- Nie wiem. Możemy to od razu sprawdzić jeśli chcesz.
Oczywiście, że się zgodziłam. Przeraziłam się, że moje przeziębienie zaszkodzi maleństwu, które jest we mnie... Patrzyłam na ekran. Widziałam na nim moje maleństwo. Nie wiem dlaczego, ale od razu poczułam do niego miłość. Mimo, że w to nie wierzyłam i nie do końca to ogarniałam.
- Wszystko w porządku. Musisz tylko na siebie uważać i unikać wszelkich zachorowań. - ponownie usiadłam na przeciwko niej. Wypisywała receptę - Nie bierz leków bez konsultacji z lekarzem. Za to zalecam ci dużo witamin. - uśmiechnęła się do mnie ciepło.
- Dziękuję. - odebrałam od niej kawałek papieru i wyszłam.
Ubrałam kurtkę i włożyłam receptę do torebki. Pojechałam do apteki. Wykupiłam leki i wróciłam do domu. Zażyłam lekarstwa i usiadłam na kanapie. Otuliłam się kocem i spojrzałam na zdjęcia USG. Nie mogłam oderwać od nich oczu. Mimowolnie wstałam i weszłam do łazienki. Stanęłam przed lustrem i podciągnęłam sweter. Mój brzuch nie wydał mi się większy niż ostatnio. No może troszeczkę... Jejku. To takie dziwne. Powróciłam na moje poprzednie miejsce z ciepłą herbatą, którą sobie przygotowałam. Położyłam głowę na oparciu kanapy i zasnęłam z ręką na brzuchu.
Dum! Dum! Oszaleć można. Ktoś walił tak głośno w drzwi, że zerwałam się na równe nogi z przerażeniem. Kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do półmroku zapaliłam światło i poszłam otworzyć. Do pomieszczenia wpadli chłopcy i Rose. Czasami przychodzili zobaczyć jak się czuję. Po lekach wyglądałam na pewno dużo lepiej. Zamknęłam za nimi i podążyłam do salonu. Kamień spadł mi z serca kiedy zorientowałam się, że schowałam moje zdjęcia... A raczej mojego malca. Zżerała mnie ciekawość czy to chłopiec czy dziewczynka. Zauważyłam, że Niall otwiera dla mnie piwo.
- Nie. - powstrzymałam go - Nie mogę.
- Dlaczego? - zdziwili się wszyscy.
- Dostałam leki. - odparłam.
Po części przecież mówiłam prawdę, prawda? Przeszłam do kuchni i łyknęłam kolejną porcję tabletek. Usiadłam obok nich i zastanawiałam się czy im powiedzieć. Będę musiałam poszukać większego mieszkania. Nie miałam na to pieniędzy. Nie pomyślałam o tym. Jeśli rodzice się dowiedzą...
- Martwisz się czymś? - spytał Harry.
- Tak. - wypaliłam od razu.
Zaczęłam przeklinać w duchu. Nawet przez chwilę nie umiem utrzymać języka za zębami. A jeśli nie będę dobrą matką? Dziecko potrzebuje ojca. W co ja się wpakowałam. Tak cieszyłam się tym, że będę miała dziecko, mimo zaskoczenia, że nie pomyślałam o wszystkim co jest potrzebne by zapewnić mu dobre życie.
- Amelia? - z zamyślenia wyrwał mnie Rose.
Odetchnęłam głęboko. Przecież prędzej czy później się dowiedzą. Kłamać, czy nie?
- Ja... - zawahałam się. Chciałam stchórzyć - Nie najlepiej się czuje. - stchórzyłam.
Wiedziałam, że nie powinnam kłamać, ale sama nie mogłam jeszcze tego przyswoić. Potrzebowałam czasu. Czasu i gotówki. Na pewno nie mogę zwrócić się z tym do rodziców. Oszaleją jeśli dowiedzą się o dziecku. Musiałam radzić sobie sama.
- Jeśli chcesz to już pójdziemy. - zaproponował Payne.
- Nie. - odparłam z lekkim uśmiechem - Zostańcie.
Usadowiłam się obok Harrego, po którego drugiej stronie leżała Rose. Oglądaliśmy jakiś film. Zupełnie nie wiedziałam o czym był. Skupiłam się na rachunkach w myślach. Mam jeszcze trochę pieniędzy, ale to nie wystarczy mi i dziecku na całe życie. Muszę coś wymyślić. W końcu usnęłam z głową na ramieniu Stylesa.
Coś pięknie pachniało. Podparłam się na łokciach. Byłam w swoim pokoju i leżałam na łóżku. Chwila... Byłam w moim... byłym domu? Jak to się stało? Po chwili drzwi się otworzyły, a ja usiadłam. Byłam ubrana w koszulkę Harrego z napisem Harry Potter jak Styles - boski. Skąd on to miał? I jakieś dresowe spodnie. Louis zatrzasnął drzwi kopniakiem i usiadł obok mnie z omletami na talerzu.
- Dzień dobry księżniczko! - uśmiechnął się - Mam dla ciebie pyszności, pod warunkiem, że powiesz mi o co wczoraj chodziło. Nie zwiedziesz wujka Louisa. - wyszczerzył się w uśmiechu.
- Dobrze mówisz WUJKU. - wyrwało mi się.
Lou zmarszczył brwi jak by odczytywał sens moich słów. Po chwili podniósł palec do góry i uśmiechnął się.
- To jakaś przenośnia tak? - spytał z triumfalnym uśmiechem.
- Niestety to rzeczywistość. - odparłam i odetchnęłam głęboko.
- Aaaaa!!! - wydarł się jak kobieta przyprawiając mnie o zawał serca - Będę wujk...!!! - zatkałam mu usta dłonią.
- Tylko ty wiesz. I nie mów nikomu. - uprzedziłam posyłając mu groźne spojrzenie.
Zabrałam rękę.
- Iem!!! - dokończył - Czekaj... Ale kogo to dziecko? - spytał cicho.
- A jak myślisz geniuszu? Jeszcze się nie do końca pozbierałam, więc nie, nie miałam nikogo po Maliku.
- Pie... - nie przeklął - To znaczy... Więc to dziecko Zayna?
- Nie. - odparłam - To moje dziecko.
- Ale przecież, ono musi mieć ojca. - zaprzeczył od razu.
- Lou lepiej żeby nie wiedział. Tym bardziej, że znów ma dziewczynę. Nie rozwalę mu życia mimo że mam na to ochotę. Moje maleństwo będzie miało tylko mnie.
- Najlepszą mamę na świecie.
W moich oczach pojawiły się łzy. Szepnęłam ciche: dziękuję, i mocno się do niego przytuliłam. Trwaliśmy dłuższą chwilę w uścisku. W końcu otworzyły się drzwi i do pokoju weszła Rebeca.
- A co ja tu widzę? - mruknęła - Louis?
Odsunęłam się od Tomlinsona, a on  z wielkim uśmiechem podszedł do swojej dziewczyny. Pocałował ją i objął w talii.
- Chcę zostać tatą. - oświadczył bardzo poważnie - Może nie długo zostanę wujkiem - uśmiechnął się do mnie lekko - więc chcę zostać tatą.
- Coś ty mu zrobiła? - spytała zaszokowana dziewczyna.
- Nic. Przyniósł mi śniadanie. - odparłam połykając kawałek świetnego omleta.
- Ty świnio! - wrzasnęła na niego - Mi nie robisz śniadań!
- To była sytuacja wyjątkowa. - powiedział Lou - Szeregowy Louis Wujcio Tommo oddala się na czas bliżej nieokreślony. - wyszedł a ja i Rebeca wybuchnęłyśmy śmiechem.

Tak więc znowu się przeprowadziłam. Louis można powiedzieć, czuwał nade mną. Kiedy źle się czułam to on był najbardziej nadopiekuńczy. Bardziej niż Rose, a to już o czymś świadczy. Dziś wyszłam na zakupy z Rose. Chciała koniecznie kupić mi nowe cichy. Wybrałam kilka koszulek, zatwierdzonych przez przyjaciółkę i poszłam do przymierzalni. Rose stała w "przejściu" i przyglądała się jak leży na mnie ów ciuch.
- Nieźle. - odparła.
Ściągnęłam koszulkę. Nadal czułam na sobie wzrok przyjaciółki.
- Wydaje mi się czy przytyłaś? - spytała.
- Przytyłam. - przytaknęłam od razu.
- Przyznaj się. Kto jest szczęściarzem? - musiała zauważyć.
Skrzywiłam się. Założyłam moją poprzednią koszulkę i odwróciłam się do niej przodem. Zrobiłam minę zbitego psa wiedząc co powie.
- Nie. - odparła poważnie, wkurzała się - Nie powiesz mi, że ten... - przerwałam jej.
- Przestań. Nie mogę się denerwować. - minęłam ją i podążyłam do kasy.
- Powiedziałaś mu?
- Nie.
- Co?! - wrzasnęła na cały sklep.
Wiedziałam, że tak będzie. Szybko kupiłam koszulkę i wyszłam przed sklep. Rose po chwili dołączyła do mnie, Usiadłyśmy na ławce. Oparłam głowę na rękach. Czekał mnie teraz ochrzan. Za to, że mu nie powiedziałam i za to, że on jest kretynem. Czemu muszę obrywać za niego? To niesprawiedliwe!
- Amelia musisz mu powiedzieć. On ma prawo to wiedzieć. - spojrzałam na nią jak na ducha - Nie patrz tak. Nie lubię go, ale ma do tego prawo. Przecież to jego... - przerwała patrząc gdzieś za mnie - Masz okazję.
Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, pociągnęła mnie, a ja ruszyłam za nią. Nim zorientowałam się co się dzieje, byłam w ramionach jakiegoś chłopaka. Spojrzałam na jego ręce. Zayn. Nadal miał tatuaż, który robił sobie ze mną.
- Amelia? - spytał.
Zamknęłam na chwile powieki. Cofnęłam się kilka kroków. Spojrzałam na niego. Mimo, że nieco zmienił swój wygląd, nadal był idealny.
- Cześć. - mruknęłam cicho.
Chłopak mi się przyjrzał.
- Dobrze się czujesz? Nie wyglądasz naj... - nie dokończył.
Zrobiło mi się słabo i upadłabym gdyby mnie nie podtrzymał. Stres tak na mnie teraz działał. Zabiję Rose! Chłopak pomógł mi usiąść. Po chwili wrócił ze szklanką wody. Upiłam kilka łyków i zrobiło mi się lepiej. Nadal mnie obserwując, Malik usiadł na przeciwko. Z torebki wyjęłam witaminy i połknęłam jedną tabletkę.
- Jesteś chora? - spytał, marszcząc brwi.
- Podobno zwykłe przeziębienie. - odparłam nie patrząc na niego.
Ciężko było mi z nim rozmawiać jak gdyby nigdy nic. Przecież... nie wiedziałam nawet co teraz czuję. Wszystkie emocje były sprzeczne. Zadzwonił mój telefon. Louis. Odebrałam.
- Jak tam zakupy? Macie jakieś śpioszki?
- Louis przyjedź po mnie do galerii. Rose mnie zostawiła samą i pewnie zabrała auto. Nawet jeśli pewnie nie mogłabym prowadzić.
- Ja cię mogę odwieść. - wtrącił się Zayn.
- Powiedziałaś mu?! - Tommo wydarł się tak, że musiałam odsunąć słuchawkę od ucha.
- Nie. I proszę zamknij się z łaski swojej.
- To niech on cię odwiezie.
- Ale Lou...
- PA.
Oni się zmówili przeciwko mnie. Opadłam na krzesło i przetarłam twarz dłońmi. Byłam już tym zmęczona. Miałam jeszcze iść dzisiaj na wizytę kontrolną. Jeśli się pośpieszę to zdążę na autobus. Wstałam i założyłam płaszcz. Zayn również się podniósł.
- Odwiozę cię. - mruknął.
- Nie. Muszę jeszcze jechać do lekarza.
- Tym bardziej wolę żebyś jechała ze mną.
Nie było sensu się z nim kłócić. I tak bym nie wygrała, a biorąc pod uwagę moją słabość do mdlenia, musiałam się zgodzić, ze względu na malucha. Siedziałam z przodu na siedzeniu pasażera. Wyglądałam przez szybę. Staliśmy w korku, a na zewnątrz padało. Jak ja kocham to miasto.
- Co miałaś mi powiedzieć? - spytał Zayn, przypatrując mi się.
- Nic takiego. - odparłam.
- A jednak coś.
Nie patrzyłam na niego. Nie powiem mu o dziecku. Ono jest moje. Może i myślę jak egoistka, ale nie chcę, żeby on był ojcem malucha. Chcę, żeby maleństwo miało normalną rodzinę, lub tylko mnie. Nie chcę, żeby spędzało tydzień u mnie i tydzień u Malika. Nie dałabym tak rady.
- A więc? - dopytywał.
Milczałam. Nie ufałam mu i nie miałam zamiaru niczego mu mówić. Może i zachowuję się jak małe dziecko, ale mam do tego prawo i tyle!
- Amelia... - przeszedł mnie dreszcz - Przecież możesz powiedzieć mi wszystko.
- Mogłam. - musiałam to podkreślić.
Zamknęłam mu tym usta. Przed szpitalem wysiadł ze mną. Ruszyłam w stronę odpowiedniego gabinetu. Usiadłam na krzesełku. Malik zajął jedno obok mnie. Po chwili obok nas pojawiła się pani doktor.
- Nie brzydki ten twój wybranek. - powiedziała z ciepłym uśmiechem - Chodź dziecko.
Poszłam za nią do gabinetu nieco zdegustowana stwierdzeniem: nie brzydki ten twój wybranek. Po wszystkich badaniach kontrolnych usiadłam za biurkiem, na przeciwko kobiety.
- Maleństwo ma się dobrze, ale ty jesteś osłabiona. Pamiętaj dużo, dużo witamin i wszystko będzie dobrze. - uśmiechnęła się do mnie.
Wyszła razem ze mną. Zayn natychmiast podniósł się z miejsca i podał mi płaszcz.
- A ty się nią zajmij. Kto to widział, żeby kobieta, mająca, z wyglądu silnego chłopa, była przemęczona. - westchnęła i odeszła.
Ubrałam płaszcz.
- Czy ona właśnie stwierdziła, że jesteśmy razem, a ty tego nie sprostowałaś? - spytał z lekkim uśmiechem.
- Z doświadczenia wiem, że lepiej się z nią nie kłócić. - odparłam tylko.
Ruszyliśmy do auta. Znów nie czułam się najlepiej. Kiedy tylko Zayn zatrzymał się przed domem wysiadłam. Owiało mnie zimne powietrze. Zrobiło mi się słabo, więc podparłam się auta. Malik z niego wysiadł i uważnie mi się przyjrzał.
- Jesteś strasznie blada. - stwierdził podchodząc do mnie.
- Nic mi nie jest. - odparłam chcąc trzymać go na dystans.
Po chwili obok nas pojawił się Lou. Objął mnie w talii, tak bym mogła się na nim oprzeć.
- Przepraszam. - mruknął - Mogłem po ciebie przyjechać. Zapomniałem, że masz dzisiaj wizytę kontrolną. Co ci powiedziała?
- Że wszystko w porządku.
Po mojej odpowiedzi, dopiero się zorientował, że nie jesteśmy sami.
- Dalej nic nie wie? - Lou spojrzał na mnie groźnie.
- Proszę cię, po prostu to uszanuj. - odparłam spuszczając wzrok.
- Nie wiem czego? - spytał Malik, a my oboje milczeliśmy - Powiedzcie mi do cholery!












































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak jak obiecałam, jest!
Spodziewaliście się tego? Wiem, że to zupełnie zmieni ich (wszystkich) życie.
Co o tym myślicie?
I kiedy Zayn się dowie?
Wiecie?
Jeśli tak, tam na dole można zostawić komentarz ;)
Do następnego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz