wtorek, 19 maja 2015

Rozdział 23

W momentach kiedy moja głowa nie była zajęta Zaynem starałam się obmyślić jak mogę zakończyć grę, która on zaczął. Biorąc pod uwagę ze staliśmy obok stawu miałam pewien pomysł, ale aby go zrealizować musiałam oprzeć się pokusie pocałowania chłopaka co nie było wcale łatwe. Kiedy jego uśmiechnięte usta były już blisko z uśmiechem wyplątałam się z jego ramion i popchnęłam na lewo. Szarym stracił równowagę i wpadł do wody. Zaczęłam się śmiać. Spojrzał na mnie groźnie.
- Teraz już nie żyjesz. - warknął.
- No co ty, Misiu... - musiałam zobaczyć jego reakcję.
- Teraz to Misiu, tak?! - wdrapywał się na brzeg.
Zaczęłam uciekać. Biegłam do domu. W drzwiach wpadłam na Louisa. Mocno się do niego przytuliłam.
- Pomóż. - poprosiłam - Malik chce mnie zabić.
Zaczął się śmiać i mocno mnie przytulił. Weszliśmy do domu. Wszyscy siedzieli w salonie i grali w butelkę. Dziadkowie Harrego pojechali na cały dzień na zakupy do miasta. Usiadłam koło Tommo. Uśmiechnął się do mnie co odwzajemniłam. Po chwili w pomieszczeniu pojawił się Malik. Był cały mokry i wściekły. Spojrzał na mnie i poczułam delikatny strach i rozbawienie. Spuściłam wzrok, próbując ukryć uśmiech.
- Ty! - pokazał na mnie palcem.
Wszyscy na niego spojrzeli.
- Kretynie, idź się przebrać. Wszystko pomoczysz. - powiedział z uśmiechem Harry, a ja już nie mogłam wytrzymać i roześmiałam się.
Kiedy szatyn szedł po schodach postanowiłam go dogonić. Zatrzymałam go na górze. Spojrzałam w jego śliczne oczy, a uśmiech na mojej twarzy sam lekko się powiększył.
- Przepraszam. Nie mogłam się powstrzymać. - nadal udawał obrażonego. Cmoknęłam go w policzek - Długo się będziesz gniewał? - zrobiłam słodką minkę.
Zaśmiałam się.
- Raczej nie. Ale na pewno się odwdzięczę. - poszedł do łazienki.

* * *

Wieczorem postanowiliśmy zrobić ognisko. Chłopcy przygotowali drewno, a ja i Rose jedzenie. 
Mieliśmy dużo radochy, szczególnie, że blondynowi trochę odbiło:
Potem usadowiliśmy się wygodnie, wokół - już dużego - ognia. Nabiłam kiełbaskę na patyk i zaczęłam ją "smażyć". Myślałam, że będzie cieplej, lecz po zachodzie słońca, było po prostu zimno. Stwierdziłam, że pójdę po bluzę, lecz nim zdążyłam wstać, na moich ramionach spoczęło ciepłe okrycie. Zayn usiadł koło mnie z lekkim uśmiechem.
- Dzięki. - mruknęłam, zakładając jego bluzę.
Puścił mi oczko, a ja poczułam jak palą mnie policzki. Odwróciłam głowę. Niall podniósł gitarę do góry, by wszyscy na niego spojrzeli.
- Może pośpiewamy? - zaproponował, na co wszyscy przytaknęliśmy.
Ja i Rose postanowiłyśmy po prostu słuchać ich fantastycznych głosów. Siedzenie przy ogniu, z najlepszymi osobami, jakie poznałam było dla mnie nowością. Do tej pory nie znałam takich ludzi jak oni. Moi poprzedni znajomi nie opiekowali się mną, a oni... oni mnie kochają. Mam swoją rodzinę. To dziwne, że czasami, człowiek tak późno zdaje sobie z tego sprawę, że ma przy sobie osoby, które rzucą wszystko i mu pomogą. Takich właśnie ja miałam. Skuliłam się i oparłam głowę na ramieniu Zayna. Objął mnie ramieniem, dając poczucie bezpieczeństwa. Nadal nie rozumiałam swoich uczuć. Czasami, chciałam by był blisko, a innym razem wolałam trzymać go na dystans. To wszystko wynikało z tego, że nie chciałam go krzywdzić, chodź wiedziałam, że i tak to robię. Kiedy szatyn zaczął śpiewać przymknęłam powieki. Mogłabym go słuchać wiecznie... Chłopcy w końcu skończyli, i akurat zrobiło się jedzenie. Wszyscy zabraliśmy się za swoje kiełbaski. Nadal myślałam nad propozycją Louisa i byłam prawie pewna, że ją przyjmę. Nie dla pieniędzy, ale dla tego, że będę mogła być blisko nich i robić to co lubię. Te argumenty mnie przekonały. Już jutro z samego rana mamy wrócić do domu. Cieszyłam się. Mimo, że tu też mi się podobało, chciałam zdrzemnąć się w swoim łóżku, usiąść przy biurku, mieć chwilę dla siebie i napisać jakiś tekst, który im się spodoba.
- Zdradzić ci sekret? - spytał cicho Zayn, a mnie przeszedł dreszcz, odwróciłam się w jego stronę - Nadal nie wiesz kto przysyłał ci kwiaty?
- Mm... Nie. - odparłam.
Zaśmiał się.
- I nie dziwi cię to, że cię o to pytam?
Że on? Naprawdę? To cały czas Malik poprawiał mi humor i sprawiał, że uśmiech nie chciał mi zejść z twarzy? Nie mogłam uwierzyć. Lekko się do niego przytuliłam, szepcząc ciche: dziękuję.
Z samego rana wjechaliśmy w podróż powrotną. Minęła mi dużo szybciej niż kiedy tu jechaliśmy. W naszym aucie panowała wesoła atmosfera. Było dość zabawnie. Kiedy tylko Liam zaparkował przed domem samochód został okrążony przez fanki. Niedobrze. Nie do końca wiedzieliśmy co zrobić.
- Co robimy? - spytała Rose.
- Zwiewamy? - podrzucił Harry.
- Wyrzućmy im Louisa na pożarcie. - Zayn uśmiechnął się złośliwie.
- Żebym ja cię za chwilę nie wyrzucił!- pogroził Lou.
- Spokój. - powiedziałam, zdając sobie sprawę z tego, że będę najbardziej poszkodowana, bo siedzę między nimi.
Przez chwilę panowała zupełna cisza. Nie licząc pisków fanek. Każdy z nas zastanawiał się co zrobić? Mi nic nie przyszło do głowy. Po chwili jeszcze dojrzeliśmy paparazzi.
- Kto jest za ucieczką? - spytał Niall.
- Ja. - odpowiedzieliśmy zgodnym chórem.
Szybko znaleźliśmy się pod domem chłopaków, do którego od razu weszliśmy. Nie byłam u nich wcześniej, żeby pozwiedzać. Wszędzie było dożo przestrzeni i światła. Ściany były w przyjemnych kolorach. Ciekawa byłam kto im sprzątał. W salonie, na ścianie mieli ogromną plazmę, a na przeciwko niej wygodną, skórzaną kanapę i dwa fotele. Kino domowe to fajna sprawa. Może kiedyś coś zechcą z nami obejrzeć. Przypomniało mi się, że Rose ma niedługo urodziny. Za kilka dni. Muszę coś dla niej zrobić. Jaki prezent będzie dla niej idealny? Zamyśliłam się wchodząc do kuchni. Napiłam się wody i zawróciłam do salony gdzie siedzieli wszyscy. Usadowiłam się w jednym z foteli. Cała szóstka dyskutowała na temat tego jak ja i Rose wrócimy do domu. Też byłam ciekawa. Chłopcy dopiero teraz nam powiedzieli, że mają jutro wieczorem koncert. Obie z Rose stwierdziłyśmy, że powinni zrobić próbę, i mimo że się ociągali udało nam się ich wygonić z domu. Zajęłyśmy się zrobieniem czegoś do jedzenia. Wiedziałyśmy, że chłopcy szybko, nie wrócą więc zostawiłyśmy im kartkę, że wracamy do siebie. Kiedy byłyśmy w połowie drogi zaczął padać deszcz, a ciemne chmury przecięła błyskawica. Zadrżałam. Obie przyśpieszyłyśmy. Do domu dotarłyśmy obie mocno przemoczone. Szybko się przebrałyśmy i zrobiłyśmy gorącą herbatę. Wzięłam napój do pokoju i położyłam się pod kołdrą. Mimo ciepłej herbaty i grubego okrycia, nadal było mi zimno. Skuliłam się. Starałam się zasnąć, ale jak zawsze podczas burzy nic z tego.
Wstałam koło 8:00. Nie mogłam już spać. Zeszłam do kuchni. Nikogo tam nie było. Westchnęłam i przetarłam dłońmi twarz. Byłam mocno niewyspana. Nie mogłam spać przez te warunki pogodowe. Wiedziałam, że wyglądam okropnie, ale najpierw postanowiłam zjeść śniadanie. Było to musli z jogurtem. Po szybkim posiłku, udałam się do mojej łazienki by stworzyć na twarzy jakiś makijaż, który zakryje mój stan. Kiedy tylko rozpoczęłam pracę, załamałam się. Niczym nie mogłam ukryć tego jak bardzo nie wyspana jestem. Postawiłam na tradycyjny make-up. Spięłam włosy w niedbałego kucyka. Stwierdziłam, że skoro na dworze jest słońce to wyjdę na spacer lecz nim zdążyłam dojść do drzwi zadzwonił telefon. Ze zrezygnowaniem odebrałam.
- Nie obudziłem cię? - usłyszałam Hazzę.
- Nie. Nie śpię już dobre dwie godziny. - odparłam siadając na krześle.
Skoro dzwonił to miał jakiś interes. Byłam tego pewna.
- To dobrze. Musisz być gotowa i Rose też na 18. Dacie radę?
- Tak, ale czemu?
- Koncert moja droga.
- Ah... no tak.
- Więc do zobaczenia. - rozłączył się.
Westchnęłam. Obudziłam Rose. Ona oczywiście zaczęła marudzić, że nie ma co ubrać, więc ruszyłyśmy do galerii handlowej. Wspominałam, że nienawidzę zakupów z Rose? Przeszłyśmy już chyba 50 sklepów, a ona dalej nie ma sukienki dla siebie. Koniecznie chciała sukienkę. Ja stwierdziłam, że włożę jeansy i koszulkę na ramiączkach. Nie widziałam problemu w tym, żeby przyszykować sobie strój. Niestety moja przyjaciółka była innego zdania. Nudziłam się w kolejnym sklepie. Kiedy Rose przymierzała kolejną sukienkę, stwierdziłam, że usiądę i popiszę z Ianem. Okazało się, że szatyn akurat ma czas. Przez chwilę miałam z nim kontakt, a potem znów musiał gdzieś jechać. Obiecał, że się odezwie. Spojrzałam przed siebie. Zaniemówiłam. Rose wyglądała oszałamiająco. Miała na sobie czarno czerwoną sukienkę. Była dosyć obcisła i sięgała do kolana. Jednym słowem, którym mogłam ją określić to: WOW. Po dokonaniu tego zakupu, przyjaciółka stwierdziła, że nie puści mnie w spodniach i mi też zakupimy sukienkę. Wszystkie cichy, które mierzyłam przez kolejne dwie godziny, wybierała mi ona. Nie miałam już powoli siły. Kolejny raz wyszłam z przymierzalni. Mina Rose mówiła sama za siebie. Była zaskoczona. Nie zdążyłam spojrzeć w lustro, bo przyjaciółka mnie powstrzymała. Szybko wróciłyśmy do domu i najpierw zajęłyśmy się przygotowaniem Rose. Wyglądała olśniewająco. Potem dopiero przyszła kolej na mnie. Przyjaciółka kazała założyć mi strój i usiąść na krześle. Malowała mnie i zrobiła fryzurę. Dopiero gdy skończyła, pozwoliła mi się zobaczyć:
Miałam na sobie zwykłą czarną sukienkę o prostym kroju, która podkreślała moją figurę, Rose zadbała o to by mój makijaż był perfekcyjnie dobrany. I mimo tak skromnej kreacji, nie poznałam siebie w lustrze. Ta dziewczyna wyglądała zupełnie inaczej niż ja. To nie mogłam być ja.
- W sumie mogłam cię tak nie ubierać. - powiedziała Rose przyglądając mi się - Teraz faceci będą się oglądać za tobą, a nie za mną.
Obie roześmiałyśmy się. Zamówiłyśmy taksówkę i po 15 minutach byłyśmy na miejscu. Miałyśmy wejściówki VIP. Udałyśmy się wręcz pod samą scenę, skąd miałyśmy świetny widok. Impreza miała się zacząć już za chwilę. Schodziło się co raz więcej fanów. Dziewczyny, które były obok nas plotkowały. Wyłapałam nasze imiona. Czyli widziały ten beznadziejny artykuł. Szkoda słów. Rose też się tym nie przejmowała. Gdy na scenę wyszli chłopcy, rozległ się ogromny wrzask, który przerodził się w jeden wielki pisk. Dołączyłyśmy do tego. Wiedziałam, że próbują odnaleźć nas wzrokiem, ale wtopiłyśmy się w tłum zbyt dobrze. Świetnie się bawiłam. Lecz wszystko co fajne szybko się kończy. Koncert za chwilę miał dobiec końca. Usłyszałyśmy dźwięki ostatniej piosenki. Jednej z mojej ulubionej - Little White Lies. Wtedy wpatrywałam się tylko w Malika. On po chwili również mnie dostrzegł.
Przez cały utwór patrzył mi w oczy. Miałam ochotę do niego podejść i przytulić się, schować w jego bezpiecznych ramionach. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Reszta świata przestała dla mnie istnieć gdy zaczął śpiewać. Jego cudowny głos sprawił, że nie mogłam się ruszyć. Między nami pojawiła się jakaś więź. Z pozoru była cienka jak nitka, ale tak naprawdę nie można jej było przerwać, jak grubego sznura.
- Wpadłaś po uszy... - usłyszałam szept przyjaciółki.
Automatycznie zarumieniłam się i chciałam spuścić wzrok, ale kiedy dostrzegłam uśmiech na twarzy Zayna, moje spojrzenie zawisło na nim. Kiedy skończyli, pożegnali się z piszczącymi fankami i zeszli ze sceny. Chciałam jak najszybciej do nich dołączyć, dołączyć do niego. Wiele fanek miało wejściówki za kulisy. Postanowiłyśmy stanąć na końcu kolejki. Miałam wrażenie, że mijają godziny i wcale nie jesteśmy bliżej. A jednak nadeszła nasza kolej. Rose natychmiast podbiegła do Hazzy i uczepiła się jego szyi. Słodziaki. Ja nie wiedziałam co zrobić. Spojrzałam na nich wszystkich po czym lustrowałam podłogę.

*Zayn*
Była taka... słodka. Stała tam nie wiedząc co zrobić. Pogratulowała nam dobrego występu i nadal wpatrywała się w podłogę. Postanowiliśmy się już stąd zmyć. Było późno i byliśmy nieco zmęczeni. Postanowiłem zatrzymać tą piękność, która poszła w ślad za moimi przyjaciółmi. Złapałem jej drobną dłoń. Jej oczy spotkały moje. Całą ostatnią piosenkę, kiedy w końcu ją znalazłem, nie mogłem oderwać od niej wzroku. Wyglądała idealnie. Nie stroiła się i to było jej zaletą. Nie chciała się pokazywać. Lubiłem to w niej. Delikatnie objąłem ją w tali. Jej małe ręce wylądowały na moich ramionach. Poczułem przyjemne ciepło. Zawsze to czułem gdy miałem ją obok. To musiało o czymś świadczyć.
- Pięknie wyglądasz. - szepnąłem jej do ucha, przegryzając jego płatek.
Zadrżała. Wiedziałem, że nie z zimna, ale mimo to robiło się chłodno. Ściągnąłem kurtkę i okryłem ją.
- Dziękuje. - szepnęła.
Wiedziałem, że chodzi o wcześniejszy komplement. Uśmiechnąłem się szeroko. Nadal unikała mojego spojrzenia. Uniosłem jej podbródek. Nie pewnie spojrzała w moje oczy.
- Ufasz mi? - spytałem, chodź wiedziałem, że zbyt szybko zadałem to pytanie.
Powinienem jeszcze poczekać, ale nie potrafiłem. Potrzebowałem jej. Była moim narkotykiem. Kiedy nie była w pobliżu, wariowałem.
- Ja... sama nie wiem. - mruknęła - Tak. Wydaje mi się, że tak.
Musnąłem ustami jej gorący policzek i mocno ją przytuliłem. Schowała się w moich ramionach, odwzajemniając uścisk. Jej włosy pachniały brzoskwinią. Słodko, lecz nie mdło. Przerzuciłem jej blond włosy na lewą stronę i złożyłem delikatny pocałunek na jej szyi. Wahała się. Czułem, że w każdej chwili jest gotowa mnie odepchnąć. Nie na tym mi zależało. Złapałem jej rękę i lekko pociągnąłem. Poszła za mną, bez żadnych oporów. Stanęliśmy na parkingu. Louis, ten kretyn już odjechał. Może stwierdzili, że nie wracamy z nimi. Błąd. Tylko gdzie oni pojechali? Wolałem odwieść Amelie do jej domu. Chciałem, żeby czuła się dobrze, a w moim towarzystwie i w moim domu mogło by być inaczej.Wziąłem jakąś taksówkę. Po chwili siedzieliśmy w ciepłym aucie. Podałem kierowcy adres. Nie interesowało mnie to co dzieje się wokoło. Była tylko ona. Ona i ja. Złapałem jej dłonie. Były zimne.
- Zimno ci? - spytałem przyglądając jej się.
- Trochę. - odparła, patrząc na mnie pewniej.
Położyłem dłoń na jej policzku. Poczułem ciepło kiedy buch powietrza wyleciał z jej ust. Przysunąłem się i musnąłem jej wargi. Nie uciekała. Z uśmiechem pocałowałem ją. Bez wahania oddała mi pocałunek. Objęła moją szyję i przyciągnęła mnie do siebie. Posadziłem ją na moich kolanach. Wplotła palce w moje włosy. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz, który rozniósł ciepło po moim ciele. Co ona ze mną robiła? Po niedługim czasie, kierowca przerwał namiętną chwilę między nami oznajmiając nam, że jesteśmy na miejscu. Wysiedliśmy z auta i skierowaliśmy się do ciepłego mieszkania. W środku nikogo nie było.
- Chcesz coś do picia? - spytała Amelia ściągając szpilki i kierując się do kuchni.
- Nie. - mruknąłem również ściągając buty. Podbiegłem do niej i objąłem ją od tyłu - Chcę ciebie.
- Herbata? -odparła z uśmiechem.
- Ostatecznie... - zaśmiała się.
Usiadłem na krześle, a ona krzątała się po kuchni. Wyjęła herbatę z szafki, wrzuciła torebkę do kubka, postawiła wodę na gazie i usiadła obok mnie. Była zmęczona. Widziałem to po jej twarzy. Miała lekkie wory pod oczami. Nic dziwnego. W nocy pewnie nie spała - była burza, a koncert trwał dość długo. Zakładam, że jeszcze przed nim, Rose wyciągnęła Amelię na zakupy.
- Śpiąca? - spytałem obejmując ją i przyciągając do siebie.
- Trochę. - odparła i zasłoniła buzię ziewając.
Oparła głowę na moim torsie. Pogłaskałem ją po głowie. Uśmiechnęła się i przymknęła oczy. Po chwili, gdy czajnik zaczął gwizdać, podniosła się i zalała herbatę. Podała mi jeden z parujących kubków.
- Chodźmy do mnie. - mruknęła łapiąc mnie za rękę.
Wziąłem mój kubek i poszedłem za nią. Po wspinaczce po schodach, znaleźliśmy się u niej w pokoju. Usiadła na łóżku odstawiając napój na szafkę.Usadowiłem się koło niej. Upiłem łyk rozgrzewającego napoju i odłożyłem go. Objąłem Amelię ramieniem. Nie protestowała. Była aż tak zmęczona? Jeśli nie przestanę myśleć w ten sposób, to wmówię sobie jeszcze, że to wszystko mi się śni. Tego na pewno nie chciałem.
- Jeśli chcesz zostać sama, to powiedz. Pójdę do siebie. - mruknąłem patrząc na nią.
- A mógłbyś... - zawahała się - zostać ze mną? - niepewnie spojrzała mi w oczy.
- Jasne. - mruknąłem z uśmiechem.
Odwzajemniła mój gest. Wyplątała się z moich objęć i podeszła do szafki z ubraniami. Obserwowałem każdy jej ruch. Wyciągnęła jakąś luźniejszą koszulkę i szorty. Przeszłą do łazienki i po chwili była przebrana w piżamę. Usiadła obok mnie po turecku. Pocałowałem ją w czoło.
- Kładź się. - mruknąłem - Skoczę do łazienki i wrócę do ciebie.
Kiwnęła głową na zgodę i wślizgnęła się pod kołdrę. Szybko udałem się do pomieszczenia obok. Wziąłem szybki prysznic i ubrałem na siebie tylko spodnie. Zgasiłem światło i przeszedłem do sypialni Meli. Leżała z zamkniętymi oczami. Włosy delikatnie przysłoniły jej twarz. W tym świetle, jej cera była bardzo blada, przez co wyraźniej było widać czerwone usta blondynki. Z lekkim uśmiechem, najciszej jak potrafiłem, wślizgnąłem się pod kołdrę obok niej. Delikatnie objąłem ją w tali. Dziewczyna mruknęła coś nie wyraźnie, po czym odwróciła się w moją stronę i wtuliła w moje ramiona. Pocałowałem ją w czoło. Również byłem zmęczony. Położyłem głowę, nieopodal jej i zasnąłem, czując brzoskwiniowy zapach.

*Amelia*
Poczułam muśnięcie na moich ustach. Niechętnie otworzyłam oczy. Zayn patrzył na mnie z ogromnym uśmiechem.
- Cześć śliczna. - wymruczał chowając twarz w moje włosy.
- Hej. - odparłam, a kąciki moich ust mimowolnie podniosły się.
Moja dłoń spoczęła na jego nagim torsie. Wczoraj jeszcze miał koszulkę. Z tego co pamiętam. Przez chwilę zwątpiłam, czy nie wypiłam nieco alkoholu, ale po chwili obawy minęły. Malik był przy mnie. W końcu było tak, jak powinno być. Przynajmniej ja tak czułam.
- Wyspałaś się? - spojrzał mi w oczy.
- Jak nigdy. - mruknęłam zadowolona.
Jego usta były tak blisko. Spojrzał na moje. Czyżby myślał o tym samym? Chyba tak. Po chwili poczułam jego ciepłe wargi. Znów odpłynęłam zdając się na niego. I wszystko było by ok. Gdyby nie jeden incydent.
- Amelia, już po 11! - krzyknęła Rose wchodząc do pokoju.
I ja i Zayn odskoczyliśmy od siebie. Przyjaciółka wpatrywała się to w Malika, to we mnie. Czułam, że nie tak powinna się o nas dowiedzieć.
- Amelia, wstawaj! - krzyknął Harry, który po chwili stał obok Rose, a jego szczęka sięgała ziemi.











































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej!
Co tam u was?
Mam wrażenie, że rozdział jest dość dłuuuuuugi! ;)
Jeśli ktoś wie gdzie w CSS poprawić wielkość czcionki to proszę napiszcie, bo nie mogłam tego znaleźć, a ręcznie nie działa ;(
Myślę, że jesteśmy w połowie opowiadania, chodź nie jestem pewna. Ze mną różnie bywa. Nikt nie wie co się zrodzi pod tą burzą włosów! ;)
Jeśli macie jakieś uwagi, piszcie. Wiem, że mam problemy z interpunkcją i robię dużo literówek, ale się staram. Gdyby coś, krytykę przyjmuję na klatę!
I proszę skomentujcie. Dla was to niewiele czasu, a ja mam kopa, który mi pomaga pisać kolejne rozdziały.
To jak? 2 komentarze pod tym postem?
Liczę na was! ;)

2 komentarze:

  1. No nie powiem, ostatni incydent w tym rozdziale, uuuuuuu...
    Ale zastanawia mnie jedna rzecz, jak to się stało, że Rose i Harry nie wiedzieli nic o Meli i Zaynie, skoro oni wcześniej się przytulali i robili takie, tam inne rzeczy. Przecież MUSIELI coś zauważyc. :)
    W sumie powinnam zacząc od tego, że świetny rozdział (jak zawsze), podoba mi się jego długośc, czyta się prawie jak książkę. ;)
    Fajny pomysł z ogniskiem, ogólnie uwielbiam wszelkiego rodzaju ogniska w opowiadaniach, choc nie mam pojęcia dlaczego :D.
    Szczerze powiedziawszy trochę współczuję Meli, 50 sklepów, naprawdę? Za to Rose, jak to prawdziwa kobieta, pewnie po przejściu wszystkich tych sklepów wybrała sukienkę z pierwszego :P
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń