środa, 29 kwietnia 2015

Rozdział 21

UWAGA! Długa notka pod rozdziałem ;)
___________________________________________

Weszłam powoli do studia. Kamil nie powiedział mi, która sala. Cholera... Powoli szłam do przodu. W końcu natrafiłam na otwarte drzwi. Ostrożnie uchyliłam je nieco mocniej. Na fotelu, przy blacie z urządzeniami do nagrywaniu siedział nie kto inny jak... Cholera, co on tu robi? Miał tu siedzieć solowy artysta!
- Też się cieszę, że cię widzę Amelia. - powiedział z głupią miną czekając na moją odpowiedź.
Oprzytomniałam i usiadłam na krześle na przeciwko niego.
- Co tu robisz? - spytałam przyglądając mu się.
- Spodziewałaś się solisty, co? - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Ja również się uśmiechnęłam. Mocno go przytuliłam i potargałam mu ręką włosy.
- Ej, nie burz mi fryzury. - oburzył się.
- Ale nie pokazywałeś tego nikomu innemu nie? - spytałam patrząc na niego nie pewnie.
Uśmiechnął się i spojrzał na mnie.
- Słuchaj nasz pisarz chce odejść. Szukamy kogoś nowego. Teksty są świetne, ale nie wiem co z muzyką. Musiałbym to usłyszeć. Zaśpiewasz?
Byłam zaskoczona. Chciał, żebym z nimi pracowała? A co na to inni? Milion myśli na sekundę. O milion za dużo. Odetchnęłam głęboko i pokiwałam głową w geście zgody. Przeszłam do pomieszczenia za szybą i stanęłam przy mikrofonie. To było cudowne uczucie. Mogłam stać w miejscu, o którym do tej pory marzyłam. Moje skryte pragnienia by śpiewać. Wiedziałam, że się nie spełnią. Wiedziałam też, że nie mam talentu. Skoro chce mnie, a raczej melodię usłyszeć to ok. Położyłam prawą dłoń na mikrofonie. Wszystko miałam już ułożone w głowie.
Kiedy patrzysz w przyszłość...
Co widzisz?
Kochanie, widzę mnie i ciebie
Razem
To odległa przyszłość

Szukając szczęścia w przyszłości
Nie patrz w przeszłość
Jeśli mamy być blisko
Los sprawi, że nic nas nie rozdzieli

Przerwałam. Zdałam sobie sprawę, że zbyt mocno się zaangażowałam i odleciałam. Szybko stamtąd wyszłam. Nie powinnam się na to zgadzać.
- To było świetne. - powiedział Louis patrząc na mnie.
- Przestań. Zwykły tekst, zwykła melodia, piosenka jak każda inna...
- Nie jeśli śpiewasz ją z takimi uczuciami jak ty. - uważnie zmierzył mnie wzrokiem.
- Louis... - przerwał mi.
- Wiem, że go kochasz. Nie mogę zrozumieć tylko czemu go odpychasz?
Przestąpiłam z nogi na nogę. To była trochę niekomfortowa sytuacja.
- Musimy o tym rozmawiać? - odparłam pytaniem na pytanie.
- Słuchaj, to widać. Jak mi nie wierzysz to spytaj Hazzę. Może nieźle się maskujesz, ale zdążyłem cię poznać na tyle by widzieć. Zastanów się nad tym. - wzięłam głęboki oddech - To co? Chcesz z nami pracować?
- Ja... nie wiem. Muszę to przemyśleć. - odparłam odwzajemniając jego uśmiech.
- Ok. To trzeba powiedzieć chłopakom, że znalazłem nowego pisarza.
- Louis...
- Więc pójdźmy wszyscy na lody. - zaśmiałam się i przytuliłam do niego.
Zadzwonił do reszty i poprosił by przyszli do parku, do którego również się udaliśmy. Usiedliśmy na fontannie i czekaliśmy na resztę. Poczułam kilka kropel na ramieniu i stwierdziłam, że może jakieś dziecko się bawi w wodzie więc nie zwróciłam na to większej uwagi. Dopiero gdy dostałam porządnie w ramie odwróciłam głowę ze wściekłą miną. Louis się ze mnie śmiał. Nie zamierzałam odpuścić. Chyba oszalał. Zaczęłam go gonić. Był zbyt szybki, ale obmyśliłam taktykę. Wskoczyłam mu na plecy co zaburzyło jego koncentrację. Skutkiem było to, że oboje wpadliśmy do wody. Oboje nie mogliśmy powstrzymać śmiechu. W końcu ktoś wyciągnął do mnie rękę. Złapałam ją bez wahania. Harry pomógł mi wyjść z fontanny.
- Ktoś wam powinien dać mandat za niszczenie mienia publicznego. - stwierdziła Rose patrząc jak związuje mokre włosy.
- My się tylko bawiliśmy. - oburzył się Louis.
- No właśnie. - poparłam go i wzięłam za rękę, a on chcąc iść do przodu zahaczył nogą o brzeg fontanny i z powrotem wylądował w wodzie.
Zakryłam usta dłonią by nie wybuchnąć głośnym śmiechem.

- Zabiję cię! - krzyknął - To wszystko przez ciebie!
- Lou nie denerwuj się. - powiedziałam robiąc trzy kroki w tył.
Stanął na prostych nogach. Woda dość mocno z niego kapała. Powstrzymałam uśmiech i mimo że było to ciężkie wyzwanie, dałam radę.
- Lou?! Lou?! Teraz to Lou, a wcześniej było LOUIS!
Teraz się już roześmiałam. Podeszłam do niego i się przytuliłam nie zważając na to, że ponownie będę mokra. Po chwili wszyscy z wesołymi humorami szliśmy do lodziarni. Zamówiliśmy lody i usiedliśmy przy jakimś stoliku. Kiedy czekaliśmy zadzwonił mój telefon. Dobrze, że chociaż torebka nie zamokła. Wyciągnęłam urządzenie i spojrzałam na wyświetlacz. Nieznany numer. Zmarszczyłam brwi. Odeszłam od reszty i odebrałam.
- Halo?
- Cześć Mela. - usłyszałam znajomy głos w słuchawce.
- Cześć Ian. Skąd masz mój numer? - zdziwiłam się.
Chłopak melodyjnie zaśmiał się.
- Czary. Zastanawiałem się gdzie cię znajdę, żeby poplotkować?
Teraz to ja się zaśmiałam.
- No wiesz: tu i tam. A tak na serio to jestem w Londynie.
- U.... Daleko. Ale spokojnie do... 2 dni się wyrobię.
- Liczę na to. Miło było by cię znowu zobaczyć.
- I wzajemnie.
Rozłączyłam się i powróciłam do przyjaciół. Usiadłam na poprzednim miejscu z ogromnym bananem na ustach. Ian i ja poznaliśmy się w pierwszej klasie liceum. Jest ode mnie straszy trzy lata. Rodzice go "tolerowali". Jeśli można tak nazwać oschłe komentarze na jego temat rzucane mu prosto w twarz. Ale mimo to bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Później musiał gdzieś wyjechać i kontakt z nim miałam dopiero... dzisiaj. Jak on zdobył mój numer telefonu? To jedno ciekawiło mnie najbardziej.
- Co ty taka zadowolona? - spytała Rose.
- Ian dzwonił. - odparłam jedząc moje śmietankowe lody.
Przyjaciółka zmarszczyła brwi, a następnie uważnie mi się przyjrzała.
- Ten co za każdym razem cię podrywał kiedy się spotykaliście? - spytała z poważną miną.
Zaśmiałam się. Wyrobiła sobie o nim takie zdanie, ale tak naprawdę wcale tak nie było. No może trochę. Zawsze coś mówił, rzucał mi zalotne spojrzenie, albo przelotnie całował w policzek, ale my zawsze byliśmy i będziemy przyjaciółmi - to się nigdy nie zmieni.
- Tak. Ten. - odparłam.
- Zayn, szykuj się na konkurencję. - powiedziała Rose szeptem, oczywiście tak bym usłyszała.
Wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. Powinnam się wkurzyć i kiedyś tak bym zrobiła, ale teraz to mi się wydawało takie... dziecinne. Uwielbiałam te czasu. Chyba czas do niech wrócić.
- Rose. - skarciłam ją jak za dawnych lat, a ona wyszczerzyła zęby w uśmiechu - Trzeba było go nie uprzedzać.
Jej mina była bezcenna. Wyrażała zdziwienie. W ogóle wyglądała jak by nie wiedziała co się dzieje. Udawałam, że kaszlę dławiąc się śmiechem. Zjadłam lody i usiadłam na murku niedaleko by poczekać na resztę. Odchyliłam się do tyłu i zamknęłam oczy. Cieszyłam się słońcem, które grzało moje ciało. Na szczęście już wyschłam. Poczułam muśnięcie na policzku. Podniosłam powieki i spojrzałam w bok. Siedział tam uśmiechnięty Zayn.
- Przeszkodziłem? - spytał.
- Nie. - odparłam - Przejąłeś się tym co powiedziała Rose? - uśmiech wpełzł na moje usta.
- A mam się czym przejmować? - uniósł brew.
- To zależy. - odparłam i powoli ruszyłam w stronę przyjaciół.
- Jak to: zależy? - Mulat dołączył do mnie.
Zaśmiałam się.
- Droczysz się ze mną? - spytał bardzo poważnie.
- Ja? - udałam zdziwienie - Nie.
Mina mi zrzedła gdy ujrzałam redaktora z aparatem. Zabiję gada. Co on tu robił.
- Zbieramy się. - powiedziałam do wszystkich i znacząco spojrzałam na Rose.
W jej oczach zalśniły iskierki furii.
Kiedy znaleźliśmy się w domu, od razu poczułam woń mojego znienawidzonego deseru - panna cotta. Tylko... kto był w domu? Weszłam do kuchni i... najbezczelniej w świecie wyśmiałam tę osobę. Skąd on się tu wziął? Skąd wziął klucz? Włamał się? Przy kuchence stał Daniel. Nie spodziewałabym się, ale miałam na tyle dobry humor by go nie wywalić.
- Rose, spójrz. - zawołałam ją, a gdy stanęła koło mnie dodałam - To mój idealny przyszły mąż.
Daniel wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Więc jednak przyjmujesz oświadczyny? - przyjrzał mi się.
- Nie. - odparłam wywracając oczami.
Kiedy on to zrozumie, że za niego nie wyjdę? Po chwili do pomieszczenia wszedł Zayn.
Zmierzył Daniela wzrokiem i spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Wzruszyłam tylko ramionami.
- Że niby on? - spytał szatyn wskazując na blondyna dłonią.
Daniel automatycznie się wyprostował, zdjął z siebie fartuszek i przyjrzał się Zaynowi. Mając ich obu przed oczami widać tylko jedno: Zayn gra rolę młodego boga, a Daniel... do czego by go porównać? No właśnie... taką rolę grał.
- Coś nie tak? - powiedział Daniel, a Zayn się zaśmiał.
Napięcie między nimi rosło. Czułam, że to się źle skończy.
- No. Ty mi nie pasujesz. - powiedział szatyn, a blondyn go popchnął.
Stanęłam między nimi. Jedyny sposób by ich rozdzielić. Poczułam mocne pieczenie w policzku. Włosy przysłoniły mi twarz, a oczy się zaszkliły. Przez moją głowę przemknęły wszystkie wspomnienia, kiedy mężczyzna mnie tak traktował. Przyłożyłam tylko dłoń do policzka i uciekłam do swojego pokoju. Zatrzasnęłam drzwi z głośnym hukiem. Płakałam. Nie mogłam uwierzyć, że Daniel był taki dupkiem. Tylko takich ostatnio spotykam. Usiadłam na łóżku. Podciągnęłam nogi i objęłam je ramionami. Oparłam czoło na kolanach. Co raz więcej łez leciało po mojej twarzy. Moje ciało przeszedł dreszcz. Cholerna niesprawiedliwość! Co ja takiego zrobiłam, że za każdym razem cierpię? No co?! Poczułam ciepłe ramiona.
- Chodź. - powiedział łagodnie Zayn.
Nie zareagowałam. Nadal trwałam w takiej pozycji. Chłopak bez przeszkód ulokował mnie na swoich kolanach i mocno przytulił.
- Wywaliłem go. Nie musisz się bać. - szepnął.
Ja tylko mocniej wtuliłam się w jego bezpieczne ramiona. Nie chciałam, żeby odchodził. Potrzebowałam go. Akurat jego. Głaskał mnie po plecach. Poczułam delikatny całus na policzku.
- Nie pozwolę, żeby cię więcej tknął. - szepnął i spojrzał w moje zapłakane oczy.
Oparłam się czołem o jego ramie. Było mi lepiej. Wiedziałam, że on jest ze mną, że będzie nade mną czuwał. Nadal jednak czułam... smutek i ból. Już raz to przeżywałam. Nie chcę kolejny. Chłopak delikatnie uniósł mój podbródek. Spojrzał w moje oczy.
- Nie płacz. Nie warto. - wymruczał zmniejszając odległość między nami.
Nie wiedziałam czy tego chciałam. Ale to było pojęcie ogólne. W tamtej chwili: bardzo tego pragnęłam. Nie wiedziałam jak to się skończy i czy to w ogóle znajdzie jakiś happy end. Bałam się, a może wahałam. Tym razem jednak uczucie górowało z ogromną przewagą nad rozsądkiem. Chłopak musnął moje usta, dając mi czas. Nie potrzebowałam go. Moje ręce same objęły mocno jego szyję, tym samym przyciągnęłam go mocniej do siebie. Tym razem się nie zawahał i mnie pocałował. Prawdziwy pocałunek, którego pragnęłam. Tak naprawdę inne pocałunki wychodziły tylko i wyłącznie z tego, że tego chciał chłopak, nie ja. Tu, pragnęliśmy tego oboje. Jego ręce owinęły się wokół mojej talii. Nigdy nie czułam się tak jak wtedy: moje wnętrzności koziołkowały, a skóra w miejscu gdzie on jej dotykał przyjemnie mrowiła. Po chwili spojrzał w moje oczy z uśmiechem.
- Połóż się i odpocznij. - mruknął.
Nie protestowałam. Sytuacja z Danielem zepsuła mi humor. Zsunęłam się z jego kolan i położyłam na łóżku. Skuliłam się i przytuliłam do poduszki. Zayn z delikatnym uśmiechem okrył mnie kołdrą. Zadrżałam. Chłopak cmoknął mnie w czoło, a ja najzwyczajniej w świecie zasnęłam.
Obudziły mnie promienie słońca. Wstałam i poszłam do łazienki. Pierwsze co to spojrzałam w lustro. Westchnęłam. Miałam wory pod oczami a na policzku rysował się wyraźny siniak. Był mocno fioletowy. Cholera... I jeszcze ta wczorajsza sytuacja z Zaynem. Ten pocałunek... nie powinno do niego dojść. Dałam się ponieść emocją, tyle. Nie mogę sobie na to pozwolić. Może i coś do niego czuję, ale ja po prostu nie jestem gotowa na związek. Nie teraz. Wtedy tego nie wiedziałam, ale bałam się. Bałam się, bo nie znałam Zayna na tyle dobrze by mu zaufać na 100%. Bałam się, że znów ktoś mnie uderzy, że znów sobie z tym nie będę radzić. Nie teraz. I jeszcze będę mu musiała powiedzieć... Wzięłam prysznic i zrobiłam mocny makijaż by zakryć siniak. Potem związałam włosy w niedbałego koka i ubrałam się w czarne rurki i zielony sweterek. Zeszłam na dół. Przy stole siedział Harry i Rose.
- Hej. - powiedziałam.
- Hej. - odparli.
Harry mocno mnie przytulił. Odwzajemniłam jego gest. Był kochany. Jak zawsze.
- Nigdy więcej... - zaczął, ale mu przerwałam.
- Nie kończ.
Kiwnął tylko głową na zgodę i uśmiechnął się do mnie. Dobra. Weź się w garść. Zaczęłam od wypicia szklanki gorącej herbaty, która bardzo mi pomogła. Potem zadzwonił dzwonek do drzwi. Spojrzałam na przyjaciół. Żadne z nich nie wykazywało entuzjazmu do otworzenia gościowi więc ja to zrobiłam. Kiedy tylko zobaczyłam kto za nimi stoi pisnęłam z radości i rzuciłam mu się na szyję.
- Tęskniłam. - mruknęłam z uśmiechem.
- Ja też, Mela. - postawił mnie na ziemi i uważnie mi się przyjrzał - Czemu?
Wiedziałam o co mu chodzi. O makijaż. Zawsze musiał wszystko widzieć. Ale ja też nigdy się tak mocno nie malowałam.
- Nie chcę o tym mówić. - odparłam.
- Ok. - pocałował mnie w czoło i objął ramieniem.
Tak się cieszyłam, że Ian przyjechał. W końcu ktoś komu ufam na 100% i kto będzie miał dla mnie 100% swojego czasu. Potrzebowałam tego. Żeby ktoś ciągle ze mną był i zajmował się jak małym dzieckiem. Przynajmniej wtedy tego chciałam. Poszliśmy do kuchni.
- Cześć. - mruknęła niechętnie Rose, a Ian zaśmiał się.
- Tęskniłem Buraku. - powiedział do niej, a brunetka zrobiła się czerwona ze złości.
- Ian to Harry. Harry, Ian. - przedstawiłam ich sobie.
Uścisnęli sobie dłonie po czym Ian stanął koło mnie, a ja usiadłam na blacie.
- Jak tam twoje maleństwo? - spytałam.
Położył dłonie po obu stronach mojego ciała i stanął na wprost mnie.
- Warczy jak najęte. A u ciebie?
- To co zawsze.
- Chyba mi nie powiesz, że... - przerwałam mu.
- Nie! - zaprzeczyłam od razu - Skończyłam z tym. Przecież wiesz.
Uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek, lecz zatrzymał się dłużej i szepnął mi do ucha;
- Jeśli jakiś idiota cię skrzywdził, możesz mi wierzyć, że pożałuje.
Usłyszeliśmy głośne chrząknięcie. Ian odsunął się, a nasze spojrzenia powędrowały do drzwi. Był to Zayn. Uważnie mi się przyjrzał. Ian podszedł do niego, po czym uścisnął mu dłoń i się przedstawił.
- Idziemy na spacer? - spytał posyłając mi zalotne spojrzenie.
Zaśmiałam się. Musiał zauważyć, że szatyn coś do mnie czuje. Lub odwrotnie. Zeskoczyłam z blatu i poszłam za Ian'em. Kiedy zamknęłam drzwi, szatyn złapał mnie za rękę i pociągnął do parku. Tam stanęliśmy.
- Co? - spytałam.
- Nic. Po prostu widziałem jak ten em... idiota, inaczej się nie da, rozbiera cię wzrokiem.
Zaczęłam się śmiać.
- On pomyślał o tobie to samo.
Ian wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- O to chodziło. Więc co teraz porabiasz? - rozsiadł się na ławce.
Usiadłam obok.
- A co mogę? Zerwałam z Kamilem. Nadal palę fajki. Nigdy więcej się nie upiję. Pocierpiałam z powodu facet, pocieszyłam się, bo odnalazłam przyjaciela, wkurzyłam się, bo jakiś redaktorek zrobił sfałszowany artykuł o mnie i chłopakach. A tak poza tym nic.
Roześmiał się i objął mnie ramieniem. Dobrze było mieć go z powrotem. To samo myślałam kiedy pojawił się Harry, ale on ma swoje życie. Życie moja i Iana przez dłuższy czas było ściśle powiązane. Nasze relacje też takie są.
- A co u ciebie? - zapytałam spoglądając na jego twarz.
- Nic. Zreperowałem motor. Jest jak strzała. Jak błyskawica. - zaśmiałam się.
- Jak przecinak.
- No właśnie. - uśmiechnął się - Poza tym zerwałem z kolejną dziewczyną, mam dość ludzi z Polski, jakiś diler mnie zahaczył, ale się nie dałem no i nie mam gdzie nocować.
Wiedziałam, że w ostatnim stwierdzeniu była ukryta sugestia. Zaśmiałam się cicho.
- Czyżbyś wątpił w moją gościnność? - spytałam.
- Oczywiście, że nie.
Zaczął wiać mocny wiatr. Zaczęłam żałować, że nie ubrałam się cieplej.
- A twój mocny makijaż? - spytał.
- Nie mówmy o tym. - wstałam.
Szatyn złapał mnie za ręce i spojrzał w moje oczy.
- Pokaż mi, który to, a nie ujdzie mu to na sucho.
Uśmiechnęłam się.
- On nigdy więcej się do mnie nie zbliży. Nie martw się.
Zaczęło padać. Rozumiem gdyby to był lekki deszczyk, ale z nieba dosłownie lunęło. Podbiegliśmy pod najbliższe drzewo. Chłopak oddał mi swoją kurtkę. Zakryłam się nią.
- To co? Kto pierwszy w domu? - spytał patrząc na mnie.
- Przegrasz. - odparłam ze śmiechem i sprintem wystartowałam.
- To się nie liczy! - krzyknął za mną.
Po chwili oboje zdyszani i cali mokszy wpadliśmy do domu. Ściągnęłam buty w korytarzu. W domu było za cicho. Chciałam to sprawdzić jak się przebiorę. Zabrałam Iana do góry i pożyczyłam mu jakieś cichu Harrego, a sama szybko poszłam do łazienki i przebrałam się w jakiś dres. Kiedy tylko otworzyłam drzwi ujrzałam szatyna opierającego się o ścianę na przeciwko. Podszedł do mnie i delikatnie pogłaskał po policzku. Zapomniałam to zakryć. Mimowolnie odepchnęłam jego rękę. Nim coś powiedziałam przytulił mnie.
- Będę czekał przy schodach. - oddalił się, a ja z lekki uśmiechem wróciłam do łazienki i pomalowałam policzek podkładem.
Po chwili oboje zeszliśmy na dół i weszliśmy do salonu. Wszyscy tam siedzieli i byli zajęci jakimś filmem.
- Co...? - Louis mi przerwał:
- Cicho. Teraz będzie moja ulubiona piosenka.
Usłyszałam Celin Dion. Lou wstał, zaczął tańczyć i poruszać ustami, jak by śpiewał, a na ekranie zobaczyłam, że oglądają Tytanica. Ile można? Spojrzałam ze zrezygnowaniem na Iana. Szatyn tylko wzruszył ramionami. Zabrałam pilota Rose.
- Hej! Oddawaj! - wydarła się.
- Cicho, Buraku. - powiedział z uśmiechem mój przyjaciel.
Rose umilkła, ale miała obrażoną minę, a na jej twarzy pojawił się rumieniec. Idealne przezwisko dla niej. Zaczęłam skakać po kanałach, aż odnalazłam film: Bad Boys. Nie ma to jak dobra rozrywka. Ian usiadł na fotelu i uśmiechnął się do mnie. Wcisnęłam się obok niego. Objął mnie ramieniem i przytulił do siebie. Odetchnęłam i zamknęłam oczy. Najgorsze jeszcze na mnie czekało. Musiałam porozmawiać z Zaynem. Oprócz telewizora słyszałam też krople deszczu, które rozbijały się o szybę i wiatr. Zrobiło mi się zimno. Skuliłam się. Ian okrył mnie kocem. Uśmiechnęłam się do niego. Cmoknął mnie w czoło.
- Amelia, chodź. - usłyszałam stanowczy szept Zayna nad uchem.
Niechętnie podniosłam się i poszłam za szatynem do mojego pokoju u góry. Zamknął drzwi. Objęłam się ramionami. Było mi cholernie zimno. Zayn mi się przyjrzał.
- Co to ma być co? - spytał, a ja czułam jak napięcie między nami rośnie.
- Może to zabrzmi żałośnie, ale to nie tak jak sądzisz.
- Mhm...
Usiadłam na pościeli.
- Ian jest moim dobrym przyjacielem. Podejrzewam, że tylko on zna mnie tak na 100%. Przyjechał mnie odwiedzić, a my... - przerwał mi.
- To jest jakieś "my"? - powiedział ironicznie.
Zabolało. Nie chciałam dać tego po sobie poznać, ale i tak zaszkliły mi się oczy.
- Ok. Jak chcesz. - odparłam cicho - Chciałam ci tylko powiedzieć, że nie jestem gotowa na związek.
Chciałam wyjść, ale objął mnie w talii i obrócił przodem do siebie.
- W co ty grasz, co? - spytał już spokojnie.
- W nic. Po prostu... Nie potrafię dać ci tego czego chcesz.
- Nie kłam. Czułem wczoraj. Wiem, co do mnie czujesz. Wiesz, co ja do ciebie czuję.
Miał rację, ale nie w tym rzecz. Jak mu to wyjaśnić?
- To nie ma znaczenia. Chodzi o to, że mimo, że coś do ciebie czuję, nie potrafię ci tego dać.
- Dlaczego?
Jego spojrzenie nie dawało mi spokoju. Przegryzłam wargę i cofnęłam się dwa kroki.
- Nie potrafię... - szepnęłam patrząc w podłogę.
Jego ciepła dłoń uniosła moją głowę. Spojrzałam w jego czekoladowe oczy. W moim brzuchu zaczęły latać motyle i nogi się pode mną ugięły.
- A spróbować możesz? - zbliżył się, a ja poczułam bijące od niego ciepło.
- Nie teraz.
- Poczekam. - odparł spokojnie.
Pocałował mnie w nosek i z uśmiechem otworzył przede mną drzwi.











































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej!
Zastanawiam się czy ktoś jeszcze czyta???
Jestem nakręcona tym, że pod jednym rozdziałem jest ponad 100 wyświetleń!!!
Dziękuję ;* to motywuje
ALE
komentarzy brak
Jak mam was motywować byście coś zostawili po sobie???
Cieszę się, że mam nową czytelniczkę! Dziękuję za miły komentarz ;*
Więc (jak zawsze)
czekam na wasze opinie!
Komentujcie i obserwujcie mojego bloga ;)
staram się czytać też wasze, ale jeśli ktoś wejdzie w spis blogów, które obserwuje to za pewne złapie się za głowę...
Przy tylu blogach nie jest łatwo, ale staram się być na bieżąco ;)
Więc jeśli coś dodaliście, a nie skomentowałam tego to postaram się to nadrobić
W życiu nie napisałam tak długiej notki...
Pożalę wam się jeszcze i kończę ;)
Pisząc na bloga nie boję się krytyki, a jeśli mam się pokazać w szkole z moim tekstem to trochę się boję...
Kto zna lekarstwo na tremę?
A i  napiszcie jak wam się podoba postać Iana ;)
Myślę, że jest tymczasowa, chodź może zostać na dłużej ;)

2 komentarze:

  1. Jesteś dobra w pisaniu ! Myślę,że musisz rozpropagować swój blog wtedy komentarzy będzie dużo.Dobrze piszesz,świetny szablon i gify które są świetnie dopasowane :) Weny i dużo czytelników życzę :)

    Również

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. + Zapraszam na drugi rozdział http://liampaynejade1d.blogspot.com/2015/05/rozdzia-2.html

      Usuń