poniedziałek, 25 maja 2015

Rozdział 24

PRZECZYTAJ      NOTKĘ      POD      ROZDZIAŁEM!!!

Nie wiedziałam co robić. Jak wybrnąć z tej beznadziejnej sytuacji? Em... Do cholery, czemu oni nie pukają?! Nie czas na to Amelia. Myśl! Próbowałam się skupić, ale to nic nie dało. Jak to możliwe?
- Umawialiśmy się! - warknął Harry przez zaciśnięte zęby.
Nie zrozumiałam. Spojrzałam na Zayna. Malik wbił wzrok w podłogę, unikając mojego spojrzenia.
- O co chodzi? - nie dostałam odpowiedzi - Harry, Zayn? - wodziłam wzrokiem od jednego do drugiego.
Chciałam przytulić się do Zayna. Zrobić cokolwiek, żeby na mnie spojrzał. Jednak nie zdążyłam się nawet przysunąć, bo Mulat wstał i poszedł do łazienki. Wrócił w kompletnym stroju i opuścił mój pokój. Dlaczego? Cały wczorajszy wieczór przecież rozmawialiśmy. Myślałam, że mu na mnie zależy, a on po prostu uciekł. Coś zaczęło zżerać mnie od środka. Jakbym miała w brzuchu czarną dziurę, w którą się zapadam.
- Dobrze. - mruknął Harry i wyszedł.
Rose spojrzała na mnie przepraszająco po czym pobiegła za swoim chłopakiem. Cała ta sytuacja... nie mogłam jej zrozumieć. Opadłam na poduszki, a po moich policzkach spłynęło kilka łez. Znów ktoś mnie zostawił. Pewnie wróci. Będzie tak jak z Kamilem; wychodził, nie mówił dokąd, a ja płakałam, a potem znów pragnęłam by był blisko. Nie chciałam tego tym razem. Co za bezsens!
- Amelia, chodź. - z dołu zawołał mnie Louis.
Szybko poszłam do łazienki. Czułam jego perfumy. Ubrałam się w to co miałam pod ręką i zrobiłam lekki makijaż. I tak miałam czerwone oczy. Zeszłam do salonu. Lou z uśmiechem przytulił mnie.
- To jak z moją propozycją?
Wczoraj wyleciało mi to z głowy. Spojrzałam w jego radosne oczy.
- Nie wiem czy to odpowiedni moment... Może nie teraz... - odparłam cicho.
- Daj spokój. Przejdzie im.
- Im może tak.
Gorzej ze mną - dodałam w myślach. Usiadłam z nimi w salonie. Brakowało mojej przyjaciółki i Stylesa. No cóż... Chłopcy doprowadzili mnie do łez. Łaskotali i byli bezlitośni. W końcu przestali i zrobiliśmy sobie popcorn, by pooglądać jakiś film. Kiedy rozłożyłam się na kanapie dostałam sms. Odczytałam:

Zayn:
Przyjdź do mnie.

Westchnęłam. Musiał o sobie przypomnieć? Ale w sumie lepiej, żebyśmy porozmawiali. Wstałam i pożegnałam się z chłopcami, po czym ruszyłam do Malika powolnym krokiem. Nie śpieszyło mi się za bardzo. W końcu dotarłam na miejsce - nawet nie zauważyłam kiedy. Moja dłoń nacisnęła klamkę. Drzwi były otwarte więc weszłam.
- Zayn? - zawołałam.
Nie otrzymałam odpowiedzi, ale usłyszałam wodę. Pewnie brał prysznic. Stwierdziłam, że poczekam w jego pokoju. Weszłam po dębowych schodach, do góry. Jego pokój to były trzecie drzwi na lewo. Popchnęłam je, bo były uchylone. Mój wzrok padł na łóżko. Nie wierzyłam w to co widzę. Jeśli chciał mi powiedzieć, że ja byłam dla niego przygodą, że chciał mnie mieć tylko na jedną noc i mu nie wyszło, czemu nie powiedział mi tego w twarz, tylko urządzał jakieś szopki?! Na łóżku leżała Rebeca, w samej czarnej, koronkowej bieliźnie.
- Ups... - zachichotała dziewczyna, udając onieśmieloną.
Wręcz niedostrzegalnie zakryła się rąbkiem kołderki. Miałam ochotę wyklinać, przekląć cały świat, ale czy to coś da? Po chwili w bocznych drzwiach, prowadzących do łazienki pojawił się Zayn. Spojrzał na Rebece, a potem na mnie. Podeszłam do niego i z całej siły uderzyłam go z liścia.
- Zaufałam ci! - krzyknęłam - Cholerny egoista! Taki jak każdy inny!
Wybiegłam stamtąd z łzami w oczach. Niedługo potem już płakałam. Bez celu łaziłam po mieście. W końcu mocno zmarzłam i zapadł zmierzch. Postanowiłam wrócić do domu. Weszłam po cichu. Byłam pewna, że wszyscy śpią. Ściągnęłam bluzę i buty.
- Amelia, przepraszam. - usłyszałam Harrego za moimi plecami - Po prostu, nie wytrzymałem jak zobaczyłem go z tobą. Powiedział mi, że nic was nie łączy. Nie chciałem. - poczułam jego dłoń na ramieniu.
Odwróciłam się w jego stronę. Styles dopiero teraz mógł zobaczyć mój fatalny stan. Mocno się do niego przytuliłam.
- Nie płacz. - szepnął mi do ucha - Co się stało?
- Jest dupkiem. Jak każdy inny. - mruknęłam cicho.
- Cii... - próbował mnie uspokoić.
Poczułam jak bierze mnie na ręce. Mocno wtuliłam się w jego tors. Dopiero gdy kładł mnie na łóżku, zobaczyłam, że połowa mojego makijażu została na jego koszulce.
- Przepraszam za koszulę. - mruknęłam.
Spojrzał na swój strój, po czym pokręcił głową z niedowierzaniem. Położył się koło mnie i cmoknął w czoło.
- Jesteś niemożliwa.
Po chwili zasnęłam, w bezpiecznych ramionach najlepszego przyjaciela.
Obudziło mnie słońce. Było bardzo wcześnie. Przeciągnęłam się lekko. Harrego już nie było. Pewnie poszedł do Rose. Dopiero do mnie dotarło, że mogę zniszczyć im związek. Co ona by sobie pomyślała, gdyby zobaczyła nas razem w łóżku? Jestem beznadziejna. Nie nadaję się już do niczego. Wstałam i poszłam do łazienki. Stanęłam przed lustrem, ale wpatrywałam się w umywalkę. Nie chciałam widzieć mojej twarzy. Szybko zmyłam wczorajszy makijaż. Wzięłam gorący i długi prysznic by się odprężyć i ubrałam się w jakiś dres. Chciałam ignorować Zayna. Nie chciałam już płakać. Teraz zamiast smutku pojawiła się złość. Weszłam do mojego pokoju. Może w końcu zacznę żyć normalnie. Dosyć mam robienia wszystkiego na siłę lub w brew sobie. Nie chcę żadnego faceta. Bez nich też można żyć. Stanęłam przed moją szafą. W co by się ubrać? Chciałam im pokazać, (a przede wszystkim MU) że jestem silna. Wybrałam sukienkę.
Była zwiewna i dostałam ją od Rose. A właśnie. Jej urodziny są już jutro. Muszę coś przygotować. Zeszłam na dół i zjadłam śniadanie. Potem ruszyłam do galerii. Obeszłam wszystkie sklepy i nie znalazłam nic takiego. Ugh... W końcu stanęłam przed sklepem ze zwierzakami. Szczeniaczki były takie słodkie. Wpatrywały się wprost we mnie, tymi pełnymi nadziei oczkami. Napisałam do Harrego:
Będzie ci przeszkadzał pies w domu?

Dość szybko dostałam od niego odpowiedź:
Nie. Czemu pytasz?

Zignorowałam jego pytanie i weszłam do środka. Podeszłam do maluchów. Wszystkie podbiegły w moją stronę, oprócz jednego. Ten sam. malutki owczarek niemiecki, siedział ze spuszczoną główką. Zrobiło mi się go szkoda. Był taki jak ja.
- Mogę w czymś pomóc? - usłyszałam głos, nieopodal mojego ucha.
Odwróciłam się. Koło mnie stał mężczyzna. Był wysokim brunetem, o ciemnych oczach, które zmierzyły mnie wzrokiem.
- Hej. - powiedziałam wyciągając rękę - Amelia.
- Tak, wiem. - mruknął - Byłaś w gazecie. James.
Też czytał ten beznadziejny tekst? Poczułam jak palą mnie poliki. Znów zwróciłam uwagę na pieski.
- Ile kosztują? - spytałam spoglądając na samotnego malca.
- Jeden około 1000. - odparł szybko - Ale myślę, że dla ciebie mogę mieć zniżkę.
Uśmiechnęłam się do niego. Wpuścił mnie do kojca psiaków. Wszystkie od razu mnie obskoczyły. Ostrożnie, by ich nie nadepnąć, podeszłam do owczarka. Wzięłam go na ręce.
- Hej mały. - mruknęłam głaszcząc go.
Zaskamlał cicho. Brązowe oczka spojrzały na mnie tęsknie. Nie mogłam go tu zostawić. Uśmiechnęłam się i pogłaskałam go po pyszczku. Polizał moją dłoń, a ja cicho zaśmiałam się. Po chwili, dojrzałam jeszcze jednego malucha. Przeciągnął się mocno po czym zamerdał radośnie ogonem. Otrzepał się. Był zabawny. Nawet nie zdążyłam zauważyć kiedy, a był już obok mnie. Biegał w tę i z powrotem, szczekając, aż wszystko kończyło się upadkiem. Z niego również się zaśmiałam. Podszedł do mnie, a ja  kucnęłam i pogłaskałam go. Owczarek, którego miałam na kolanach niepewnie zaczął węszyć, po czym noski obu maleństw złączyły się.
- Lubią się. - stwierdził chłopak, kucając obok mnie.
Spojrzałam na niego, a potem na zwierzaki.
- Chcę je oba. - mruknęłam, biorąc drugiego psiaka.
- Jesteś pewna? - zmarszczył brwi, przyglądając mi się.
- Tak. Jeden z nich na pewno trafi w dobre ręce.
- Więc nie chcesz obu dla siebie?
Był bardzo dociekliwy. Może chodziło mu o dobro maleństw. Widać było, że bardzo lubi zwierzęta. Przynajmniej ja to widziałam.
- Nie. Jednej trafi do mojej przyjaciółki. Na pewno go pokocha. Są identyczni.
Wyszliśmy z zagrody piesków. Chłopak pomógł mi od razu dopasować dla nich obróżki, smycze i inne wyposażenie. Było tego dużo: miski, legowiska, karma no i jakieś zabawki. W sumie za oba pieski zapłaciłam 1000, a za całą resztę 500. Wcale nie było mi szkoda tych pieniędzy. Zadowolona, zabrałam wszystko w wielkiej torbie. Chłopak zaproponował mi pomoc. Nie dałabym sobie rady. Reklamówka plus dwa pieski to za dużo. James poprosił swoją siostrę, aby go zastąpiła, a on podwiózł mnie swoim autem. Kiedy byliśmy na miejscu, chłopak zatrzymał mnie.
- Może spotkamy się jutro? - uśmiechnął się do mnie.
Moje postanowienie z rana się nie liczyło. On miał w sobie to coś, co sprawiało, że chciało się z nim przebywać. W końcu to nie randka tylko przyjacielskie spotkanie.
- Ale nie zapraszasz mnie na randkę? - spytałam ostrożnie.
- Powiedzmy, że to w ramach wdzięczności. - mruknął.
- Ok. W takim razie, nie mogę się nie zgodzić. Jestem strasznie wdzięczna. Dzięki. Pa. - zabrałam wszystko i z uśmiechem weszłam do naszego mieszkania.
Zamknęłam drzwi. Pieski od razu popędziły do kuchni.
- Co do cholery...?! - usłyszałam Harrgo - Amelia!
Weszłam do pomieszczenia, a kąciki moich ust mimowolnie uniosły się.
- Co to jest?! - warknął.
- Pieski. - odparłam rozbawiona.
- Przecież widzę!
- Jakie słodkie! - wtrąciła Rose.
Podobały jej się. To był dobry znak. Urodziny miała jutro, ale skoro już go widziała, to powiem jej.
- Rose. - przyjaciółka spojrzała na mnie, trzymając na kolanach swojego pieska - Jest twój.
- Co? - szeroko otworzyła buzię.
Roześmiałam się. Wyglądała tak komicznie. Harry dołączył do mnie. Usiadłam obok niej, biorąc drugiego malca.
- To twój prezent urodzinowy. Wiem, że masz je jutro, ale skoro już go już widziałaś, to nie ma sensu tego ukrywać.
- Dziękuję! - pisnęła i mocno mnie przytuliła.
Harry pokręcił głową z niedowierzaniem. Brunetka podeszła do niego z pieskiem. Cicho coś do niego szeptała. Oboje ciągle się uśmiechali. W końcu Hazza ją pocałował i pogłaskał malca. Postanowiłam zostawić ich samych. Zabrałam mojego szczeniaka, kierując się na dwór. Usiadłam na trawie. Piesek nie pewnie stąpał po zielonej trawie.
- Jakie nadać ci imię? - zastanowiłam się na głos, rzucając mu piłeczkę.
Owczarek z radością popędził za kulistym obiektem, wywracając się. Był uroczy. Po chwili przyniósł mi zabawkę, a ja ponownie ją odrzuciłam. Przez chwilę bawiliśmy się, aż w końcu maleństwo ziewnęło i położyło się na moich nogach. Uśmiechnęłam się lekko. Położyłam się, przekładając go na mój brzuch. Zamknęłam oczy ciesząc się słońcem. Intensywnie myślałam nad jakimś imieniem. Nic nie przyszło mi do głowy.
- Jak chciałbyś się nazywać? - znów zastanawiałam się na głos.
- Może daj mu na imię Ares. - usłyszałam znajomy głos.
Podniosłam się, przekładając psiaka. Zayn szedł w moją stronę. Podniosłam się i cofnęłam kilka kroków. Mimo to, po chwili, szatyn stał przede mną.
- Po co tu przyszedłeś? - warknęłam nie patrząc mu w twarz.
- Żeby powiedzieć ci prawdę.- odparł.
- Dzięki. Chyba już wiem. - odparłam i chciałam przejść obok.
Malik złapał mój prawy nadgarstek, przez co gwałtownie obróciłam się w jego stronę.
- Nie. Widziałaś coś, co nie jest prawdą. - zaśmiałam się gorzko.
- Nie wyszło ci ze mną, to z powrotem sprowadziłeś sobie Rebece?
Zmarszczył brwi.
- Co? Nie! - oburzył się - To ona do mnie przyszła. Nie wiedziałem, że tam jest.
- Jesteś żałosny!
Wyrwałam mu się i popędziłam do mojego pokoju. Położyłam szczeniaczka na podłodze, a sama runęłam na łóżko. Schowałam twarz w poduszkę, która już chwilę później była mokra. Poczułam coś delikatnego i mokrego na moim policzku. Podniosłam wzrok. Owczarek merdał ogonem, patrząc na mnie. Ponownie zlizał słoną kroplę z mojej twarzy. Zaśmiałam się przez łzy. Przytuliłam go lekko. Dopiero teraz zauważyłam, że ma czarną plamkę pod brodą.
- Black. - szepnęłam - To imię dla ciebie.
Ogarnęłam się. W końcu nie mogę ciągle płakać! Puściłam muzykę i bawiłam się z pieskiem. Kiedy malec zasnął usiadłam przy biurku i zaczęłam pisać. Postanowiłam przyjąć propozycję Louisa, ale najpierw musiałam mieć coś do pokazania. Od zajęcia, oderwało mnie pukanie do drzwi. Rzuciłam krótkie: proszę. Rose weszła do pomieszczenia i usiadła na łóżku. Odwróciłam się do niej przodem.
- Co jest? - spytała uważnie na mnie patrząc.
Black podbiegł do mnie. Wzięłam go na kolana, a on skulił się i zapadł w sen. Pogłaskałam jego mięciutką sierść.
- Malik jest nie aktualny. - odparłam.
- Jak to? - zmarszczyła brwi.
- Chciał mnie mieć na jedną noc i mu nie wyszło.
Nie zrozumiała. Opowiedziałam jej o całym zajściu u niego, nie omijając mojego wyczynu. Dodałam też do opowieści, jego dzisiejsze odwiedziny.
- Świnia. - powiedziała i mocno mnie przytuliła - Nie martw się. Dam mu popalić!
Zaśmiałam się cicho. Po chwili w pokoju byli już wszyscy prócz NIEGO. Rozsiedli się w moim pokoju i gadaliśmy do późna. Uwielbiałam takie wieczory. Mogłam się odprężyć. Ponieważ chłopcy zabrali trochę alkoholu nie obyło się bez śmiechu i ich gry w butelkę. Louis dostał zadanie by mnie pocałować. Oczywiście wszyscy uprzedzili mnie, że mogę utrudniać. Tak też było. Mimo, że znajdowałam się w jego szczelnym uścisku, nie mógł natrafić na moje usta. W końcu mu się udało i kiedy to zrobił nie odepchnęłam go. Był to bardzo namiętny pocałunek. Objęłam jego szyję. Usłyszeliśmy jak drzwi się otwierają, ale ani ja ani on nie przejął się tym. Poczułam jak coś odpycha ode mnie chłopaka. Otrzeźwiałam, gdy zobaczyłam, że Zayn uderzył go w twarz. Odepchnęłam rozwścieczonego Mulata od bezbronnego Lou, który leżał na ziemi.
- Nie waż się jej więcej tknąć! - warknął szatyn - Jest moja!
Te słowa mnie zabolały. Uważał, że należałam do niego? To nie było fair. Nie podobało mi się to. Spojrzałam w brązowe oczy, które spoglądając na mnie, złagodniały.
- Nie jestem twoją własnością. - warknęłam roztrzęsionym głosem.
Pomogłam podnieść się Tommo. Chłopak otarł, brudny od krwi, kącik ust dłonią. Położyłam dłoń na jego ramieniu, by nie rzucił się na Zayna. Nie chciałam by się bili. Zayn wręcz próbował wypalić dziurę, w ramieniu Louisa, na którym trzymałam rękę. Po chwili tylko spuścił wzrok i warknął do Louisa:
- Nie skończyliśmy.
Wyszedł trzaskając drzwiami. Nie chciałam rozwalić ich przyjaźni. Jeszcze nie dawno było tak dobrze. Impreza się skończyła. Wszyscy się rozeszli, zostawiając mnie i Tommo samych.
- Przepraszam... - mruknęłam patrząc w podłogę.
Było mi strasznie głupio. To nie powinno się wydarzyć.
- No co ty. - odparł z lekkim uśmiechem i mnie przytulił; moje oczy były już zaszklone - To tylko i wyłącznie wina Harrego. To on wymyślił mi to zadanie. No i wina Zayna. Przyszedł w złym momencie.
Zaśmiałam się i wierzchem dłoni starłam łzę płynącą po policzku. Lou pocałował mnie w czoło.
- Przecież jesteśmy przyjaciółmi, tak? - spojrzał mi w oczy.
- Tak. - odparłam z uśmiechem, ponownie się do niego przytulając.

* * *

Obudziłam się bardzo wcześnie. Louis spał w poprzek w moich nogach z Blackiem na brzuchu. Zaśmiałam się cicho na ten widok. Byłam na dzisiaj umówiona z Jamesem. Miałam być gotowa na 14:30. Na 15:00 musiałam dotrzeć do parku. Oczywiście miałam w planach zabranie psiaka. Nie budząc więc ani Tommo, ani szczeniaka, poszłam do łazienki. Wzięłam gorący prysznic i ubrałam się w sukienkę. Tym razem była miętowa, na ramiączkach, ściągana w talii. Zrobiłam pasujący makijaż, a włosy zostawiłam rozpuszczone. To w sumie nie możliwe, że ubieram się w sukienki - stwierdziłam stojąc przed lustrem i przyglądając się sobie. Kiedyś ich nie cierpiałam. Rajstopy i to wszystko już mnie zniechęcało. Ale teraz, nawet mi się to podoba. To jest dziwne. Wróciłam do pokoju. Spojrzałam na łóżko i westchnęłam. Chłopcy nadal spali. Postanowiłam ich obudzić.
- Black. Idziemy na śniadanie! - kiedy tylko to usłyszał, owczarek zerwał się i skacząc po Louisie znalazł się obok mnie.
- Ał! - jęknął Tomlinson.
- Czekamy na dole. - mruknęłam rozbawiona i zabrałam psiaka na dół.
W kuchni był tylko Harry. Z uśmiechem mnie przytulił, po czym pogłaskał pieska. Postawiłam maleństwo na ziemi, a następnie napełniłam jego miskę chrupkami. Sama też zabrałam się za szykowanie śniadania. Zrobiłam całą górę kanapek, bo wiedziałam, że za chwilę przyjdzie też reszta. Powoli zajadałam posiłek. Harry się przyłączył.
- Jeśli chodzi o Malika... - zaczął, ale mu przerwałam.
- Daj spokój. Było minęło.
Myślałam, że oczy mu wyjdą z orbit. No oczywiście, że tak nie myślałam, że to wszystko mnie dotknęło, ale nie wszyscy muszą o tym wiedzieć. To sprawa moja, Zayna i Louisa. Inni powinni trzymać się z daleka. Takie było moje zdanie. I Lou pewnie przyzna mi rację.
- Nie wierzę... - zabrakło mu słów - Jak to? Przecież wiem, że coś do niego czujesz więc...? - ponownie nie pozwoliłam mu skończyć.
- Więc daj spokój. To moja sprawa. Poradzę sobie. Muszę w końcu dorosnąć.
- Martwię się o ciebie. - zmarszczył brwi.
- Nie potrzebnie. - pocałowałam go w policzek z ogromnym uśmiechem.
Nie zdążyło minąć kilka sekund, kiedy do kuchni przyszła całą banda. Wspólnie dokończyliśmy śniadanie, po czym każdy zajął się sobą. Miałam do wyjścia dużo czasu, lecz ten czas strasznie szybko mi minął i już musiałam wychodzić. Zapięłam Blackowi smycz i zamknęłam drzwi krzycząc: Wrócę niedługo!. Ruszyłam spokojnym krokiem w stronę parku.











































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej!
Co tam u was?
U mnie nic się nie zmienia.
Co do ważniejszych spraw:
  • Smuci mnie to, że pod jednym rozdziałem, znajduje się komentarz jednej osoby.
  • Nie do końca wiem, czy to oznacza, że mam pisać, czy, że mam przestać?
  • Może nie jestem jakaś super, zdarzają mi się błędy, nie można powiedzieć, że robię coś systematycznie, ale staram się jak mogę i jeśli macie jakieś uwagi: napiszcie.
  • Zastanawiam się czy mam zawiesić to opowiadanie:
  1. w końcu nikt jakoś super nie czyta,
  2. mam małą motywację do pracy (a ogromną wenę)
Piszcie w komentarzach co myślicie, bo ja już zupełnie nie wiem.
A... wracając do treści bloga, pewnie wiecie co się wydarzy dalej ale:
WSZELKIE SYTUACJĘ I DIALOGI MIĘDZY BOHATERAMI PISZĘ SAMA I JEST TO TYLKO I WYŁĄCZNIE MOJA WYOBRAŹNIA
Więc do następnego ;)


2 komentarze:

  1. Witaj! :))

    Do tej pory czytałam tylko jeden fanfic o One Direction, ale gdy tylko przeczytałam prolog i początkowe trzy rozdziały, wiedziałam, że Twój będzie następny! :))
    Przekonałaś mnie do siebie, zarówno treścią, jak i stylem pisania! O dziś masz we mnie stałą czytelniczkę! :)
    W sposób w jaki Harry przeprosił Amelię za wybuch złości był przeuroczy! :)) *.*
    Życzę Ci mnóstwa weny, czekam na kolejny rozdział i zabieram się za nadrabianie zaległości!!! ;))
    Ogólnie jest naprawdę dobrze, możesz być z siebie dumna! :3 ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps. zapraszam również do mnie, namiar znajdziesz w spamie! ;))
      Pozdrawiam Cię serdecznie! <3

      Usuń