środa, 29 kwietnia 2015

Rozdział 21

UWAGA! Długa notka pod rozdziałem ;)
___________________________________________

Weszłam powoli do studia. Kamil nie powiedział mi, która sala. Cholera... Powoli szłam do przodu. W końcu natrafiłam na otwarte drzwi. Ostrożnie uchyliłam je nieco mocniej. Na fotelu, przy blacie z urządzeniami do nagrywaniu siedział nie kto inny jak... Cholera, co on tu robi? Miał tu siedzieć solowy artysta!
- Też się cieszę, że cię widzę Amelia. - powiedział z głupią miną czekając na moją odpowiedź.
Oprzytomniałam i usiadłam na krześle na przeciwko niego.
- Co tu robisz? - spytałam przyglądając mu się.
- Spodziewałaś się solisty, co? - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Ja również się uśmiechnęłam. Mocno go przytuliłam i potargałam mu ręką włosy.
- Ej, nie burz mi fryzury. - oburzył się.
- Ale nie pokazywałeś tego nikomu innemu nie? - spytałam patrząc na niego nie pewnie.
Uśmiechnął się i spojrzał na mnie.
- Słuchaj nasz pisarz chce odejść. Szukamy kogoś nowego. Teksty są świetne, ale nie wiem co z muzyką. Musiałbym to usłyszeć. Zaśpiewasz?
Byłam zaskoczona. Chciał, żebym z nimi pracowała? A co na to inni? Milion myśli na sekundę. O milion za dużo. Odetchnęłam głęboko i pokiwałam głową w geście zgody. Przeszłam do pomieszczenia za szybą i stanęłam przy mikrofonie. To było cudowne uczucie. Mogłam stać w miejscu, o którym do tej pory marzyłam. Moje skryte pragnienia by śpiewać. Wiedziałam, że się nie spełnią. Wiedziałam też, że nie mam talentu. Skoro chce mnie, a raczej melodię usłyszeć to ok. Położyłam prawą dłoń na mikrofonie. Wszystko miałam już ułożone w głowie.
Kiedy patrzysz w przyszłość...
Co widzisz?
Kochanie, widzę mnie i ciebie
Razem
To odległa przyszłość

Szukając szczęścia w przyszłości
Nie patrz w przeszłość
Jeśli mamy być blisko
Los sprawi, że nic nas nie rozdzieli

Przerwałam. Zdałam sobie sprawę, że zbyt mocno się zaangażowałam i odleciałam. Szybko stamtąd wyszłam. Nie powinnam się na to zgadzać.
- To było świetne. - powiedział Louis patrząc na mnie.
- Przestań. Zwykły tekst, zwykła melodia, piosenka jak każda inna...
- Nie jeśli śpiewasz ją z takimi uczuciami jak ty. - uważnie zmierzył mnie wzrokiem.
- Louis... - przerwał mi.
- Wiem, że go kochasz. Nie mogę zrozumieć tylko czemu go odpychasz?
Przestąpiłam z nogi na nogę. To była trochę niekomfortowa sytuacja.
- Musimy o tym rozmawiać? - odparłam pytaniem na pytanie.
- Słuchaj, to widać. Jak mi nie wierzysz to spytaj Hazzę. Może nieźle się maskujesz, ale zdążyłem cię poznać na tyle by widzieć. Zastanów się nad tym. - wzięłam głęboki oddech - To co? Chcesz z nami pracować?
- Ja... nie wiem. Muszę to przemyśleć. - odparłam odwzajemniając jego uśmiech.
- Ok. To trzeba powiedzieć chłopakom, że znalazłem nowego pisarza.
- Louis...
- Więc pójdźmy wszyscy na lody. - zaśmiałam się i przytuliłam do niego.
Zadzwonił do reszty i poprosił by przyszli do parku, do którego również się udaliśmy. Usiedliśmy na fontannie i czekaliśmy na resztę. Poczułam kilka kropel na ramieniu i stwierdziłam, że może jakieś dziecko się bawi w wodzie więc nie zwróciłam na to większej uwagi. Dopiero gdy dostałam porządnie w ramie odwróciłam głowę ze wściekłą miną. Louis się ze mnie śmiał. Nie zamierzałam odpuścić. Chyba oszalał. Zaczęłam go gonić. Był zbyt szybki, ale obmyśliłam taktykę. Wskoczyłam mu na plecy co zaburzyło jego koncentrację. Skutkiem było to, że oboje wpadliśmy do wody. Oboje nie mogliśmy powstrzymać śmiechu. W końcu ktoś wyciągnął do mnie rękę. Złapałam ją bez wahania. Harry pomógł mi wyjść z fontanny.
- Ktoś wam powinien dać mandat za niszczenie mienia publicznego. - stwierdziła Rose patrząc jak związuje mokre włosy.
- My się tylko bawiliśmy. - oburzył się Louis.
- No właśnie. - poparłam go i wzięłam za rękę, a on chcąc iść do przodu zahaczył nogą o brzeg fontanny i z powrotem wylądował w wodzie.
Zakryłam usta dłonią by nie wybuchnąć głośnym śmiechem.

- Zabiję cię! - krzyknął - To wszystko przez ciebie!
- Lou nie denerwuj się. - powiedziałam robiąc trzy kroki w tył.
Stanął na prostych nogach. Woda dość mocno z niego kapała. Powstrzymałam uśmiech i mimo że było to ciężkie wyzwanie, dałam radę.
- Lou?! Lou?! Teraz to Lou, a wcześniej było LOUIS!
Teraz się już roześmiałam. Podeszłam do niego i się przytuliłam nie zważając na to, że ponownie będę mokra. Po chwili wszyscy z wesołymi humorami szliśmy do lodziarni. Zamówiliśmy lody i usiedliśmy przy jakimś stoliku. Kiedy czekaliśmy zadzwonił mój telefon. Dobrze, że chociaż torebka nie zamokła. Wyciągnęłam urządzenie i spojrzałam na wyświetlacz. Nieznany numer. Zmarszczyłam brwi. Odeszłam od reszty i odebrałam.
- Halo?
- Cześć Mela. - usłyszałam znajomy głos w słuchawce.
- Cześć Ian. Skąd masz mój numer? - zdziwiłam się.
Chłopak melodyjnie zaśmiał się.
- Czary. Zastanawiałem się gdzie cię znajdę, żeby poplotkować?
Teraz to ja się zaśmiałam.
- No wiesz: tu i tam. A tak na serio to jestem w Londynie.
- U.... Daleko. Ale spokojnie do... 2 dni się wyrobię.
- Liczę na to. Miło było by cię znowu zobaczyć.
- I wzajemnie.
Rozłączyłam się i powróciłam do przyjaciół. Usiadłam na poprzednim miejscu z ogromnym bananem na ustach. Ian i ja poznaliśmy się w pierwszej klasie liceum. Jest ode mnie straszy trzy lata. Rodzice go "tolerowali". Jeśli można tak nazwać oschłe komentarze na jego temat rzucane mu prosto w twarz. Ale mimo to bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Później musiał gdzieś wyjechać i kontakt z nim miałam dopiero... dzisiaj. Jak on zdobył mój numer telefonu? To jedno ciekawiło mnie najbardziej.
- Co ty taka zadowolona? - spytała Rose.
- Ian dzwonił. - odparłam jedząc moje śmietankowe lody.
Przyjaciółka zmarszczyła brwi, a następnie uważnie mi się przyjrzała.
- Ten co za każdym razem cię podrywał kiedy się spotykaliście? - spytała z poważną miną.
Zaśmiałam się. Wyrobiła sobie o nim takie zdanie, ale tak naprawdę wcale tak nie było. No może trochę. Zawsze coś mówił, rzucał mi zalotne spojrzenie, albo przelotnie całował w policzek, ale my zawsze byliśmy i będziemy przyjaciółmi - to się nigdy nie zmieni.
- Tak. Ten. - odparłam.
- Zayn, szykuj się na konkurencję. - powiedziała Rose szeptem, oczywiście tak bym usłyszała.
Wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. Powinnam się wkurzyć i kiedyś tak bym zrobiła, ale teraz to mi się wydawało takie... dziecinne. Uwielbiałam te czasu. Chyba czas do niech wrócić.
- Rose. - skarciłam ją jak za dawnych lat, a ona wyszczerzyła zęby w uśmiechu - Trzeba było go nie uprzedzać.
Jej mina była bezcenna. Wyrażała zdziwienie. W ogóle wyglądała jak by nie wiedziała co się dzieje. Udawałam, że kaszlę dławiąc się śmiechem. Zjadłam lody i usiadłam na murku niedaleko by poczekać na resztę. Odchyliłam się do tyłu i zamknęłam oczy. Cieszyłam się słońcem, które grzało moje ciało. Na szczęście już wyschłam. Poczułam muśnięcie na policzku. Podniosłam powieki i spojrzałam w bok. Siedział tam uśmiechnięty Zayn.
- Przeszkodziłem? - spytał.
- Nie. - odparłam - Przejąłeś się tym co powiedziała Rose? - uśmiech wpełzł na moje usta.
- A mam się czym przejmować? - uniósł brew.
- To zależy. - odparłam i powoli ruszyłam w stronę przyjaciół.
- Jak to: zależy? - Mulat dołączył do mnie.
Zaśmiałam się.
- Droczysz się ze mną? - spytał bardzo poważnie.
- Ja? - udałam zdziwienie - Nie.
Mina mi zrzedła gdy ujrzałam redaktora z aparatem. Zabiję gada. Co on tu robił.
- Zbieramy się. - powiedziałam do wszystkich i znacząco spojrzałam na Rose.
W jej oczach zalśniły iskierki furii.
Kiedy znaleźliśmy się w domu, od razu poczułam woń mojego znienawidzonego deseru - panna cotta. Tylko... kto był w domu? Weszłam do kuchni i... najbezczelniej w świecie wyśmiałam tę osobę. Skąd on się tu wziął? Skąd wziął klucz? Włamał się? Przy kuchence stał Daniel. Nie spodziewałabym się, ale miałam na tyle dobry humor by go nie wywalić.
- Rose, spójrz. - zawołałam ją, a gdy stanęła koło mnie dodałam - To mój idealny przyszły mąż.
Daniel wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Więc jednak przyjmujesz oświadczyny? - przyjrzał mi się.
- Nie. - odparłam wywracając oczami.
Kiedy on to zrozumie, że za niego nie wyjdę? Po chwili do pomieszczenia wszedł Zayn.
Zmierzył Daniela wzrokiem i spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Wzruszyłam tylko ramionami.
- Że niby on? - spytał szatyn wskazując na blondyna dłonią.
Daniel automatycznie się wyprostował, zdjął z siebie fartuszek i przyjrzał się Zaynowi. Mając ich obu przed oczami widać tylko jedno: Zayn gra rolę młodego boga, a Daniel... do czego by go porównać? No właśnie... taką rolę grał.
- Coś nie tak? - powiedział Daniel, a Zayn się zaśmiał.
Napięcie między nimi rosło. Czułam, że to się źle skończy.
- No. Ty mi nie pasujesz. - powiedział szatyn, a blondyn go popchnął.
Stanęłam między nimi. Jedyny sposób by ich rozdzielić. Poczułam mocne pieczenie w policzku. Włosy przysłoniły mi twarz, a oczy się zaszkliły. Przez moją głowę przemknęły wszystkie wspomnienia, kiedy mężczyzna mnie tak traktował. Przyłożyłam tylko dłoń do policzka i uciekłam do swojego pokoju. Zatrzasnęłam drzwi z głośnym hukiem. Płakałam. Nie mogłam uwierzyć, że Daniel był taki dupkiem. Tylko takich ostatnio spotykam. Usiadłam na łóżku. Podciągnęłam nogi i objęłam je ramionami. Oparłam czoło na kolanach. Co raz więcej łez leciało po mojej twarzy. Moje ciało przeszedł dreszcz. Cholerna niesprawiedliwość! Co ja takiego zrobiłam, że za każdym razem cierpię? No co?! Poczułam ciepłe ramiona.
- Chodź. - powiedział łagodnie Zayn.
Nie zareagowałam. Nadal trwałam w takiej pozycji. Chłopak bez przeszkód ulokował mnie na swoich kolanach i mocno przytulił.
- Wywaliłem go. Nie musisz się bać. - szepnął.
Ja tylko mocniej wtuliłam się w jego bezpieczne ramiona. Nie chciałam, żeby odchodził. Potrzebowałam go. Akurat jego. Głaskał mnie po plecach. Poczułam delikatny całus na policzku.
- Nie pozwolę, żeby cię więcej tknął. - szepnął i spojrzał w moje zapłakane oczy.
Oparłam się czołem o jego ramie. Było mi lepiej. Wiedziałam, że on jest ze mną, że będzie nade mną czuwał. Nadal jednak czułam... smutek i ból. Już raz to przeżywałam. Nie chcę kolejny. Chłopak delikatnie uniósł mój podbródek. Spojrzał w moje oczy.
- Nie płacz. Nie warto. - wymruczał zmniejszając odległość między nami.
Nie wiedziałam czy tego chciałam. Ale to było pojęcie ogólne. W tamtej chwili: bardzo tego pragnęłam. Nie wiedziałam jak to się skończy i czy to w ogóle znajdzie jakiś happy end. Bałam się, a może wahałam. Tym razem jednak uczucie górowało z ogromną przewagą nad rozsądkiem. Chłopak musnął moje usta, dając mi czas. Nie potrzebowałam go. Moje ręce same objęły mocno jego szyję, tym samym przyciągnęłam go mocniej do siebie. Tym razem się nie zawahał i mnie pocałował. Prawdziwy pocałunek, którego pragnęłam. Tak naprawdę inne pocałunki wychodziły tylko i wyłącznie z tego, że tego chciał chłopak, nie ja. Tu, pragnęliśmy tego oboje. Jego ręce owinęły się wokół mojej talii. Nigdy nie czułam się tak jak wtedy: moje wnętrzności koziołkowały, a skóra w miejscu gdzie on jej dotykał przyjemnie mrowiła. Po chwili spojrzał w moje oczy z uśmiechem.
- Połóż się i odpocznij. - mruknął.
Nie protestowałam. Sytuacja z Danielem zepsuła mi humor. Zsunęłam się z jego kolan i położyłam na łóżku. Skuliłam się i przytuliłam do poduszki. Zayn z delikatnym uśmiechem okrył mnie kołdrą. Zadrżałam. Chłopak cmoknął mnie w czoło, a ja najzwyczajniej w świecie zasnęłam.
Obudziły mnie promienie słońca. Wstałam i poszłam do łazienki. Pierwsze co to spojrzałam w lustro. Westchnęłam. Miałam wory pod oczami a na policzku rysował się wyraźny siniak. Był mocno fioletowy. Cholera... I jeszcze ta wczorajsza sytuacja z Zaynem. Ten pocałunek... nie powinno do niego dojść. Dałam się ponieść emocją, tyle. Nie mogę sobie na to pozwolić. Może i coś do niego czuję, ale ja po prostu nie jestem gotowa na związek. Nie teraz. Wtedy tego nie wiedziałam, ale bałam się. Bałam się, bo nie znałam Zayna na tyle dobrze by mu zaufać na 100%. Bałam się, że znów ktoś mnie uderzy, że znów sobie z tym nie będę radzić. Nie teraz. I jeszcze będę mu musiała powiedzieć... Wzięłam prysznic i zrobiłam mocny makijaż by zakryć siniak. Potem związałam włosy w niedbałego koka i ubrałam się w czarne rurki i zielony sweterek. Zeszłam na dół. Przy stole siedział Harry i Rose.
- Hej. - powiedziałam.
- Hej. - odparli.
Harry mocno mnie przytulił. Odwzajemniłam jego gest. Był kochany. Jak zawsze.
- Nigdy więcej... - zaczął, ale mu przerwałam.
- Nie kończ.
Kiwnął tylko głową na zgodę i uśmiechnął się do mnie. Dobra. Weź się w garść. Zaczęłam od wypicia szklanki gorącej herbaty, która bardzo mi pomogła. Potem zadzwonił dzwonek do drzwi. Spojrzałam na przyjaciół. Żadne z nich nie wykazywało entuzjazmu do otworzenia gościowi więc ja to zrobiłam. Kiedy tylko zobaczyłam kto za nimi stoi pisnęłam z radości i rzuciłam mu się na szyję.
- Tęskniłam. - mruknęłam z uśmiechem.
- Ja też, Mela. - postawił mnie na ziemi i uważnie mi się przyjrzał - Czemu?
Wiedziałam o co mu chodzi. O makijaż. Zawsze musiał wszystko widzieć. Ale ja też nigdy się tak mocno nie malowałam.
- Nie chcę o tym mówić. - odparłam.
- Ok. - pocałował mnie w czoło i objął ramieniem.
Tak się cieszyłam, że Ian przyjechał. W końcu ktoś komu ufam na 100% i kto będzie miał dla mnie 100% swojego czasu. Potrzebowałam tego. Żeby ktoś ciągle ze mną był i zajmował się jak małym dzieckiem. Przynajmniej wtedy tego chciałam. Poszliśmy do kuchni.
- Cześć. - mruknęła niechętnie Rose, a Ian zaśmiał się.
- Tęskniłem Buraku. - powiedział do niej, a brunetka zrobiła się czerwona ze złości.
- Ian to Harry. Harry, Ian. - przedstawiłam ich sobie.
Uścisnęli sobie dłonie po czym Ian stanął koło mnie, a ja usiadłam na blacie.
- Jak tam twoje maleństwo? - spytałam.
Położył dłonie po obu stronach mojego ciała i stanął na wprost mnie.
- Warczy jak najęte. A u ciebie?
- To co zawsze.
- Chyba mi nie powiesz, że... - przerwałam mu.
- Nie! - zaprzeczyłam od razu - Skończyłam z tym. Przecież wiesz.
Uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek, lecz zatrzymał się dłużej i szepnął mi do ucha;
- Jeśli jakiś idiota cię skrzywdził, możesz mi wierzyć, że pożałuje.
Usłyszeliśmy głośne chrząknięcie. Ian odsunął się, a nasze spojrzenia powędrowały do drzwi. Był to Zayn. Uważnie mi się przyjrzał. Ian podszedł do niego, po czym uścisnął mu dłoń i się przedstawił.
- Idziemy na spacer? - spytał posyłając mi zalotne spojrzenie.
Zaśmiałam się. Musiał zauważyć, że szatyn coś do mnie czuje. Lub odwrotnie. Zeskoczyłam z blatu i poszłam za Ian'em. Kiedy zamknęłam drzwi, szatyn złapał mnie za rękę i pociągnął do parku. Tam stanęliśmy.
- Co? - spytałam.
- Nic. Po prostu widziałem jak ten em... idiota, inaczej się nie da, rozbiera cię wzrokiem.
Zaczęłam się śmiać.
- On pomyślał o tobie to samo.
Ian wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- O to chodziło. Więc co teraz porabiasz? - rozsiadł się na ławce.
Usiadłam obok.
- A co mogę? Zerwałam z Kamilem. Nadal palę fajki. Nigdy więcej się nie upiję. Pocierpiałam z powodu facet, pocieszyłam się, bo odnalazłam przyjaciela, wkurzyłam się, bo jakiś redaktorek zrobił sfałszowany artykuł o mnie i chłopakach. A tak poza tym nic.
Roześmiał się i objął mnie ramieniem. Dobrze było mieć go z powrotem. To samo myślałam kiedy pojawił się Harry, ale on ma swoje życie. Życie moja i Iana przez dłuższy czas było ściśle powiązane. Nasze relacje też takie są.
- A co u ciebie? - zapytałam spoglądając na jego twarz.
- Nic. Zreperowałem motor. Jest jak strzała. Jak błyskawica. - zaśmiałam się.
- Jak przecinak.
- No właśnie. - uśmiechnął się - Poza tym zerwałem z kolejną dziewczyną, mam dość ludzi z Polski, jakiś diler mnie zahaczył, ale się nie dałem no i nie mam gdzie nocować.
Wiedziałam, że w ostatnim stwierdzeniu była ukryta sugestia. Zaśmiałam się cicho.
- Czyżbyś wątpił w moją gościnność? - spytałam.
- Oczywiście, że nie.
Zaczął wiać mocny wiatr. Zaczęłam żałować, że nie ubrałam się cieplej.
- A twój mocny makijaż? - spytał.
- Nie mówmy o tym. - wstałam.
Szatyn złapał mnie za ręce i spojrzał w moje oczy.
- Pokaż mi, który to, a nie ujdzie mu to na sucho.
Uśmiechnęłam się.
- On nigdy więcej się do mnie nie zbliży. Nie martw się.
Zaczęło padać. Rozumiem gdyby to był lekki deszczyk, ale z nieba dosłownie lunęło. Podbiegliśmy pod najbliższe drzewo. Chłopak oddał mi swoją kurtkę. Zakryłam się nią.
- To co? Kto pierwszy w domu? - spytał patrząc na mnie.
- Przegrasz. - odparłam ze śmiechem i sprintem wystartowałam.
- To się nie liczy! - krzyknął za mną.
Po chwili oboje zdyszani i cali mokszy wpadliśmy do domu. Ściągnęłam buty w korytarzu. W domu było za cicho. Chciałam to sprawdzić jak się przebiorę. Zabrałam Iana do góry i pożyczyłam mu jakieś cichu Harrego, a sama szybko poszłam do łazienki i przebrałam się w jakiś dres. Kiedy tylko otworzyłam drzwi ujrzałam szatyna opierającego się o ścianę na przeciwko. Podszedł do mnie i delikatnie pogłaskał po policzku. Zapomniałam to zakryć. Mimowolnie odepchnęłam jego rękę. Nim coś powiedziałam przytulił mnie.
- Będę czekał przy schodach. - oddalił się, a ja z lekki uśmiechem wróciłam do łazienki i pomalowałam policzek podkładem.
Po chwili oboje zeszliśmy na dół i weszliśmy do salonu. Wszyscy tam siedzieli i byli zajęci jakimś filmem.
- Co...? - Louis mi przerwał:
- Cicho. Teraz będzie moja ulubiona piosenka.
Usłyszałam Celin Dion. Lou wstał, zaczął tańczyć i poruszać ustami, jak by śpiewał, a na ekranie zobaczyłam, że oglądają Tytanica. Ile można? Spojrzałam ze zrezygnowaniem na Iana. Szatyn tylko wzruszył ramionami. Zabrałam pilota Rose.
- Hej! Oddawaj! - wydarła się.
- Cicho, Buraku. - powiedział z uśmiechem mój przyjaciel.
Rose umilkła, ale miała obrażoną minę, a na jej twarzy pojawił się rumieniec. Idealne przezwisko dla niej. Zaczęłam skakać po kanałach, aż odnalazłam film: Bad Boys. Nie ma to jak dobra rozrywka. Ian usiadł na fotelu i uśmiechnął się do mnie. Wcisnęłam się obok niego. Objął mnie ramieniem i przytulił do siebie. Odetchnęłam i zamknęłam oczy. Najgorsze jeszcze na mnie czekało. Musiałam porozmawiać z Zaynem. Oprócz telewizora słyszałam też krople deszczu, które rozbijały się o szybę i wiatr. Zrobiło mi się zimno. Skuliłam się. Ian okrył mnie kocem. Uśmiechnęłam się do niego. Cmoknął mnie w czoło.
- Amelia, chodź. - usłyszałam stanowczy szept Zayna nad uchem.
Niechętnie podniosłam się i poszłam za szatynem do mojego pokoju u góry. Zamknął drzwi. Objęłam się ramionami. Było mi cholernie zimno. Zayn mi się przyjrzał.
- Co to ma być co? - spytał, a ja czułam jak napięcie między nami rośnie.
- Może to zabrzmi żałośnie, ale to nie tak jak sądzisz.
- Mhm...
Usiadłam na pościeli.
- Ian jest moim dobrym przyjacielem. Podejrzewam, że tylko on zna mnie tak na 100%. Przyjechał mnie odwiedzić, a my... - przerwał mi.
- To jest jakieś "my"? - powiedział ironicznie.
Zabolało. Nie chciałam dać tego po sobie poznać, ale i tak zaszkliły mi się oczy.
- Ok. Jak chcesz. - odparłam cicho - Chciałam ci tylko powiedzieć, że nie jestem gotowa na związek.
Chciałam wyjść, ale objął mnie w talii i obrócił przodem do siebie.
- W co ty grasz, co? - spytał już spokojnie.
- W nic. Po prostu... Nie potrafię dać ci tego czego chcesz.
- Nie kłam. Czułem wczoraj. Wiem, co do mnie czujesz. Wiesz, co ja do ciebie czuję.
Miał rację, ale nie w tym rzecz. Jak mu to wyjaśnić?
- To nie ma znaczenia. Chodzi o to, że mimo, że coś do ciebie czuję, nie potrafię ci tego dać.
- Dlaczego?
Jego spojrzenie nie dawało mi spokoju. Przegryzłam wargę i cofnęłam się dwa kroki.
- Nie potrafię... - szepnęłam patrząc w podłogę.
Jego ciepła dłoń uniosła moją głowę. Spojrzałam w jego czekoladowe oczy. W moim brzuchu zaczęły latać motyle i nogi się pode mną ugięły.
- A spróbować możesz? - zbliżył się, a ja poczułam bijące od niego ciepło.
- Nie teraz.
- Poczekam. - odparł spokojnie.
Pocałował mnie w nosek i z uśmiechem otworzył przede mną drzwi.











































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej!
Zastanawiam się czy ktoś jeszcze czyta???
Jestem nakręcona tym, że pod jednym rozdziałem jest ponad 100 wyświetleń!!!
Dziękuję ;* to motywuje
ALE
komentarzy brak
Jak mam was motywować byście coś zostawili po sobie???
Cieszę się, że mam nową czytelniczkę! Dziękuję za miły komentarz ;*
Więc (jak zawsze)
czekam na wasze opinie!
Komentujcie i obserwujcie mojego bloga ;)
staram się czytać też wasze, ale jeśli ktoś wejdzie w spis blogów, które obserwuje to za pewne złapie się za głowę...
Przy tylu blogach nie jest łatwo, ale staram się być na bieżąco ;)
Więc jeśli coś dodaliście, a nie skomentowałam tego to postaram się to nadrobić
W życiu nie napisałam tak długiej notki...
Pożalę wam się jeszcze i kończę ;)
Pisząc na bloga nie boję się krytyki, a jeśli mam się pokazać w szkole z moim tekstem to trochę się boję...
Kto zna lekarstwo na tremę?
A i  napiszcie jak wam się podoba postać Iana ;)
Myślę, że jest tymczasowa, chodź może zostać na dłużej ;)

niedziela, 26 kwietnia 2015

Rozdział 20

Opadłem na fotel. Jak to możliwe, że ta dziewczyna tak na mnie działa? Nigdy nie powiedziałbym o niej: zwykła. Nie była taka. Była inna niż one wszystkie. Zauważyłem, że przefarbowała się na blond gdy tylko do nas zeszła. Wyglądała idealnie. Kiedy oni wszyscy już spali postanowiłem po prostu zamknąć oczy i czekać, aż Mela podejdzie i do mnie. I w końcu tak się stało. Gdy wylądowała obok mnie była przerażono. Była słodka. To nierealne jak bardzo zawróciła mi w głowie.
- Oszalałeś?! - warknęła jak najciszej potrafiła - Puść mnie!
Naprawdę była zła. Co nie oznaczało, że nie wyglądała słodko. Miałem ochotę zamknąć jej usta, ale już raz źle się to skończyło. Dobrze wiedziałem, że ta sytuacja ją zraniła, ale jej poprzednie zachowanie dało mi do zrozumienia, że ona nic do mnie nie czuje. Wszystko się zmieniło gdy pokłóciliśmy się o Rebece.
- Nie. - odparłem z dużym rozbawieniem.
- Nie, bo co?!
Jak ona to robi? Przez chwilę jest łagodna, pogodna i uśmiechnięta, a następnie robi się wręcz agresywna i stanowcza. Jasne, że mi to nie przeszkadza, ale jest trochę jak tykająca bomba.
- Bo nie. - mruknąłem.
Po jej minie widziałem, że się poddała. Jednak intensywnie nad czymś myślała. Pewnie nad tym jak mi uciec. Nie ma mowy. Nigdzie jej nie puszczę.
- Nawet nie myśl o ucieczce. - szepnąłem jej do ucha.
Zadrżała. Dlaczego jej zachowanie przeczyło jej uczuciom? Widzę jak bardzo chce się ode mnie odsunąć i widzę jak na nią działam. Dlaczego nie chce mi pozwolić zbliżyć się do niej? Uważnie jej się przyjrzałem. Jej twarz momentalnie posmutniała.
- Co jest? - spytałem odruchowo.
- Nic. - odparła i wyrwała się z moich ramion.
Co znów zrobiłem źle? Jeśli chcę się do niej zbliżyć (a chcę) muszę być cierpliwy. Westchnąłem. Mela poszła do góry. Założyłem, że się przebiera. Nie chciałem jej stawiać w niezręcznej sytuacji chodź miałem na to ochotę. Powoli i po cichu wszedłem do góry i do jej pokoju. Siedziała na łóżku. Wyglądała jak mała bezbronna dziewczynka. Co zrobić by jej pomóc? Usiadłem na przeciwko niej.
- Czemu uciekłaś? - nadal szeptałem.

Spojrzała na mnie.
- Może chciałam. Czemu nadal mówisz szeptem?
Czemu? Sam do końca nie wiedziałem. Nie chciałem, żeby ktokolwiek inny usłyszał to co jej mówiłem. Chciałem, żeby to zostało tylko między nami. Chciałem, żeby to było tylko dla niej. Ale nie mogę jej tego powiedzieć. Znów spróbuje mnie odepchnąć.
- Nie wiem. - mruknąłem cicho z lekkim uśmiechem.
Zbliżyłem się do niej. Patrzyła wprost w moje oczy. Jej były śliczne. Ciągle błyszczały. Kiedy byłem już pewny, że pozwoli mi się pocałować, że będę mógł jej wszystko powiedzieć, poczułem jej drobne dłonie na moim torsie. Znów to robiła, a ja nadal nie wiedziałem dlaczego.
- Nie. - szepnęła.
- Czemu? - spytałem marszcząc brwi.
Naprawdę mnie to zastanawiało.
- Cholera, starczy mi cierpień wiesz? Zmądrzałam po ostatnim niepowodzeniu. Dzięki nie potrzebuję więcej.
Jej słowa z jednej strony mnie zdziwiły. Jak bardzo musiałem ją zranić by mi to powiedziała? Jak bardzo musiałem ją zawieść by nie chciała być blisko mnie?
- Wtedy nie wiedziałem co do mnie czujesz. Sam nie wiedziałem co do ciebie czuję. - odparłem.
Była to szczera prawda. Moje uczucia były mieszane. Odpychała mnie od siebie, za każdym razem gdy chciałem się zbliżyć. Co mogłem czuć? Z jednej strony mnie do niej ciągnęło, a z drugiej chciałem ją totalnie olać by mnie nie raniła.
- Super. Teraz wiesz? - ten sarkazm w jej głosie.
- Tak. - odparłem bez zastanowienia.
Zbliżyłem się do niej. Cofnęła się. Bała się, że ulegnie, czy bała się mnie? Przecież jej nie skrzywdziłem... No, nie tak żeby się mnie bała.
- Nie chcę niczego zaczynać. - odparła uciekając gdzieś wzrokiem.
Więc zataczamy ciągle błędne koło. Trzeba dowiedzieć się czegoś więcej Malik. Trzeba wrócić do początku.
- Chodzi ci o ten pocałunek?
To od tego wszystko się zaczęło między nami psuć. Nie licząc incydentu w szpitalu.
- Wiesz, że chyba zadajesz mi to pytanie trzeci raz?
No do trzech razy sztuka. Będę próbował do skutku. W końcu musi mi powiedzieć. Przecież nie chodzi tylko o nią.
- Zadam jeszcze raz jeśli nie uzyskam odpowiedzi. - uprzedziłem.
Znów nie patrzyła na mnie. Nad czymś się zastanawiała. Nie wiedziałem jej oczu. Szkoda. To zazwyczaj w nich odbijały się jej emocje. Chciałem je odczytać, ale mi na to nie pozwoliła.
- Odpowiesz czy nie? - przypomniałem jej o swojej obecności zbliżając się w jej stronę.

- Zayn... - mruknęła ostrzegawczo na co tylko się uśmiechnąłem.
Była urocza. Nie pozbędzie się mnie tak łatwo. Przecież muszę dowiedzieć się chodź części tego czego chcę.
- Nie. - odpowiedziała czym zbiła mnie z pantałyku.
- Co nie? - odpowiedziałem przytomniejąc.
- Nie odpowiem ci.
Kiepska linia obrony. Ja nie ustępuję.
- Więc spytam ponownie; Chodzi ci o ten pocałunek?
Znów zamilkła. Czy tak trudno odpowiedzieć na to pytanie? Przecież chcę tylko wiedzieć czy tak, czy nie.
- Skąd wiesz, że coś do ciebie czuję? - spytała ni stąd ni zowąd i spojrzała na mnie.
Nie ma tak dobrze. Nie dam się zrobić w konia.
- Najpierw ty odpowiedz. - mruknąłem.
- Kobiety mają pierwszeństwo. - zaprzeczyła od razu.
- W tym przypadku to się nie liczy. Ja ci powiem a ty się wykręcisz. Nie ma.
Chyba przestała się buntować. Cieszyłem się, że znów nie zaczęła się wykręcać. Może w końcu czegoś się dowiem. Byłoby fajnie.
- Powtórz pytanie. - mruknęła niechętnie.
Byłem pewny, że doskonale je pamięta. Może chciała zyskać na czasie? Przewróciłem oczami.
- Chodzi ci o ten pocałunek, tak? - posłusznie wykonałem jej polecenie.
- Ale w jakim sensie? - odparła.
Czyli nadal się buntuje. Głośno wypuściłem powietrze z ust. Długa mnie czeka rozmowa. - mruknąłem do siebie. Jak mogła tak przeciągać? Powinienem zostać nagrodzony za to, że jeszcze się nie wkurzyłem. Naprawdę chyba zostanę świętym.
Boże, dziewczyno jesteś nie możliwa! Po prostu odpowiedz. - postanowiłem przerwać jej wymijające odpowiedzi.
- Ok. Wygrałeś - poddała się - Po części chodzi o ten pocałunek.
- Super. - mruknąłem. Teraz ja muszę jej odpowiedzieć - Skąd wiem, że coś do mnie czujesz? - powtórzyłem sobie i podrapałem się po karku - Ta akcja z przyzwoitką... - uśmiechnąłem się na wspomnienie tej sytuacji i spojrzałem jej w oczy - No i wyjechałaś z Londynu.
- To nie dowodzi tego, że coś do ciebie czuję.
Tak, jasne. Ja wiem swoje nie wmówisz mi, że tak nie jest.
- Więc z czystym sumieniem powiesz mi, że nic do mnie nie czujesz? - spytałem uważnie jej się przyglądając. Spuściła głowę - No właśnie... - mruknąłem.
Delikatnie uniosłem jej głowę. Chciałem by patrzyła mi w oczy. Chciałem mieć ją bliżej. Chciałem, żeby była moja. Czy zaczynając zdanie od "chciałem" wykazuję się samolubstwem? Nie ważne...
- Więc czego się boisz? - spytałem.
Zadrżała. Wiedziałem, że nie spowodowały tego moje słowa. Było jej zimno. Chciałem ją przytulić, ale uznałem to za zbyt ryzykowne. Wstałem i okryłem ją kocem.
- Wielu rzeczy... - odpowiedziała mi wymijająco.
Proszę cię! Wręcz błagam! Przecież wiesz, że nie to chciałem usłyszeć.
- Przecież wiesz o co mi chodzi. - znów uważnie jej się przyjrzałem.
- To nie jest rozmowa na dzisiaj. - dyplomatyczna odmowa.
Westchnąłem. Chciałem wiedzieć więcej, bardziej się do niej zbliżyć. Żeby coś się między nami zmieniło muszę się czegoś dowiedzieć, prawda? Skuliła się. Zrobiło jej się smutno. Musiała zacząć o czymś myśleć. Jej jasne włosy rozlały się na poduszce. Dostrzegłem błysk w jej oku, który zwiastował, że będzie płakać. Nie chciałem tego. Cokolwiek myślała, na pewno nie było to prawdą. Trzeba jej to powiedzieć, czy chce tego słuchać czy nie. Wstałem i kucnąłem tuż przed jej twarzą, tak, żeby mieć ją na wysokości mojej.
- Podejrzewam, że nie chcę wiedzieć o czym myślisz. - wyszeptałem i musnąłem jej ciepły policzek palcami - Ale nie jest to prawdą. Nie chcesz dzisiaj rozmawiać; ok. Ale nie myśl, że odpuszczę. Nie tak łatwo się mnie pozbyć, Amelko. - uwielbiałem zdrobnienie jej imienia, w ogóle jej imię -  Tylko raz dałem się spławić. Więcej ci się nie uda.
Opiekuńczo okryłem ją kołdrą i cmoknąłem w policzek. Chodź przez chwilę mogłem być blisko. Szepnąłem jej ciche: śpij dobrze, po czym zadowolony zszedłem na dół i zasnąłem w fotelu.
Siedziałem w kuchni z Harrym. Wstaliśmy najwcześniej. Louis gdzieś wyszedł kilka minut po nas. Napiłem się trochę kawy. Kurier przywiózł kwiaty. Były dla Amelii. Był również list. Kiedy spokojnie rozmawiałem z przyjacielem, usłyszeliśmy krzyk jego dziewczyny. Weszła do kuchni, a za nią Amelia. Jak zwykle idealna. Chodź była nieuczesana i ubrana w piżamę nie mogłem oderwać od niej wzroku.
- Co? - spytał Styles.
- KWIATY. W KORYTARZU. NIC CI TO NIE MÓWI? - spytała zirytowana.
- A to... Jakieś pół godziny temu przywieźli. Do Amelii. Chciałem ją obudzić, ale idiota - wskazał na mnie - mi nie pozwolił.
Uśmiechnąłem się do Meli. Pokręciła głową.
- I zostawił dla ciebie jakąś kartkę. - Loczek podał Amelii list złożony na pół.
Blondynka oparła się o blat. Wszyscy uważnie się jej przyglądaliśmy. Nie dała nic po sobie poznać. Wzniosła na nas wzrok i powiedziała:
- Ok. Chyba wiem kto mi to przysyła. - Rose pisnęła ze szczęścia. Byłem gotowy postawić stówę, że Amelia kłamie - To na pewno Kamil.
Mina Rose wyrażała wszystko. Od początku do końca: niezadowolenia, zawiedzenie, niesmak może nutkę złości? Mela zaśmiała się z miny Rose po czym odebrała telefon od Kamila. Jej rozmowa naprawdę mnie zaniepokoiła. Była zbyt promienna po jej zakończeniu. No, ale obiecała, że zostanie w Londynie. Trzeba jej zaufać. Przygotowywała się dość długo. W końcu wyszła, a my nudziliśmy się w domu. Kiedy postanowiliśmy wyjść na miasto zadzwonił Louis i kazał nam wszystkim przyjechać pod studio, bo ma newsa. Ciekawe jakiego?











































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Inna perspektywa, żeby nie było nudno i żeby akcja nie poleciała za szybko ;)
Co myślicie o jego uczuciach?
Trochę krótko, ale następny, na pewno będzie dłuższy ;)

sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 19

Obudziłam się dość wcześnie. Nie mogłam spać. Zamiast wiercić się na łóżku postanowiłam pobiegać i przestać myśleć o wczorajszej sytuacji w barze. Ciągle niestety miałam ją w głowie. Ubrałam się w jakiś dres, a włosy związałam w wysoką kitkę. Na dworze nie było ciepło, ale nie zakładałam kurtki. Założyłam, że rozgrzeję się przy bieganiu. Gdy tylko wyszłam owiał mnie zimny wiatr. Przeszedł mnie dreszcz. Zignorowałam go i zaczęłam trening. Powoli z słuchawkami w uszach biegłam chodnikiem, mijając przechodniów. Zbliżałam się do kiosku. Postanowiłam kupić papierosy. Gdy tylko stanęłam od razu w oczy rzuciła mi się gazeta. Zamarłam. Nie wierzyłam, że ten facet był aż takim dupkiem. Na pierwszej stronie jakiegoś pisemka było moje zdjęcie gdy chłopak mnie całuje. Natychmiast wzięłam do ręki i przeczytałam podpis:
Ciekawe życie członków One Direction
Kupiłam gazetę i szybko, sprintem pobiegłam do domu. Rose siedziała w kuchni i piła kawę.
- Co ty...? - przerwałam jej.
- Słuchaj. - usiadłam na krześle i otworzyłam na artykule:

Ciekawe życie członków One Direction
Od kilku tygodni śledzimy życie gwiazd. Skupiliśmy się na jednym z najpopularniejszych boysbandów świata. Tak. Mowa o sławnym One Direction. Nasze śledztwo wykazało, że chłopcy prowadzą bardzo ciekawe życie, w którym uwzględniają miłość. Zacznijmy od początku. Ich przygoda zaczęła się ok. miesiąca temu kiedy w klubie Zayn poznał dwie dziewczyny {załączone były tu nasze zdjęcia}. Przez kilka dni spotykał się, jak wiemy z Rose. Lecz ich związek szybko się rozpadł. Harry za to zadowolił się drugą z dziewcząt - Amelią. Widywaliśmy ich razem. Czasem się przytulali publicznie, np. na balu maskowym, na który razem poszli. Ciekawostką jest, że wtedy właśnie Rose zerwała z Zaynem kiedy to Amelia próbowała się z nim całować. Przez kilka następnych dni nic się nie działo, ale to tylko pozorny spokój. W ich życiu pojawia się tajemniczy chłopak, który jest blisko z Amelią. Nie dowiedzieliśmy się kim jest, myślimy, że jej "przyjacielem". Potem po kłótni właśnie z nim, Amelia zostaje wepchnięta pod auto. Nie udało nam się dowiedzieć przez kogo. Wylądowała w szpitalu i była bliska śmierci. Na szczęście wszystko dobrze się potoczyło. Oprócz tego, że gdy była nieprzytomna, Harry zdradził ją z Rose. Ciekawe czy od razu jej o tym powiedział? Nie dowiedzieliśmy się. Wiemy, że Amelia po bójce jej bliskiego "przyjaciela" i Zayna, do której namówił go Harry, wyjechała z Londynu. Niedawno wróciła i znów namieszała w życiu chłopaków. Tym razem widzieliśmy ją z Louisem. Rose za to odpuściła sobie Harrego i zabrała się za zwykłego chłopaka. Amelia za to widziana była wczoraj z naszym reporterem, którego uwodziła i próbowała namówić do napisania o niej długiego artykułu w gazecie. Oczywiście odmówił, a ten artykuł poświęcony został członkom One Direcion. Jeśli chcecie być na bieżąco kupcie następny numer.

Szczęka Rose spoczywała na podłodze. We mnie aż się gotowało. Jaka świnia! Po chwili przyjaciółka zrobiła się czerwona. Wyrwała mi z ręki gazetę i przyjrzała się naszym wszystkim zdjęciom. Sporo ich było. Zrobili nawet fotomontaż ze mną i Lou. Dobrze, że nie zrobili nam zdjęć jak urządzaliśmy imprezę nad ogniskiem.
- Zabiję go! - krzyknęła Rose.
Wstała i zrobiła ogromny wiatr przechodząc koło mnie. Zmarszczyłam brwi. Ubrana w piżamę i w szlafroku chce wyjść? Coś nowego. Poszłam za nią. Szybko poleciała na górę i po chwili zbiegła w ubraniu. Złapała mnie za rękę i warknęła krótkie: chodź!. Poszłam za nią. Zamknęłyśmy drzwi. Nie wiem gdzie brunetka się kierowała, ale podązałam za nią. Po chwili byłyśmy pod redakcją. Nie dobrze. Kiedy tylko złapała drzwi obskoczyli nas paparazzi. Robili miliony zdjęć, a flesze sprawiały, że łzawiły mi oczy. Przedarłyśmy się przez nich i weszłyśmy do środka. Od razu zauważyłam tego faceta co wczoraj. Podeszłam do niego. Akurat rozmawiał z jakąś kobietą.
- Hej! - powiedziałam z uśmiechem.
Odwrócił się do mnie przodem. Zmierzył mnie wzrokiem i uśmiechnął się. Przyłożyłam mu w nos złożoną pięścią. Zabolało, ale nie dałam po sobie poznać.
- Za co?! - wrzasnął.
- Za co?! - oburzyła się Rose - Świnio ty! - zaczęła go okładać jak popadnie - Ty dupku! A ja wczoraj z tobą tańczyłam! - nadal nie przestawała. Miałam ochotę się przyłączyć, ale widząc, że wszyscy zwrócili na nas wzrok, opanowałam się - Za co?! Za to, że jesteś dupkiem!
- Rose przestań. - warknęłam cicho.
- Nie przestanę! - warknęła w moją stronę i powróciła do obkładania mężczyzny pięściami - Nie miałeś prawa! Podam się do sądu! Ty świnio!
Po chwili odciągnął ją ochroniarz. Rzucała się, ale nie długo. Wiedziała, że i tak się nie wyrwie, ale była tak wściekła, że nic jej nie przeszkadzało. Krzyczała i szamotała się. Poszłam za ochroniarzem, który wyprowadził ją z budynku. Masywny mężczyzna zawrócił, a ja powstrzymałam Rose przed ponownym wparowaniem do redakcji. Spojrzałam przez szklane drzwi. "Redaktor", który napisał o nas artykuł patrzył na nas. Z nosa leciała mu krew. Chyba go złamałam. Miał całą podrapaną twarz i za pewne cały był w sińcach. I dobrze.
- Patrz jak dostał. - mruknęłam zadowolona.
- I dobrze! - krzyknęła - Niech sobie nas zapamięta! - pogroziła mu pięścią - No. - poprawiła włosy i zaśmiała się - To co? Idziemy na lody?
- Z chęcią. - odparłam z uśmiechem.
Po słodkim deserze wróciłyśmy do domu. Kiedy tylko weszłyśmy do kuchni, zadzwonił dzwonek. Otworzyłam drzwi. Ktoś znów przysłał mi kwiaty. Ciekawe kiedy mu się znudzi? Poprawiło mi to trochę nastrój. Wzięłam je od kuriera i przeszłam do kuchni. Nadal myślałam o tym, kto może mi je przysyłać, ale nie mogłam na nic wpaść. Znalazłam karteczkę. Rozłożyłam ją:
I won't mind, you know I know you. You'll never be mine*
                                                               BB
To było co raz słodsze. Ale i tak pierwszy był dość zaskakujący. Bo kogo mogę doprowadzać do szaleństwa? Ja zwykła dziewczyna. Może to jakiś wariat. Z pewnością. Nie mogę robić sobie nadziei.

Najgorsze jest to, że do końca miesiąca dostawałam te kwiaty. A potem o nich zapomniałam. Chłopcy mieli przyjechać dzisiaj w nocy. Cieszyłam się w raz z Rose. Chciałyśmy zrobić im niespodziankę i pojechać po nich na lotnisko. Na razie miałyśmy jeszcze sporo czasu. Siedziałyśmy w kuchni i piłyśmy herbatę. Jak na razie miałyśmy spokój z tym dziennikarze. Nie mówiłyśmy też nic chłopakom. Nie chciałyśmy ich stresować, ale znając życie i tak się dowiedzą. No cóż w końcu są sławnym boysbandem.
- Wiem kto ci przesyła kwiaty. - powiedziała Rose.
- Kto?! - spytałam zaciekawiona.
- Nie powiem. - odparła melodyjnym tonem.
- Rose... - jęknęłam błagalnie.
Pokręciła tylko głową z uśmiechem. Ten facet doprowadza mnie do szaleństwa. Codziennie myślę kto to może być. Podpisywał się trzema inicjałami: BBfB, DM i BB. Zielonego pojęcia nie miałam kto się mógł tak podpisać. To mnie przytłaczało. Przyjaciółka się zaśmiała.
- Zobaczysz. Zemszczę się. - powiedziałam, na co ona zaśmiała się.
O 00:00 wyjechałyśmy vanem po chłopaków. Na lotnisko zajechałyśmy od tyłu. Żeby było śmieszniej i żeby nas nie poznali przebrałyśmy się w męskie czarne ciuchy (pożyczyłyśmy od ich ochroniarzy) i wypchałyśmy je gazetami, żebyśmy przypominały sylwetkami postawnych mężczyzn. Na nosach miałyśmy okulary, żeby nie poszło im tak łatwo, no i na głowie obowiązkowo kapelusze. Po chwili do auta wsiedli oni. Normalnie się rozczuliłam. Zmienili się trochę. Tak bardzo za nimi tęskniłam.
- Hej, Rich, hej Paul. - przywitali się.
Rose uśmiechnęła się do mnie i odpaliła. Ja nie mogłam powstrzymać śmiechu. Próbowałam przekształcić to w męski śmiech, ale wyszło coś pomiędzy kaszlem, a chichotem i wcale nie do końca męskim.
- Sorry, chłopaki. - próbowałam naśladować męski ton głosu - Przeziębienie.
Tym razem to Rose wybuchnęła śmiechem, ale ona umiała udawać. Przez chwilę pomyślałam, że może na prawdę za kierownicą siedzi Paul. Ale gdy się do mnie uśmiechnęła nie miałam już wątpliwości. Jechała w kierunku naszego domu.
- Rich, a od kiedy twoje przeziębienie ma na imię "Amelia"? - spytał Lou, a ja zaczęłam kaszleć.
- Słucham? - odparłam, a on się zaśmiał.
- Mela nie zgrywaj się. Dziwię się, że Paul cię zabrał. - Rose wybuchnęła śmiechem i nadal idealnie grała.
Miałyśmy niezłą zabawę.
- Nie miałem wyjścia. - odparła i spojrzała na Harrego w lusterku.
To nie fair mnie rozpoznali. Po chwili byliśmy pod domem.
- A gdzie Rose? - spytał Harry gdy wysiedliśmy.
- Paul zdejmiesz okulary czy mam ci pomóc? - spytałam.
Przyjaciółka uśmiechnęła się i ściągnęła okulary. Harry natychmiast ją przytulił. Co tam, że brunetka w wypchanym kombinezonie była 2 razy szersza od niego w barach. Ze śmiechem weszłam do domu. Szybko przebrałam się w swoje cichu i mocno wyściskałam każdego z nich. Zmienili się nieco. No może nie Niall i Harry. Reszta zapuściła sobie zarost. A Malik dorobił się chyba nowego tatuażu. Usiedliśmy w salonie. Wcisnęłam się na fotel obok Louisa.
- Widziałem nasze zdjęcie. - mruknął do mnie.
- Cholera, naprawdę? - powiedziałam - Kurczę. To miała być niespodzianka.
Wszyscy zaśmialiśmy się. Brunet przytulił mnie po czym podał mi piwo. Dobrze było mieć ich z powrotem. Nawet towarzystwo Zayna mi nie przeszkadzało. Po prostu o nim nie myślałam. Ani o nim, ani o Rebece. To trochę dziwne, w końcu mnie to bolało. Nie zaprzeczę, że nadal się podkochiwałam w Mulacie, ale szczęście, że wrócili przyćmiło wszystko to co jest złe.
- Harry. - zawołałam przyjaciela, a i tak ucichli wszyscy. Loczek spojrzał na mnie - Jestem zaręczona.
Brunet wypluł piwo na Nialla, który nie pozostał mu dłużny i odwdzięczył się tym samym. Komiczny widok. Jednak i ja i Rose zachowałyśmy spokój. Nastała krępująca cisza i wszyscy wpatrywali się we mnie.
- Jak byłam w Polsce - Rose o tym mu nie wspomniała - poszłam z rodzicami na kolację do restauracji. Przedstawili mi Daniela. Wybrali go na mojego małżonka, a ja się zgodziłam. Teraz jest w delegacji. Prawdopodobnie mnie odwiedzi. Będziesz miał okazję go poznać.
Louis wybuchnął śmiechem, Zayn wyszedł z salonu, Rose przyłączyła się do Lou, a pozostała dwójka gapiła się na mnie.

- Idioci. - mruknęłam z uśmiechem, a Lou poruszył ustami powtarzając to - Jak łatwo was zwieść. Oczywiście, że uciekłam. Daniel był idiotą. Z resztą wyperswadowałam mu dlaczego nie możemy być razem.
- Z chęcią posłucham. - powiedział Zayn opierając się o framugę drzwi z lekkim uśmieszkiem na ustach.
Pierwszy raz od jego powrotu moje spojrzenie spoczęło na nim na tak długo. Dwa słowa: CHOLERNIE PRZYSTOJNY. Z trudem odwróciłam wzrok i odparłam:
- Może innym razem.
- No dawaj Mela. - mruknął ze śmiechem Lou.
Powiedziałabym im, spoko. Gdyby nie było tu Malika. Wcale już za nim nie tęsknię. Wszystko co powiedziałam Danielowi zrobiłam na przekór. Blondyn - no to szatyn. Ułożony i patyczak - kolczyki, tatuaże, wysportowany, wysoki. Chyba się wkopałam...
- Ok. Więc. Daniel jest sobie blondynkiem w garniturku studiującym prawo. - chłopcy zrobili głośne "buuuuu", zaśmiała się - Więc jak mnie pytał dlaczego nie chcę z nim być to mu powiedziałam, że mi nie pasuje. Zamieniłam blond włosy na czarne, ułożonego chłopca na takiego BAD, ale i tak go nie przekonałam.
Rose spojrzała na mnie z błyskiem w oku. Znała tę historię ze wszystkimi szczegółami. Puściłam jej oczko. Uśmiechnęła się do mnie. Położyła na kolanach Loczka swoją głowę i zamknęła oczy. Uśmiechnęłam się na ten widok. Słodziaki! Bardzo długo rozmawialiśmy i chłopcy posnęli na siedząco. Biedaki. Rose usnęła z Harry. Ostrożnie wstałam by nie obudzić Louisa. Przykryłam go kocem. Mruknął coś czego nie zrozumiałam. Uśmiechnęłam się lekko. Przykryłam leżących na jednej sofie Hazzę i Rose, a na drugiej Nialla i Liama. Jejku, jak oni we dwóch się tam zmieścili? Został Zayn, który jak Lou spał w fotelu. Okryłam go kocem i zamierzałam pójść do góry. Chłopak niespodziewanie złapał mnie za nadgarstki i pociągnął tak, że wylądowałam obok niego. Z trudem powstrzymałam krzyk. Wiedział o tym. Przekrzywiłam głowę i spojrzałam w jego oczy.
- Oszalałeś?! - powiedziałam wściekłym szeptem - Puść mnie!
- Nie. - odparł rozbawiony.
- Nie, bo co?!
- Bo nie.
Ręce opadają. Może poczekam, aż zaśnie i ucieknę do siebie. Zamknę się na zamek i więcej nie wyjdę s pokoju. Dobra myśl.
- Nawet nie myśl o ucieczce. - szepnął mi do ucha, a mnie przeszedł dreszcz.
Poczułam lekkie ukłucie w sercu. Nie mógł mnie zostawić w spokoju. Miał Rebece. Pokłóciliśmy się o nią nawet. Nie pamiętam co dokładnie mówiłam. Pierwsze co mam na myśli kiedy wracam do tej rozmowy to temat naszego pocałunku i to, że był dla niego niczym. Moja twarz zmieniła swój wyraz. Posmutniałam.
- Co jest? - spytał.
- Nic. - odparłam i wyrwałam się z jego ramion.
Szybko wspięłam się po schodach i poszłam do siebie. Przebrałam się w piżamę i usiadłam na łóżku. Miałam ochotę zapalić, ale nie wiedziałam gdzie posiałam papierosy. A może wcale ich nie kupiłam? Usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Po chwili obok mnie, a raczej tuż przede mną siedział Malik.
- Czemu uciekłaś? - spytał szeptem.
- Może chciałam. - odparłam - Czemu nadal mówisz szeptem?
- Nie wiem. - odpowiedział z uśmiechem nie zmieniając tonu głosu.
Zbliżył swoją twarz do mojej. Przez chwilę mu na to pozwoliłam wpatrując się w jego oczy. Gdy tylko otrzeźwiałam położyłam ręce na jego torsie i lekko lecz stanowczo, odepchnęłam go. Czułam bijące od niego ciepło, które również próbowało mnie obezwładnić.
- Nie. - mruknęłam.
- Czemu? - zmarszczył brwi.
- Cholera, starczy mi cierpień wiesz? Zmądrzałam po ostatnim niepowodzeniu. Dzięki nie potrzebuję więcej.
- Wtedy nie wiedziałem co do mnie czujesz. Sam nie wiedziałem co do ciebie czuję.
- Super. Teraz wiesz?
- Tak. - znów się zbliżył.
Odsunęłam się do tyłu.
- Nie chcę niczego zaczynać.
- Chodzi ci o ten pocałunek?
- Wiesz, że chyba zadajesz mi to pytanie trzeci raz?
- Zadam jeszcze raz jeśli nie uzyskam odpowiedzi.
Nie wiedziałam co myśleć. Coś mnie do niego ciągnęło, ale bałam się cierpienia. Raz mi już to zrobił. Czemu miałabym mu zaufać? Przecież nie znamy się dobrze.
- Odpowiesz czy nie? - spytał znów się zbliżając.
- Zayn... - skarciłam go.
Uśmiechnął się tylko, ale się nie odsunął. Westchnęłam. I co teraz? Odpowiedzieć, czy nie? Dylemacik? Tak na wieczór.
- Nie. - odparłam.
- Co nie?
- Nie odpowiem ci.
- Więc spytam ponownie; Chodzi ci o ten pocałunek?
Ok. Nie chciał ustąpić. Znaczy, ja mam ustąpić i odpowiedzieć? Może zamiast myśleć powinnam gadać. Szkoda, że tak nie umiem. A tak na marginesie: skąd on wie, że coś do niego czuję?
- Skąd wiesz, że coś do ciebie czuję? - odparłam.
- Najpierw ty odpowiedz. - mruknął.
- Kobiety mają pierwszeństwo.
- W tym przypadku to się nie liczy. Ja ci powiem, a ty się wykręcisz. Nie ma.
Niestety dla mnie, dobrze kombinował. Ehh... Więc wracamy do punktu wyjścia. Mam mu powiedzieć... Ej, ale w zasadzie to co on chciał wiedzieć o tym pocałunku?
- Powtórz pytanie. - powiedziałam.
Przewrócił oczami.
- Chodzi ci o ten pocałunek, tak?
- Ale w jakim sensie?
Wypuścił głośno powietrze i mruknął: długa mnie czeka rozmowa. Sam tego chciał. Nie moja wina, że akurat teraz mu się zebrało. Mógł poczekać do jutra, aż będę miała lepszy humor jak przyjdą do mnie kwiaty. W sumie nie miałam pewności czy przyjdą. Chciałam, żeby przyszły. Poprawiały mi nastrój i sprawiały, że wierzyłam, że dla kogoś coś znaczę. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Malika.
- Boże, dziewczyno jesteś niemożliwa. Po prostu odpowiedz.
- Ok. Wygrałeś. - poddałam się - Po części chodzi o ten pocałunek.
- Super. Skąd wiem, że coś do mnie czujesz? - podrapał się po karku - Ta akcja z przyzwoitką... - uśmiechnął się po czym spojrzał mi w oczy - No i wyjechałaś z Londynu.
- To nie dowodzi tego, że coś do ciebie czuję. - z trudem wytrzymałam jego spojrzenie.
- Czyli z czystym sumieniem powiesz mi, że nic do mnie nie czujesz? - no i tu mnie miał. Spuściłam głowę - No właśnie... - mruknął.
Jego ciepła dłoń delikatnie uniosła moją głowę. Jego czekoladowe oczy wpatrywały się we mnie. Co on we mnie widział? Zwykła dziewczyna. Brązowe włosy, blada cera, nieciekawa przeszłość. Nie to żebym miała problemy w domu. No, właśnie tak było. Niby rodzice mnie kochali, ale to jak to okazywali nie podobało mi się. Dlatego zaczęłam palić. A potem pojawił się Kamil.
- Więc czego się boisz? - spytał.
Zadrżałam. Zrobiło mi się zimno. Rozejrzałam się, ale nie dostrzegłam koca na moim łóżku. Szatyn wstał i złapał jakieś koc. Okrył mnie nim po czym zajął swoje poprzednie miejsce.
- Wielu rzeczy...
- Przecież wiesz o co mi chodzi. - znów wbił we mnie swoje spojrzenie.
- To nie jest rozmowa na dzisiaj. - odwróciłam wzrok.
Westchnął. Nie tego się spodziewał. Chciał wiedzieć więcej, ale raz już mu zaufałam. Nie chcę popełniać tych samych błędów. Tak samo jak wiem, że każdy zasługuje na drugą szansę. Ale na zaufanie trzeba sobie zasłużyć. I tak pewnie mu się znudzę za jakiś czas. To była cholernie przytłaczająca myśl. Skuliłam się na łóżku i położyłam głowę na poduszce. Wpatrywałam się w migające światełko od laptopa, który leżał na biurku. Moje oczy się zaszkliły. Nie chciałam płakać. Nie miałam już nigdy więcej przez niego płakać! Po chwili Zayn kucnął tak by jego twarz znalazła się na wysokości mojej. Zajrzał mi w oczy po czym na jego ustach pojawił się uśmiech.
- Podejrzewam, że nie chcę wiedzieć o czym myślisz. - mruknął delikatnie muskając palcami mój policzek - Ale nie jest to prawdą. Nie chcesz dzisiaj rozmawiać; ok. Ale nie myśl, że odpuszczę. Nie tak łatwo się mnie pozbyć, Amelko. Tylko raz dałem się spławić. Więcej ci się nie uda.
Przykrył mnie kołdrą i cmoknął w policzek, a następnie wyszedł szepcząc ciche: śpij dobrze. Nie wiedziałam co mam o nim myśleć. Wiedział czego chciał, był pewny siebie i stanowczy, a jednocześnie myślał o moich uczuciach. Czy to nie facet idealny? Tylko dlaczego mam wrażenie, że ideał nigdy nie był mi przeznaczony...?
Obudził mnie krzyk Rose. Zwlekłam się z łóżka i w szybkim tempie znalazłam się na dole. W korytarzu stało kilka bukietów róż. No dobra, kilkanaście. Eh... Na tyle dużo by zakryć część podłogi. Skąd one się tu wzięły?
- Harry?! - krzyknęła przyjaciółka idąc do kuchni.
Podążyłam za nią. Przy stole siedział Styles i Malik. Mogłam się tego spodziewać. Ich spojrzenia były zwrócone w naszą stronę. Podeszłam do kredensu i nalałam sobie herbaty.
- Co? - spytał brunet.
- KWIATY. W KORYTARZU. NIC CI TO NIE MÓWI? - powiedziała Rose starannie wymawiając każde słowo.
- A to... Jakieś pół godziny temu przywieźli. Do Amelii. Chciałem ją obudzić, ale idiota - wskazał Zayna - mi nie pozwolił.
Mulat uśmiechnął się do mnie. Pokręciłam tylko głową.
- I zostawił dla ciebie jakąś kartkę. - Loczek podał mi kartkę złożoną na pół, z moim imieniem na wierzchu.
Oparłam się o blat i rozłożyłam papier.
Baby, You driving me crazy!
Don't look around cause love is blind
Tak tylko napisałem dla przypomnienia. Przez ostatni miesiąc dużo o Tobie myślałem. Zastanawiałem się: gdzie jesteś? co robisz? I mimo, że po części wiedziałem, chciałem być tuż obok Ciebie i ochronić Cię gdybyś tego potrzebowała. Znasz mnie i wiem, że zastanawiasz się kim jestem. Jestem tuż obok kiedy mnie potrzebujesz i będę zawsze. Wystarczy, że powiesz jedno słowo i nigdy Cię nie opuszczę. Nadal nie wiesz kto do Ciebie pisze? Przemyśl to co napisałem. Może jednak znasz mnie lepiej niż myślę...
                                                                      Twój
                                                                            M.
Wiedziałam, że wszystkie spojrzenia są na mnie skupione więc nie pozwoliłam sobie na niekontrolowany ruch. To naprawdę było urocze i byłam pewna, że jestem co raz bliżej rozwiązania tej zagadki. Pierwszy raz podpisał się jedną literą. Czyżby imię? M? Nie znam nikogo takiego. Tym bardziej ze znajomych Hazzy nie z One Direction. Biorąc pod uwagę to, że innych jego znajomych nie znam mam małe szansę.
- Ok. Chyba wiem, kto mi to przysyła. - powiedziałam, a Rose pisnęła ze szczęścia. Wiedziałam, że moja odpowiedź ją rozczaruje, ale musiałam zobaczyć jej minę - To na pewno Kamil.
Na jej twarzy malowało się obrzydzenie i strach, a wręcz rozpacz. Zaśmiałam się.
- Wybacz musiałam. - kiedy to powiedziałam była naprawdę zła. Zadzwonił mój telefon - O wilku mowa. - odebrałam - Hej, Kamil.
- Hej. Masz dzisiaj czas?
- A czemu pytasz?
- Bo wiesz... Tak zupełnie przypadkiem znalazłem w tamtym tygodniu twoje teksty i... - zamarłam.
- I co? - ponagliłam.
- I dałem je mojemu kumplowi. Podobają mu się. Szczerze? Jest zachwycony. Chciałby, żebyś dla niego pisała.
- Co?! - zrobiło mi się słabo.
Usiadłam na blacie.
- Będzie dobrze płacił. Zobaczysz... - zaczął się tłumaczyć.
- Czekaj! - przerwałam mu - Wróć do momentu: jest zachwycony.
Zaśmiał się.
- Powiedział mi, że musiałby mieć muzykę żeby powiedzieć coś więcej, ale teksty mu się bardzo podobają. Powiedział, cytuję: niebanalne, prawdziwe i pełne emocji.
- Zabiję cię kiedyś, wiesz?
- A jakieś dziękuję?
Zaśmiałam się.
- Chyba cię kocham.
- To rozumiem. - odparł zadowolony - Więc spotkasz się z nim dzisiaj, ok?
- Jasne. O której?
- Pasuje ci 15:20? W studiu.
- Ok. Będę na pewno. Jeszcze raz dzięki i pa.
Odłożyłam telefon i wypuściłam głośno powietrze. Nie mogłam w to uwierzyć! Moje teksty spodobały się jakiemuś soliście? To było ogromne wow! Nie spodziewałam się, że ktokolwiek, kiedykolwiek to przeczyta, a on to chce śpiewać! Wow!
- Powiesz o co chodzi? - spytała Rose.
Uśmiechnęłam się szeroko.
- Nie mogę. - odparłam - Nie przejdzie mi to przez gardło.
- To napisz. - powiedział zaniepokojony Harry.
- Spokojnie. - odparłam - W ciąży nie jestem. - zaśmiałam się z jego miny - Powiem wam jak wrócę.
- Gdzie wychodzisz? - Zayn dołączył do przesłuchania.
- Będę w Londynie.
Odparłam i pobiegłam na górę przygotowywać się na spotkanie z przeznaczeniem.











































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej!
Jestem podjarana, na maksa!
80 wyświetleń przez cały dzień?! To możliwe?!
Nie powiem, strasznie mnie to motywuje! Jestem wdzięczna!
I komentarz Nathalie Malik też dał mi dużego kopa energii, żebym się zebrała i napisała wam świetny rozdział!
Nie jestem pewna, czy jest on świetny, ale mam nadzieję, że wam się spodoba
A teraz:
KONKURS!
Najlepsza propozycja wygrywa ;)
Z kim ma pracować Mela?
Nie czekam dłużej niż do 27
Jak nikt nie napiszę wymyślę sama ;)
Czekam na wasze opinię (krytykę też)
I głosujcie w ankiecie, chcę wiedzieć na czym stoję ;) i jak was zachęcić do komentowania

środa, 22 kwietnia 2015

Rozdział 18

Rodzice dostali telefon o nagłej zmianie planów, z której cieszyłam się jak dziecko. Nasze spotkanie zostało przeniesione na za tydzień. Nie mogłam w to uwierzyć. Tak bardzo się z tego cieszyłam. Lecz szybko nadeszło to co nieuniknione. Kolacja miała odbyć się w restauracji. Niechętnie na nią szłam, ale to było logiczne wyjście. Postanowiłam się jakoś przygotować. Mama zastrzegła, że to droga i elegancka restauracja, żeby mi do głowy nie przyszło ubieranie spodni. Więc znalazłam w mojej szafie jakąś sukienkę.
Nie chciałam się jakoś specjalnie stroić. Zwykła czarna i czarne szpilki. Włosy lekko spięłam. Miałam nadzieję, że to zadowoli mamę. Jednak nie była szczególnie zachwycona moim wyglądem. Trudno. Tata za to powiedział mi, że ślicznie wyglądam. Odpowiedziałam mu uśmiechem, ale za chwilę mama na niego nakrzyczała, że przecież nie powinnam się tak ubierać. Wywróciłam oczami. Do drzwi ktoś zadzwonił. Zmarszczyłam brwi i otworzyłam. Stał tam kurier z poczty kwiatowej.
- Pani... Amelia? - spytał.
- To ja. - odparłam.
- To dla pani. - wręczył mi ogromny bukiet kremowych (żółtawych) pięknych róż - Proszę tu podpisać.
Podpisałam tam gdzie wskazał i wróciłam do środka. Powąchałam kwiaty. Miały piękny zapach. Znalazłam w nich liścik. Rodzice uważnie mi się przyglądali. Sama nie miałam pomysłu kto je przysłał. Na pewno było to męskie pismo. Bez problemu odczytałam:
Baby, You driving me crazy!*
                                  BBfB
Zatkało mnie. Kto mógł mi to wysłać? Nie mogłam w głowie znaleźć żadnej sensownej odpowiedzi. Nie znałam nikogo o takich inicjałach. I to małe "F". Hmm...
- Od kogo? - spytała spiętym głosem mama.
- Nie wiem. - odparłam cicho.
- Jak to: nie wiesz?! - wrzasnęła.
Nie chciałam się z nią kłócić. Zamilkłam. Wyrwała mi kwiaty i wrzuciła je do kosza. Poczułam się tak jak by chciała mnie spoliczkować. Wyrzuciła coś co było moje. Ominęłam ją rzucając jej wściekłe spojrzenie. Wyjęłam kwiaty i wstawiłam je do wody.
- Chodźmy już. - powiedział po chwili milczenia tata.
Ostatni raz zaciągnęłam się pięknym zapachem róż, a karteczkę schowałam do torebki.Wsiedliśmy do auta i całą drogę na miejsce milczeliśmy. Moja pierwsza reakcja kiedy wysiadłam z auta to: WOW. Śliczny budynek, przed którym  stała fontanna. Wokół niego były różne rośliny. W większości chyba egzotyczne. Powoli weszliśmy do środka. Na podłodze był czerwony dywan. Nieźle. Po chwili tata pytał o nasz stolik, a jakiś mężczyzna chciał odebrać ode mnie i mamy nakrycia, ale było tak ciepło na zewnątrz, że nie założyłyśmy żadnych kurtek. Po chwili szłam za rodzicami do odpowiedniego stolika. Zatrzymali się więc i ja stanęłam. Po chwili już siedzieli. Mi krzesło odsunął jak się domyśliłam, mój przyszły mąż. Typowy blondyn w garniturze (Niall wyglądałby lepiej). Miał nie więcej niż 20 lat. Założę się, że studiuje prawo. Skąd wiedziałam? Nie wiem, przeczucie. Usiadłam więc i spojrzałam na jego rodziców. Wydawali się mili. Siedzieliśmy przy okrągłym stoliku. Po prawej stronie miałam - jak się dowiedziałam - Daniela, a po lewej tatę. Wiało nudą i czułam, że to się nie zmieni. Jęknęłam w duchu. Na co ja się zgodziłam? Ale czego nie robi się dla osób, które kochasz. Upiłam łyk wina. Nie smakowało mi, ale nie dałam tego po sobie poznać. To nie był zupełnie mój klimat. Zdecydowanie wolałam piwo.
- A ty Amelio? - zwróciła się do mnie mama Daniela - Co lubisz robić? Czym się interesujesz?
Uśmiech wpełzł na moje usta. Mama nie będzie zachwycona z tego co powiem, ale nauczyła mnie też, że nie ładnie kłamać.
- Wieloma rzeczami. - odparłam patrząc na nią - Ale szczególnie motorami. Brat mnie tym zaraził gdy byłam młodsza. Od tamtej pory dużo czasu spędzałam z nim w garażu i majsterkowałam. Lubię też muzykę. Kiedy marzyłam by zostać nauczycielką śpiewu. - trochę naciągane, ale wiem, że wszyscy to łyknęli.
- Amelia. - skarciła mnie cicho mama.
Widziałam na ich twarzach zdziwienie. Prawie parsknęłam śmiechem. Znów upiłam łyk wina. Faktycznie mój brat zaraził mnie motorami i czasem mu pomagałam i lubiłam muzykę, ale to o nauczycielce to ściema.
- Co jeszcze lubisz? - spytał z uśmiechem Daniel.
- Zwierzęta. Szczególnie dzikie i niebezpieczne. Kojarzą mi się z wolnością. - bardzo starannie wymówiłam ostatnie słowo - Czy chciałbyś wiedzieć coś jeszcze?
Zaśmiał się. Czyżby mój charakter mu odpowiadał?
- Owszem.
Uniosłam brew. Idiota, ale sam się prosi. No dobrze, jaką bajeczkę by tu jeszcze zmyślić? Co do zwierząt po części prawda. Wiedziałam, że nasi rodzice już nas nie słuchają, tylko rozmawiają między sobą.  Kurczę. Muszę coś zmyślić. Myśl, Amelia, bo będzie źle. Aha...
- Strasznie nie lubię oficjalnych przyjęć. Te garnitury i długie suknie... To takie... sztywne. Wolę zwykłą imprezę w klubie. Czerwone wino do mnie nie przemawia. Zdecydowanie leprze są drinki.
Jego twarz nie okazywała zdziwienia. Wręcz przeciwnie. Interesował się mną. Nie dobrze.
- A co do twojego typu "idealnego faceta"? - przegina.
Teraz to mu tak dowalę, że się nie pozbiera.
- Zdecydowanie szatyn. Ciemne oczy, wysoki, wysportowany. Kocham u facetów tatuaże i kolczyki. I musi mieć charakter... - przyjrzałam mu się - Sorry. Nie łapiesz się.
Wybuchnął szczerym śmiechem. Super. Ja się tu staram, a on mnie wyśmiewa. Nachylił się do mnie i spojrzał w moje oczy.
- Przecież widzę, że próbujesz mnie do siebie zniechęcić. Dlaczego? - chciał dotknąć mojego policzka, ale gwałtownie i stanowczo odepchnęłam jego rękę.
Chciał wiedzieć? Dobrze, ale żeby nie było do mnie później pretensji. A może znów trochę po ściemniam. Będzie zabawnie lub znów mnie wyśmieje., Zawsze warto spróbować.
- Nie chcesz wiedzieć. - odparłam poważnie prostując się.
- Owszem, chcę. - odparł uważnie mi się przyglądając.
Przegryzłam wargę dla lepszego efektu po czym spojrzałam na niego. Starałam się wczuć w rolę, którą mam zagrać. Tym razem musiałam odkryć w sobie talent aktorski.
- Szczerze to nie pasujesz do mojego towarzystwa. Zazwyczaj nie chodzę w takich kieckach. - wskazałam na sukienkę, którą na sobie miałam - Nie jestem typem grzecznej dziewczynki. Rodzice mieli przeze mnie nie jeden problem. Naprawdę nie chcesz wiedzieć czemu. - kiedy chciał coś powiedzieć, przerwałam mu - Muszę iść do toalety. Przepraszam.
Podniosłam się i ruszyłam w stronę wyjścia gdzie mieściły się ubikacje. Boże, jak ja cholernie tęskniłam za Malikiem. On nie był taki sztywny. Daniel to idiota z prawa. Czułam małą pustkę w środku. Przez kilka poprzednich dni nie mogłam się na niczym skupić. Kiedy byłam pod odpowiednimi drzwiami ruszyłam biegiem w stronę wyjścia. Przez chwilę biegłam i przystanęłam. Ściągnęłam buty i wzięłam je w rękę. O wiele lepiej. Szybko popędziłam do domu. Musiałam tu przyjechać, żeby się dowiedzieć ważnej rzeczy. Moim błędem nie był wyjazd do Londynu tylko wyjazd z Londynu tutaj. Wpadłam do mojego pokoju i wzięłam swoją walizkę. Nie rozpakowałam się. Zbiegając na dół o mało co nie spadłam ze schodów. Moje serce biło co raz szybciej. Wiedziałam, że za chwilę zorientują się, że mnie nie ma. Wzięłam swoje kwity z kuchni i całą drogę na lotnisko nie mogłam się z nimi rozstać. Tuż przed odprawą oddałam je jakieś kobiecie, która właśnie wylądowała w Polsce.


*Harry*
Już ponad tydzień byliśmy w trasie. Mimo, że codziennie rozmawiałem z Rose tęskniłem jak szalony. Dziś mogliśmy odpocząć. Nudziło nam się w hotelowym pokoju. Louis nabazgrolił coś na kartce po czym pokazał mi ją:
Co jest Malikowi???
Wzruszyłem ramionami. Ale też zauważyłem jego dziwne zachowanie. Nie chciał jeść, mało sypiał. Zdawało mi się, że był nieobecny. Często jego myśli były daleko od nas. Co u niego wywołało takie zachowanie...? Po chwili zrozumiałem... Rebeca. Postanowiłem, że z nim pogadam. W końcu, kto jak kto, ale ja w tej sytuacji go rozumiem najlepiej. No, może jeszcze Liam coś o tym wie. Wyszedłem na balkon gdzie zastałem Zayna. Usiadłem obok niego. Palił papierosa.
- Wiem jak to jest jak tęsknisz za kimś kogo kochasz... - zacząłem nie pewnie.
Szatyn zaśmiał się gorzko.
- A co jeśli tęsknisz za kimś kogo nie kochasz?
- To znaczy, że jesteś ślepy. - odparłem, a on na mnie spojrzał - No co?
- Nic idioto. - odparł.
- Nie pozwalaj sobie. - wyprostowałem się mimowolnie.
- I tak jesteś młodszy. - Malik zmierzwił mi włosy ręką jak za dawnych lat i wrócił do mieszkania.
Westchnąłem, chodź wiedziałem, że to będzie jedno z moich najlepszych wspomnień. Wróciłem za nim. Od razu zauważyłem Louisa. Zatykał dłonią usta by się nie roześmiać. Gdy dostrzegł, że na niego patrzę pokazał na Nialla. Blondyn miał do pleców przyklejoną kartkę z napisem:
Rozdaję darmowe uściski! Jestem na sprzedaż!
Zaśmiałem się, a Louis spadł z oparcia kanapy na podłogę i zamiast jęczeć, że coś go boli nie mógł przestać się śmiać.
- Co mu jest? - spytał Nialler.
Liam przyjrzał się nam, po czym i on dostrzegł ogłoszenie na plecach blondynka. Również się roześmiał.
- Chodźmy do galerii. - zaproponowałem.
- O tak! - powiedział Lou i szybko wstał.
Zayn do nas dołączył. Również nie mógł powstrzymać śmichu. Miałem wrażenie, że po naszej rozmowie zrobił się bardziej obecny. Nawet jego oczy się śmiały. W centrum wszystkie dziewczyny goniły Nialla z pytaniem: "ile za ciebie, przystojniaku?" Nie mogliśmy pohamować śmichu, a blondyn uciekał biegiem nie rozumiejąc co się dzieje. Po jeszcze kilku wygłupach wróciliśmy do hotelu. Zastała nas tam niespodzianka. W naszym apartamencie była Rebeca. Malik nie ucieszył się jakoś szczególnie. Poszli pogadać na balkon.
- Stówa, że z nią zerwie. - powiedział cicho Louis gdy siedzieliśmy w kuchni.
- Dwie, że zacznie krzyczeć. - odparłem.
- Trzy, że jesteście nienormalni. - powiedział Liam, a my się zaśmialiśmy.
Dzisiejszy dzień był wyjątkowo zabawnym dniem. Szczególnie dzięki Niallowi.
- Cztery, że zjem 6 pizz. - wtrącił blondyn.
- A ty to tylko o jedzeniu. - mruknął Lou, a Nialler wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Po chwili usłyszeliśmy krzyki Zayna. Nigdy tak nie wrzeszczał na żadną dziewczynę.
- Dawaj kasę. - mruknąłem ze śmiechem widząc jak zapłakana Rebeca wychodzi.
- Ty też. - odparł Tommo - Zerwali.
I wyszło na to, że Lou dał mi stówę. Zgodnie z umową, obaj wygraliśmy. Po chwili przyszedł do nas nieco przygnębiony Zayn.
- Stary ale dałeś. - powiedział Louis i zaczął się śmiać. Ale idiota. To było nietaktowne - Ten wybuch wściekłości i te słowa: wcale nie kocham innej! - znów się roześmiał.
Liam uderzył go w głowę, a ja mógłbym przysiąc, że słyszałem głuche echo. Roześmialiśmy się wszyscy i zaczęła się nasza bitwa na jedzenie. Skończyliśmy ją i obejrzeliśmy to co się stało. Pole bitwy nie wyglądało ciekawie. Na ścianie była bita śmietana, a na lampie wisiała moja koszulka w miodzie, cała podłoga była przystrojona płatkami i innymi sypkimi składnikami. Chciałem przejść do łazienki, żeby się umyć. Lewą stopą stanąłem w coś lepkiego. Podniosłem nogę.
- Horan?! - warknąłem patrząc na niego.
- To nie ja wylałem tę masę na krówkę. - odparł.
Warknąłem cicho i poszedłem wziąć prysznic. Jak zawsze złość na blondyna szybko mi minęła.


*Amelia*
Padał deszcz. Moja widoczność była ograniczona. Tak bardzo lało, że miałam wrażenie, że jest biało. Nad drzwiami świeciła się lampka. Westchnęłam. Bałam się zapukać. Może jednak spróbować? Odwróciłam się i pociągnęłam walizkę. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
- Mela? - głos Rose bez problemu do mnie dotarł.
- Hej. - odparłam nie pewnie odwracając się do niej przodem.
Po chwili byłam w jej ciepłych ramionach. Mocno mnie przytuliła pozbawiając oddechu. Cieszyła mnie jej reakcja. Spodziewałam się, że będzie na mnie zła za to, że wyjechałam bez pożegnania i wróciłam i nie wiadomo skąd i kiedy mi się chciało.
- Chodź do domu. Jesteś cała mokra. - powiedziała z troską.
Po chwili znalazłam się w ciepłym pomieszczeniu. Rose zmierzyła mnie wzrokiem. No tak... Sama dziewczyna, wieczorem w koronkowej sukience niezbyt ciekawie wygląda. Ale znając życie zaraz mi dowali jakimś komentarzem.
- Nieudana kolacja rodzinna? - spytała ze śmiechem i przeszła do kuchni - I co zrobiłaś z włosami?
- Nie udana kolacja z przyszłym mężem. - odparłam.
Usłyszałam trzask talerzy.
- Słucham?! - krzyknęła wystawiając głowę za drzwi by spojrzeć mi w oczy.
Zmusiłam się do opanowania śmiechu. Przecież to śmiertelnie poważna sytuacja.
- Ma na imię Daniel. Jest wysokim blondynem. - odparłam.
- Ale ty się... Nie... Ty się nie zaręczyłaś prawda? - dosłownie przeskanowała mnie wzrokiem.
Co raz bardziej bawiła mnie ta sytuacja. Może jeszcze przez chwilę to pociągnę?
- Rodzice mnie zaręczyli. A co do włosów: podobają ci się?
- Tak. Masz świetny kolor.
Wyraźnie jej ulżyło. Zaśmiałam się. Przeszłam do łazienki i ubrałam się w jakiś dres. Od razu lepiej i przede wszystkim cieplej. Usidłam obok Rose w kuchni. Nalałam sobie gorącej herbaty, którą zaparzyła brunetka. Upiłam łyk i przeszedł mnie dreszcz. Nadal nie było mi jakoś super ciepło. Otuliłam się kocem.
- Mój powrót do Polski był najgłupszym pomysłem na jaki wpadłam. - wyżaliłam się.
- Masz szczęście. - mruknęła Rose z uśmiechem - Że zrozumiałaś i że nie zaczęłam szukać inne współlokatorki.
Mocno ją przytuliłam. Cieszyłam się, że chciała bym nadal z nią mieszkała. zależało mi na tym, żebyśmy miały dobre relacje. Przecież byłyśmy jak siostry. Byłam strasznie zmęczona więc powiedziałam przyjaciółce, że idę spać. Odparła mi tylko, że zadzwoni do Hazzy i przekaże mu, że jestem w domu i też się położy. Kiedy wślizgnęłam się pod ciepłą kołdrę od razu było mi lepiej. Nie miałam już domu w Polsce. Mój dom był tutaj.
Obudziło mnie słońce padające smugami na moją twarz. Przeciągnęłam się w łóżku. Cieszyłam się widząc mój ukochany pokój. Szybko wstałam i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w luźną, czarną koszulkę i siwe rurki i zrobiłam sobie lekki makijaż. Zeszłam na dół. Rose jeszcze spała. Postanowiłam ugotować śniadanie. Pierwsze co przyszło mi na myśl to jej ulubione omlety. Tak więc zabrałam się za prace puszczając wcześniej jakąś wesołą muzykę. Szybko mi poszło i nawet nie zauważyłam kiedy w kuchni pojawił się Rose. Miała rozczochrane włosy i była niewyspana. Pewnie długo gadała z Loczkiem. Ściszyła muzykę i wrzasnęła:
- Otwórz te cholerne drzwi!
Faktycznie, ktoś próbował się do nas dobić. Wytarłam ręce i truchtem podbiegłam do drzwi. Otworzyłam je. Zdziwiłam się ponowie widząc dostawcę z kwiatami.
- Pani... Amelia? - spytał zaglądając wcześniej w papiery.
- To ja. - odparłam.
- Dla pani. - wręczył mi kwiaty - Proszę podpisać. - podał mi długopis.
Szybko nabazgroliłam swoje imię i nazwisko i zamknęłam drzwi, żegnając się z kurierem. Powąchałam kwiaty. Miały piękny zapach. Odnalazłam w nich kolejny liścik. Było to takie samo pismo jak poprzednio. Czyżbym miała wielbiciela? Otworzyłam małą karteczkę:
Don't look around cause love is blind**
                                      DM
Nie rozumiałam tego. To samo pismo i inny podpis? Kim był ten mężczyzna? Byłam pewna, że kiedyś widziałam to pismo. Kurczę! Brak pomysłu. Przeszłam do kuchni i wstawiłam je do wazonu.
- Skąd masz kwiaty? - spytała Rose wcześniej przełykając kawałek omleta i marszcząc brwi.
- Kurier mi przywiózł. Od niejakiego DM.
- Co?
Moja reakcja jest identyczna. Nie znam nikogo o takich inicjałach. Usiadłam obok niej i wyciągnęłam karteczkę ze wczorajszych kwiatów. Pokazałam jej.
- Bez sensu. Przecież pismo jest to samo. Czemu podpisał się innymi inicjałami? - spojrzała na mnie.
- Nie mam pojęcia. - odparłam.
Przez chwilę panowała cisza, ale Rose ją przerwała.
- Masz wielbiciela! - wrzasnęła podekscytowana - Teraz to na pewno nie wypuszczę cię w dresie z domu!
- Rose... - przerwała mi.
- Nie ma żadnego "ale"! Od dzisiaj ja cię ubieram! - uciekła do swojego pokoju, a ja zaczęłam się śmiać.
Pokręciłam głową. Zjadłam jednego omleta i zmyłam naczynia. Powąchałam kwiaty jeszcze raz i poszłam do swojego pokoju. Od dłuższego czasu nie zaglądałam do mojego zeszytu z tekstami. To trochę zabawne. Nie chciałam ich czytać, bo pisałam je będąc z Kamilem więc wszystkie były smutne. Dzisiaj postanowiłam się przemóc. Wzięłam zeszyt i śledziłam każdą linijkę tekstu. Kiedyś pisanie naprawdę mi szło. Postanowiłam znów to robić. Znów spróbować pisać teksty. To w większości były piosenki. Miałam ułożoną melodię w głowie, ale nigdy ich nie śpiewałam. Jakoś nigdy nie miałam odwagi "opublikować" moich dzieł. Sława nie była dla mnie. Ja chciałam tylko dać upust emocją. Na tym mi zależało. Kolejne kilka godzin ślęczałam nad kartką w zeszycie i długopisem w ręku. Moja praca okazała się owocna. Napisałam coś. Zastanawiałam się tylko czy to coś jest dobre czy nie. Nie umiałam znaleźć odpowiedzi więc zostawiłam to i zeszłam na dół, napić się czegoś. W kuchni była Rose z telefonem w ręce.
- Wiesz, że Mela ma wielbiciela?
Domyśliłam się, że rozmawia z Harrym, ale po co mu mówiła?
- Rose! - skarciłam ją.
Spojrzałam na mnie tylko i się uśmiechnęłam. Ugh... Był okropna. Napiłam się soku pomarańczowego. Brunetka przywołała mnie do siebie ruchem ręki po czym podała mi telefon.
- Hej, Hazza. - przywitałam się.
- Czegoś mi nie mówisz. - powiedział rozbawiony - Co to za wielbiciel?
- Zielonego pojęcia nie mam. - poszłam do góry chodź prawdopodobieństwo, że Rose będzie podsłuchiwać i tak było duże - Dostałam od niego dwa razy kwiaty i dwa razy podpisał się inaczej.
- Ciekawe... - Loczek zamyślił się - A jak się podpisał?
- BBfB i DM.
Przez chwilę w słuchawce panowała cisza, ale po chwili brunet roześmiał się.
- Harry jeśli wiesz kto to to mi powiedz. - powiedziałam błagalnym tonem.
- Skąd on wziął twój adres? - zastanowił się na głos.
- Harry! - ponagliłam.
- Przykro mi nie powiem ci. Mogę cię tylko naprowadzić: mój dobry znajomy, i to nie żaden z chłopaków z 1D.
Jęknęłam.
- Nie znam żadnych twoich znajomych nie z 1D. - odparłam zrezygnowana.
- Znasz. Przypomnisz sobie. Pa.
Rozłączył się, a ja sfrustrowana padłam twarzą w poduszkę. To jeszcze długo się nie dowiem, kto to był o ile sam się nie ujawni. Po chwili do mojego pokoju wpadła Rose.
- Idziemy na imprezę?
- Czemu nie...
- To szykuj się na wieczór.
Nie miałam jakiejś szczególnej ochoty na zabawę, ale dałam się namówić. W sumie, czemu nie? Czas do wieczora zleciał mi na niczym. Bezsensu kręciłam się po domu; oglądałam telewizję, słuchałam muzyki i przy okazji sprzątałam i rozmyślałam o tym co powiedział mi Harry. Był okropny. Nie powiedział mi. Dość szybko skojarzył o kogo chodzi. Może mi też się (kiedyś) uda. Zaczęłam się szykować. Najpierw zrobiłam sobie lekki makijaż, a potem się ubrałam. Kiedy zeszłam na dół Rose też była gotowa. Wyglądałyśmy na prawdę dobrze, chodź nie za bardzo lubiłam odkrywać ciało. Na miejsce pojechałyśmy autem. Znalazłyśmy się w klubie. Było bardzo głośno i tłoczno. Od razu z Rose poszłyśmy na parkiet. Brunetka na początku tańczyła sama, ale w końcu uległa i zaczęła tańczyć z jakimś mężczyzną. Zresztą zupełnie jak ja. Tańczyłam z każdym, który mnie zaprosił. W końcu po dwóch godzinach tańców poszłam się napić. Kupiłam sobie bezalkoholowego drinka.
- Nie lubisz procentów? - spytał mnie jakiś facet, siadając obok.
- Nie twój interes. - odparłam sztywno.
- No, no. Na parkiecie wymiatałaś, a tutaj jesteś jakaś spięta. - odgarnął włosy z mojej szyi i przerzucił je na drugą stronę.
Odepchnęłam jego rękę.
- Zostaw... - nie dokończyłam, bo chłopak brutalnie mnie pocałował.
Chciałam go odepchnąć, ale był silniejszy. Łapałam się czego mogłam. Przejechałam pazurami po jego policzku. Odskoczył ode mnie.
- Dupek. - warknęłam i przyłożyłam mu jeszcze w nos.
Odeszłam stamtąd. Napisałam Rose, że jadę do domu. Odeszła mi ochota na jakąkolwiek zabawę. Szybko znalazłam się w przytulnym pomieszczeniu. Uwolniłam bolące nogi od szpilek i poszłam do kuchni. Napiłam się soku i poczułam pieczenie w dolnej wardze. Ten idiota przegryzł mi skórę. Bolało, ale próbowałam to ignorować. Wzięłam szybki prysznic i postanowiłam iść spać. Nie miałam nic innego do roboty.











































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*Kochanie, doprowadzasz mnie do szaleństwa!
**Nie rozglądaj się dookoła ponieważ miłość jest ślepa
Cześć! Przybywam z nowym rozdziałem! ;)
Nie wyszedł mi, wiem. Wydaje mi się, że jest słaby.
Postaram się, żeby kolejny był lepszy ;)
Mam nadzieję, że zaczniecie komentować ;)
Jak spojrzałam na ankietę to normalnie zaczęłam się śmiać. Jest 50% na komentuję i 50% na znalazłam się tu przypadkiem! Przypadek? Nie sądzę...
A tak na serio - was nic to nie kosztuję, nawet głupi uśmieszek i będę zadowolona ;)
Więc czekam na wasze wspaniałe opinię ;)
Do następnego!

niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 17

Przeciągnęłam się na łóżku. Wróciliśmy do domu dopiero koło 5 nad ranem. Nie chciałam wiedzieć jak wyglądam. Związałam włosy w niedbałego koka i założyłam dresy. Zeszłam do kuchni. Zaparzyłam kawę. Do pomieszczenia wszedł Niall. Blondyn nie wyglądał za dobrze. Miał podkrążone oczy, włosy w totalnym nieładzie i był strasznie blady.
- Chcesz kawy? - spytałam.
- Ciii... - szepnął łapiąc się za głowę.
Uśmiech wpełzł na moje usta. Skutki picia zbyt wielkiej ilości alkoholu. Nauczyłam się tego gdy byłam z Kamilem. Raz tylko się upiłam na tyle by stracić film. Nigdy więcej do tego nie dopuściłam. Nalałam kawy do dwóch kubków i jeden podałam blondynowi. Upiłam łyk. Gorący napój nieco mnie pobudził. Wyjrzałam przez okno. Nic się od wczoraj nie zmieniło. To były moje dokładne obserwacje. Po chwili do kuchni przyczłapał też Harry i Rose.
- Daj kawy. - mruknął Harry.
Zaśmiałam się. Pierwszy raz widziałam moich najlepszych przyjaciół w takim stanie. Rose na głowie miała szopę, oczy podkrążone i pół przymknięte powieki. Zresztą Styles wyglądał tak samo. Nic dodać nic ująć. Idealnie do siebie pasują. Dałam im dwa kubki z magicznym napojem. Przeszłam do salonu. Leżał tam już tylko Louis. Postanowiłam go zostawić i wróciłam do kuchni.
- Gdzie Liam i Zayn? - spytałam.
- Pojechali do domu. - mruknął blondyn.
Prawda. Daddy nic wczoraj nie pił. Zostawiłam zdechlaki i poszłam do swojego pokoju. Wzięłam czyste ciuchy i poszłam do łazienki wziąć prysznic. Gorąca woda pozwoliła mi się odprężyć. Szybko wytarłam się ręcznikiem i wciągnęłam na siebie czarne jeansy i siwo-biały podkoszulek z kotkiem. Zadzwonił mój telefon. Odebrałam nie patrząc na wyświetlacz.
- Halo?
- Hej, Amelia. Nie obudziłem cię? - usłyszałam głos Kamila.
Uśmiechnęłam się do siebie. Nie obraził się.
- Nie. Już nie śpię. Masz czas?
- Jasne. - odparł bez zastanowienia - Za 20 minut w parku?
- Za 10.
- Ok. Do zobaczenia. - nie czekając na odpowiedź, rozłączył się.
Dopiero teraz pomyślałam o tym co wydarzyło się wczoraj. Powinnam porozmawiać z Zaynem. Na pewno dzisiaj jeszcze do nas przyjedzie. Wtedy skorzystam z okazji. Harry coś wspominał o trasie, którą niedługo zaczynają. Jak ja bez niego przeżyję? A Rose? Mógłby ją zabrać. Gdyby to od niego zależało pewnie by jechała. Westchnęłam. Szkoda, że muszą jechać teraz kiedy wszystko zaczęło się układać. Zeszłam na dół. Powiedziałam, że wychodzę, założyłam trampki i ruszyłam do parku. Usiadłam na ławce. Po chwili podszedł do mnie uśmiechnięty szatyn. Przytuliłam go.
- Co tam? - spytał.
- Nic. Późno wróciliśmy wczoraj z "imprezy".
Opowiedziałam mu co się wczoraj działo. Oczywiście pominęłam wzmiankę o Zaynie, bo nie chciałam go denerwować. Siedzieliśmy dość długo po prostu rozmawiając. Potem Kamil odprowadził mnie do domu i poszedł do siebie. W kuchni nadal siedziała ta sama ekipa, ale w dużo lepszym stanie. Usiadłam obok Harrego i się do niego przytuliłam. Uśmiechnął się do mnie i objął ramieniem.
- Działo się coś ciekawego jak mnie nie było? - spytałam.
- Nie. - odparł - Oprócz tego, że za chwilę przyjadą chłopaki. Zayn ma dla nas jakąś niespodziankę.
Okey. Ciekawe co on wymyślił. Chyba przysnęłam, bo zerwałam się na równe nogi gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Harry zaśmiał się, a ja pacnęłam go w ramię. Po chwili do kuchni wszedł Liam i przywitał się z nami. Uścisnęłam go na powitanie z uśmiechem. Cieszyłam się tak dobrym kontaktem z przyjaciółmi Harrego. Zależało mi na ich akceptacji.
Po chwili do pomieszczenia wszedł również Zayn z jakąś dziewczyną. Na pierwszy rzut oka:
Wydawała się być miła.
Była bardzo ładna.
Miała śliczny uśmiech.
Ciemne włosy sięgały jej zaledwie za ramiona, a brązowe oczy uśmiechały się do wszystkich. Jedyne czego nie mogłam zrozumieć to to, że Zayn trzyma ją za rękę.
- Hej. - powiedział szatyn - To Rebeca. Rebeco to... - przedstawił nas wszystkich po kolei.
Nie słuchałam co mówił. Zastanawiałam się jak można być takim dupkiem? Jeszcze wczoraj mnie całował, a dzisiaj chodził z jakąś dziewczyną za rękę? Nie mogło mi się to zmieścić w głowie. Kiedy wszyscy byli zajęci rozmową szybko wyszłam z domu. Nie chciałam z nim siedzieć w jednym pomieszczeniu. Czułam napływające łzy, które do tej pory hamowałam. Pozwoliłam im swobodnie lecieć po policzkach. Wyciągnęłam papierosa i go zapaliłam. Zastanawiałam się czy kiedy mnie pocałował był z nią czy tak nagle dzisiaj się związali? Zrobił mi ogromne świństwo. Otworzyłam się przed nim. Pozwoliłam mu na to by się do mnie zbliżył, a on wszystko spieprzył! Poszłam do jakiegoś baru. Dziwne, że jest czynny tak wcześnie. Zamówiłam cole. Wypiłam ją zapłaciłam i wyszłam. Nadal płakałam. Czułam się jak śmieć. Nigdy nie będę dla niego odpowiednia. Dlaczego? Żyjemy w dwóch innych światach. Chyba to jest jasne. On jest gwiazdą światowego formatu, a ja zwykłą dziewczyną. On może mieć każdą, której zapragnie, a ja...? Chciałam go wyrzucić z głowy, ale nie potrafiłam. Ciągle tam był. Był tam z Rebecą. Zapaliłam kolejnego papierosa. W sumie nie wiedziałam gdzie szłam. Pewnie tam gdzie mnie nogi poniosą. Łzy powoli kapały po moich policzkach. Zadzwonił do mnie Harry. Odrzuciłam połączenie i wyłączyłam telefon. A wtedy w szpitalu? Naprawdę myślałam, że coś dla niego znaczę... A potem te zaczepki... Czy on to robił z litości? Więc po co pobił się z Kamilem? Może chciał się po prostu pokazać. Super. Kolejny raz (nie mam pojęcia, który, bo przestałam liczyć) dowodzę sobie, że jestem nikim. Przynajmniej nikim ważnym. To smutne. A nawet bardzo. Odpaliłam następną fajkę. Kończyły mi się. Zahaczyłam o kiosk i kupiłam papierosy i dwie zapalniczki. Paliły mnie policzki. Wstyd mi było, że dałam się tak łatwo omamić. Czyżbym się zakochała? To nie możliwe. Nie i tyle. Ja nigdy nie będę zakochana. Zawsze przez to cierpię. Jeszcze nigdy nie wyciągnęłam wniosków, z żadnego z moich nieudanych związków. Może przyszedł czas, żeby to nadrobić:
1) Nie zadawaj się z facetami, którzy mają nałogi.
2) Szatyni lądują na czarnej liście.
3) Musisz umieć się postawić.
4) Nie pozwalaj sobą pomiatać.
5) Staraj się ignorować to, że cholernie cię do niego ciągnie.
Malik spełniał wszystkie punkty oprócz 4. Więc nigdy nie powinnam była się nim zakochać. To jest po prostu niemożliwa miłość. Jak ktoś taki jak ja i ktoś taki jak on mieliby wspólnie żyć? On ma dobrą pracę, przyjaciół, jest otwarty, cholernie przystojny... - mogę wyliczać bez końca. A ja? Jestem zamknięta, ludzie mnie nie lubią, mam ciężki charakter i nikt nigdy mi nie powiedział, że jestem ładna. Nawet tego nie usłyszałam od mężczyzny (z którym byłam). Harry się nie liczy, bo jest przyjacielem. Była już 18. Zastanawiałam się czy cudowna Rebeca i Zayn już poszli. Nie chciałam ryzykować, ale było mi bardzo zimno. Wyszłam w koszulce na krótki rękaw. Usiadłam na ławce w parku i podciągnęłam kolana pod klatkę piersiową. Zawiał wiatr. Włosy przesłoniły moją zapłakaną twarz. Oparłam czoło na kolanach. Nawet nie wiem kiedy odpłynęłam.
Obudziły mnie wibracje, które czułam na prawym udzie. Telefon. Przecież go wyłączyłam. Musiał się włączyć gdy się skuliłam. Wyciągnęłam go i półprzymkniętymi oczami spojrzałam na wyświetlacz. Była już 23. Harry i Rose na zmianę próbowali się do mnie bezskutecznie dodzwonić. Poczułam jak bardzo mi zimno. Wstałam i wyprostowałam nogi. Trochę mnie bolały po tak długim siedzeniu. Pobiegłam do domu. Weszłam po cichu. W salonie paliło się światło. Siedział tam Harry.
- Jestem. - szepnęłam.
- Amelia. - powiedział z ulgą i mocno mnie przytulił.
Zadrżałam w jego ramionach. Był taki ciepły. Wiedziałam, że mam lodowate ręce. Harry oddał mi swoją bluzę i przyniósł mi gorącą herbatę. Usiadłam obok niego na kanapie.
- Nawet nie wiesz jak się martwiłem. - ponownie mnie przytulił i pocałował w głowę - Co ci strzeliło do tego durnego łebka, co?
Uśmiechnęłam się smutno. Musiał to zdrobnić. Był kochany. Mocno się do niego przytuliłam. Posadził mnie sobie na kolanach jak małe dziecko i głaskał po plecach. Odpowiedź była prosta i wiedziałam, że Styles ją zna, ale oczekuje ode mnie potwierdzenia:
- Malik. - szepnęłam wpatrując się w ziemię.
- Wiedziałem. - westchnął - Nie przejmuj się nim. On... - przerwałam mu.
- Harry on mnie wczoraj pocałował. - szepnęłam patrząc przyjacielowi w oczy.
W moich zbierały się łzy. Nie wiedział co odpowiedzieć. Mocno mnie przytulił. Kilka łez zleciało po moich policzkach. Otarł je wierzchem dłoni.
- Nie mów nic Rose. Przepraszam. Nie powinnam cię martwić. Za chwilę masz trasę. Pójdę do siebie, przemyślę to jeszcze raz i będzie dobrze.
Jednak gdy chciałam iść Loczek nie pozwolił mi na to. Przyjrzał mi się swoimi szmaragdowymi oczami.
- Zaledwie kilka dni z tobą nie rozmawiałem, a już mam zaległości w twoim życiu. Amelia musisz mi ufać, a ja obiecuję, że zawsze ci pomogę, bez względy na to jaki będziesz miała problem. Kocham cię jak siostrę. Pamiętaj o tym Aniołku. Prześpij się tu. Chcę mieć na ciebie oko.
Uśmiechnęłam się do niego delikatnie po czym kiwnęłam głową na zgodę. Ześlizgnęłam się z jego kolan i położyłam się na kanapie. Skuliłam się, kładąc dłoń pod policzek. Delikatnie zaciągnęłam się zapachem Harrego. Miał bardzo ładne perfumy. Poczułam jak Styles przykrywa mnie kocem. Pocałował mnie w czoło i szepnął:
- Śpij dobrze. Obiecuję, że będę blisko.
Z tą obietnicą w głowie zasnęłam licząc na lepsze jutro.
Obudził mnie jakiś hałas. Usiadłam na łóżku i przeciągnęłam się. Po chwili dopiero zorientowałam się, że nadal jestem w salonie. Krzyki dochodziły z kuchni. Stanęłam pod drzwiami i postanowiłam posłuchać kłótni moich dwóch najlepszych przyjaciół:
- Daj spokój Harry! - warknęła Rose - Ona nie jest dzieckiem!
- Nie widziałaś w jakim stanie wczoraj wróciła! Nie zostawię jej!
- Trzęsiesz się nad nią jak nad niemowlakiem! Może w końcu przejrzysz na oczy i zobaczysz, że ona już nim nie jest!
- A pomyślałaś o tym jak ona się czuje?!
- Nie zapominaj, że jest moją przyjaciółką! Zawsze o nią dbałam, ale zrozum! My też potrzebujemy trochę czasu dla siebie!
Harry zamilkł. Nie chciałam, żeby kłócili się z mojego powodu. Weszłam do pomieszczenia. Oboje spojrzeli na mnie. Na ich twarzach malowała się niepewność. Przytuliłam ich oboje po czym powiedziałam:
- Nie chcę żebyście się przeze mnie kłócili. To prawda Harry. Nie jestem już niemowlakiem, - Rose się uśmiechnęła - co nie oznacza, że czasem nie potrzebuję opieki. - Harry również się uśmiechnął - Oboje jesteście dla mnie ważni i jesteście mi potrzebni. Jeśli potrzebujecie się wyrwać to pojedzcie gdzieś. Przecież dam sobie radę.
- Na pewno? - spytał brunet.
- Jasne. - odparłam z lekkim uśmiechem - Przecież umiem sobie zrobić jajecznicę. Jedźcie, później nie będziecie się widywać przez kilka miesięcy.
Styles mocno przytulił Rose. Byli uroczy. Na moich ustach pojawił się uśmiech. Cieszyłam się, że nie będą się przez mnie kłócić. Przytuliłam ich oboje po czym pożegnałam się z nimi. W domu zrobiło się pusto. Było strasznie cicho. Westchnęłam. Sama tego chciałam. Ktoś zapukał do drzwi. Niechętnie poszłam otworzyć przecierając wcześniej dłońmi twarz, ścierając rozmazany makijaż. Stanęłam jak wryta. Przed wejściem stał ON i jego nowa dziewczyna. Rebeca właśnie całowała się z nim. Szatyn lekko ją odsunął zauważając mnie. Nerwowo przestąpiłam z nogi na nogę. Nie chciałam znaleźć się w tej chorej sytuacji. Byłam wściekła i smutna. Było mi po prostu źle i nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać. To komiczna sytuacja. Powinnam wiedzieć jak to się skończy. Zawsze było tak samo. Dlaczego teraz miałoby być inaczej?
- Jest Harry? - spytał bez przywitania.
- Minęliście się z nim. Przed chwilą pojechał z Rose na wczasy.
Przez chwilę staliśmy w niezręcznej ciszy. Nie chciałam zapraszać ich do środka.
- Możemy wejść? - spytała z uśmiechem Rebeca.
Ugh... Ten jej nie pewny ton głosu i uśmiech. Była idealna. W tym była lepsza ode mnie. Przyjrzałam jej się krótko, po czym spuściłam wzrok. Szerzej uchyliłam drzwi i ich przepuściłam. Poszłam do kuchni. Kierowali się za mną.
- Chcecie czegoś do picia? - spytałam jeszcze udając, że jet ok.
Ciekawe jak długo będę tak mogła. Starać się udawać, że jest ok, nie jest wale tak łatwo. Nigdy nie byłam i nie będę dobrą aktorką. Nie wspominając o tym, że teraz też nią nie jestem.
- Kawy. - odparli.
Nalałam im i sobie i postawiłam kubki na stole. Upiłam łyk i zaczesałam dłonią włosy do tyłu.
- Wszystko ok? - spytał Zayn.
- Tak. - skłamałam - Impreza mi się wczoraj przeciągnęłam.
- Wyglądasz jak byś całą noc płakała. - rzuciła cicho Rebeca.
Dzięki! Spostrzegawcza to ona nie jest. Spóźniona spostrzegawczość czasem nie jest zła. Ale przynajmniej księżniczka ma jakąś wadę.
- Pokłóciłam się z jakimś idiotą.
Nie miałaś lepszej wymówki, co? Kiepskie kłamstwo, ale złapali to. Jak długo jeszcze będę na nich skazana? Zadzwonił mój telefon. Kamil. Odebrałam, przepraszając moich "gości".
- Cześć.
- Hej, Mela. Słuchaj... wpadniesz do mnie dzisiaj?
Z ogromną chęcią. Może on mnie wyrwie z kłopotów.
- Jasne. Za ile mam być?
- Najlepiej już.
- Ok. Za piętnaście minut wyjdę. Pa. - rozłączyłam się i spojrzałam na parę - Muszę wyjść.
- Jasne nie ma problemu. - odparła Rebeca szybko zbierając swoje rzeczy.
Wyszli, a ja szybko ubrałam się w obcisłe czarne spodnie i jakąś luźną koszulkę. W tym wypadku było to chyba świeżo wyprana koszulka Harrego. Miałam nadzieję, że się nie obrazi. Szybko zamknęłam drzwi i wsiadłam do mercedesa. Podjechałam pod dom Kamila i weszłam do środka. Szatyn siedział z uśmiechem na kanapie. Usiadłam obok i przywitałam go całusem w policzek.
- Co tam? - spytał.
- Nic. Nie wiem. - przetarłam twarz dłonią - Muszę wyjechać.
- Co się dzieje? - nie odpowiedziałam - Hej...
Objął mnie ramieniem.
- To nie był dobry pomysł, żebym się tu przeprowadziła. Wyjeżdżam. Wracam do Polski.
- Przemyśl to jeszcze, dobrze?
- Dobrze.
Siedziałam u niego jeszcze dwie godziny. Potem powoli wróciłam do domu. Przemyślałam to. Odpoczęłam od rodziców. Jestem pełnoletnia więc może wynajmę sobie coś w Warszawie i znajdę jakąś pracę. Muszę w końcu zacząć normalnie żyć! Bez Zayna! Uświadom to sobie w końcu, że on nie jest dla ciebie. Nigdy nie będzie. Westchnęłam i weszłam do domu. Gdy tylko ściągnęłam buty usłyszałam dzwonek do drzwi. Jęknęłam. Kolejni goście? Otworzyłam. Zayn uważnie zmierzył mnie spojrzeniem. Bez żadnego słowa przecisnął się obok mnie i wszedł do środka. Zamknęłam drzwi i obróciłam się do niego przodem. Czułam, że nie będzie to przyjemna rozmowa. Napięcie między nami rosło, aż chłopak je przerwał.
- O co ci chodzi, co? - był zły. Był zły na mnie - Czemu jesteś taka dla Rebeci?
Zaśmiałam się gorzko. Teraz chce udawać, że to ja jestem tą złą? Proszę bardzo! Teraz się nią stanę!
- To twoja wina! - warknęłam.
- Moja?! - prychnął.
Coś we mnie pękała z każdą kolejną sekundą naszej rozmowy. Opanowałam się. Muszę być silna. Nie może wiedzieć co czuję.
- A może to nie ty mnie pocałowałeś?
- Więc chodzi ci o ten nic nie znaczący pocałunek?
Nic nie znaczący? Super. Tyle dla niego znaczę. Nic. Teraz coś we mnie pękło. Jednak nie pozwoliłam wypłynąć ani jednej łzie i ani jednemu słowu. Stałam tam i patrzyłam na niego.
- Odpowiesz?! - wrzasnął.
- Tak!
Jak dla mnie skończyliśmy rozmowę. Powiedziałam tyle ile chciałam. Nic więcej nie musiał wiedzieć. To moja sprawa. On jest teraz z księżną Rebecą więc niech z nią sobie będzie i zostawi mnie w spokoju. Na jaką cholerę tu przychodził? Nikt go nie prosił.
- Wyjdź. - warknęłam. Nie posłuchał - Wyjdź! - powtórzyłam i wypchnęłam go za drzwi.
Kilka łez spłynęło po moich policzkach. Wytarłam je. Dość! Nie będę więcej płakać przez faceta. Jego wizyta tylko potwierdziła moją decyzję. Wyjeżdżam. Pobiegłam na górę i złapałam walizkę. Wrzuciłam do niej wszystko co ze sobą miałam. Nie wiedziałam co tak naprawdę mam robić. Starałam się kierować rozumem i tłumić emocje, ale się nie dało. Gdy zniosłam bagaż na dół, skorzystałam z komputera Rose i zamówiłam bilet na lot do Polski o 20.  Teraz najtrudniejsze - musiałam napisać do Harrego i Rose. Tylko co? Jak to zrobić? Zdecydowałam się na list. Wzięłam kartkę i długopis. Usiadłam na krześle i napisałam kilka słów. Zgniotłam papier i wyrzuciłam do kosza. Muszę napisać coś sensownego. Postanowiłam zrobić trzy wersje. Głupie, prawda? Ale każdemu z nich powinnam wyjaśnić co innego... I tak pewnie pokażą sobie te listy. Zaczęłam od ogólnego dla wszystkich:

Przykro mi pisać to, zamiast móc Wam wytłumaczyć. Niestety zdecydowałam się na powrót do Polski. Będę za Wam cholernie tęsknić. Pożegnajcie ode mnie chłopaków. Mam nadzieje, że trasa Wam się uda. Zabrałam wszystkie rzeczy. Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewacie. Postaram się pisać i dzwonić. 
                                                                         Kocham Was
                                                                                          Amelia

Drugi "list" zaadresowała na wierzchu do Harrego. On pewnie domyśli się dlaczego to zrobiłam, a może nie. Jedno jest pewnie - chcę mu to napisać.

Wiem, że znów się rozstajemy, ale na pewno nie na długo. Wystarczy, że napiszesz, a ja na pewno przylecę Cię odwiedzić. Możesz być na mnie zły, ale postanowiłam, że żaden mężczyzna więcej mnie nie zrani. Doskonale wiesz o czym mówię. Kamil próbował mnie odwieść od tego pomysłu, ale postanowiłam wrócić i zacząć jeszcze raz. Czasami po prostu tak trzeba. Jeszcze wiele razy pewnie będę potrzebowała Ciebie i Rose więc proszę nie pozabijajcie się. Będę tęsknić. Nie rób MU wyrzutów. Nie chcę żeby wiedział. Wiem, że mogę na Ciebie liczyć.
                                                                                       Kocham Cię i już tęsknię
                                                                                                                      Amelia

Do środka włożyłam jedyne zdjęcie jakie sobie razem zrobiliśmy. Miałam nadzieje, że będzie je miał przy sobie. Teraz najtrudniejsze zadanie. List do Rose. Westchnęłam. Co konkretnie jej napisać? Może trochę wyjaśnień. Ale tylko trochę...

Dużo przed Tobą ostatnio ukryłam. Ale i tak wiem, że większości się domyślałaś. Jeśli chcesz wiedzieć coś więcej spytaj Harrego. Na pewno Ci powie. Z góry mówię, że to nie przez Kamila. On nie ma z tym nic wspólnego. Wiem, że miałyśmy razem tu mieszkać, ale... Ale muszę zacząć jeszcze raz. Tak będzie lepiej i dla mnie i dla Ciebie.
                                                                            Kocham Cię, uważaj na siebie
                                                                                                                    Amelia

Wzięłam walizkę i wyszłam z domu. Zamknęłam za sobą drzwi, a klucz schowałam pod wycieraczką. Popędziłam na lotnisko i przeszłam odprawę. Po godzinie mogłam wsiąść do samolotu. Lot mi się dłużył. Nie mogłam zasnąć. Gdy tylko przymykałam powieki widziałam Zayna i furię w jego ślicznych oczach. Czy on kiedyś zniknie z mojej głowy?


*Harry*
Wróciliśmy do Rose kilka dni później. Postanowiliśmy zrobić małą imprezę z chłopakami. Oczywiście bez Rebeci. Nie chciałem denerwować Amelii. Miałem ochotę posiedzieć z nimi póki jeszcze możemy. Już za dwa dni wylatujemy w trasę. Weszliśmy do mieszkania.
- Amelia?! Wróciliśmy! - krzyknęła Rose.
Nikt się nie odezwał. Dom wydawał się być całkowicie pusty. Nie słyszałem nawet żadnego skrzypnięcia podłogi, czy drzwi u góry. Oby wszystko było ok. Wszedłem do kuchni. Od razu zwróciłem uwagę na kartki pozostawione na stole. Jedna była rozłożona, a dwie były złożone z ozdobnie napisanym imieniem moim i Rose. Co ona wymyśliła? Wziąłem "list" zaadresowany do mnie. Wyleciało coś gdy go rozłożyłem. Z ziemi podniosłem nasze wspólne zdjęcie - moje i Meli. Wiedziałem już, że to pożegnalny list. Przeczytałem jego treść. Nie musiała przez niego wyjeżdżać. Nie rozumiałem jej do końca. Przecież ja i Rose... My się nie liczymy? Nawet się nie pożegnała... Poczułem uścisk w żołądku i nagle miałem ochotę po prostu płakać. Jedna z ważniejszych, o ile nie najważniejszych osób w moim życiu odeszła od tak. Po chwili zauważyłem, że Rose czyta swoją wersję pożegnania od Amelii. Brunetka mocno się do mnie przytuliła. Odwzajemniłem jej gest. Po chwili do kuchni wszedł uśmiechnięty Lou. Spojrzał na nas po czym zmarszczył brwi. Podałem mu ostatnią kartkę ze stołu. Przeczytał ją uważnie po czym dołączył do nas i mocno się przytulił. Szkoda, że zrobiła to w taki sposób. No nic. Tak wybrała. Postanowiliśmy odrzucić to na bok. Chciała zniknąć z naszego życia... A może tylko my tak to odebraliśmy? Wiedziałem, że jej na mnie zależało, ale jednak mnie zastawiła. Miałem ochotę do niej zadzwonić i ją skrzyczeć za takie zachowanie, jak młodszą siostrę, którą dla mnie była. Usiedliśmy w salonie i staraliśmy się dobrze bawić. I po pewnym czasie zabawa się rozkręciła. Jak wszyscy normalni ludzie zrobiliśmy dziś grilla. Siedzieliśmy na zielonej trawie w ogrodzie i zajadaliśmy się pysznościami przygotowanymi przez blondyna. Miał talent. Uśmiechnąłem się i przytuliłem Rose. Dziewczyna odwzajemniła mój gest. Bardzo długo z chłopakami siedzieliśmy i śmialiśmy się. Żartowaliśmy z różnych rzeczy. Jednak nikt nie poruszył tematu Amelii, wiedząc, że jedno słowo zniszczy wszystkim humor.


*Amelia*
Otworzyłam drzwi do domu. Było późno, ale w kuchni nadal paliło się światło. Rodzice siedzieli przy stole, rozmawiając o czymś.
- Hej. - przywitałam się cicho.
Mama natychmiast mnie przytuliła. Tata też to zrobił. Chodź wiedziałam, że ulżyło im na mój widok nie okazali tego specjalnie. Po chwili znów byli tacy jak zawsze. Nieco szorstcy. Zrobili się tacy po odejściu mojego brata - Jamesa. Kiedy zginął w wypadku wszyscy się od siebie odsunęliśmy. Cierpieliśmy w milczeniu. To było u nas rodzinne. Usiadłam obok nich i trochę opowiadałam o tym co działo się w Londynie. Nic specjalnego im nie zdradziłam. Potem nie biorąc prysznicu udałam się spać. Byłam zbyt zmęczona.
Obudziłam się zapłakana. Śniłam o tym, że Harry mnie znienawidził za to co zrobiłam. Za to, że wyjechałam. Nie chciałam zepsuć naszej przyjaźni. Od razu odnalazłam telefon i mimo 6 nad ranem (u nich była 5) wybrałam jego numer. Jeden sygnał... Strasznie się denerwowałam kiedy mijały kolejne, a on nie odbierał. W końcu włączyła się poczta głosowa. Odłożyłam telefon i położyłam głowę na poduszkę. Biłam się z myślami. Chciałam uciec od NIEGO, a nie od Harrego. Mam nadzieję, że on o tym wie. Kilka łez zleciało po mojej twarzy. Po chwili usłyszałam cichy dzwonek, oznaczający przychodzące połączenie. Odebrałam.
- Przepraszam, że cię obudziłam. - szepnęłam.
- Nie przepraszaj. - odparł - Płakałaś?
- Po prostu... Harry nie miej mi tego za złe. Ja po prostu... - głos mi się załamał.
- Hej... Wszystko jest okey. Przemyślałem to sobie przez noc. Zastanawiam się czy nie zrobiłbym tego samego na twoim miejscu...
Nie mam pojęcia jak długo rozmawialiśmy, ale kiedy słyszałam jego głos, czułam jak by był obok, jak bym mogła go przytulić... W końcu musiałam już wstawać. Pożegnałam się z nim. Muszę zapamiętać ten dzień. To ostatni dzień kiedy płakałam! Muszę coś w końcu zacząć robić! Ile można użalać się na sobą? No właśnie! Poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Ubrałam się w siwe rurki i niebieski podkoszulek na ramiączkach. Do tego zwykłe trampki. Wracam do siebie. Do mojego stylu. Zeszłam na dół. Rodzice jeszcze spali. Zjadłam płatki z mlekiem na śniadanie. Postanowiłam coś zmienić. Poszłam do fryzjera. Dziewczyna była bardzo miła. Była w moim wieku. Znała się na tym co robiła i był widać, że lubi swoją pracę.Pomogła mi dobrać fryzurę do kształtu mojej twarzy. Byłam z tego zadowolona. Z ogromnym uśmiechem wróciłam do domu.
- Hej! - krzyknęłam od progu słysząc jak mama krząta się w kuchni.
- Cześć. - powiedziała rodzicielka - Coś ty zrobiła z włosami?! - wrzasnęła gdy tylko mnie zobaczyła.
Zaśmiałam się. Jej mina była bezcenna.
- Podoba ci się? - okręciłam się wokół własnej osi.
Mama z niezadowoleniem pokręciła głową. Wywróciłam oczami. Cokolwiek nie zrobię jest źle. Ale na szczęście nie udzielił mi się jej paskudny nastrój i dalej byłam zadowolona.
- Wiesz jak to niszczy włosy? - spytała, chodź nie oczekiwała odpowiedzi.
- Ty za to ciągle je farbujesz. - odparłam.
- Jak będziesz w moim wieku też będziesz, ale kiedy ja byłam w twoim...
Ni się zaczęło. Mama zaczęła opowiadać co robiła, co można było i co wypadało, a czego kategorycznie nie można było i nie wypadało. Miałam tego dość. I tak nie słuchałam. W mojej głowie pojawił się obraz Zayna. Skąd on się tam wziął? Starałam się nad tym nie rozmyślać. Co zrobić by go tam nie było?
- Mamo, zrobię dziś obiad. - nieumyślnie przerwałam jej wywód.
Zdziwiona zgodziła się i poszła posprzątać. Postawiłam na schabowe. Uniwersalnie. Na szczęście posiłek zajął mi wiele czasu, bo nie mieliśmy w domu ziemniaków. Musiałam iść po nie do sklepu. Najbliższy był zamknięty więc musiałam udać się do oddalonego o około kilometr marketu. Krótki spacer z słuchawkami w uszach dobrze mi zrobił. Oprócz ziemniaków kupiłam sobie batona. Kiedy już zapłaciłam i wyszłam przed sklep zadzwonił mój telefon. Była to Rosmary.
- Hej Rose. - przywitałam się.
- Cześć Amelia. - odparła radośnie - Czemu nękasz mojego chłopaka z samego rana?
Zaśmiałyśmy się obie.
- Miałam zły sen, który się go tyczył. - odparłam zgodnie z prawdą.
- Ej, już za tobą tęsknie. - pożaliła się.
- Ja też. - na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech - Ale przecież nie długo się spotkamy.
- Wybierasz się do Londynu?
- Raczej nie... Myślałam, że może ty przyjedziesz do Warszawy.
- Teraz Harry mnie nie puści. Wiesz, za chwilę wyjeżdżają.
- Rozumiem. Muszę kończyć.
- Jasne. Trzymaj się.
- Pa. - włożyłam telefon do kieszeni.
Wypuściłam głośno powietrze z ust. Wcale nie musiałam kończyć. Poczułam smutek. Bo nie mogłam się z nimi pożegnać przed trasą. Bo, są daleko, a za chwilę będą jeszcze dalej. Bo chciałam zobaczyć te śliczne, czekoladowe oczy... O, matko! Dziewczyno zapędziłaś się! Zganiłam się w myślach. Przyśpieszyłam kroku koncentrując się na słowach piosenki. Po chwili byłam już w kuchni i kończyłam obiad. Zjedliśmy wspólnie - tata dzisiaj miał wolne. Kiedy wszystko zmyłam, usiadłam na przeciwko nich.
- Chcemy ci coś powiedzieć. - zaczęła mama.
Uśmiechnęła się do ojca, a ten złapał ją za rękę. Dawno nie widziałam ich tak szczęśliwych. Patrzyli sobie w oczy z szerokimi uśmiechami. Można było kroić nożem to szczęście, które ich otaczało. Uśmiechnęłam się. Ciekawe o co chodziło? Skoro są tak zadowoleni musi to być dobra nowina.
- Pierwsza rzecz to: będziesz miała rodzeństwo. - powiedziałam tata, a ja szeroko uśmiechnęłam się.
Zawsze chciałam mieć młodszego brata lub siostrę. Co nie zmienia faktu, że mój starszy brat był wspaniały.
- A druga: - powiedziała mama - Znaleźliśmy idealnego zięcia.
Co proszę? Nie przesłyszałam się? Zięcia? Biorąc pod uwagę, że to moi rodzice i mają tylko jedno dziecko i w dodatku córkę (mnie!) to wychodzi na to, że znaleźli mi męża. Co?
- Co proszę? - wyrwało mi się.
Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc ich. Nie doszła do mnie ta informacja. Mąż: nie znaleziono! Mama nerwowo uśmiechnęła się. Tata uważnie przyjrzał się mojej twarzy.
- Poznasz go dziś na kolacji.
Zwariowali?! Nie jestem dzieckiem żeby wybierali mi przyjaciół! Tylko w tym wypadku chodzi o partnera na całe życie! Jakim cudem wpadli na tak głupi pomysł?!
- Oszaleliście?! - uniosłam się i wstałam od stołu.
- Nie możesz denerwować mamy! - warknął ojciec również wstając.
Jak mam nie denerwować mamy, skoro sama jestem zdenerwowana?! Dobra. Skup się i zdobądź się na spokojny ton głosu. Z nimi lepiej się nie kłócić. Oby moje młodsze rodzeństwo miało lepsze życie niż ja.
- To tylko kolacja, spotkanie. - powiedział tata próbując mnie uspokoić.
- Tylko jedno spotkanie. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby i poszłam do swojego pokoju.











































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej! 
Jak podoba wam się najdłuższy na świecie rozdział?
Przyznam, że jestem z niego całkiem zadowolona ;)
A teraz chciałam go zadedykować... (cisza pełna napięcia)
MAGICZNEJ!
Tak, a decyzja moja taka ponieważ:
komentuje ona każdy rozdział (no prawie) i wpiera mnie w pisaniu tego bloga
cenie sobie jej zdanie 
(nawet krytykę) bo wtedy wiem co robię dobrze a co źle ;)
Mam nadzieje, że wam się podobało ;)
Piszcie swoje opinie w komentarzach i dołączajcie do obserwatorów ;)