środa, 29 lipca 2015

Rozdział 37

Odsunęłam się od Olafa. Co robić? Ogarnęła mnie mała panika. Olaf to spostrzegł. Nic jednak nie powiedział. Wiedziałam, że Zayn i Harry idą w naszą stronę. Norweg złapał moją rękę, jak by wiedząc, że czeka mnie nie miłe spotkanie. Szatyn stanął za Olafem.
- Łapy przy sobie. - mruknął gniewnie.
Norweg z uśmiechem, odwrócił się i stanął obok mnie. Nie chciałam zostawać sama. Olaf domyślał się o co chodzi. Kiedyś mu wspomniałam dlaczego tu jestem. Tak więc orientował się w sytuacji.
- Mi też miło cię poznać. - odparł.
- Ty jesteś Olaf? - spytał już wściekły Mulat.
- Kiedy mnie przedstawiłaś? - spytał rozbawiony Norweg.
Nie potrwało to długo. Malik porządnie przyłożył mu w twarz. Olaf nie pozostał dłużny. Próbowałam ich rozdzielić. W końcu Harry odciągnął Zayna, a ja stałam przy Olafie.
- Odbiło ci?! - warknęłam na Mulata.
Grupka osób nam się przypatrywała. Nie obchodzili mnie. Co on sobie wyobrażał? Przecież nie jesteśmy razem, a zachowuje się jak zazdrosny chłopak. Tak samo było z Kamilem.
- Niech lepiej uważa. - odfuknął.
Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie. Przyjrzałam się Olafowi. Miał mocno obitą twarz. Odgarnęłam mu włosy z czoła.
- Żyjesz? - spytałam - Przepraszam to... - przerwał mi kładąc palec na moich ustach.
- Nic mi nie jest. Dam sobie radę. - nachylił się do mojego ucha - Mam nadzieję, że umiera z zazdrości.
Zaśmiałam się. Przytuliłam go i pożegnaliśmy się. Odwróciłam się w stronę chłopców. Zayn był w dużo gorszym stanie, a Harry tylko patrzył na mnie srogo, jak bym zrobiła coś złego.
- Chodźcie do mnie. - mruknęłam cicho.
Szliśmy w milczeniu, chodź ciągle czułam na sobie ich palące spojrzenia. Byliśmy na miejscu. Zgłodniałam, ale na razie miałam inne zmartwienie. Posadziłam ich w salonie. Poszłam po apteczkę, a Harry ulotnił się pod pretekstem pójścia do sklepu. Usidłam na stoliku, na przeciwko Malika. Nie patrzyłam na niego, do póki nie musiałam.
- Aż tak bardzo mnie nienawidzisz, że odgrywasz jakąś szopkę? - spytał zły.
- Po pierwsze nic nie odgrywam. Olaf cię szczerze nie lubi, za to jak mnie potraktowałeś. Chciał ci zrobić na złość. - zdziwiłam go - A poza tym nie musiałeś się na niego rzucać. To było głupie.
Przyłożyłam wacik do jego skroni. Skrzywił się, ale po chwili na jego ustach pojawił się uśmiech.
- Cholernie chciałem, żebyś to powiedziała, wiesz?
Westchnęłam. Nie patrzyłam mu w oczy. Po chwili złapał moje nadgarstki i zmusił mnie, bym usiadła mu na kolanach. Patrzyłam prosto w jego śliczne oczy.
- Co misiek ubrany w moją kurtkę robi w twoim łóżku? - spytał z uśmiechem.
- Czeka, aż książę z bajki go wywali. - odparłam, zatracając się w jego oczach.
- Książkę z bajki powiadasz? Brzmi ciekawie...
Złączył nasze usta w pocałunku. Tak długo na to czekałam. By tylko ich dotknąć, by poczuć jego dłonie na mojej talii. Nie mogłam się od niego oderwać. I w jednej chwili pomyślałam, o tym, że jet zaręczony. Podziałało to na mnie jak policzek. Natychmiast wyrwałam się z jego ramion i usiadłam w bezpiecznej odległości, na poprzednim miejscu. Moje ręce się trzęsły. Wzięłam głęboki oddech, ale nie pomogło.
- Czemu? - spytał.
Odchrząknęłam.
- Bo nie zadaje się z zajętymi facetami. - odparłam roztrzęsionym głosem.
Jego dłoń podążyła do mojego podbródka. Odepchnęłam ją. Wstałam i poszłam do kuchni. Nie mogłam nic na to poradzić, że jednocześnie go pragnęłam i miałam dość. Nalałam sobie do szklanki wody. Nie zdążyłam się nawet napić. Poczułam dłonie na talii i momentalnie, stałam przodem do Malika. Bez zbędnych słów, ponownie mnie pocałował. Chciałam uciec, odepchnąć go, ale nie pozwolił mi.
- Jestem wolny. Zerwałem zaręczyny. - wyszeptał nie przerywając czynności.
- Ale... - przerwał mi.
- Cicho. Chodź raz nic nie mów.
Uległam. Moje dłonie spoczęły na jego karku. Palce jednej z nich, wplotłam w jego długie włosy. Z uśmiechem mocniej przyciągnął mnie do siebie, a ja nie zaprotestowałam.

* * *

Poczułam przyjemne ciepło. Otworzyłam oczy. Zayn mocno mnie przytulał. W jego oczach widziałam radość, a na ustach miał piękny uśmiech. Skradłam mu delikatnego całusa. Nie pozostał mi dłużny. Nie pozwolił mi się odsunąć mocniej mnie przyciągając. Odwzajemniłam jego uśmiech. W końcu pozwolił mi się po prostu do niego przytulić.
- Nawet nie wiesz jak bardzo mi tego brakowało. - szepnął gładząc moje plecy - Nie mogłem spać i jeść. Ciągle o tobie myślałem. Chciałem znów móc zasnąć i obudzić się przy tobie. - spojrzał mi w oczy.
- Kretyn. - mruknęłam tylko.
- Wiem... - odparł i cmoknął mnie w usta.
- W planach masz jakieś śniadanie? - spytałam.
Zaśmiał się. Wstaliśmy oboje. Nie zamierałam się stroić skoro jesteśmy w domu sami. Harry nie wrócił. Takim oto sposobem byłam ubrana tylko w koszulkę Zayna. On za to miał na sobie tylko bokserki. Oczywiści, że musiał mi to zrobić. W kuchni próbowałam zrobić naleśniki, ale wszystkie nadawały się do śmieci, bo Zayn nie pozwalał mi zapomnieć o swoich ustach. W końcu obrażona usiadłam na blacie. Zaśmiał się i zajął się naszym posiłkiem. Szybko zjedliśmy danie. Siedziałam na jego kolanach, mocno się do niego przytulając.
- Nie mogę się doczekać kiedy poznasz moją rodzinę. - wymruczał, całując moją szyję.
Uśmiechnęłam się.
- Może dajmy sobie trochę czasu... - szepnęłam.
Spojrzał w moje oczy. Jego wyrażały strach.
- Ja już znam twoje dajmy sobie czas. - odparł, próbując zamaskować emocje.
Ucałowałam go. Przyciągnął mnie mocniej.
- Po prostu nie wiem czy jestem gotowa na to spotkanie. - odparłam cicho.
- Ja będę przy tobie. Starczy?
- Mhm...
Z uśmiechem skradł mi kilka całusów, po czym zdecydowaliśmy się na spacer. Z lodami usiedliśmy nad morzem. Malik obejmował mnie swoim ramieniem, a ja oparłam głowę na jego torsie. Dawno nie czułam się tak bezpiecznie.
- Mogłabym tu mieszkać. - mruknęłam wpatrują się w dal.
- Na zawsze? - spytał zdziwiony.
- Tak. Tak mi się wydaje.
Na chwilę zapadło milczenie, ale wiedziałam o co mnie spyta. Wiedziałam, że to pytanie padnie.
- Czekaj... Ale wrócisz ze mną do Londynu? - spojrzał mi w oczy.
- Ja... - pomyślałam o Jessice. Jeśli znowu mam mieć problem z byłym... - Nie wiem Zayn.
Chłopak momentalnie się podniósł. Wyrzucił swojego loda do kosza i odszedł. Nie mogłam mu na to pozwolić. Po chwili trzymałam jego rękę. Nie zatrzymał się. Stanęłam przed nim. W jego oczach widziałam łzy.
- Czemu? - spytał nim zdążyłam coś powiedzieć.
- Cholera Zayn! - uniosłam się - Kiedy zrozumiesz, że cię kocham, nie ważne gdzie jesteś? Kocham cię. Rozumiesz? Boję się powrotu do Londynu. Zostawiłam tam starą sprawę, nie chcę jej rozgrzebać.
- A ja się nie liczę? - zacisnął usta.
Wkurzył się. I czemu musiał być teraz bardziej pociągający niż zawsze? Pocałowałam go. Nie odwzajemnił pocałunku, ale nie zrezygnowałam. Po chwili mocno przyciągnął mnie do siebie.
- Jesteś dla mnie wszystkim. - wymruczałam pomiędzy pocałunkami.
Mocniej oplótł mnie ramionami, a po chwili przytulałam się do niego. Schowałam głowę w zagłębieniu jego szyi. Jego dłoń głaskała mnie po plecach. Nie poruszyliśmy więcej tego tematu. Spacerowaliśmy po mieście i zwiedzaliśmy ciekawe rzeczy. Wieczorem wróciliśmy do domu. Harrego nadal nie było. Trochę się martwiłam, ale Zayn powiedział, że ma wynajęty pokój w hotelu, co ukoiło moje nerwy. Byłam padnięta. Zjedliśmy coś na mieście, w tajskiej restauracji więc nie musiałam nic gotować. Położyłam się na łóżku. Malik usiadł obok, zrzucił miśka z łóżka i położył się obok mnie, mocno mnie przytulając.
- Czemu go zrzuciłeś? - spytałam marszcząc brwi.
- Bo jestem księciem z bajki. - odparł z szerokim uśmiechem.
Odwzajemniłam jego gest. Był niemożliwy. Czułam się teraz szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa. Dopiero gdy był przy mnie. Wcześniej nawet nie mogłam marzyć o tym by czuć się dobrze. W końcu wszystko miało się ułożyć. Kiedy Malik mnie pocałował, zrobił nam zdjęcie. Chciałam mu zabrać telefon, ale nim zdążyłam zrobić cokolwiek, nasze zdjęcie znalazło się na twitterze z podpisem: Amelia jest tylko moja. Popatrzyłam na niego, a on się wyszczerzył.
- Nie zezwoliłam ci na to. - skarciłam go.
- Popatrz ile mamy komentarzy. - odparł.
W jednej chwili pod postem znalazło się ponad 500 komentarzy, a ich liczba rosła. I nagle zaczął odzywać się mój telefon i powiadamiał mnie o tym, że ktoś mnie zaobserwował.
- Coś ty narobił? - jęknęłam.
- Kocham cię? - odparł robiąc słodką minkę.
Zaśmiałam się. Wzięliśmy wspólny prysznic po czym poszliśmy się położyć. Nasze telefony ciągle dawały o sobie znać. W końcu wzięłam mój i zaczęłam przeglądać. Widziałam, że Zayn zagląda mi przez ramię. Były różne komentarze; zarówno pozytywne jak negatywne. To dziwne. Oni nawet mnie nie znają. Zaczęłam czytać:
Słodka z was para ;*
Zaynowi chyba odbiło. Po co rzucił tak cudowną narzeczoną dla takiego paszteta.
Wasze shipp name: Zelia ;*
Mam nadzieję, że Zayn ją rzuci.
Po tym ostatnim odłożyłam telefon. Ciekawe czy oni naprawdę tak o mnie myślą. Przecież widzieli tylko zdjęcie. Jak można ocenić człowieka na jego podstawie?
- Nie przejmuj się. Pokochają cię. Jak ja. - mruknął mi do ucha, całując mój policzek.
- Nie jestem tego taka pewna. - odparłam.
Zayn wziął swój telefon. Po chwili wybuchnął śmiechem. Oddał mi urządzenie. Pod naszym zdjęciem nie zabrakło opinii członków zespołu. Kretyni, jak zawsze musieli coś zrobić.
Harry: Tylko niczego nie nabrójcie! :D
Louis: Już za późno Harry. Nie uratujemy Amelii.
Pokręciłam tylko głową. Zayn się zaśmiał i ucałował mnie w czoło.
- Oni nas przynajmniej nie hejtują. - mruknął z uśmiechem.
Wtuliłam się w niego i zasnęłam.
Z samego rana Zayn pomógł mi się spakować. Nie umiałam mu odmówić, podczas gdy rozpraszał mnie pocałunkami, a skoro już obiecałam nie mogłam nie dotrzymać słowa. Tak więc wracam z nim do Londynu. Czułam, że mimo wszystko będzie dobrze. Podróż minęła nam dość szybko więc nim się obejrzeliśmy, znów byliśmy w naszym domu. Weszłam do środka. W salonie panował chaos. Chłopcy z Rose, Jess, Ness i Rebecą bili się na popcorn i nie tylko. Dziewczyny na chłopaków.
- Spokój! - wrzasnął Zayn, a oni spojrzeli na nas jak na duchy.
W jednym momencie znalazłam się w ramionach Louisa. Mocno mnie przytulił, podnosząc nad ziemię. Cieszyłam się, że tak mnie przywitał. W końcu był ze mną, praktycznie cały czas.
- Też tęskniłam. - mruknęłam, a on szeroko się uśmiechnął.
- Teraz Malik, możesz pomarzyć, że ona do ciebie wróci. - powiedział Tommo i objął mnie ramieniem.
Z uśmiechem przytuliłam też Harrego i Rose. Liam, jego dziewczyna i Niall też się ze mną przywitali, ale reszta dziewczyn zachowała do mnie dziwny dystans. Poznały pewnie historię Jess, która z jej perspektywy przedstawia mnie jako potwora. Tak więc, nie miałam zamiaru niczego im tłumaczyć. Nialler spojrzał na mnie, gdy rzuciłam spojrzenie Jess. Uspokoiłam go uśmiechem. Nie miałam zamiaru się z nią kłócić, tylko ze względu na blondyna. Bardzo go lubiłam, a on widocznie się w niej zakochał. Miałam ochotę nim potrząsnąć, ale się powstrzymałam. Chłopcy stwierdzili, że możemy iść na imprezę. Skoro tak, to się przygotowałyśmy. Dziewczyny miały zostać u nas, a oni mieli jechać do siebie. Miałam wrażenie, że już u nas zamieszkali. Nie było podziału na ich i nasz mieszkanie. Był nasz wspólne. Przywitałam się też z Blackiem, który bardzo urósł. Ucieszył się na mój widok. Spędziłam z nim trochę czasu i poszłam się przygotować. Założyłam szorty z wysokim stanem i białą koszulkę z jakimś napisem, a na nią skórzaną kurtkę. Do tego czarne buty na obcasie. Makijaż też robiłam, ale nie chciałam się jakoś szczególnie stroić. Zrobiłam sobie kreskę, pociągnęłam rzęsy tuszem i od dawna pomalowałam usta szminką. Przy dziewczynach wyglądałam jak kopciuszek. Wszystkie się wystroiły w sukienki i miały mocny makijaż. Nawet Rose się na to szarpnęła.

- Wyglądasz ślicznie. - powiedziała mi z uśmiechem Ness.
Polubiłam ją. Jako jedyna (nie liczę Rose, u której jestem na pierwszym miejscu) nie zjechała mnie z góry, po tym czego dowiedziała się o Jess.
- Dzięki. - odwzajemniłam jej gest - Ale przy tobie, nie mam się czym chwalić.
- No raczej. - usłyszałam złośliwy szept Jess.
Podeszłam do niej. Stałyśmy twarzą w twarz. Miałam ochotę jej przyłożyć, żeby raz na zawsze zapamiętała, że ze mną się nie pogrywa w takie rzeczy. Przeszłość zbyt wiele razy próbowała mnie zniszczyć.
- Uważaj na to co mówisz. Toleruję cię ze względu na Nialla. Nie wiem jak może coś takiego czuć do takiej... - przerwano mi.
- Przestań! Powinnaś się wstydzić po tym co jej zrobiłaś! - warknęła na mnie Rebeca.
- Och, a o tym, że odbiła mi chłopaka i była dilerem też wam powiedziała? - zaskoczyłam je, za pewne pierwszym faktem - I o tym, że z kolejnym się zabawiała kiedy był pod wpływem? O tym, że zatruwała mi życie, bo nie miała kasy? Nigdy źle o niej nie powiedziałam. - teraz zwróciłam się do niej - Nie masz prawa się na mnie mścić. Broniłam cię przed wieloma osobami.
Taka była prawda. Nawet o tym nie wiedziała. Nie zamierzałam jej mówić, ale musiałam się jakoś bronić. Nie będzie po mnie jeździć.
- Och, znalazła się bohaterka. - mruknęła - Mam ci dziękować?
- Chodźmy już. - na słowa Rebeci dziewczyny wyszły.
- A... - Jess się do mnie odwróciła - Wiesz, Zayn dość dobrze wygląda. Może i on nie będzie mógł się oprzeć moim wdziękom. Mnie faceci mają za to kochać. Ciebie nie. - wyszła z cwaniackim uśmieszkiem.
Byłam wściekła, a  jednocześnie zrobiło mi się źle. Szłam kawałek za dziewczynami. Nie miałyśmy daleko więc szłyśmy piechotą. Po chwili zauważyłam chłopaków. Pierwsze co to Louis mnie przytulił. Chyba zauważył mój paskudny nastrój.
- W porządku? - szepnął mi do ucha.
- Na razie. - mruknęłam, a on spojrzał mi w oczy.
Po chwili odszedł, a ja zostałam sama. Rozejrzałam się za Zaynem. Z ogromnym uśmiechem rozmawiał z Jess, która wcześniej rozpięła złoty zamek z przodu sukienki, powiększając dekolt. Nie mogłam wytrzymać tego widoku. Uwodziła mojego faceta. Nie zamierzałam walczyć, wiedziałam że przegram. Weszłam do środka. Zamierzałam się zabawić. Wszyscy zniknęli mi z pola widzenia. Podeszłam do baru. Zamówiłam sobie dość mocnego drinka, ale wiedziałam, że po jednym nic mi nie będzie. Po chwili przysiadł się do mnie przystojny brunet.
- Co taka dziewczyna jak ty robi sama? - spytał z uśmiechem, opierając się plecami o blat.
- Pomijając to, że jest kopciuszkiem, któremu jakaś głupia dziewucha po raz kolejny próbuje odbić faceta to nic.
Zaśmiał się.
- Więc może, nie powinnaś zostać mu dłużna. A jej przy okazji też pójdzie w pięty.
- Taki mam zamiar.
Wyciągnął do mnie dłoń. Z uśmiechem ją ujęłam. Wydawał się być miły, więc bez oporów poszłam z nim na parkiet.










































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wybaczcie, że tak długo, ale nie miałam internetu ;)
Sprawy wracają do normy (oczywiście mowa, o naszych bohaterach)
Będzie jeszcze na pewno trochę zamieszania, ale to w następnych rozdziałach.
Zakładam, że przez najbliższy czas będą pojawiać się rzadziej, ze względu na mój ograniczony czas (nie samym komputerem człowiek żyje :) )
Tak, więc trzymajcie się ;*
PS: postaram się nadrobić wasze opowiadania :)

poniedziałek, 27 lipca 2015

Obecna!

Wróciłam! A teraz możecie mnie zabić że nie ma rozdziału. Naprawdę, nie miałam jeszcze kiedy to dodać. Obiecuje że pojawi się w ciągu dwóch dni ;-)
Oczywiście nadrobię też wasze blogi i postaram się to zrobić dość szybko.
A i mam jeszcze jedną sprawę;
Mianowicie, chce zacząć pisać drugie ff, tylko nie wiem czy już zacząć czy najpierw skończyć tego bloga. Byłabym wdzięczna jeśli chodź dwie osoby się wypowiedzią się na ten temat.
Z góry dzięki i do następnego
;-)

sobota, 18 lipca 2015

Hej!

Hej Kochani!
Wyjeżdżam na około tydzień i przez ten czas nie będzie rozdziału. Tak mi się przynajmniej wydaje, że nie będę miała czasu nic napisać. Jak tylko wrócę postaram się dodać.
A jak wam mijają wakacje? Byliście już gdzieś czy może dopiero będziecie?😘

środa, 15 lipca 2015

Rozdział 36

Oslo. Dziś moja równy miesiąc od mojego przylotu do Norwegii. Sama nie wiem dlaczego tu. Wybrałam pierwszy lepszy lot, ale nie żałuję. Pogoda mi nie doskwiera - prawie jak w Londynie, bardzo często pada i jest pochmurno. Obserwowałam morze. Było piękne. Lekkie fale były skutkiem powiewów wiatru. Woda była idealnie niebieska. W jej tafli odbijało się zachmurzone niebo. Do nikogo się nie odzywałam, a raczej nie odbierałam żadnych telefonów. Na początku było trudno to wszystko ignorować. Nawet się z nimi nie pożegnałam, ale to mnie przerosło. Nie mogę mieszać w ich życiu. Robiłam to od ponad roku. W końcu to się musiało skończyć. Niall nie wybaczyłby mi gdyby Jessica wyjechała. Wolałam sama to zrobić, aby nie miał do mnie żalu. A poza tym po prostu chciałam odciąć się od Zayna. Nie radzę sobie z tym. Ma wziąć ślub, jego dziewczyna, przepraszam, narzeczona jest w ciąży. Nie chce w kółko o tym rozmyślać. Teraz mam na to szansę. Londyn aż huczy od plotek na temat Zayna Malika.
Kiedy wróciłam do mieszkania zdziwiłam się widząc kuriera. Stał pod drzwiami mojego mieszkania z ogromną paczką. Niczego nie zastanawiałam i nikt nie wiedział gdzie mieszkam. Co to mogło być? Szybko podpisałam potrzebny mężczyźnie papier i weszłam do domu. Pakunek nie był ciężki, jednak nieporęczny. Położyłam go w salonie obok małego stolika. Szybko rozcięłam karton. W środku był biały miś. Ten sam, którego dał mi Zayn. Miał na sobie jego kurtkę, przede wszystkim był czysty. Po tym jak wyrzuciłam go z okna, widzę go pierwszy raz. Nie mogłam się oprzeć i zatopiłam twarz w jego miękkim futerku, które pachniało Zaynem. Czułam jego perfumy, które uwielbiałam i zapach tytoniu. Dostrzegłam jakąś karteczkę w kurtce. Wyciągnęłam ją i rozłożyłam. To pismo różniło się od tego, którym kiedyś Zayn wysyłał mi liściki, więc to nie był on. Odczytałam napis:
I can't  forget you, because Baby you driving me crazy.
Coś we mnie pękło. Znałam ten zwrot: Baby, you driving me crazy. Malik już raz tak napisał, ale byłam pewna, że to nie on. Nie wiedział gdzie jestem i miał wziąć ślub. To wystarczające powody, bym wiedziała, że to nie on. Zostaje mi się dowiedzieć kto to. Na razie nie miałam ochoty na śledztwo. Położyłam się i włączyłam laptopa. Od razu odezwał się mój skype. To był Liam. Odrzuciłam połączenie i napisałam mu wiadomość:
Jeśli jesteś sam odbiorę.
Zignorował ją i zadzwonił po raz kolejny. Nie miałam pewności czy to on. Jednak zaryzykowałam. Moim oczom ukazał się Payne.
- Dziewczyno, nawet nie wiesz jak się martwimy! Wszyscy. - podkreślił ostatnie słowo.
- Hej, Liam. Też tęsknie. - odparłam i lekko uśmiechnęłam się.

- Gdzie jesteś i co robisz? - spytał już spokojniej i wygodnie usiadł.
Również usadowiłam się wygodnie. To zaczyna się opowieść.
- Cóż, nie robię w zasadzie nic. Zapisałam się na studia, ale nie wiem czy to jest właśnie to co chcę robić.
- A gdzie jesteś? - nie zamierzał odpuścić.
Spuściłam wzrok.
- Wyjechałam z Anglii.
- Domyśliłem się. Serio możesz mi powiedzieć. Przecież nikt się nie dowie.
Spojrzałam na niego. Mówił szczerze. Postanowiłam mu zaufać. Był w końcu moim przyjacielem.
- Jestem w... - przerwał mi głos, za którym cholernie tęskniłam.
- Co robisz Liam? - pytał Zayn, a ja trzęsącą się dłonią zakończyłam połączenie.
Nie dużo brakowało bym znów go ujrzała. Nie mogłam. Wystarczyłoby mi jedno spojrzenie bym wróciła do Londynu. Na razie nie chciałam. To było za szybko. Oparłam głowę o kanapę. Znów usłyszałam dźwięk połączenia, tym razem dochodziło z telefonu i komputera. Na telefon dzwonił Liam i na skype też. Dziwne, prawda? Zdecydowałam, że odbiorę telefon.
- Cholera, przepraszam. - powiedział - Zayn teraz ślęczy przed laptopem. Jemu naprawdę na tobie zależy.
- Mhm i dlatego się żeni. - mruknęłam.
- Nie wydaje mi się, żeby to było jego dziecko. Ona może nawet nie jest w ciąży. Zayn po prostu nie chce zostawić jej samej. W sumie też bym tak postąpił gdybym był pewny, że to moje dziecko. Z ślubem się pośpieszył.
- Możemy o nim nie rozmawiać? - westchnęłam.
- Jasne. Więc gdzie przebywasz?
- Na Półwyspie Skandynawskim.
- Ciekawie. - chyba załapał, że nie powiem mu więcej.
- Liam, kto przysłał mi misia, którego dostałam od Zayna?
- Ktoś ci go przysłał? - byłam pewna, że teraz marszczy brwi - Ostatnio go widziałem u Zayna.
- Ale to niemożliwe... - szepnęłam i usiadłam, a raczej opadłam na kanapę - Przecież on nie wie gdzie jestem prawda?
- Nikt nie wie.
- To dobrze. - odetchnęłam - Liam muszę kończyć. Zadzwonię jeszcze.
- Jasne. Pa.
Odłożyłam telefon i przetarłam twarz dłońmi. Co za cholerny dzień. Wyszłam na spacer i wróciłam dopiero o zmierzchu. Wzięłam szybki prysznic i postanowiłam jeszcze raz zadzwonić do Liama. Tym razem na Skype. oprócz niego był tam też Harry. W jego zielonych oczach dostrzegłam smutek. Uśmiechnęłam się lekko.
- Co u ciebie? - spytałam Loczka.
- Dobrze. Tęsknię. Cholernie. I Rose też. Zaraz sama ci to powie.
Po chwili usłyszałam trzaśnięcie drzwiami, a między chłopakami pojawiła się moja przyjaciółka.
- Jak mogłaś?! Nawet się nie pożegnałaś! Nie mam pojęcia gdzie jesteś! Nie dajesz znaku życia! Umieram ze strachu, a ty kontaktujesz się z Liamem! Jak mogłaś?! - wzięła głęboki oddech.
- Wszystko u mnie ok. To Liam pierwszy zadzwonił. Przepraszam, że się nie pożegnałam. Nie było... kiedy.
- Jasne. - mruknęła - A jak tam u ciebie? Żyjesz?
- Jakoś leci. Poszłam na studia. Ale chyb je rzucę.
- A jaki kierunek? - na dźwięk jego głosu zamarłam.
Po chwili usiadł za Liamem. Posłałam Paynowi wściekłe spojrzenie, na które tylko wzruszył ramionami.
- Muzyka. - oparłam cicho.
Odezwał się mój telefon. Tym razem był to Olaf. Był Norwegiem, z którym miałam zajęcia. Dogadywaliśmy się po angielsku. Był bardzo miłą osobą.
- Przepraszam muszę odebrać. - mruknęłam po czym nacisnęłam zieloną słuchawkę zapominając o obecności przyjaciół - Hej, Olaf.
- Hej, Piękna. - mówił tak na mnie od początku i nic na to nie poradzę - Wolna jesteś jutro prawda?
- Tak. Nie mam  żadnych planów.
- Już masz. Idziemy na lody.
- Ok. Z chęcią.
- A potem do kina.
- Czy ty proponujesz mi randkę? - zaśmiałam się.
- To ty proponujesz, a ja się zgadzam więc do zobaczenia.
Ze śmiechem odłożyłam telefon na szafkę. Wróciłam wzrokiem do ekranu laptopa.
- Twój nowy chłopak? - mruknął Zayn, a po jego twarzy widziałam, że jest wściekły.
Zignorowałam to pytanie. Reszta widząc, że nie mam zamiaru na nie odpowiedzieć, postanowiła chyba użyć w cierpieniu Malikowi. Tylko on nie cierpiał. To ja cierpiałam. Nie będę się nad sobą użalać!
- Więc masz nowego kolegę? - spytała Rose.
Roześmiałam się. Jej ton głosu, był zabawny.Czułam się jak dawniej, gdy byłyśmy ciągle razem.
- Tak. Poznałam Olafa na uczelni. Pomógł mi trochę w opanowaniu materiału. Jest całkiem spoko.
- Tylko kolega? - Harry uniósł brew.
- Co wy się tak interesujecie? - odparłam.
Wiedziałam dlaczego, ale miałam zamiar podręczyć Zayna. Czemu mu zależy skoro bierze ślub.
- Ty i Zayn powinniście pogadać. - powiedział Liam.
Zamarłam. Nie. Sam na sam - w życiu.
- Jestem zmęczona. Odezwę się. Kocham was! - zakończyłam połączenie.
Położyłam się w łóżku, ale nie mogłam zasnąć. Jeszcze nie przyzwyczaiłam się, że tu prawie całą noc jest jasno. A poza tym w głowie siedział mi Zayn. Tak bardzo miałam ochotę znów poczuć jego słodkie usta. Nie mogłam się na niczym skupić. Wstałam i wzięłam misia. Ponownie się położyłam i mocno wtuliłam w pluszaka. W końcu, koło północy, usnęłam.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Nie chciałam wstawać, ale było zbyt natarczywe. W końcu leniwie uniosłam swój zadek i otworzyłam drzwi.
Stał w nich uśmiechnięty Olaf.
- Co ty tu robisz? - spytałam zaspana.
Chłopak pocałował mnie w policzek i wszedł bez zaproszenia. Zamknęłam drzwi.
- Też się cieszę, że cię widzę. - oparł - Ubieraj się. Wychodzimy.
- Gdzie? - spytałam przytomniejąc.
- Pozwiedzać.




* * *

Wieczorem znaleźliśmy się w kinie. Cały dzień łaziliśmy po Oslo i okolicach zwiedzając wszystkie możliwe muzea i zabytki. Teraz był czas na relaks i odpoczynek dla nóg. Usiedliśmy na miękkich fotelach. Film był w 3D. Miał to być horror. Już żałowałam, że tam jestem. Później będę się cholernie bała. Przy okazji nie dam spokoju Olafowi. Okazało się jednak, że horror był komedią. W sumie to uśmiałam się, jak wszyscy na sali. Tylko Olafowi coś nie pasowało. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Kiedy wychodziliśmy z sali, zauważyłam jak Olaf przygląda się pewnemu blondynowi.  Przez głowę przemknęło mi, że może jest gejem. Z jednej strony chciałam go spytać, ale z drugiej nieco się bałam. W końcu mi się to wymsknęło.
- Olaf, czy ty jesteś... - spojrzał na mnie trochę zestresowany - No wiesz...
- Aż tak widać? - spytał smutno.
- Nie. Przepraszam, nie chciałam powiedzieć nic złego.
- Nie powiedziałaś. Po prostu bałem się ci powiedzieć.
Uśmiechnęłam się.
- Nie musisz się bać. Nadal będziesz dla mnie Olafem. Koniec kropka. - przytuliłam go.
Odwzajemnił mój uścisk. Po chwili dojrzałam znajomą sylwetkę. Moje serce zabiło mocniej. Na ustach pojawił się uśmiech. Jak Harry mnie znalazł? Moja mina zmieniła się gdy zobaczyła z kim przyjechał...













~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej!
Myślałam że dzisiaj nie dodam, ale jest ;-) 
Ktoś to w ogóle czyta? o.O
Nie mam pojęcia jak podsumować ten rozdział, zostawię to wam.
Dziękuję za ogromną liczbę wyświetleń, chodź pewnie wiele osób trafia tu przypadkiem.
Tak więc, czekam na.wasze komentarze i do następnego :-* 

niedziela, 12 lipca 2015

Rozdział 35

- Może nim jestem, ale nadal coś do Ciebie czuje. - wpił się w moje usta.
Jego ramiona przyciągnęły mnie do siebie. Nasze ciała się zderzyły. Jego dłonie błądziły po moich plecach. Chciałam go odepchnąć. Nie pozwolił mi odsunąć się nawet na centymetr. Bez większego wysiłku podniósł mnie i skierował się do któregoś z pokoi u góry. Nic do mnie nie docierało. Czułam tylko jego słodkie usta. W końcu mu się poddałam. Nie umiałam dłużej walczyć. Kiedy tylko poczuł że nie będę się opierać, stał się czuły, bardziej delikatny. Jego usta tylko muskały moje. Objęłam jego kark jedną ręką, a drugą wplotłam w jego włosy. Chłopak usiadł na łóżku i posadził mnie sobie na kolanach. Co ja wyprawiałam? Nie mogłam, przecież...
- Zayn... Proszę... - szepnęłam cicho, a on odsunął się by spojrzeć mi w oczy, lecz nadal mnie przytulał.
- Przecież wiem, co do mnie czujesz. - odparł - Czemu ciągle zaprzeczasz?
Bo tak strasznie mnie zraniłeś. Bo zerwałeś ze mną bez słowa. Bo czuję, że jestem dla ciebie zabawką. Dlatego. Wstałam. Nadal patrzyłam w podłogę.
- Ja się już z tym pogodziłam. - mruknęłam - Ty też powinieneś.
Zeszłam na dół. Nie byłam głodna, ale mimo to zrobiłam kanapki. Zostawiłam je na kredensie. Chciałam wziąć prysznic. Poszłam do sypialni. Zayn siedział na łóżku. Głowę podpierał na rękach. Nawet na mnie nie spojrzał gdy weszłam. Może to lepiej. Im szybciej się od siebie odizolujemy tym lepiej dla nas obojga. Wyciągnęłam z mojej torby biały podkoszulek z napisem: Love never give up. Skąd ja mam tą koszulkę? Nie ważne. Na to koszulę w kratkę, na krótki rękaw i zwykłe ciemnogranatowe rurki. Przeszłam do łazienki i zamknęłam drzwi. Było mi ciężko ignorować Malika. Tym bardziej, że wydawał się być załamany. Odetchnęłam głęboko i po raz setny spróbowałam wyrzucić Zayna z mojej głowy. Niewiele to dało, ale gorący prysznic pozwolił mi się odprężyć. Osuszyła skórę ręcznikiem i ubrałam się. Usiadłam na blacie i zdjęłam bandaż z nadgarstka. Rana nie wyglądała źle. Omyłam ją. Kiedy miałam zająć się zakładaniem świeżego opatrunku do pomieszczenia wszedł Zayn. Schowałam rękę za siebie.Wzrok chłopaka padł na zaplamiony bandaż. Podszedł do mnie uważnie mi się przyglądając. Moje serce przyśpieszyło. Wiedziałam, że teraz się dowie. Stanął na przeciwko mnie cicho nucąc jakiś utwór. Było to Where do broken hearts go. Przeszedł mnie dreszcz. Zrobił krok w moją stronę, stając naprawdę blisko. Niebezpiecznie blisko. Złapał moją rękę. Nie opierałam się. Przyjrzał się mojemu nadgarstkowi. Westchnęłam i spojrzałam w podłogę. Zayn delikatnie musnął ustami mój nadgarstek. Powietrze, które wypuścił z ust delikatnie mnie łaskotało. Zabandażował mi delikatnie rękę po czym ponownie ją pocałował.
- To przeze mnie? - pytał - Dlatego byłaś w szpitalu?
Nie odpowiedziałam. Nie chciałam mu odpowiadać na te pytania. Obie odpowiedzi byłyby twierdzące. Nie chciałam, żeby wiedział.
- Mela. - jego głos był łagodny, lecz stanowczy.
Odwróciłam głowę. Wstydziłam się tego co zrobiłam. To nie powinno mieć miejsca. Nie mogłam jednak cofnąć czasu. Mogłam jedynie nie dopuścić do kolejnego takiego zdarzenia. Oparłam policzek o kafelki.
- Muszę ci coś powiedzieć. - zaczął z przepraszającą miną - Chodź. - delikatnie złapał moją dłoń.
Posłusznie zeskoczyłam z blatu. Chłopak złapał mnie, bojąc się, że upadnę. Nie odepchnęłam go tym razem. Chodź może powinnam? Przeszliśmy do sypialni. Usiałam po turecku, na poduszkach i oparłam się plecami o wezgłowie łóżka. Malik usiadł na przeciwko mnie. Odetchnął głęboko po czym spojrzał mi w oczy.
- Proszę, po prostu mnie wysłuchaj. - ponownie wziął głęboki oddech - Ja... Wtedy na lotnisku nie potrafiłem ci nic powiedzieć. Postanowiłem, że tak będzie lepiej. Tak, wiem, że jetem beznadziejny, ale nie mogłem wytrzymać. Ciągle coś nagrywaliśmy, niedługo trasa, hejterzy... To wszystko. Bałem się, że zaczną cię niszczyć, tak jak zaczęli mnie. Co prawda, rozmawiamy często o tym z chłopakami i robi mi się lepiej. Bałem się o ciebie. Bałem się, że dojdzie do tego. - wskazał moją rękę - Tymczasem ja do tego doprowadziłem... - zrobił krótką przerwę - Jak zobaczyłem cię gdy przyjechałem po swoje rzeczy... Wystraszyłem się. Byłaś taka chuda, wyglądałaś jak nie ty. Zadzwoniłem do Rose. Wiedziałem, że przyjedzie ze względu na ciebie. I nawet to nic nie dało... - obwiniał się za to wszystko co się ze mną działo - Perrie mi powiedziała, że widziała cię jak wybiegłaś z domu. Ona... Była moją przyjaciółką. Myślałem, że jak ty pojedziesz ze mną na święta do rodziców to wszystko się unormuję. Odpocznę i nabiorę wiary na to, że możemy być razem. Rodzice zaprosili Perrie. Widzieli, że coś ze mną nie tak. Nie szukałem pocieszenia po tym co zrobiłem. Jednak między nami po długich godzinach rozmowy coś się pojawiło. Nigdy nie pokocham jej tak jak ciebie. Chcę żebyś to wiedziała.
Z moich oczu wyleciało kilka łez. Okazało się, że to ja jestem niesprawiedliwa. Byłam z najwspanialszym facetem jakiego znałam i nie zauważyłam, że coś nie gra. Nie potrafiłam mu pomóc. Co ze mnie za dziewczyna, która nic nie widzi?
- Chyba ja powinnam cię przeprosić. - odparłam patrząc w podłogę.
Nie umiałam mu spojrzeć w oczy. Wychodzi na to, że oboje trochę zawiedliśmy. I tak czułam cię cholernie winna. Poczułam jego ciepłą dłoń na moim podbródku. Delikatnie uniósł moją głowę i spojrzał mi w oczy. Nie umiałam wytrzymać jego spojrzenia. Jednak on nie pozwolił uciec mi wzrokiem.
- Oboje mamy coś za uszami. Teraz chyba od nas zależy czy znów coś z tego będzie co?
- Ale...
- Popatrz tylko na mnie i na ciebie. - byłam zdenerwowana - Uda nam się?
Przegryzłam wargę. Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć.Jeśli bylibyśmy szczerzy. Jeśli zawsze mówilibyśmy sobie prawdę. Jeśli... No właśnie. Ciągle jeśli. Wiem, że nie rzuci swojej dziewczyny... Widziałam w jego oczach, że jeszcze ma nadzieję. Pokręciłam głową. Naprawdę chciałam, ale nie tak szybko. Jeśli ma się udać, musieliśmy zwolnić. Wiedziałam, że to i tak nie wypali. Nie chciałam cierpieć przez pochopnie podjętą decyzję.
- Dajmy sobie czas. - poprosiłam cicho..
Zamknął oczy. Widziałam, że mu ulżyło. Jeszcze nas nie skreśliłam. Więc jednak mu zależało? Pewnie tak, skoro powiedział mi to wszystko. Pokiwał głową na zgodę. Teraz mi ulżyło. Zrobiłam się głodna. Ześlizgnęłam się z łóżka i zeszłam na dół. Zjadłam dwie kromki i umyłam po sobie. Chciałam odpocząć. Czułam się zmęczona. Nie wiedziałam czy bardziej fizycznie czy psychicznie, chodź obstawiałabym to drugie. Położyłam się po prawej stornie łóżka i przytuliłam do poduszki. Zamknęłam oczy. Moje życie w końcu nabiera kształtów i kolorów. Poczułam powiew zimna, gdy drzwi się otworzyły. spojrzałam w tamtą stronę. Na czarnych włosach Zayna osiadło kilka śnieżynek. Miał czerwone poliki. Jakim cudem wyszedł na dwór?
- Zapaliłem na balkonie. - odparł z uśmiechem, widząc moje pytające spojrzenie.
Ja dawno nie paliłam. To cud. Ponownie oparłam głowę na miękkiej poduszce.
- Mogę? - spytał pokazując drugą połowę łóżka.
Niestety Harry i Louis zadbali o to byśmy mieli tylko jedno. Pozbyli się kanapy. W desperackiej sytuacji położyłabym się na podłodze.
- Jasne. - mruknęłam.
Położył się przodem do mnie. Zamknęłam oczy. Chciałam się zdrzemnąć.

Poczułam jak chłopak łapie moją dłoń i splata nasze palce. Nie wyrwałam ręki. Teraz jego dotyk nie bolał - przeciwnie, sprawiał przyjemność.
Pierwsze co zobaczyłam, kiedy otworzyłam oczy, to twarz Mulata. Nasze głowy znajdowały się na jednej poduszce. Nie wiedziałam co myśleć o tym wszystkim. Z jednej strony bardzo chciałam być z nim, mieć go tylko dla siebie. A z drugiej - bałam się odrzucenia, tego, że znów będę cierpieć... Czy to wystarczające powody, żebym się wahała? Nie wiedziałam co robić, co myśleć. Co było słuszne, a co powinnam zostawić w spokoju? Podniosłam się nie budząc Zayna. Przeszłam do czytelni. Chciałam chodź na chwilę zanurzyć się w innym świecie, w innej rzeczywistości. Nie przyszło mi to łatwo. W końcu jednak odpłynęłam. Z transu wybudziło mnie dopiero pukanie do drzwi. Zeszłam na dół.
- Jeszcze się nie pozabijaliście? - usłyszałam rozbawiony głos Louisa.
- Nie. Będę wdzięczna jak mnie stąd zabierzesz. - odparłam szybko.
Otworzył drzwi i uważnie mi się przyjrzał. Zmarszczyłam brwi. O co mu chodziło? Obszedł mnie na około uważnie lustrując mnie wzrokiem. Harry stanął obok i przyglądał nam się z uśmiechem.
- O co ci chodzi? - spytałam w końcu.
- Patrzę czy masz na sobie jakieś znaki, mówiące o tym, że pogodziłaś się z Malikem.
- Idiota. - warknęłam i przyłożyłam mu w głowę, a Harry wybuchnął śmiechem.
Po chwili Mulat zszedł na dół.
- Teraz jego będziesz oglądał? - spytałam na co Zayn wytrzeszczył oczy.
Chłopcy się roześmiali. Mi wcale nie było do śmiechu. Zabraliśmy nasze rzeczy i wsiedliśmy do auta. Harry wypchnął mnie do tyłu, a że Lou prowadził byłam skazana na Mulata. Oparłam skroń o zimną szybę i zamknęłam oczy. Co robić? Potrzebowałam czasu, żeby to przemyśleć i żeby zobaczyć, że mu na mnie zależy. Jeśli wszystko się wyjaśni dam nam drugą szansę. Na razie nie miałam zamiaru wspominać o tym Malikowi. Nie powinien wiedzieć, że tak myślę o tej sprawie. Interesowało mnie to co on teraz zrobi. Pierwszy krok należał do niego.
- Amelia, jesteśmy już w domu. - mruknął Harry. Nie miałam ochoty wstawać. Nie otworzyłam oczy, tylko jęknęłam na jego słowa - Leń. - odparł z uśmiechem i wziął mnie na ręce.
Oparłam się o jego ciepły tors. Po chwili poczułam materac pod swoim ciałem. Zdrzemnęłam się jeszcze chwilę, po czym wstałam. Zeszłam na dół. W salonie siedzieli wszyscy oprócz Zayna. To na dobry początek. Westchnęłam. Chciałam się jeszcze łudzić, że będzie dobrze. Omiotłam wszystkich wzrokiem. Dopiero teraz dojrzałam dziewczynę siedzącą obok Nialla. Jess? Ale skąd ona się tu wzięła.
- Amelia? - powiedziała zdziwiona.
- Co tu robisz? - odparłam chłodno.
Wszyscy ucichli i skierowali swoje spojrzenia na nas.
- Możesz nie robić scen przy wszystkich?
Uniosłam brwi. Zaraz mnie coś strzeli. Co ona sobie wyobrażała? Skąd się tu wzięła? I dlaczego blondyn ją przytula?
- Ja? Przecież ty jesteś w tym mistrzynią. - odparłam, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Przestań. - powiedziała spuszczając wzrok.
- Co, nie załatwisz mi... - przerwała mi.
- Zamknij się do cholery! - krzyknęła i podbiegła do mnie - Nienawidzę cię! - warknęła mi prosto w twarz i wybiegła.
- Co ty jej zrobiłaś? - spytał zdezorientowany blondyn, mijając mnie.
Opadłam na kanapę i wypuściłam głośno powietrze. Miałam nadzieję, że nigdy więcej nie będę musiała jej oglądać. Los mnie nie oszczędza. Napotkałam spojrzenie Rose. "To ta Jess?" - spytała poruszając tylko wargami. Potwierdziłam, kiwnięciem głową.
- Powinnam się domyślić... - szepnęła.
Harry uważnie jej się przyjrzał, a potem mi. W salonie zapanowała cisza. Po chwili wrócił blondyn.
- Myślę, że powinnaś nam coś wyjaśnić Amelia. - powiedział podając mi kartkę, na której Jess napisała kila słów: On też cię nienawidzi.
Zamarłam. Super. Nie dość, że miałam problemy z Kamilem, to jeszcze Adam. Zapowiada się ciekawie. Czyli Jess nadal z nim trzyma. Może jej pomóc? A może jednak nie. W sumie sama mi go odbiła. O co ja się martwię. Nienawidzę jej ze wzajemnością.
- Nie ma co wyjaśniać. - odparłam - Jess jest skończoną...
- Przestań! - warknął na mnie Niall - Jest moją przyjaciółką.
- Nic o niej nie wiesz. - odparłam spokojnie - Spytaj ją co robiła w wakacje gdy miała 15 lat. To bardzo długa i ciekawa historia. Ciekawe czy opowie ci ze szczegółami.
- Przestań być taka! - powtórzył.
- Jaka?
Nie odpowiedział, ale wiedziałam co pomyślał. Zabolało.
- Nialler, ona mnie nienawidzi. Ze wzajemnością. Nie musisz mi dokopywać za nią. Naprawdę taka jest. Możesz mi nie wierzyć, ale nie mam w interesie ci dokopać. Weź to pod uwagę. - mruknęłam cicho i poszłam do siebie.
Może faktycznie postąpiłam trochę za ostro. Nie ważne. Powinien się dowiedzieć jaka jest naprawdę. Wiem, że ludzie się zmieniają, ale jej to nie grozi. Sama to pokazała w salonie. A więc muszę wrócić do mojej beznadziejnej przeszłości... To co się wtedy wydarzyło.. Nie miałam ochoty tam wracać.

- To co? Idziemy dzisiaj na imprezę? - spytał Adam, obejmując mnie w talii.
Byłam w nim bardzo zakochana. Był moją pierwszą miłością. Wtedy nie myślałam o konsekwencjach. Chciałam być blisko niego zawsze. Był bardzo przystojny i kręciło się wokół niego dużo dziewczyn. Wybrał mnie. Tą najbardziej nieśmiałą.
- Możemy iść. Ale żadnego alkoholu. - zastrzegłam patrząc mu w oczy.
- Ok. - cmoknął mnie w policzek.
Uśmiechnęłam się. Złapał moją rękę i pociągnął lekko. Szliśmy w stronę świetlicy. Tam zazwyczaj urządzaliśmy takie imprezy, a potem kłamaliśmy, że był z nami jakiś dorosły. Nie zostawaliśmy tam dłużej niż do 24, więc rodzice niczego nie podejrzewali. W końcu dotarliśmy na miejsce. Pierwsze co to Adam przywitał się ze swoimi znajomymi i usiadł obok nich. Zagadałam się z jakąś koleżanką co chwilę na niego zerkając. Na kolanach usiadła mu Jessica. Nienawidziłam jej. Ciągle mi dowalała i przylepiła się do mojego chłopaka. Podała mu mały woreczek. Wiedziałam, że brała, a Adam dobrze czuł się w jej towarzystwie. Dziewczyna spojrzała w moją stronę z uśmiechem i widząc, że się przyglądam, złożyła dość brutalny pocałunek na ustach Adama. Odwróciłam się na pięcie i wyszłam. Byłam na niego wściekła. Jak mógł? Przecież obiecywał, że jej więcej nie dotknie, a to, że będzie się tłumaczył, że ona go dotknęła nie interesuj mnie. Poczułam uścisk w nadgarstku.
- Znowu strzelasz focha? - spytał rozbawiony.
Pewnie brał.
- Tak. Bo obmacujesz się z jakąś dziewczyną. - odparłam odwracając się do niego przodem.
- Obmacuję? - zaśmiał się - Przestań. - przysunął się do mnie, a ja go odepchnęłam.
- Ostrzegałam cię. Nie posłuchałeś. To koniec.
- Jak to koniec? - mina mu zrzedła.
- Koniec. - powtórzyłam i z łzami odeszłam.
- Nienawidzę cię. - usłyszałam jego głos za sobą.





Więc Jess go "uratowała". Super, że po trzech latach nadal są razem. Naprawdę się cieszę tylko co mi do tego? Mam własne problemy, a mianowicie Malika na głowie. Otworzyłam mojego laptopa. Postanowiłam przejrzeć plotkarskie portale, żeby zobaczyć czy jest coś o chłopcach. Na oczy cisnęły mi się łzy kiedy przeczytałam nagłówek: Zayn Malik z One Direction zaręczony!. Zaufałam mu. Wszystko schrzanił. Miałam tego dość. Nie chcę go widzieć. Muszę odpocząć. Muszę w końcu coś zrobić...


























~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak więc to jest początek, a raczej koniec
Zaczynamy od nowa
Ok, nieważne. Co do rozdziału;
Jak myślcie, co zrobi Amelia?
Mam już pewien pomysł ;-) 
Czy Zayn zgodził się na zaręczyny tak sam z siebie, po tym co powiedział Amelii?
Ja myślę, że był mocny powód by to zrobił.
Tak więc do następnego już niedługo ;)

czwartek, 9 lipca 2015

Rozdział 34

Zayn uważnie mi się przejrzał. Spłonęłam rumieńcem pod wpływem jego spojrzenia. Spuściłam głowę, by moja twarz zasłoniły włosy. Więc chłopcy taki mięli plan - chcieli "pogodzić" mnie i Malika. Czułam że wszyscy są w to zamieszani. Może Liam sobie to odpuścił. On był w porządku.
- Powiedz mi to co masz powiedzieć i będziemy wolni. - kiedy Zayn wypowiedział te słowa poczułam jak by ktoś rozrywał moje serce.
Nie zależało mu już na mnie. Ton jakim to powiedział, to jak to powiedział... tak jakby to nie miało dla niego znaczenia. Skoro tak nie miałam zamiaru z nim rozmawiać. Może zachowywała się jak zbuntowana nastolatka, ale mocno mnie to zabolało. Z trudem przełknęłam łzy. Miałam ochotę krzyczeć.
- Jak ci się tak spieszy to sobie wyważ drzwi. Nie przyjadą szybciej niż 3 dni. - warknęłam i odwróciłam się na pięcie.
Chciałam pójść do czytelni. Wolałam świat książek. Tam nie było moich problemów. Mogłam przeżywać magiczne i niestworzone przygody. Pasowało mi to w tej sytuacji. Chciałam uciec. Poczułam uścisk w nadgarstku. Zabolało, bo to był ten zabandażowany. Zayn niczego nie zauważył.
- Więc to był twój pomysł? - oskarżył mnie o tę sytuację.
Mój?! Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam! Przecież ja... ja nie chciałam go widzieć... chciałam zacząć od nowa, bez niego. Chciałam wyrwać rękę z jego uścisku, bez skutku. Malik mocniej mnie złapał. Skrzywiłam się z bólu. Rozluźnił uścisk, co wykorzystałam i odsunęłam się. Lekko rozmasowałam rękę, patrząc na Mulata. Dopiero teraz zauważyłam jak wyglądał. Miał białą koszulkę, przez która prześwitywały jego tatuaże. Na jego szerokich ramionach spoczywała ciemna bluza. Mimo to, że Malik wyglądał idealnie, był niesprawiedliwy.
- Nigdy bym się nie zniżyła do takiego poziomu. Sami to wymyślili. - fuknęłam.
Cofnęłam się do salonu. Zamknęłam na chwilę oczy. Było mi słabo. Jeszcze nie doszłam do siebie, a jak widać stres mi nie pomaga. Mój oddech był szybszy niż powinien. Opadłam na fotel. Po chwili nieco się uspokoiłam. Wiedziałam że nie mogę się na razie ruszyć. Powinnam odpocząć. Konsekwencje głupich decyzji! Nienawidzę mojego życia. Nie licząc moich przyjaciół wszystko jest do bani. Okryłam się kocem i położyłam głowę na oparciu. Moje serce biło jeszcze przyśpieszonym rytmem. Uspokój się. - powtarzałam to sobie kilka razy. I udało się. Pomogło. Poczułam dziwne ciepło w nadgarstku. Bandaż był brudny od krwi. Musiałam zmienić opatrunek. Chłopcy na pewno zostawili gdzieś bandaże. Tylko gdzie? W łazience na pewno jest apteczka. Powoli podniosłam się. Nie zauważyłam nigdzie Zayna. Miałam nadzieję, że nadal siedzi w kuchni. Stopień, po stopniu pokonałam schody. Odetchnęłam głęboko gdy byłam już na samej górze. Podpierając się ściany doszłam do łazienki. Otworzyłam drzwi. W środku był Zayn. Taka mała uwaga że był w samych bokserkach. Nie mogłam oderwać wzroku od jego umięśnionego torsu. Musiałam też przyznać że jego tatuaże robiły na mnie wrażenie. Zachowałam się tak, jakbym widziała go po raz pierwszy w takiej sytuacji. Tak, zdecydowanie mam wyczucie. Oblałam się rumieńców. Dlaczego tak reagowałam? Przecież miałam z nim skończyć.
- Podasz mi bandaż z apteczki? - spytałam cicho patrząc w podłogę.
- Pod jednym warunkiem. - spojrzałam na niego jak na głupka. Nie będzie mi dyktować warunków - Powiedz po co.
- Jest mi potrzebny.
- Zła odpowiedź. - skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
To że wyglądał oszałamiająco niczego nie zmieniało. Co on sobie myślał? Potrzebowałam i już. Teraz nie musiałam mu się tłumaczyć. To była tylko i wyłącznie moja sprawa. Nie miał prawa mieszać się w moje życie. Teraz było już moje, nie nasze. Chodź ta prawda bolała, musiałam to przeżyć. Chciałam go ominąć i sama sobie wziąć, ale objął mnie w talii, nie pozwalają przejść dalej. Przeszedł mnie dreszcz. Znów poczułam jego dotyk na swojej skórze. To było cholernie przyjemne, a jednocześnie chciałam go odsunąć. Właśnie to starałam się zrobić. Odepchnęłam go, lecz nie puścił mnie. Próbował spojrzeć mi w oczy. Patrzyłam w podłogę. To nie było fair z jego strony. Przecież miał dziewczynę, a dokładnie wiedział jak na mnie działa.
- Zostaw mnie! - warknęłam w końcu.
- O co ci chodzi? - spojrzałam na niego.
Naprawdę nie rozumiał. Co on był głupi? To takie trudne?
- O co mi chodzi? - powiedziałam ze zdziwieniem - Może o to że rzuciłem mnie jak szmacianą lalkę bez wyjaśnienia? O, a może o to, że jesteś dupkiem? I tak nie zrozumiesz!
- Przeciwnie...
Wyrwałam mu się. Podeszłam do szafki i wyciągnęłam bandaż klnąc pod nosem. Chciałam stamtąd wyjść, ale Malik zagrodził mi drogę.
- Po co ci bandaż? - spytał tonem żądającym odpowiedzi.
- Mam Cię po dziurki w nosie! - wrzasnęłam.
Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Poczułam się zdezorientowana. Ręką szukałam czegoś, czego mogłabym się złapać. Trafiłam na rękę Zayna. Malik mnie podtrzymał.
- Co się dzieje? - spytał z troską w głosie.
- Nic mi nie jest. Za chwilę przejdzie.
Powoli, osuwając się po ścianie, usiadłam na zimnych kafelkach. Chwilę potrzebowałam by dojść do siebie, ale w końcu się udało. Odetchnęłam głęboko. Obraz, który widziałam wyostrzył się, więc zrobiłam się spokojniejsza. Niestety trwało to tylko chwilę.
- Wyjdź. - powiedziałam do chłopaka w miarę uprzejmie.
- Oszalałaś? - odparł nieco zdenerwowany, kucnął obok mnie i położył dłoń na moim kolanie. Ponownie przeszedł mnie dreszcz - Teraz na pewno Cię nie zostawię.
- Szkoda. - mruknęłam, odwracając wzrok.
- Co się dzieje?
- Co Cię to obchodzi? - spojrzałam na niego - Nie jesteśmy razem więc daj sobie spokój. Niczego od Ciebie nie chce. - ostatnie zdanie powiedziałam naprawdę cicho.
Kłamałam. Potrzebowałam go i to było najgorsze. Chciałam żeby mnie przytulił i powiedział te dwa słowa, które kiedyś ja mu powiedziałam.
- To chociaż powiedz czy to przeze mnie chciałaś pojeździć tym autem. - zaśmiałam się gorzko.
Nie zrozumiał. Nie chciałam żeby poznał prawdę, tak miało zostać. Niech nadal myśli że jechałam tym cholerny autem. W gruncie rzeczy, jakim cudem on w to uwierzył? Nawet James się nie nabrał. Louis i Harry musieli być bardzo przekonujący. Ciekawe jakie obrażenia ma osoba poturbowana po ostrej jeździe? Nie miałam zamiaru sprawdzać.
- Świat nie kręci się wokół Ciebie. - odparłam tylko i powoli się podniosłam.
Zayn wstał wraz ze mną. Nie miałam siły żeby utrzymać się na nogach. Jednak musiałam dać radę. Przeszłam do blatu i usiadłam na nim. Oparłam głowę i zimne kafelki. Było mi już lepiej, ale nadal byłam uziemiona. To było bardzo przykre. To dlatego Louis chciał mnie wypisać tak szybko - żebym nie mogła nic zrobić Malikowi, ani uciec. Nie chciałam żeby Mulat widział jak bardzo słaba jestem.
- Daj sobie pomoc. Nie chce ci zrobić krzywdy.
Prychnęłam.
- Już zrobiłeś. - mruknęłam, nim ugryzłam się w język.
- Amelia... -przerwałam mu.
Zrozumiał za późno. Wcale nie chciałam z nim rozmawiać. Chciałam położyć się w łóżku i ryczeć jak małe dziecko. Albo pójść na imprezę i się rozerwać. Mogłabym się nawet napić więcej niż zazwyczaj. Rose pewnie by się przyłączyła. Ostatnio mało czasu spędziłyśmy razem.
- Daj sobie spokój. Masz dziewczyne? To się nią zajmij.
Zeskoczyłam z blatu i minęłam go. Starałam się opanować zawroty głowy i osłabienie. Nie dałam rady. Grawitacja nagle stała się zbyt silna. Nawet nie wiem jak i kiedy moje ciało zawisło nad ciemną podłogą. W ostatniej chwili, nim rąbnęłam w podłogę Malik mnie złapał. Nie pytając mnie o zdanie ani pozwolenie, wziął mnie na ręce i przeniósł do sypialni. Położył mnie na łóżku. Wzięłam głęboki oddech gdy uwolniłam się od jego dotyku. Skuliłam się i położyłam dłoń pod policzek. Chciałam żeby zniknął. Było mi naprawdę ciężko wmówić sobie że nie chce go widzieć, że go nienawidzę. Kiedy mnie dotykał wszystko wracało. Chciałam żeby był blisko, ale nie chciałam. Nie potrafiłam tego wyjaśnić. To były dwa sprzeczne uczucia które odczuwałam na raz. Ciepła dłoń Zayna odgarnęła kosmyk włosów z mojej twarzy.
- Nie dotykaj mnie. Proszę. - zabrzmiało to żałośnie, ale nie umiałam zdobyć się na donośniejszy ton głosu.
Zdziwiłam go. Sama siebie zdziwiłam. Nie mogłam wytrzymać ciepła, które mnie ogarniało za każdym razem gdy mnie dotykał. Bałam się tego w pewnym sensie. To bolało.
- Mela... - znów mu przerwałam.
- Nie. Myślisz że powiesz jedni słowo i będzie dobrze?! Nie będzie! - nie umiałam powstrzymać łez.
Mocno przyciągnął mnie do siebie. Mimo że tak bardzo się tego broniłam, wtuliłam twarz w jego ciepłe ramiona. Byłam słaba. Nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Nie umiałam bez niego wytrzymać. Był moim narkotykiem. Jego palce delikatnie otarły moje poliki.
- Nie płacz. - szepnął mi do ucha - Nie przeze mnie.
- Więc mnie zostaw. - mruknęłam znów zanosząc się płaczem.
- Chcesz tego? Moja obietnica ze szpitala nadal jest aktualna.
Zawahałam się. Nie mogłam nic powiedzieć. Chciałam żeby trzymał mnie w ramionach. Oparłam głowę na jego torsie. Zamknęłam oczy. Miałam wszystkiego dość. Czemu życie nie może być proste? Wszystko zawsze jest skomplikowane. Zanim zasnęłam, poczułam jak Malik układa mnie głową na poduszce i mocno przytula.
Obudził mnie dzwonek telefonu. Spojrzałam w prawo. Zayn odebrał.
- Cześć Kochanie. - mruknął do telefonu - Nie mam pojęcia gdzie jestem... Harry i Louis przywieźli mnie do jakiegoś domku... Tak. Jestem sam...
Nie słuchałam. W tamtej chwili zrozumiałam. Zayn nie zostawi tamtej laski dla mnie. Wczorajszego wieczora po prostu się nade mną zlitował. To było paskudne z jego strony. Wstałam powoli by nic nie podejrzewał. By nie wiedział jak się czuję. Zeszłam po schodach i postanowiłam zrobić kanapki. Kroiłam ogórka gdy usłyszałam jak Malik schodzi po schodach. Starłam łzy z moich policzków. Nawet nie wiem kiedy się tam pojawiły. Poczułam jego objęcia i delikatny pocałunek na mojej szyi. Odepchnęłam go.
- Hej, Mela. - odwrócił mnie przodem do siebie.
- Nie chce litości. - warknęłam - Wiem że z nami koniec. Tylko czemu ciągle dajesz mi nadzieję? Jesteś dupkiem! - wymierzyłam mu mocny policzek.
- Może nim jestem, ale... - dlaczego to zrobił?






























~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No właśnie. Dlaczego to zrobił? :P
Mam nadzieję, że nie przesadzam z ilością rozdziałów w czasie. Zdradzę wam, że mam napisane rozdziały do 37, ale pojawiać będą się co 3 dni, tak jak do tej pory. 
Widzę, że bierzecie udział w ankiecie. Niezmiernie się cieszę, tylko co daje mi 50%, na 50%? :D
Będę sugerowała się też radą magicznej i jeśli pozostanie taki wynik, będę pisała opowiadanie, podajże, numer jeden. Szczerze napisałam już kawałek, by zobaczyć co z tego wyjdzie i spotkałam się z pozytywną opinią, więc pomysł z wakacjami może poczekać, skoro czeka już tak długo. 
Przepraszam, że rozdział tak późno, ale wyleciało mi z głowy, że mam go dzisiaj wstawić ;)
Tak więc nie przynudzam, piszcie opinie, czekam ;)

poniedziałek, 6 lipca 2015

Coś...

Hej, mogę stwierdzić, że jestem dziwna. Serio. Już wyjaśniam dlaczego:
Zaczęłam pisać nowe opowiadanie, by opublikować je gdy skończę tego bloga,
ALE
wpadł mi do głowy drugi dobry pomysł na fanfiction
(zaznaczam, że nie posiadam zdolności pisania dwóch blogów na raz!)
Jak to u mnie -,-
Więc mam zamiar w tej sprawie się do was zwrócić ;)
Opiszę, a może raczej zarysuję fabułę i proszę byście napisali mi co jest lepsze
Liczę na Was!

1.
Przeprowadzka do Londynu. Z jednej strony chciałam, a z drugiej nie. Bałam się nieznanego, inny język, szkoła ludzie. Ale nie był o czym gadać. Tak więc zaczynam przygodę. Pierwszy dzień:
Nie jest najlepiej. Oprócz tego, że poznałam Gale, wszytko inne jest do bani. Na przykład: Pan Zayn Cholernie Przystojny Kretyn. Jest dupkiem. Ale nie pozostaję mu dłużna. Mam nadzieję, że w końcu się odczepi. W czasie wolnym od szkoły, postanowiłam zająć się czymś dobrym. I wtedy poznałam Kennetha...

2.
Perspektywa wakacji w miejscu, którego nazwy nie umiem wymówić mnie nie przekonuje. Rodzice się jednak uparli, a więc muszę jechać. Gdyby nie ten Przylep - moja młodsza o dwa lata siostra Gisele, byłoby lepiej. Uwielbia mnie wkurzać, więc nie dziwię się kiedy rodzice dowiadują się o imprezie na którą się wymknęłam. Nie żałowałam, mimo że moją karą było spędzenie całego czasu z nimi. Poznałam tam kogoś niesamowitego. Nadal czuję jego słodki pocałunek i nadal uważam, że to mi się śni. Wiem, że więcej go nie spotkam, ale na moich ustach nadal widnieje uśmiech...


Jeśli wiecie co chcecie, zapraszam do ankiety!

Rozdział 33

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

W nocy nie mogłam spać. Myślałam o tym co zrobiłam, co mogło się stać, jak bardzo jestem nie odpowiedzialna... Łza spłynęła po moim policzku. Nie zamierzałam jej zetrzeć. Czasem to pomaga. Czasem po prostu trzeba sobie popłakać. Przynajmniej mi pomagało.
Obudziłam się kiedy lekarz przyszedł zobaczyć jak się czuje. Było lepiej. Mój organizm zaczął przyjmować pożywienie, co oznaczało że za kilka dni wrócę do domu. Cieszyłam się z tego. Nie chciałam już siedzieć w tym szpitalu. Miałam wrażenie że leżę w tej samej sali co ostatnio, przez co przypomniałam sobie wszystkie sytuacje, które miały wtedy miejsce - po wypadku samochodowym. Teraz nie chciałam ich pamiętać, bo prawie wszystkie wiązały się z Zaynem. Pamiętam wszystko. Tak bardzo wtedy wszystkiego żałowałam. Teraz nie wiem czy nie popełniłam błędu. Leżałam bokiem z dłonią pod policzkiem. Lekarz poszedł zapisując sobie jakieś wyniki. Drzwi ponownie się otworzyły. Ktoś jednak wszedł. Bałam się. Nie chciałam widzieć się z NIM. Miałam nadzieję że to nie on. Zaskoczyło mnie to co zobaczyłam.
- Hej, jak się czujesz? - James stanął przy moim łóżku.
Miałam ochotę go przytulić i przeprosić za to co się wydarzyło. To nie powinno mieć miejsca. Zależało mi na nim. Tylko skąd on wiedział o tym że tu wylądowałam? Nie ważne. Przyszedł. To się liczyło. Było mi strasznie głupio.
- Przepraszam. -powiedziałam słabym głosem.
- To ja powinienem Cię przeprosić. - odparł siadając na krześle - Zachowałem się jak dzieciak. Wybaczysz mi?
- Tobie nie wybaczę? - uśmiechnął się na moje słowa.
Złapał moją rękę i spojrzał mi w oczy. Martwił się. To oznaczało że znał prawdę. Tylko kto mu powiedział? Nie wierzyła, żeby przyjaciele mnie wydali, a nikt inny nie wiedział... W takim razie skąd James się dowiedział?
- Co u Ciebie? - spytałam.
- Dobrze. Lepiej opowiedz co z tobą. Nie wierzę że chciałaś pojeździć autem.
Więc tę wersję znał. Ja też bym nie uwierzyła. A jednak Zayn dał się nabrać. To akurat mnie cieszyło. Ale tylko z pozoru. W środku bardzo chciałam by wiedział wszystko, przyszedł przytulił mnie i powiedzieli że wszystko będzie dobrze. Tak bardzo pragnęłam znów poczuć jego ciepły dotyk i spojrzeć w jego śliczne oczy. To były moje chore wyobrażenia. Wiedziałam że nie przyjdzie. I w pewnym sensie było mi z tym lżej.
- Nic mi nie jest. Zasłabłam. - skłamałam gładko.
- Dlatego masz obandażowany nadgarstek? - uniósł brew.
- Nie chce o tym mówić. To było głupie. - odwróciłam wzrok.
- Żaden facet nie jest tego wart. - mruknął - Nawet ja. - zaśmiałam się.
Jednak w moich oczach były łzy. James położył się obok i lekko mnie przytulił. Teraz właśnie tego potrzebowałam. Wsparcia moich przyjaciół. Cieszyłam się że ich mam. Że zawsze są przy mnie i nigdy mnie nie zostawią. Byli najlepsi na świecie, byli moją rodziną. Więc ja i James leżeliśmy przytuleni, jak przyjaciele, w totalnej ciszy. I w sumie odpowiadało mi to. Mogłam o wszystkim pomyśleć i nawet nie robiło mi się tak bardzo smutno, bo miałam go przy sobie. Jego obecność działa kojąco na moje rany. Chciał wiedzieć coś więcej co u niego.
- A jak twoje studia? - spytałam.
- Dobrze. Wyobraź sobie że jeszcze daje radę.
Znów wywołał uśmiech na moich ustach. Nie wiedziałam jak to robił. Może miał jakieś magiczne zdolności. Najważniejsze że chciało mu się ze mną siedzieć. Przecież wcale nie musiał. Tak więc James czuwał nade mną póki nie przyszedł Harry, ale brunet zapowiedział swój powrót. Hazza usiadł na miejscu mojego poprzedniego rozmówcy. W jego zielonych oczach widziałam szczęście. Wrócili do siebie z Rose. Z tego bardzo się cieszyłam. Wszyscy widzieli że są sobie przeznaczeni.
- Jak się czujesz? - spytał Styles.
-Dobrze. Podobno za kilka dni wrócę do normalnego życia. - uśmiechnęłam się - Dzięki za to że mu nie powiedziałeś. - mruknęłam.
- Zaynowi? Nie ma sprawy. Chodź Louis i Rose bardzo chcieli mu pokazać że jest winny temu co się stało.
- To była moja głupota.
Chodź wywołana zachowaniem Zayna to nadal moja. Nie mogę zrzucić na niego za to winy. Przecież to nie on mi to zrobił. Bronilam go mimo że mnie skrzywdził. Byłam nienormalna. Westchnęłam.
- I wiesz... coś dla Ciebie mam. - wyciągnął z kieszeni jakiś pakunek - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
Uśmiechnęłam się szeroko. Pamiętał. Nawet ja zapomniałam. Przyjęłam pudełeczko, dziękując mu. W środku był breloczek z flagami kilku krajów w których byli w trasie. Przytuliłam Hazze. To był cudowny prezent. Wiedziałam że myślał o mnie - nie ważne gdzie był. Harry długo jeszcze ze mną siedział. Rozmawialiśmy w zasadzie o wszystkim. Zmienił go Louis. Miałam wrażenie że ciągle chcą mniej mnie na oku. Nie potrzebnie. Nie miałam zamiaru zrobić niczego niewłaściwego - o ile tak można nazwać mój ostatni wybryk. Ale cieszyła się z ich obecności. Lou z przymusu opowiedział mi jak to było z tym jego wmawianiem winy Zaynowi.
- Nie musiałeś go bić. - powiedziałam łagodnie.
- Nie broń go po tym. - zaprotestował.
- Ale on nic nie zrobił... - spojrzałam w podłogę.
- Skrzywidził Cię. Zostawił bez wyjaśnienia i ma nową łaskę. Nie powiesz mi że Cię to nie rusza.
- Nie rozmawiajmy o tym. Proszę. - spojrzałam na niego, smutnym oczami.
- Mimo wszystko... - przerwałam mu.
- Louis.
- No dobra. A jak się czujesz? - uśmiechnął się.
- Dobrze, nie długo stąd wyjdę.
- Co powiesz jak załatwienie ci przepustkę już dzisiaj?
Uniosłam brew. Jak to? Chodz byłoby to zbawieniem, wątpię żeby lekarz się zgodził. Byłam jeszcze słaba. Jeśli coś wskura będzie moim bohaterem.
- Jasne że chcę. - odparłam.
- Wrócę najpóźniej za godzinę.
Wyszedł, a ja w końcu zostałam sama i mogłam pomyśleć o kilku sprawach. Zastanawiałam się jak to jest z Zaynem. Może cały czas mnie okłamywał? Najpierw Rebeca, a teraz znowu ma jakąś nową. Byłam dla niego tylko na chwilę? Nie potrafiłam dopuścić do siebie wiadomości że mógł tak bardzo mnie skrzywdzić i kłamać w żywe oczy. Trudno, musiałam się z tym pogodzić. Sama przeraziłam się spokojem z jakim przyjęłam tę wiadomość. Może w końcu zmądrzałam? Mało prawdopodobne. Louis przyszedł, kazał mi się ubrać i spakować. Zrobiłam to. Byłam wdzięczna Rose, że przywiozła mi jakieś ciuchy. Tommo zamiast zawieść mnie do domu skierował się w nieznane mi miejsce. Spytałam gdzie jedziemy, ale zbył mnie jakimś błyskotliwym komentarzem o krajobrazie. Nie wierzyłam że gdzieś mnie wywozi. To nie było w jego stylu. Więc czego on chciał? Może zapewnić mi rozrywkę... Na razie byłam zirytowana, bo nie wiedziałam gdzie jedziemy. Tomlinson nie przejmował się mną i podkręcił głośność radia. Leciała jakaś piosenka, której nie znałam, ale Tommo głośno ją śpiewał. Doprowadził mnie do łez. Szczególnie gdy zaczął śpiewać Problem Ariany. W końcu skręciliśmy w jakąś polną dróżkę. Kierowaliśmy się w stronę jeziora. Ciekawe. Przecież jest początek stycznia.
Zatrzymaliśmy się pod domkiem. Wyglądał idealnie. Obok niego stało drugie auto. Opierał się o nie Harry. Nie był zadowolony. Kiedy tylko wysiadłam uśmiechnął się do mnie. Przytulił mnie na powitanie.
- Więc co tu robimy? - spytałam.
- Chcemy zapewnić ci oderwanie się od rzeczywistości. Zero komputera i telewizora. - odparł Hazza.
- W waszym towarzystwie, spoko. - wymienili znaczące spojrzenia.
Coś knuli. Nie wiedziałam tylko co - i to mnie trochę martwiło. Weszłam do środka. Jako dżentelmeni przepuścili mnie pierwszą w drzwiach. Tylko nie spodziewałam się że... wyrzucili torbę z moimi rzeczami do środka i zatrzasnęli drewniane drzwi, zamykając je na klucz.
- Chłopaki nie wygłupiajcie się. - powiedziałam nieco zdenerwowana, szarpiąc klamkę.
- Louis uważa że to dla Ciebie. - powiedział niepocieszony Harry.
- Grzecznie na nas poczekaj. Lodówka jest pełna. - dodał Lou i po chwili usłyszałam odjeżdżające auta.
Cholera! Wywieźli mnie i zostawili! Jak mogli?! Jeszcze nie ma ze mną Blacka. Napisałam do Hazzy sms'a w tej sprawie. Odpisał, że się nim zajmie z Rose. Świetnie. A co ja mam tu robić sama? I to bez telewizora i komputera. Nie to żebym była uzależniona, ale nie mogę wyjść nawet na dwór. Na dodatek telefon mi padał. Zaczęłam szukać jakiegoś kontaktu. Nigdzie na "powierzchni" go nie znalazłam. Postanowiłam oszczędzać baterie. Miałam nadzieję że starczy na jakiś czas. Na przykład do jutra. A przy okazji zadzwoniłam do Rose. Miałam nadzieję że mi pomoże i powie co tu się dzieje. Jednak nie odebrała. Bardzo mnie kocha. Zostało mi się rozejrzeć. W salonie były dwa fotele. Widać było że na środku, stała niedawno kanapa, ale ją usunięto. Ciekawe dlaczego? W kominku paliło się drewno. Na podłodze leżał puchaty dywan. Co prawda, cały dom był z ciemnego drewna, ale lampka na małym stoliku i okna dawały wystarczająco dużo światła. Ruszyłam dalej. Wspiełam się po ciemnych schodach. U góry była tylko jedna sypialnia i pokój, który robił za bibliotekę. Cały dosłownie był zawalony książkami. Spodobało mi się tam. Miejsce dla mnie. Przynajmniej tak mi się zdawało. Wyjęłam jedną z książek i usiadłam na podłodze. Otuliłam się kocem. Lektura bardzo mnie wciągnęła i nie zauważyłam kiedy zrobiło się ciemno. Zgłodniałam. A raczej mój brzuch, przypomniał mi o tym że potrzebuje jedzenia, głośnym burczeniem. Zeszłam do kuchni. Zrobiłam sobie herbatę, gotując wodę na piecu. No tak, kuchenka potrzebowałaby prądu. Upiłam łyk ciepłego napoju i zajrzałam do lodówki. Ona też chyba potrzebowała prądu... zajrzałam za nią. Był tam kontakt ale nie byłam w stanie jej odsunąć. Była za ciężką, a do kontaktu nie byłam w stanie dosięgnąć ręka. Chłopcy zadbali o to by odizolować mnie od świata. Szkoda tylko że zostawili mnie samą. Mogli przynajmniej ze mną posiedzieć. Zmyli się jak najszybciej. Czułam, że jeszcze wpadną. Nie wiedziałam tylko czy na długo. Zrobiłam sobie kanapkę z dżemem i serem żółtym. Nie ma to jak pożywna kolacja. Szybko zjadłam i posprzatałam po sobie. Wróciłam do czytelni. Tak wolałam nazwać pokój pełen książek. Zajęłam swoje poprzednie miejsce. Usłyszałam samochody. Nie śpieszyłam się z zejściem na dół. Znieruchomiałam w połowie schodów widząc jak Harry i Louis wpychają do domku Zayna i zamykają drzwi. Otrząsnęłam się z szoku. Zbiegłam na dół  i zaczęłam walić pięściami w drzwi ignorując Zayna.
- Harry nie rób mi tego! - krzyknęłam.
- To był pomysł Louisa. - odparł Harry - Przykro mi, tak będzie dla Was lepiej.
- Dla nas?! - wkurzył mnie - A może dla was?!
- Amelia nie dramatyzuj. - skarcił mnie Tommo - Masz mu powiedzieć prawdę. Inaczej ja to zrobię. Wrócimy po Was za kilka dni.
Odeszli, a ja nie mogłam w to uwierzyć. Zostawili mnie tu i to w dodatku z NIM. Zabije ich gdy tylko się spotkamy. Teraz mam ważniejsza sprawę na głowie. Muszę przeżyć z Malikiem pod jednym dachem, w jednej sypialni, brakiem kanapy w salonie i jedną małą lodówką. Chciałam, żeby zniknął...





























~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej!
Tak więc mamy kolejny rozdział ;-)
Mam nadzieję że ktoś to czyta...
Zastanawiałam się nad zawieszeniem bloga ale stwierdziłam że to bez sensu i jak zaczęłam to skończę go pisać ;-)
Czy ktoś z Was będzie w środę w Poznaniu?
Jeśli tak to piszcie do mnie na maila: arabina321@gmail.com
;-)
Czekam na wasze opinie :-* 




piątek, 3 lipca 2015

Rozdział 32

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Lekarze mimo to, że nie byli pewni tego, że już za późno przeprowadzili reanimację. Chcieli wiedziec, że zrobili wszystko co tylko mogli, by uratowac Amelię. Podjęli próbę. Przez ciało Amelii przeszedł prąd. Jej ciało uniosło się i opadło bezwładnie na ziemie.
Harry mocno przytulał zapłakaną Rose, tak by tego nie widziała. Z jego oczu również płynęły łzy. Lekarze spróbowali jeszcze raz. Zero reakcji. Powiedzieli przyjaciołom, że ona już umarła. Lecz wtedy Harry ich zatrzymał. Poprosi by spróbowali jeszcze raz. Lekarze wymienili porozumiewawcze spojrzenia po czym przystąpili do ostatniej próby uratowania blondynki. Po raz kolejny jej ciało przeszedł prąd. Tym razem Rose patrzyła. Wzdrygnęła się. Chciała, żeby wszystko było dobrze. Żeby to się wcale nie zdarzyło. Lekarz przyłożył stetoskop do klatki piersiowej Meli.
- Reaguje. Zabieramy ją. - powiedział.
Rose i Harry poczuli się jakby ktoś wypowiedział najpiękniejsze słowa na świecie. Brunetka mocno wtuliła się w Stylesa. Pojechali do szpitala. Błądzili po nim, biegając między pacjentami. Gdzie ta cholerna recepcja? - pomyślał Harry, mocniej ściskając dłoń Rose. Dawno nie byli tak blisko siebie. Pierwszy raz zbliżyli się, kiedy Amelia wpadła pod auto. Tym razem, też coś ich do siebie pchało, lecz na pierwszym miejscu była ich przyjaciółka. W końcu znaleźli recepcję. Kobieta wskazała lekarza, który miał dyżur. Zaatakowali go serią pytań. Mężczyzna około 30, wykazał się cierpliwością i życzliwością. Kiedy oboje skończyli zasypywac go pytaniami, zaczął mówic:
- Nie wiemy czy przeżyje. Straciła dużo krwi. Trzeba miec nadzieję. Pierwsze 24 godziny są decydujące.
Zostawił ich samych. Poszli przed salę Amelii. Leżała na łóżku podpięta do wszelkich maszyn. Była wyjątkowo blada i chuda. Z jej poprzedniej figury pozostały same kości. Włosy straciły połysk, a policzki zapadły się. Rose ponownie przytuliła się do Loczka. Pogłaskał ją po plecach, szepcząc ciche: "Będzie dobrze. Musi byc." Brunetka poprosiła o telefon. Bez wahania wybrała numer Zayna. Była pewna, że to wszystko przez niego. Gdyby nie on Amelii do głowy nie przyszłoby samobójstwo. Chciała się zabic - to tak bardzo bolało Ston. Chłopak odebrał po kilku sygnałach.
- Co tam Harry? - spytał wesoło.
- Nienawidzę cię, rozumiesz?! - warknęła Rose, zwracając uwagę kilku pacjentów.
Harry zorientował się do kogo zadzwoniła dziewczyna. Chciał jej odebrac telefon, ale skutecznie mu to uniemożliwiała.
- Jeśli coś jej się stanie, to wszystko będzie przez ciebie, rozumiesz?! Ona przez ciebie może... - Malik nie usłyszał co chciała powiedziec, bo Harry wcisnął czerwoną słuchawkę.
Zayn nie wiedział o co może chodzic. O Amelię, ale co jej się stało? Jak to przez niego? Nienawidził się za to, że ją zostawił. Widział ją, kiedy chowała się przed nim w domu. Bardzo wtedy schudła, była bardziej drobna niż zazwyczaj. Nie mógł dac sobie spokoju. Ciągle zadręczał się pytaniami. Kilkakrotnie próbował dodzwonic się do Stylesa, bez rezultatów...
Harry po odebraniu telefonu Rose, próbował ją uspokoic.
- To nie jego wina. - powiedział, przeczesując włosy ręką.
- Nie jego?! - warknęła wściekła - Zostawił ją i od razu znalazł sobie jakąś lalunie! Proszę cię! On jest nikim! Nie pozwolę mu nigdy więcej się do niej zbliżyc! Przecież ona może... może... - nie mogło przejśc jej to przez gardło.
- Może, ale to się nie stanie. - powiedział Loczek, mocno ją przytulając - Ona nie umrze. - dodał bardziej próbując przekonac siebie niż Ston.
Harry zdawał sobie sprawę, że ostatnią osobą, którą Amelia chciałaby zobaczyc gdy się obudzi, był Zayn, dlatego nie odbierał jego telefonów. Wydzwaniał bardzo nachalnie. Pewnie się wystraszył. Rose patrzyła na to zupełnie z innej strony. Był dla niej nikim. Dupkiem, który zabawiał się kobietami. Z nią też zerwał. Nie żałowała tego. Nie był jej wart. Amelii też nie jest. Niech sobie będzie z tą swoją Prerie, czy Perrie. Jej to nie obchodziło. Nie chciała tylko, żeby więcej się do nich zbliżył. Razem z Harrym przesiedzieli cała noc na krzesłach, upijając się kawą z automatu. Nie smakowała im, ale musieli byc na chodzie. Chcieli wiedziec co się dzieje. Musieli by jeszcze tylko dwanaście godzin na nogach. Później wszystko będzie jasne. Telefon Harrego znów się odezwał. Tym razem był to Louis. Loczek odebrał.
- Cześc. - powiedział zmęczony Styles, przecierając twarz dłońmi.
- Hej. W domu mieliście byc. Czemu was nie ma. Chciałem pogadac z Amelią. - odparł nieświadomy niczego Lou.
Harry poczuł lekkie ukłucie w środku. Musiał mu coś powiedziec. Musiał powiedziec prawdę, chodź było mu ciężko powiedziec cokolwiek. Odetchnął głęboko.
- Amelia jest w szpitalu. - szepnął.
- Co? Jak to w szpitalu? - spytał zdenerwowany.
- Próbowała... Nie mogę. Przyjedź. - podałem mu adres.
- Za chwilę będę. - rozłączył się.
Opadłem na krzesło. Byłem wycieńczony, ale nie mogłem pozwolic sobie na odpoczynek. Rose widząc stan Stylesa postanowiła mu ulżyc. Nadal coś do niego czuła. Takie uczucie, które było między nimi nie obumiera z dnia na dzień.
- Prześpij się. - powiedziała Rose - Ja będę na niego czekac.
- Poczekam z tobą. - odparł ziewając.
Pierwszy raz Rose poczuła, że go potrzebuje. Kiedy była blisko niego, myślała zupełnie inaczej. Nadal było jej przykro, ale... kochała go. Chodź schowała to głęboko w sobie, kochała. Oparła głowę na jego ramieniu. Objął ją.
- Przepraszam za to co się stało. - szepnął - To była tylko i wyłącznie moja wina.
Oboje poczuli się sobie bliżsi. Ston delikatnie objęła go ramionami. Styles odwzajemnił jej gest. Tak długo marzył o tym by schowac twarz w jej pachnących włosach. Teraz mógł to zrobic i w końcu mocno ją przytulał. Nie miał zamaru zbyt szybko jej wypuścic. Była jego, jego jedyną prawdziwą miłością. Rose myślała podobnie. Był dla niej idealny. Do tej pory tak bardzo tęskniła, oglądała wspólne zdjęcia, a chciała wrócic do momentu gdy mogli siebie dotknąc. W końcu im się to udało. Mogli bez żadnych przeszkód, znów trwac w swoich objęciach. Znów połączyła ich Amelia, która wpadła w jakieś kłopoty. I tak mieli zamiar ją o to skrzyczec. Po chwili podszedł do nich Louis. Nawet nie zauważyli kiedy minął czas. Louis z zaniepokojoną miną stanął przed nimi.
- Co jej jest? - spytał Tommo, trzymając za rękę Rebecę.
Dziewczyna niechętnie przyjechała tam z Louisem. Nie chciała tam byc. Wiedziała, że jej nie lubią. To nie była jej wina, że źle się zakochała. Zdziwiła się kiedy Rose stanęła na przeciwko niej.
- Współczuję ci, że byłaś z takim dupkiem jakim jest Zayn. - powiedziała.
Rebeca nie wiedziała co odpowiedziec. Zaszokowało ją to. Po minie Rose widziała tylko, że jest wściekła na Mulata. Ale za co?
- Rose... - upomniał ją Harry i stanął obok niej - Amelia... - nie dokończył.
Nie był w stanie powiedziec tych trzech słów: próbowała się zabic. Jakoś nie mieściło mu się to w głowie. Dlaczego to zrobiła? Nie wiedział do końca. Zayn mógł się do tego przyczynic, ale nie wierzył, żeby to przez niego.
- Chciała się... zabic. - szepnęła cicho Rose, a w jej oczach stanęły łzy.
- Co? - Oczy Louis zrobiły się ogromne.
Spojrzał w stronę blondynki. Była bardzo chuda, jakby długo głodowała. Co ona sobie zrobiła? - pomyślał. Siedzieli całą czwórką. Rebeca, po słowach Rose poczuła się trochę pewniej w ich towarzystwie.~Siedzieli i czekali. Nadal pili kawę. Harry przysnął, oparty o Rose. Dziewczyna wkrótce też przysnęła. Byli bardzo zmęczeni. Byli ponad 24 godziny na nogach. Louis poprosił Rebeckę by poczekała, a sam poszedł po coś do jedzenia dla całej czwórki. Nadal nie mieściło mu się w głowie to co się stało. Dlaczego? - to pytanie jak echo, obijało się w jego głowie. Powrócił z jakimś bufetowym jedzeniem. Zjadł wraz ze swoją dziewczyną. Nie chcieli budzic Hazzy i Rose. Odezwał się telefon Louisa. Odebrał jak najszybciej, by przestał dzwonic.
- Tak? - spytał cicho.
- Hej Lou. Czemu nikogo nie ma w domu?
Westchnął. Czyli teraz przyszła kolej na mnie by przekazac złą nowinę. - pomyślał.
- Jesteśmy w szpitalu. Amelia tu wylądowała. - uogólnił to czując jak w gardle narasta mu gula, przez którą za chwilę nie będzie mógł mówic.
- Co się stało? - zaciekawił się i zmartwił za razem Daddy.
- Powiem ci na miejscu. - podał mu adres i schował telefon.
Przetarł twarz dłońmi. Rebeca starała się go wspierac. Mimo, że nie lubiła Amelii, bo tak naprawdę nie miała okazji jej poznac. Mocno przytuliła się do Tomlinsona. Pocałował ją w czoło.
- Nie wierzę, że Zayn jest takim kretynem. - szepnął - Przecież wiedział jaka jest Amelia.
- Jaka jest? - Rebeca przyjrzała mu się.
- Cholernie wrażliwa.
- Byc może Zayn też miał jakiś problem i to się skumulowało. Przypadek.
- Nie wierzę. - odparł cicho.
Kiedy Liam przyjechał z Ness, Rebeca wszystko im wytłumaczyła. Louis nie był w stanie. Gdy tylko Harry i Rose obudzili się, dostali posiłek, zakupiony przez Tomlinsona. Siedzieli wszyscy razem czekając czy cokolwiek się wydarzy. Byli zmęczeni, ale też wytrwali. W końcu pielęgniarka wybiegła z sali Amelii wołając lekarza. Wszyscy przyjaciele jak na komendę podnieśli się z krzeseł obserwując sytuację. Nie wiedzieli czy jest niebezpieczna, ale woleli dmuchac na zimne. Stanęli jak najbliżej szyby. Wszystkim ulżyło gdy dojrzeli, że lekarz ją tylko bada i wychodzi. To oznaczało, że nie działo się nic groźnego. Odetchnęli i usiedli z powrotem na swoich miejscach. Mniej więcej godzinę później, szpital ogarnął chaos. No może nie cały szpital, ale częśc. Po salą Amelii znalazł się Zayn. Pierwszą osobą, która się zerwała by go "przywitac" była Rose. Podniosła się i podeszła do niego. Była zdeterminowana. Stał do niej tyłem więc pociągnęła go za ramię. Zayn niczego się nie spodziewał więc gwałtowne szarpnięcie odwróciło go w tył. Spojrzał na wściekłą Rose. Nim dziewczyna zdążyła mu przywalic jak chciała, Harry mocno ją złapał, uniemożliwiając jakiekolwiek działania.
- Wyręczę cię. - usłyszeli wściekły głos Louisa.
Tommo mocno przyłożył Zaynowi w twarz. Mulat upadł na ziemię. Malik poczuł ogromny ból. Jego czaszka pulsowała, miał wrażenie, że za chwilę wybuchnie. Przed kolejnym atakiem Louisa, powstrzymał go Liam. Jednak Mulat nie pozostał dłużny i oddał bezbronnemu Tomlinsonowi. Wywołała się z tego niezła bójka. W końcu rozdzielili chłopaków.
- To przez ciebie! - syknął Louis kopiąc jak wściekły w powietrze.
- Przeze mnie? - spytał Zayn, momentalnie się uspokajając.
Harry wiedział, że Amelia nie chciałaby, żeby wiedział. Wymyślił na poczekaniu historyjkę, mając nadzieję, że Louis mu tego nie utrudni.
- Amelia chciała zakosztowac nieco adrenaliny. Pojechaliśmy przejechac się wozami terenowymi. Mela nie zapanowała nad autem. Trochę ją poturbowało, ale nic jej nie jest. - powiedział Styles na jednym oddechu.
- Co ty chrzanisz?! - wykrzyknął Lou - Jak ta maszyna ją przygniotła, to myślałem, że nie żyje. A wszystko przez niego. - rzucił nadal wściekły na Malika.
- Jak wiesz - dodał Liam - twoja obecnośc nie jest mile widzna. - zwrócił się do Zayna.
Mulat nie wiedział, że przyjaciele zmówią się przeciwko niemu, dlatego, że miał problemy. Może to inaczej wyglądało z ich perspektywy, ale on poczuł się odrzucony. Wyszedł stamtąd wściekły myśląc tylko o Amelii.

* * *

Wieczorem Mela zaskoczyła wszystkich i obudziła się. Była zmęczona, to było po niej widac. Nie wiedziała do końca co się dzieje i było jej wstyd. To widzieli wszyscy. I chodź lekarza powiedział, że mogą wejśc pojedynczo i na krótko - weszli wszyscy razem. Nie mogli się powstrzymac.
- Mela. - mruknął Harry z delikatnym uśmiechem.
- Nigdy więcej mi tego nie rób. - powiedział Louis i odetchnął głęboko - Bałem się. Naprawdę.
Amelia zaśmiała się cicho. Zrobił to w tak komiczny sposób, że nie potrafił się opanowac.
- Dziękuję, że tu byliście. - szepnęła cicho.
- Zawsze będziemy. - powiedział Liam, łapiąc jej rękę - Jesteśmy twoimi przyjaciółmi.
- Ale i tak poważnie pogadamy gdy będziesz w lepszej formie. - ostrzegła Rose, przytulając się do Harrego.
Amelia od razu to dostrzegła. Cieszyła się że przyjaciele znów się do siebie zbliżyli. Widocznie muszę częściej lądować w szpitalu. - pomyślała. Dostrzegła również że nie ma z nimi Zayna. Była wdzięczna Harremu. Wiedziała że inni by MU powiedzieli. Nie musiał wiedzieć. Według niej wszystko między nimi było skończone. Chodź bardzo ją to bolało, tak bardzo, że była gotowa posunąc się daleko, zamierzała jednak zmierzyc się z rzeczywistością. Czas, żeby coś zmieniła w swoim życiu. Musi przestac w końcu myślec tylko o mężczyznach. W końcu to nie oni są najważniejsi prawda?































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie wiem jak mam podsumować ten rozdział ;)
macie jakieś propozycje?
Stwierdziłam, już jakiś czas temu, że rozdziały będą się pojawiać co 3-5 dni.
Co myślicie o tym co się zdarzyło?
Czekam na wasze opinie ;)
(bardzo was proszę o zajrzenie do ankiety! to dla mnie ważne ;D)