środa, 6 maja 2015

Rozdział 22

Oczy same mi się już kleiły. Było mi zimno. Wszyscy już prawie spali. No dobra. Tylko Liam się trzymał. Ciągle wpatrywał się w ekran swojego telefonu. Harry i Rose jak zawsze przytuleni, spali na sofie, a reszta jak popadnie. Ja nadal siedziałam obok Iana.
- Zmęczona? - spytał przyglądając mi się.
- Jak cholera... - mruknęłam wtulając się mocniej w jego ciepłe ramiona.
- "Jak cholera"? Od kiedy ty się tak wyrażasz?
- Od kiedy cię poznałam.
Zaśmiał się. Nic nie mówiąc wstał i wziął mnie na ręce. Skierował się do schodów. Oparłam głwoę na jego ramieniu i ziewnęłam.
- Przytyłaś. - mruknął. Pacnęłam go dłonią w głowę, a on wyszczerzył zęby w uśmiechu - Kobiety...
Po chwili leżałam w moim łóżku. Ian okrył mnie kołdrą i pocałował w czoło.
- Zostań. - mruknęłam.
- Twój chłopak mnie nie zbije? - udawał, że się boi.
- Nie jest moim chłopakiem. A poza tym to chyba moja sprawa kto śpi w moim łóżku.
Chłopak zaczął się śmiać i usiadł obok mnie.
- Nie powiem jak to zabrzmiało.
Położył się obok. Trzymał się dystansu między nami. Kiedyś tak nie było. Zadrżałam. Nadal było mi zimno. Nie wiem dlaczego. Może się przeziębiłam? W końcu trochę zmokłam. Szatyn wyciągnął ramiona w moją stronę. Szybko się do niego przytuliłam. Cieszyłam się jego obecnością. Jednocześnie gdy mnie objął zrobiło mi się ciepło.
- Oddaliłeś się ode mnie. - pożaliłam się.
- Nie. Po prostu... - nie dokończył.
- Kiedyś nie myślałeś o tym, czy jakiegoś chłopaka to obchodzi czy ze mną jesteś czy nie.
Taka byłą prawda. Kiedyś był trochę inny w tej sprawie. Często chodziliśmy za rękę, czasami spał u mnie i zazwyczaj kimaliśmy w jednym łóżku. Do tej pory jednak nic mu nie przeszkadzało.
- Boję się, że rozwalę ci życie. - mruknął nie patrząc mi w oczy - No wiesz... Nie widzieliśmy się kupę czasu, a ja włażę ci z butami do życia.
Pocałowałam go w policzek. Oczywiście, że mi na nim zależało i że nie psuł mi życia. On był jego częścią jak by nie było.
- Ian zawsze byłeś dla mnie ważny. I nasze relacje z mojej strony nigdy nie uległy zmianie.
Mocno się w niego wtuliłam i zamknęłam oczy. Wiedziałam, że szatyn się uśmiecha. Miał spokojny oddech, który pomógł mi zasnąć.
Obudziło mnie walenie w drzwi. Zaspana spojrzałam na zegarek. Dopiero 6. Co oni poszaleli? Niechętnie wstałam wyplątując się z objęć Iana. Mruknął coś niewyraźnie, ale nie zwróciłam na to większej uwagi. Otworzyłam drzwi. Stał przed nimi uśmiechnięty Harry.

- Oszalałeś? - warknęłam przecierając oczy.
- Może. - odparł rozbawiony - Zbieraj się. Jedziemy na kilka dni na wieś.
- Na wieś? - ziewnęłam.
- Do moich dziadków.
- A co z Ianem? - odparłam.
- Jak chcesz to może jechać.
Znając życie nawet jak pojedzie zaraz będzie musiał gdzieś jechać. Zamknęłam drzwi i usiadłam na łóżku. Pogładziłam szatyna po głowie.
- Jedziesz z nami na wieś? - spytałam.
- Na jak długo?
- Nie wiem. Harry coś wymyśla.
- Ok. Czemu nie...
Zebraliśmy się i szybko ogarnęliśmy. Na dole już wszyscy byli gotowi. Pili kawę. Zabrałam kubek Rose nie przejmując się jej protestami i wlałam sobie trochę gorącego napoju. Usiadłam na szafce. Upiłam łyk i zwinęłam gorącą bułkę, którą szybko zjadłam. Nieco się obudziłam. Mieliśmy jechać jednym autem. Szybko spakowałam kilka ciuchów. Ian powiedział, że musi pojechać do kumpla po swoją torbę i pojedzie za nami motorem. W aucie wszyscy rozgospodarowali sobie miejsce. Tylko ja zostałam wciśnięta. Wyglądało to następująco: prowadził Liam, z koło niego siedział blondyn, za nimi Zayn, ja w środku i Louis, a za nami Rose i Harry. Super. Nie mogli mi dać lepszego miejsca.
- Zastanowiłaś się? - spytał Louis uśmiechając się do mnie.
- Nie wiem Lou. - odparłam - Szczerze mówiąc tyle się działo, że nie miałam kiedy się nad tym zastanowić.
Usłyszałam ciche, niezadowolone mruknięcie z tyłu.
- Mhm... Ian się stał. - warknął cicho Harry.
- O co ci chodzi? - obróciłam się do niego.
- No może o to, że spaliście w jednym łóżku? - odparł świdrując mnie wzrokiem.
Na mojej twarzy pojawił się rumieniec. Tylko dlatego, że wiedziałam co pomyśli Zayn. Ian był moim przyjacielem. Harry nie miał prawa nas oceniać. Co z tego, że spaliśmy w jednym łóżku?! Przecież to o niczym nie świadczy.
- A ile razy spałam z tobą w jednym łóżku?! - odfuknęłam.
- A jednak jest ci głupio, co? - nadal trzymał się swojego.
- Jest mi przykro. Nie masz prawa nas oceniać. - atmosfera stawała się co raz bardziej napięta.
Przestałam zwracać uwagę na to czy ktoś mnie słucha. Harry nie miał racji.
- A jednak jest coś między wami? - warknął.
- Jest między nami przyjaźń. Nie zrozumiesz tego. - nie myślałam o tym co powiedziałam.
- Więc nie jestem twoim przyjacielem? Świetnie! - mimo, że nie dał tego po sobie poznać widziałam, że zabolały go moje słowa.
To nie miało zabrzmieć w ten sposób. Co ja zrobiłam?
- Nie o to mi chodziło. On był ze mną wtedy gdy... - nie chciałam mówić tego przy wszystkich.
Nawet Rose nie wiedziała. Pewnie się domyślała. ale nie powiedziałam jej tego w prost.
- Nawet się nie umiesz obronić... - powiedział wściekły.
Odwróciłam się do niego tyłem i usiadłam z powrotem na swoim miejscu. Było mi cholernie przykro. Nie wiedział co się wtedy ze mną działo. Ian przeżył to co ja. Byliśmy zżyci. Harrego nie było wtedy przy mnie. Nie wie co przeżywałam. Po mojej twarz spłynęło kilka łez.
- Mela... - mruknął Zayn, ale uciszyłam go ruchem ręki.
Louis mnie przytulił. To było bardzo miłe z jego strony. Kiedy tylko się opanowałam wyjęłam telefon i włączyłam sobie muzykę na słuchawkach. Kiedy Liam powiedział, że robimy krótki postój, pierwsza wyleciałam z auta. Staliśmy na stacji benzynowej, obok autostrady. Odetchnęłam głęboko. Po chwili pojawił się koło mnie Ian.
- Co jest? - spytał przyglądając mi się.
- Pokłóciłam się z Harrym. - odparłam bezradnie.
- Mówiłem ci, że tak będzie. - odparł.
- Do cholery, chociaż ty mi nie dokładaj. - uniosłam się, a z moich oczu wyleciało kilka łez.
Nie zdążyłam odejść daleko. Szatyn mocno mnie przytulił. Odwzajemniłam jego uścisk. Dobrze było wiedzieć, że chociaż on jest po mojej stronie. Wiedziałam, że reszta za pewne była zdania Harrego. No bo co może robić dziewczyna w jednym łóżku z chłopakiem? Ale ja i Ian jesteśmy tylko i wyłącznie przyjaciółmi. Chciałam, żeby został, nie zważając na konsekwencję.
- Chcesz jechać ze mną? - spytał.
- Tak. - odparłam cicho.
- Uwaga, idiota po prawej. - mruknął cicho Ian i zniknął.
Usłyszałam kroki. Ktoś za mną stał. Wiedziałam kto nim się obróciłam. Zayn. Spojrzałam mu w oczy. Nad czymś intensywnie myślał.
- To prawda? - spytał - Że ty i on... - nie dokończył.
- To zależy o co pytasz. - odparłam - Ian został w moim pokoju na noc, ale z nim nie spałam. Przynajmniej nie w taki sposób o jakim myślał Harry.
- Więc czemu to powiedział? - spytał.
Zerknęłam przez jego ramię na Loczka i westchnęłam.
- Nie wiem. Może coś zrobiłam, jakoś go odepchnęłam... Nie chciałam.
- Może powinniście pogadać? - jego oczy były zatroskane.
Uwielbiam jak facet troszczy się o dziewczynę. Nie o tym powinnam teraz myśleć! Harry.
- Sęk w tym, że nie chcę o tym rozmawiać. To był gorszy okres w moim życiu. Dawno go zamknęłam i nie lubię do niego wracać.
- Może w tym wypadku powinnaś?
Może. Sama nie wiedziałam.
- Jedziesz? - odwróciłam się do Iana, rzucił mi kask.
- Uważaj na nią. - powiedział Zayn.
- Nie tylko tobie na niej zależy. - odparł z ogromnym uśmiechem szatyn.
Usiadłam za nim i objęłam go w pasie. Zapalił motor. Poczekaliśmy aż Liam włączy się do ruchu i podążyliśmy za nim. Chłopak dobrze wiedział, że Harry i Zayn obserwują go i co jakiś czas zwalniał, przyśpieszał lub zataczał półkola. Idiota. W końcu zatrzymaliśmy się na miejscu. Ściągnęłam kask i oddałam Ianowi.
- Gdyby nie było tu takiej ładnej trawki, zaparkował bym bokiem. - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Mhm. Chyba zębami w trawie. - odparłam, a on się zaśmiał.
Podszedł do nas Harry. Spojrzał karcąco na Iana, na co szatyn zaśmiał się. Potem Loczek uważnie mi się przyjrzał.
- Przepraszam. - mruknął.
- Ja też. - odparłam.
Mocno mnie przytulił.
- Jeszcze będziemy musieli pogadać. - uprzedził Hazza.
- Wiem.
Poszliśmy wszyscy pod dom. Harry zadzwonił. Drzwi otworzyła nam miła staruszka.
- Harry! - powiedziała uradowana i przytuliła go.
Przywitała się z nami wszystkimi szczególnie interesując się Rose i mną. Babcia Hazzy była wyjątkowo miłą osobą. Pierwsze co to zaprosiła nas na ciepły posiłek. Była to zupa jarzynowa. Nie powiem, żebym lubiła, ale byłą całkiem smaczna. Po skończeniu obiadu postanowiłam się rozejrzeć. Oczywiście za zgodą właścicielki i jej męża. Wyszłam przez drzwi i spojrzałam na piękny krajobraz. Na podwórku rosło kilka większych drzew - możliwe, że były to dęby. Trawa była soczyście zielona. W oddali widać było ścianę lasu, a przed nią ciągnące się pastwiska. Na jednym był koń i dwie kozy, a na drugim dwie krowy w łaty. Zwróciłam się na lewo. Stała tam stajnia. Była w bardzo dobrej kondycji. Widać było, że jest zadbana. Nieco dalej pod daszkiem był stóg siana. Obiecałam sobie, że spędzę na nim jedną noc. Podążyłam dalej. Za budynkami był staw, nad którego brzegami rosło kilka drzew. Już wiedziałam, że to będzie idealne miejsce dla mnie. Podeszłam do jednego z drzew i usiadłam w jego cieniu. Położyłam się na trawie i zamknęłam oczy. Lekki wiatr przesłonił mi twarz włosami. Uśmiechnęłam się. Dawno nie miałam takiego spokoju i nie byłam tak szczęśliwa. Wszystko zaczyna się układać. Mam Harrego, Ian jest obok, Rose jak zawsze gotowa do działania, chłopaki, którzy są jak starsi bracia... Czego chcieć więcej? Nie licząc tego, że rodzice mnie olewają mam wszystko.
- Muszę jechać. - usłyszałam głos Iana.
Westchnęłam. Otworzyłam oczy i usiadłam.
- Tak myślałam... - odparłam.
- Ej... - spojrzałam na niego a on się uśmiechnął - Przecież jeszcze się zobaczymy.
- No ja myślę. - również się uśmiechnęłam.
Przytuliłam się do niego mocno po czym odprowadziłam go do motoru. Pożegnałam się z nim jeszcze raz patrząc jak on i jego maszyna znikając na horyzoncie.

- Gotowa? - spytał Ian uśmiechając się do mnie.
- Jasne. - odparłam.
Ruszyliśmy jego autem. Było już ciemno, ale żadne z nas się tym nie przejmowało. Moi rodzice jak zawsze zrobią mi awanturę po powrocie. Byłem pewna, że u chłopaka będzie to samo, chodź jego rodzice przynajmniej go kochali. Jechaliśmy dość wyboistą drogą i co chwila podskakiwałam na siedzeniu. W końcu dotarliśmy do starego stadionu w środku lasu. Wszyscy o nim zapomnieli, ale my - "motocykliści" - znaleźliśmy go i przerobiliśmy na trasę wyścigową. Nie tylko motory się tu ścigały. Auta też. Zaparkowaliśmy na trawie. Pomogłam szatynowi ściągnąć nasze motory z bagażnika. Podeszliśmy bliżej startu. Zasady wyścigu były proste:
1) Możesz startować jeśli nie jesteś pod wpływem żadnej używki.
2) Nie ma żadnych inny zasad oprósz 1 i: wszystkie chwyty dozwolone.
Druga zasada była według mnie beznadziejna. Kilka razy przez to lądowałam zębami w ziemi. W końcu zaczęli wywoływać uczestników. Jak zawsze startowałam w pierwszym wyścigu, a Ian w drugim. Oczywiście były nielegalne, ale wtedy byłam głupia, nie rozumiałam tego, że robię źle. Zależało mi na adrenalinie, która przesłoni mój ból związany z odtrąceniem przez rodziców. Wszystkie maszyny zawarczały na starcie i kiedy padł wystrzał, ruszyliśmy. Dodawałam więcej gazy i próbowałam wyprzedzić wszystkich od zewnątrz. Niektórzy kopali, inni zajeżdżali drogę. W końcu na trasie pozostało 4 uczestników i ja. Drobnym szczegółem było to, że na starcie było nas 15. Pierwsza przekroczyłam metę. Oczywiście ja i Ian wraz z naszą paczką (w tym z Kamilem) musieliśmy to oblać. Nie przeszkadzało im to, że nie mam jeszcze osiemnastki. Dawali mi piwo, papierosy i narkotyki. Pamiętam, że tego wieczoru, po tych wszystkich używkach, bardzo źle się czułam. Ian nic nie brał. Nawet nie pił. Widział, że jestem w kiepskim stanie. Zabrał mnie do swojego garażu. Tam potrafiliśmy siedzieć godzinami. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Na drugi dzień obudziłam się z kacem. Bolała mnie głowa i chciało mi się pić. Ian się nade mną znęcał i kazał biegać wokół zabudowań. Chciałam go za to zabić. No cóż. Od tamtej pory nie piję. Byłam głupia, lecz jeszcze przez pewien czas, póki Ian nie opowiedział mi jak to było z nim, brałam wszelkie używki. Szatyn mnie z tego wyprowadził. Przestałam się również ścigać. Mimo, że to uwielbiałam, nie mogłam pozwolić na to, by moje życie było chaosem nie do ogarnięcia.

Ocknęłam się gdy poczułam coś ciepłego w mojej dłoni. Odwróciłam głowę w lewo. Był to Zayn. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko. Jeszcze raz spojrzałam na drogę, którą odjechał Ian. Niebo zasnuły ciemne chmury i jeszcze przez chwilę widzieliśmy słońce, a potem nastała ciemność.
Wspomniałam o tym jak bardzo nienawidzę burzy? Bardzo. Boję się jej. Nie mam chyba konkretnego powodu. Po prostu nie lubię. Za głośno i za ciemno. Przewracałam się z jednej na drugą stronę w łóżku. Nic z tego. Nie zasnę. Usiadłam, a niebo za oknem przecięła błyskawica. Zadrżałam. Naciągnęłam rękawy na ręce i wstałam. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. 1:00 w nocy. Oświetliłam sobie telefonem drogę do kuchni. Tam napiłam się wody. Wcale mi nie pomogło. Miałam ochotę schować się pod stołem. Usłyszałam za sobą jakieś skrzypnięcie. Miałam zbyt bujną wyobraźnie, lub naoglądałam się zbyt wielu horrorów. Żeby nikt tam nie stał. Powoli odwróciłam się i zasłoniłam usta dłonią by nie piszczeć. Przede mną stał jakaś postać.
- Cicho. - mruknął rozbawiony Zayn - Czemu nie śpisz?
Wlał sobie wody do szklanki nie spuszczając mnie z oka.
- Nie mogę zasnąć.
- Boisz się burzy? - upił łyk napoju.
Głupio się przyznać, ale tak właśnie było. I to strasznie się bałam. Kiedy usłyszałam kolejny krok mimowolnie zrobiłam krok ku chłopakowi. Odstawił szklankę do zlewu i objął mnie ramieniem.
- Chodź. - nadal był rozbawiony.
Wt tym momencie odezwała się moja duma. Wyplątałam się z jego ramion, mimo że było mi tak strasznie przyjemnie. Ruszyłam powoli do przodu mrucząc: Poradzę sobie sama. Szybko wspięłam się po schodach i weszłam do swojego pokoju. Znów zagrzmiało. Tym razem głośniej niż wcześniej. Szybko znalazłam się pod kołdrą. Skuliłam się i zacisnęłam powieki. To będzie długa noc. Byłam tego pewna. Poczułam ciepłe objęcia.
- Jesteś strasznie uparta. - szepnął mi do ucha.
- Zdarza mi się. - odparłam.
Zaśmiał się. Obrócił mnie przodem do siebie. Umierałam z zimna i przerażenia. Chłopak mocno mnie przytulił. Dopiero gdy położyłam głowę i dłoń na jego torsie zorientowałam się, że jest bez koszulki. Super. Grzmot sprawił, że zadrżałam.
- Czemu się boisz? - spojrzał mi w oczy.
- Nie mam pojęcia. - odparłam szczerze.
Na jego ustach pojawił się głupkowaty uśmieszek. Zmrużyłam oczy i przyłożyłam mu w ramię.
- W każdej chwili mogę cię wywalić. - przypomniałam.
- Ale tego nie zrobisz. - odparł pewny siebie.
No dobra. Na razie nie miałam zamiaru. Skuliłam się mocniej. Jego dłoń delikatnie głaskała mnie po plecach. Było to trochę działanie bezcelowe, bo mimo że nie mogłam się na niczym skupić to i tak za każdym razem gdy słyszałam grzmot na nowo powracał strach.
- Przestań o tym myśleć. - powiedział w końcu poważnym tonem.
- Jak? - no skoro jest taki pomysłowy to niech mi odpowie.
Wywrócił tylko oczami, po czym złączył nasze usta. Oczywiście, że się nie opierałam. Przeciwnie. Przyciągnęłam go mocniej. Uśmiechnął się, lecz nie pozwolił mi się odsunąć nawet o centymetr. Jeszcze nigdy nie przeżyłam tak namiętnego pocałunku. Zayn był inny niż faceci, z którymi byłam  do tej pory. Nie mam pojęcia jak długo trwał ten pocałunek. Wiedziałam tylko, że kiedy się odsuwał nie miałam już powietrza i zakręciło mi się w głowie. Usłyszałam jego cichy chichot.
- Zapomniałaś o burzy? - spytał.
- Nie. - odparłam z lekkim uśmiechem.
Odgarnął niesforny kosmyk włosów za moje ucho. Jego kciuk delikatnie głaskał mnie po policzku. Patrzył mi w oczy. Zastanawiałam się co chce w nich zobaczyć?
- Nie chcę już czekać. - szepnął.
Westchnęłam i chciałam się odsunąć. Nie pozwolił mi i jeszcze mocniej przytulił mnie do siebie.
- Czemu ciągle mnie odpychasz? - spytał.
- Boję się. - szepnęłam, spuszczając wzrok.
Zdałam sobie z tego sprawę. Tylko strach był przeszkodą. Chłopak nie zrozumiał. Uważnie mi się przyjrzał, starając się jakoś do mnie dotrzeć.
- Czego?
Zacisnęłam usta w wąską kreskę. Nie patrzyłam mu w oczy. Nie chciałam. Co mam mu powiedzieć? Chłopak uniósł moją głowę.
- Powiedz mi. - poprosił cicho.
Jednak uległam. Do cholery, być może mam szczęście na wyciągnięcie ręki, a boję się powiedzieć?
- Ja... byłam z chłopakiem i on... on mnie bił. - nie chciałam mu powiedzieć, który.
Wiedziałam, że Kamil byłby narażony na niebezpieczeństwo. Wolałam to zachować dla siebie. Zayn pocałował mnie w czoło i mocno przytulił.
- Czemu nie powiedziałaś wcześnie? - spytał.
- Nie potrafię o tym mówić. - odparłam cicho.
- Ale gdybym wiedział... nie naciskałbym tak na ciebie. - posłał mi przepraszające spojrzenie.
- Nie naciskałeś. Nie powinieneś się obwiniać. Ja po prostu... - nie dokończyłam.
- Rozumiem. Poczekam. - ponownie pocałował mnie w czoło.
Posłałam mu słaby uśmiech po czym wtuliłam się w jego ciepłe ramiona i zasnęłam nie zwracając uwagi na burzę.
Obudziły mnie promienie słońca. Byłam sama. Nie chciałam jeszcze wstawać, ale wszyscy mieliśmy spotkać się na śniadaniu o 6:00. Westchnęłam i powoli zwlokłam się z łóżka. Założyłam jakieś stare jeansy i czarny podkoszulek. Mieliśmy pomagać dziadkom Harrego. W kuchni, mimo że było już piętnaście minut po ustalonej godzinie - była tylko babcia Hazzy.
- Dzień dobry. - przywitałam się z uśmiecham.
- Dzień dobry. - odparła, odwzajemniając mój gest - Jesteś głodna? Na śniadanie zrobiłam grzanki.
- Z chęcią zjem. - odparłam.
Kiedy skończyłam posiłek ze starszą panią i zmyłam naczynia przyszedł Liam. Przywitał się z nami i ziewnął. Co on taki nie wyspany? Zaśmiałam się w duchu. Babcia Harrego postanowiła znaleźć mi jakieś zajęcie żebym się nie nudziła. Wyszłyśmy z domku i ruszyłyśmy do stajni.
- Doiłaś kiedyś krowę? - spytała otwierając drzwi.
- Nie. - odparłam z uśmiechem - Ale zajmowałam się końmi.
- A to dobrze. Niech Harry ją wydoi. Nasza krówka lubi kopać. - staruszka zaśmiała się, a ja wraz z nią - Wyczyść konia. Jeśli chcesz później możesz na nim pojeździć. Dawno nikt go nie dosiadał. - staruszka poklepała konia i zostawiła mnie samą.
Wzięłam szczotki i jakiś sznur. Wyprowadziłam zwierze na świeże powietrze i przywiązałam do ogrodzenia nieopodal. Zaczęłam od przywitania się z nim. Był cały czarny, tylko na czole miał białą strzałkę. Powąchał moją dłoń. Pogłaskałam go po szyi. Lubiłam zwierzęta. Rodzice mieli wielkie ambicje i chcieli posłać mnie na medycynę. Ja powiedziałam, że mogę zostać weterynarzem. To już się im nie spodobało. Najpierw dokładnie wyszczotkowałam czarną sierść, a następnie rozczesałam grzywę i ogon. Kopyta zostawiłam na koniec. Kiedy - jak się dowiedziałam od dziadka Harrego - Shaggy był czysty postanowiłam go dosiąść. W końcu nic nie powinno mi się stać. Odwiązałam go i rozejrzałam się czy nikogo nie ma w pobliżu. Zawiązałam linę z obu stron kantara i zrobiłam z nich wodze. Mocno się odbiłam i przerzuciłam jedną nogę nad zadem. Udało mi się wsiąść. Koń nieszczególnie się przejął, za to ja byłam zadowolona. Ciekawa byłam jaki jest szybki? Ale nie chciałam zbytnio ryzykować bez siodła. Podobno to pamięta się całe życie, jak jazdę na rowerze, ale mimo to nieco się bałam. Przez pierwsze piętnaście minut po prostu stępowałam. Głaskałam zwierze po szyi i przytulałam się do niego. Zawsze wierzyłam w to, że koń ma tylko jednego jeźdźca i nawiązuje z nim więź. Próbowałam jakoś się z nim porozumieć. Pogoniłam go do kłusa, mocniej trzymając się kolanami. Miał bardzo wygodne chody. Zauważyłam, że za każdym razem gdy traciłam równowagę, Shaggy zwalniał i czekał, aż znów będę pewnie trzymać się na jego grzbiecie. W końcu zdecydowałam się na galop. W końcu może to być moja jedyna szansa. Tak dawno nie czułam tego co teraz. Pogoniłam konia. Z wielką ochotą rozpędził się i pognał na przód. Wolność i wiatr we włosach... Z uśmiechem, odetchnęłam głęboko.
Dopiero po chwili zauważyłam, że na naszej drodze stoi płot. Koń czując moje wahanie tylko przyśpieszył.
- Shaggy, oszalałeś? - zwróciłam się do niego, na co zarżał radośnie.
Dla bezpieczeństwa złapałam jego grzywę. Po chwili poczułam jak razem odrywamy się i szybujemy w górze. To zawsze było dla mnie jak magia. Koń i jeździec - zgrani na tyle, by sobie zaufać. Po chwili odchyliłam się do tyłu, a przednie kopyta konia dotknęły ziemi. Zwierze zwolniło, a ja mocno go przytuliłam. Najbardziej szalony zwierzak jakiego znam. Zawróciłam go i zsiadłam przy płocie. Ściągnęłam sznurek i kantar. Jeszcze raz go pogłaskałam i zostawiłam go samego. Z uśmiechem wróciłam do stajni i zostawiłam wszystkie rzeczy. Poszłam do domu. Była pora obiadu. Wszyscy siedzieli w kuchni i gdy weszłam zwrócili na mnie swoje spojrzenia. Była to nieco niekomfortowa sytuacja. Usiadłam na jednym z krzeseł.
- Gdzie nauczyłaś się tak jeździć? - spytał dziadek Hazzy.
- Em... - to było dość dawno. Nawet nie pamiętam... - To było za czasów kiedy rodzice organizowali mi zajęcia. To było najprzyjemniejsze z nich. - uśmiechnęłam się.
- Mógł cię zrzucić. - powiedziała z uśmiechem Rose.
- Pewnie znowu byś ryczała. - mruknęłam, a ona spiorunowała mnie spojrzeniem.
Zaśmiałam się w duchu. Po skończonym obiedzie postanowiłam chwilę odpocząć. Wzięłam mój pamiętnik i usiadłam pod drzewem nad stawem. Długopisem naszkicowałam Shaggiego pasącego się ba łące. Coś jeszcze o nim napisałam i zamknęłam zeszyt. Tu było tak wspaniale. Zero trosk. Tylko przyjemności. Przynajmniej mi praca tutaj sprawiała przyjemność. Położyłam się na zielonej trawie i zamknęłam oczy. Odetchnęłam głęboko. Kiedy byłam bliska zaśnięcia, coś rzuciło na mnie cień. Natychmiast się ocknęłam i spojrzałam na przyczynę tego zdarzenia. Nade mną stał Zayn.
- Zasłaniasz mi słońce. - powiedziałam z wyrzutem.
Prychnął pod nosem.
- Coś jeszcze? - chciał, grać? Ok.
- Tak. Jesteś arogancki, głupi, egoistyczny, - jest taki przymiotnik? - nachalny... - przerwał mi.
- Zamkniesz się w końcu? Wolę kiedy twoje piękne usta mnie całują, a nie obrażają. - zatkało mnie.
Zdobyłam się na to by posłać mu karcące spojrzenie. Ponownie opadłam na trawę. Szatyn usiadł obok mnie. Jego smukłe palce delikatnie gładziły moją rękę. Odwróciłam głowę w jego stronę i spojrzałam na jego twarz. Uśmiechał się i wiedziałam, że patrzy na mnie kątem oka.
- Co ty taki zadowolony? - spytałam.
- A nic... Tylko ślicznie wyglądasz jak się rumienisz. - jego uśmiech stał się szerszy.
Kretyn. Podniosłam się i uderzyłam go w głowę, po czym zabrałam swój zeszyt i ruszyłam w stronę domu. Moja podróż nie trwałą długo, bo chłopak bardzo szybko mnie dogonił. Objął mnie w talii i odwrócił w swoją stronę.
- Gniewasz się? - banan nie schodził mu z ust.
Zmrużyłam oczy, a on cicho zaśmiał się.
- Tak. - odparłam.
Rzuciłam mu wyzywające spojrzenie. Nie przeląkł się zbytnio.
- Więc postaram się to naprawić. - mruknął, a ja poczułam jak pod wpływem jego spojrzenia robi mi się gorąco.











































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej!
Oto i kolejny rozdział, trochę dłuższy niż zawsze.
Mam do was pytanie:
Czy moglibyście zareklamować mój blog u siebie?
Byłabym wdzięczna ;)
Ale wracając do rozdziału...
Podoba mi się na pewno bardziej niż poprzedni... Tak mi się zdaje ;)
Co wy o tym sądzicie?
Jeśli chcecie być na bieżąco to napiszcie na końcu komentarza CHCĘ, a ja będę was informować o nowych rozdziałach ;)
Jejku, cieszę się, że Martyna zaczęła czytać moje opowiadanie. Jej komentarz był dość motywujący więc oto i macie kolejną część ;)
Naprawdę bardzo bym chciała uzyskać liczbę 3 komentarzy pod postem 
(nie liczą się od tej samej osoby!)
Jeśli dacie mi taki zastrzyk motywacji kolejny na pewno pojawi się wcześniej niż ten.
PS: przepraszam, że na ten musieliście tak długo czekać.
Za to ja teraz będę czekała na wasze opinię ;)

2 komentarze:

  1. Jestem! :))
    Cóż, rozdział czytało się bardzo szybko (może to ze względu na przeważającą ilość dialogów...) W każdym bądź razie czytało się dobrze, a to najważniejsze! :D
    Przypadają mi do gustu gify, ciekawie je dobrałaś! :)) Co do samej treści... No cóż: "przytyłaś" wszystko wyjaśnia haha! :D I ten namiętny pocałunek z Zayanem... Hmm, popłynęłam... :D :** No nic, chcę więcej!!! :))
    Tylko mam jedną uwagę: czcionka jest bardzo mała, przez co słabo widoczna. Myślę, że w ustawieniach da się z nią coś zrobić. :))
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny! :**
    Ps. Zapraszam również do mnie na dwójkę! :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze że piszesz, na pewno poprawie czcionkę ;-)
    Dziękuję za tak pozytywny komentarz :-)

    OdpowiedzUsuń