środa, 22 kwietnia 2015

Rozdział 18

Rodzice dostali telefon o nagłej zmianie planów, z której cieszyłam się jak dziecko. Nasze spotkanie zostało przeniesione na za tydzień. Nie mogłam w to uwierzyć. Tak bardzo się z tego cieszyłam. Lecz szybko nadeszło to co nieuniknione. Kolacja miała odbyć się w restauracji. Niechętnie na nią szłam, ale to było logiczne wyjście. Postanowiłam się jakoś przygotować. Mama zastrzegła, że to droga i elegancka restauracja, żeby mi do głowy nie przyszło ubieranie spodni. Więc znalazłam w mojej szafie jakąś sukienkę.
Nie chciałam się jakoś specjalnie stroić. Zwykła czarna i czarne szpilki. Włosy lekko spięłam. Miałam nadzieję, że to zadowoli mamę. Jednak nie była szczególnie zachwycona moim wyglądem. Trudno. Tata za to powiedział mi, że ślicznie wyglądam. Odpowiedziałam mu uśmiechem, ale za chwilę mama na niego nakrzyczała, że przecież nie powinnam się tak ubierać. Wywróciłam oczami. Do drzwi ktoś zadzwonił. Zmarszczyłam brwi i otworzyłam. Stał tam kurier z poczty kwiatowej.
- Pani... Amelia? - spytał.
- To ja. - odparłam.
- To dla pani. - wręczył mi ogromny bukiet kremowych (żółtawych) pięknych róż - Proszę tu podpisać.
Podpisałam tam gdzie wskazał i wróciłam do środka. Powąchałam kwiaty. Miały piękny zapach. Znalazłam w nich liścik. Rodzice uważnie mi się przyglądali. Sama nie miałam pomysłu kto je przysłał. Na pewno było to męskie pismo. Bez problemu odczytałam:
Baby, You driving me crazy!*
                                  BBfB
Zatkało mnie. Kto mógł mi to wysłać? Nie mogłam w głowie znaleźć żadnej sensownej odpowiedzi. Nie znałam nikogo o takich inicjałach. I to małe "F". Hmm...
- Od kogo? - spytała spiętym głosem mama.
- Nie wiem. - odparłam cicho.
- Jak to: nie wiesz?! - wrzasnęła.
Nie chciałam się z nią kłócić. Zamilkłam. Wyrwała mi kwiaty i wrzuciła je do kosza. Poczułam się tak jak by chciała mnie spoliczkować. Wyrzuciła coś co było moje. Ominęłam ją rzucając jej wściekłe spojrzenie. Wyjęłam kwiaty i wstawiłam je do wody.
- Chodźmy już. - powiedział po chwili milczenia tata.
Ostatni raz zaciągnęłam się pięknym zapachem róż, a karteczkę schowałam do torebki.Wsiedliśmy do auta i całą drogę na miejsce milczeliśmy. Moja pierwsza reakcja kiedy wysiadłam z auta to: WOW. Śliczny budynek, przed którym  stała fontanna. Wokół niego były różne rośliny. W większości chyba egzotyczne. Powoli weszliśmy do środka. Na podłodze był czerwony dywan. Nieźle. Po chwili tata pytał o nasz stolik, a jakiś mężczyzna chciał odebrać ode mnie i mamy nakrycia, ale było tak ciepło na zewnątrz, że nie założyłyśmy żadnych kurtek. Po chwili szłam za rodzicami do odpowiedniego stolika. Zatrzymali się więc i ja stanęłam. Po chwili już siedzieli. Mi krzesło odsunął jak się domyśliłam, mój przyszły mąż. Typowy blondyn w garniturze (Niall wyglądałby lepiej). Miał nie więcej niż 20 lat. Założę się, że studiuje prawo. Skąd wiedziałam? Nie wiem, przeczucie. Usiadłam więc i spojrzałam na jego rodziców. Wydawali się mili. Siedzieliśmy przy okrągłym stoliku. Po prawej stronie miałam - jak się dowiedziałam - Daniela, a po lewej tatę. Wiało nudą i czułam, że to się nie zmieni. Jęknęłam w duchu. Na co ja się zgodziłam? Ale czego nie robi się dla osób, które kochasz. Upiłam łyk wina. Nie smakowało mi, ale nie dałam tego po sobie poznać. To nie był zupełnie mój klimat. Zdecydowanie wolałam piwo.
- A ty Amelio? - zwróciła się do mnie mama Daniela - Co lubisz robić? Czym się interesujesz?
Uśmiech wpełzł na moje usta. Mama nie będzie zachwycona z tego co powiem, ale nauczyła mnie też, że nie ładnie kłamać.
- Wieloma rzeczami. - odparłam patrząc na nią - Ale szczególnie motorami. Brat mnie tym zaraził gdy byłam młodsza. Od tamtej pory dużo czasu spędzałam z nim w garażu i majsterkowałam. Lubię też muzykę. Kiedy marzyłam by zostać nauczycielką śpiewu. - trochę naciągane, ale wiem, że wszyscy to łyknęli.
- Amelia. - skarciła mnie cicho mama.
Widziałam na ich twarzach zdziwienie. Prawie parsknęłam śmiechem. Znów upiłam łyk wina. Faktycznie mój brat zaraził mnie motorami i czasem mu pomagałam i lubiłam muzykę, ale to o nauczycielce to ściema.
- Co jeszcze lubisz? - spytał z uśmiechem Daniel.
- Zwierzęta. Szczególnie dzikie i niebezpieczne. Kojarzą mi się z wolnością. - bardzo starannie wymówiłam ostatnie słowo - Czy chciałbyś wiedzieć coś jeszcze?
Zaśmiał się. Czyżby mój charakter mu odpowiadał?
- Owszem.
Uniosłam brew. Idiota, ale sam się prosi. No dobrze, jaką bajeczkę by tu jeszcze zmyślić? Co do zwierząt po części prawda. Wiedziałam, że nasi rodzice już nas nie słuchają, tylko rozmawiają między sobą.  Kurczę. Muszę coś zmyślić. Myśl, Amelia, bo będzie źle. Aha...
- Strasznie nie lubię oficjalnych przyjęć. Te garnitury i długie suknie... To takie... sztywne. Wolę zwykłą imprezę w klubie. Czerwone wino do mnie nie przemawia. Zdecydowanie leprze są drinki.
Jego twarz nie okazywała zdziwienia. Wręcz przeciwnie. Interesował się mną. Nie dobrze.
- A co do twojego typu "idealnego faceta"? - przegina.
Teraz to mu tak dowalę, że się nie pozbiera.
- Zdecydowanie szatyn. Ciemne oczy, wysoki, wysportowany. Kocham u facetów tatuaże i kolczyki. I musi mieć charakter... - przyjrzałam mu się - Sorry. Nie łapiesz się.
Wybuchnął szczerym śmiechem. Super. Ja się tu staram, a on mnie wyśmiewa. Nachylił się do mnie i spojrzał w moje oczy.
- Przecież widzę, że próbujesz mnie do siebie zniechęcić. Dlaczego? - chciał dotknąć mojego policzka, ale gwałtownie i stanowczo odepchnęłam jego rękę.
Chciał wiedzieć? Dobrze, ale żeby nie było do mnie później pretensji. A może znów trochę po ściemniam. Będzie zabawnie lub znów mnie wyśmieje., Zawsze warto spróbować.
- Nie chcesz wiedzieć. - odparłam poważnie prostując się.
- Owszem, chcę. - odparł uważnie mi się przyglądając.
Przegryzłam wargę dla lepszego efektu po czym spojrzałam na niego. Starałam się wczuć w rolę, którą mam zagrać. Tym razem musiałam odkryć w sobie talent aktorski.
- Szczerze to nie pasujesz do mojego towarzystwa. Zazwyczaj nie chodzę w takich kieckach. - wskazałam na sukienkę, którą na sobie miałam - Nie jestem typem grzecznej dziewczynki. Rodzice mieli przeze mnie nie jeden problem. Naprawdę nie chcesz wiedzieć czemu. - kiedy chciał coś powiedzieć, przerwałam mu - Muszę iść do toalety. Przepraszam.
Podniosłam się i ruszyłam w stronę wyjścia gdzie mieściły się ubikacje. Boże, jak ja cholernie tęskniłam za Malikiem. On nie był taki sztywny. Daniel to idiota z prawa. Czułam małą pustkę w środku. Przez kilka poprzednich dni nie mogłam się na niczym skupić. Kiedy byłam pod odpowiednimi drzwiami ruszyłam biegiem w stronę wyjścia. Przez chwilę biegłam i przystanęłam. Ściągnęłam buty i wzięłam je w rękę. O wiele lepiej. Szybko popędziłam do domu. Musiałam tu przyjechać, żeby się dowiedzieć ważnej rzeczy. Moim błędem nie był wyjazd do Londynu tylko wyjazd z Londynu tutaj. Wpadłam do mojego pokoju i wzięłam swoją walizkę. Nie rozpakowałam się. Zbiegając na dół o mało co nie spadłam ze schodów. Moje serce biło co raz szybciej. Wiedziałam, że za chwilę zorientują się, że mnie nie ma. Wzięłam swoje kwity z kuchni i całą drogę na lotnisko nie mogłam się z nimi rozstać. Tuż przed odprawą oddałam je jakieś kobiecie, która właśnie wylądowała w Polsce.


*Harry*
Już ponad tydzień byliśmy w trasie. Mimo, że codziennie rozmawiałem z Rose tęskniłem jak szalony. Dziś mogliśmy odpocząć. Nudziło nam się w hotelowym pokoju. Louis nabazgrolił coś na kartce po czym pokazał mi ją:
Co jest Malikowi???
Wzruszyłem ramionami. Ale też zauważyłem jego dziwne zachowanie. Nie chciał jeść, mało sypiał. Zdawało mi się, że był nieobecny. Często jego myśli były daleko od nas. Co u niego wywołało takie zachowanie...? Po chwili zrozumiałem... Rebeca. Postanowiłem, że z nim pogadam. W końcu, kto jak kto, ale ja w tej sytuacji go rozumiem najlepiej. No, może jeszcze Liam coś o tym wie. Wyszedłem na balkon gdzie zastałem Zayna. Usiadłem obok niego. Palił papierosa.
- Wiem jak to jest jak tęsknisz za kimś kogo kochasz... - zacząłem nie pewnie.
Szatyn zaśmiał się gorzko.
- A co jeśli tęsknisz za kimś kogo nie kochasz?
- To znaczy, że jesteś ślepy. - odparłem, a on na mnie spojrzał - No co?
- Nic idioto. - odparł.
- Nie pozwalaj sobie. - wyprostowałem się mimowolnie.
- I tak jesteś młodszy. - Malik zmierzwił mi włosy ręką jak za dawnych lat i wrócił do mieszkania.
Westchnąłem, chodź wiedziałem, że to będzie jedno z moich najlepszych wspomnień. Wróciłem za nim. Od razu zauważyłem Louisa. Zatykał dłonią usta by się nie roześmiać. Gdy dostrzegł, że na niego patrzę pokazał na Nialla. Blondyn miał do pleców przyklejoną kartkę z napisem:
Rozdaję darmowe uściski! Jestem na sprzedaż!
Zaśmiałem się, a Louis spadł z oparcia kanapy na podłogę i zamiast jęczeć, że coś go boli nie mógł przestać się śmiać.
- Co mu jest? - spytał Nialler.
Liam przyjrzał się nam, po czym i on dostrzegł ogłoszenie na plecach blondynka. Również się roześmiał.
- Chodźmy do galerii. - zaproponowałem.
- O tak! - powiedział Lou i szybko wstał.
Zayn do nas dołączył. Również nie mógł powstrzymać śmichu. Miałem wrażenie, że po naszej rozmowie zrobił się bardziej obecny. Nawet jego oczy się śmiały. W centrum wszystkie dziewczyny goniły Nialla z pytaniem: "ile za ciebie, przystojniaku?" Nie mogliśmy pohamować śmichu, a blondyn uciekał biegiem nie rozumiejąc co się dzieje. Po jeszcze kilku wygłupach wróciliśmy do hotelu. Zastała nas tam niespodzianka. W naszym apartamencie była Rebeca. Malik nie ucieszył się jakoś szczególnie. Poszli pogadać na balkon.
- Stówa, że z nią zerwie. - powiedział cicho Louis gdy siedzieliśmy w kuchni.
- Dwie, że zacznie krzyczeć. - odparłem.
- Trzy, że jesteście nienormalni. - powiedział Liam, a my się zaśmialiśmy.
Dzisiejszy dzień był wyjątkowo zabawnym dniem. Szczególnie dzięki Niallowi.
- Cztery, że zjem 6 pizz. - wtrącił blondyn.
- A ty to tylko o jedzeniu. - mruknął Lou, a Nialler wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Po chwili usłyszeliśmy krzyki Zayna. Nigdy tak nie wrzeszczał na żadną dziewczynę.
- Dawaj kasę. - mruknąłem ze śmiechem widząc jak zapłakana Rebeca wychodzi.
- Ty też. - odparł Tommo - Zerwali.
I wyszło na to, że Lou dał mi stówę. Zgodnie z umową, obaj wygraliśmy. Po chwili przyszedł do nas nieco przygnębiony Zayn.
- Stary ale dałeś. - powiedział Louis i zaczął się śmiać. Ale idiota. To było nietaktowne - Ten wybuch wściekłości i te słowa: wcale nie kocham innej! - znów się roześmiał.
Liam uderzył go w głowę, a ja mógłbym przysiąc, że słyszałem głuche echo. Roześmialiśmy się wszyscy i zaczęła się nasza bitwa na jedzenie. Skończyliśmy ją i obejrzeliśmy to co się stało. Pole bitwy nie wyglądało ciekawie. Na ścianie była bita śmietana, a na lampie wisiała moja koszulka w miodzie, cała podłoga była przystrojona płatkami i innymi sypkimi składnikami. Chciałem przejść do łazienki, żeby się umyć. Lewą stopą stanąłem w coś lepkiego. Podniosłem nogę.
- Horan?! - warknąłem patrząc na niego.
- To nie ja wylałem tę masę na krówkę. - odparł.
Warknąłem cicho i poszedłem wziąć prysznic. Jak zawsze złość na blondyna szybko mi minęła.


*Amelia*
Padał deszcz. Moja widoczność była ograniczona. Tak bardzo lało, że miałam wrażenie, że jest biało. Nad drzwiami świeciła się lampka. Westchnęłam. Bałam się zapukać. Może jednak spróbować? Odwróciłam się i pociągnęłam walizkę. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
- Mela? - głos Rose bez problemu do mnie dotarł.
- Hej. - odparłam nie pewnie odwracając się do niej przodem.
Po chwili byłam w jej ciepłych ramionach. Mocno mnie przytuliła pozbawiając oddechu. Cieszyła mnie jej reakcja. Spodziewałam się, że będzie na mnie zła za to, że wyjechałam bez pożegnania i wróciłam i nie wiadomo skąd i kiedy mi się chciało.
- Chodź do domu. Jesteś cała mokra. - powiedziała z troską.
Po chwili znalazłam się w ciepłym pomieszczeniu. Rose zmierzyła mnie wzrokiem. No tak... Sama dziewczyna, wieczorem w koronkowej sukience niezbyt ciekawie wygląda. Ale znając życie zaraz mi dowali jakimś komentarzem.
- Nieudana kolacja rodzinna? - spytała ze śmiechem i przeszła do kuchni - I co zrobiłaś z włosami?
- Nie udana kolacja z przyszłym mężem. - odparłam.
Usłyszałam trzask talerzy.
- Słucham?! - krzyknęła wystawiając głowę za drzwi by spojrzeć mi w oczy.
Zmusiłam się do opanowania śmiechu. Przecież to śmiertelnie poważna sytuacja.
- Ma na imię Daniel. Jest wysokim blondynem. - odparłam.
- Ale ty się... Nie... Ty się nie zaręczyłaś prawda? - dosłownie przeskanowała mnie wzrokiem.
Co raz bardziej bawiła mnie ta sytuacja. Może jeszcze przez chwilę to pociągnę?
- Rodzice mnie zaręczyli. A co do włosów: podobają ci się?
- Tak. Masz świetny kolor.
Wyraźnie jej ulżyło. Zaśmiałam się. Przeszłam do łazienki i ubrałam się w jakiś dres. Od razu lepiej i przede wszystkim cieplej. Usidłam obok Rose w kuchni. Nalałam sobie gorącej herbaty, którą zaparzyła brunetka. Upiłam łyk i przeszedł mnie dreszcz. Nadal nie było mi jakoś super ciepło. Otuliłam się kocem.
- Mój powrót do Polski był najgłupszym pomysłem na jaki wpadłam. - wyżaliłam się.
- Masz szczęście. - mruknęła Rose z uśmiechem - Że zrozumiałaś i że nie zaczęłam szukać inne współlokatorki.
Mocno ją przytuliłam. Cieszyłam się, że chciała bym nadal z nią mieszkała. zależało mi na tym, żebyśmy miały dobre relacje. Przecież byłyśmy jak siostry. Byłam strasznie zmęczona więc powiedziałam przyjaciółce, że idę spać. Odparła mi tylko, że zadzwoni do Hazzy i przekaże mu, że jestem w domu i też się położy. Kiedy wślizgnęłam się pod ciepłą kołdrę od razu było mi lepiej. Nie miałam już domu w Polsce. Mój dom był tutaj.
Obudziło mnie słońce padające smugami na moją twarz. Przeciągnęłam się w łóżku. Cieszyłam się widząc mój ukochany pokój. Szybko wstałam i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w luźną, czarną koszulkę i siwe rurki i zrobiłam sobie lekki makijaż. Zeszłam na dół. Rose jeszcze spała. Postanowiłam ugotować śniadanie. Pierwsze co przyszło mi na myśl to jej ulubione omlety. Tak więc zabrałam się za prace puszczając wcześniej jakąś wesołą muzykę. Szybko mi poszło i nawet nie zauważyłam kiedy w kuchni pojawił się Rose. Miała rozczochrane włosy i była niewyspana. Pewnie długo gadała z Loczkiem. Ściszyła muzykę i wrzasnęła:
- Otwórz te cholerne drzwi!
Faktycznie, ktoś próbował się do nas dobić. Wytarłam ręce i truchtem podbiegłam do drzwi. Otworzyłam je. Zdziwiłam się ponowie widząc dostawcę z kwiatami.
- Pani... Amelia? - spytał zaglądając wcześniej w papiery.
- To ja. - odparłam.
- Dla pani. - wręczył mi kwiaty - Proszę podpisać. - podał mi długopis.
Szybko nabazgroliłam swoje imię i nazwisko i zamknęłam drzwi, żegnając się z kurierem. Powąchałam kwiaty. Miały piękny zapach. Odnalazłam w nich kolejny liścik. Było to takie samo pismo jak poprzednio. Czyżbym miała wielbiciela? Otworzyłam małą karteczkę:
Don't look around cause love is blind**
                                      DM
Nie rozumiałam tego. To samo pismo i inny podpis? Kim był ten mężczyzna? Byłam pewna, że kiedyś widziałam to pismo. Kurczę! Brak pomysłu. Przeszłam do kuchni i wstawiłam je do wazonu.
- Skąd masz kwiaty? - spytała Rose wcześniej przełykając kawałek omleta i marszcząc brwi.
- Kurier mi przywiózł. Od niejakiego DM.
- Co?
Moja reakcja jest identyczna. Nie znam nikogo o takich inicjałach. Usiadłam obok niej i wyciągnęłam karteczkę ze wczorajszych kwiatów. Pokazałam jej.
- Bez sensu. Przecież pismo jest to samo. Czemu podpisał się innymi inicjałami? - spojrzała na mnie.
- Nie mam pojęcia. - odparłam.
Przez chwilę panowała cisza, ale Rose ją przerwała.
- Masz wielbiciela! - wrzasnęła podekscytowana - Teraz to na pewno nie wypuszczę cię w dresie z domu!
- Rose... - przerwała mi.
- Nie ma żadnego "ale"! Od dzisiaj ja cię ubieram! - uciekła do swojego pokoju, a ja zaczęłam się śmiać.
Pokręciłam głową. Zjadłam jednego omleta i zmyłam naczynia. Powąchałam kwiaty jeszcze raz i poszłam do swojego pokoju. Od dłuższego czasu nie zaglądałam do mojego zeszytu z tekstami. To trochę zabawne. Nie chciałam ich czytać, bo pisałam je będąc z Kamilem więc wszystkie były smutne. Dzisiaj postanowiłam się przemóc. Wzięłam zeszyt i śledziłam każdą linijkę tekstu. Kiedyś pisanie naprawdę mi szło. Postanowiłam znów to robić. Znów spróbować pisać teksty. To w większości były piosenki. Miałam ułożoną melodię w głowie, ale nigdy ich nie śpiewałam. Jakoś nigdy nie miałam odwagi "opublikować" moich dzieł. Sława nie była dla mnie. Ja chciałam tylko dać upust emocją. Na tym mi zależało. Kolejne kilka godzin ślęczałam nad kartką w zeszycie i długopisem w ręku. Moja praca okazała się owocna. Napisałam coś. Zastanawiałam się tylko czy to coś jest dobre czy nie. Nie umiałam znaleźć odpowiedzi więc zostawiłam to i zeszłam na dół, napić się czegoś. W kuchni była Rose z telefonem w ręce.
- Wiesz, że Mela ma wielbiciela?
Domyśliłam się, że rozmawia z Harrym, ale po co mu mówiła?
- Rose! - skarciłam ją.
Spojrzałam na mnie tylko i się uśmiechnęłam. Ugh... Był okropna. Napiłam się soku pomarańczowego. Brunetka przywołała mnie do siebie ruchem ręki po czym podała mi telefon.
- Hej, Hazza. - przywitałam się.
- Czegoś mi nie mówisz. - powiedział rozbawiony - Co to za wielbiciel?
- Zielonego pojęcia nie mam. - poszłam do góry chodź prawdopodobieństwo, że Rose będzie podsłuchiwać i tak było duże - Dostałam od niego dwa razy kwiaty i dwa razy podpisał się inaczej.
- Ciekawe... - Loczek zamyślił się - A jak się podpisał?
- BBfB i DM.
Przez chwilę w słuchawce panowała cisza, ale po chwili brunet roześmiał się.
- Harry jeśli wiesz kto to to mi powiedz. - powiedziałam błagalnym tonem.
- Skąd on wziął twój adres? - zastanowił się na głos.
- Harry! - ponagliłam.
- Przykro mi nie powiem ci. Mogę cię tylko naprowadzić: mój dobry znajomy, i to nie żaden z chłopaków z 1D.
Jęknęłam.
- Nie znam żadnych twoich znajomych nie z 1D. - odparłam zrezygnowana.
- Znasz. Przypomnisz sobie. Pa.
Rozłączył się, a ja sfrustrowana padłam twarzą w poduszkę. To jeszcze długo się nie dowiem, kto to był o ile sam się nie ujawni. Po chwili do mojego pokoju wpadła Rose.
- Idziemy na imprezę?
- Czemu nie...
- To szykuj się na wieczór.
Nie miałam jakiejś szczególnej ochoty na zabawę, ale dałam się namówić. W sumie, czemu nie? Czas do wieczora zleciał mi na niczym. Bezsensu kręciłam się po domu; oglądałam telewizję, słuchałam muzyki i przy okazji sprzątałam i rozmyślałam o tym co powiedział mi Harry. Był okropny. Nie powiedział mi. Dość szybko skojarzył o kogo chodzi. Może mi też się (kiedyś) uda. Zaczęłam się szykować. Najpierw zrobiłam sobie lekki makijaż, a potem się ubrałam. Kiedy zeszłam na dół Rose też była gotowa. Wyglądałyśmy na prawdę dobrze, chodź nie za bardzo lubiłam odkrywać ciało. Na miejsce pojechałyśmy autem. Znalazłyśmy się w klubie. Było bardzo głośno i tłoczno. Od razu z Rose poszłyśmy na parkiet. Brunetka na początku tańczyła sama, ale w końcu uległa i zaczęła tańczyć z jakimś mężczyzną. Zresztą zupełnie jak ja. Tańczyłam z każdym, który mnie zaprosił. W końcu po dwóch godzinach tańców poszłam się napić. Kupiłam sobie bezalkoholowego drinka.
- Nie lubisz procentów? - spytał mnie jakiś facet, siadając obok.
- Nie twój interes. - odparłam sztywno.
- No, no. Na parkiecie wymiatałaś, a tutaj jesteś jakaś spięta. - odgarnął włosy z mojej szyi i przerzucił je na drugą stronę.
Odepchnęłam jego rękę.
- Zostaw... - nie dokończyłam, bo chłopak brutalnie mnie pocałował.
Chciałam go odepchnąć, ale był silniejszy. Łapałam się czego mogłam. Przejechałam pazurami po jego policzku. Odskoczył ode mnie.
- Dupek. - warknęłam i przyłożyłam mu jeszcze w nos.
Odeszłam stamtąd. Napisałam Rose, że jadę do domu. Odeszła mi ochota na jakąkolwiek zabawę. Szybko znalazłam się w przytulnym pomieszczeniu. Uwolniłam bolące nogi od szpilek i poszłam do kuchni. Napiłam się soku i poczułam pieczenie w dolnej wardze. Ten idiota przegryzł mi skórę. Bolało, ale próbowałam to ignorować. Wzięłam szybki prysznic i postanowiłam iść spać. Nie miałam nic innego do roboty.











































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*Kochanie, doprowadzasz mnie do szaleństwa!
**Nie rozglądaj się dookoła ponieważ miłość jest ślepa
Cześć! Przybywam z nowym rozdziałem! ;)
Nie wyszedł mi, wiem. Wydaje mi się, że jest słaby.
Postaram się, żeby kolejny był lepszy ;)
Mam nadzieję, że zaczniecie komentować ;)
Jak spojrzałam na ankietę to normalnie zaczęłam się śmiać. Jest 50% na komentuję i 50% na znalazłam się tu przypadkiem! Przypadek? Nie sądzę...
A tak na serio - was nic to nie kosztuję, nawet głupi uśmieszek i będę zadowolona ;)
Więc czekam na wasze wspaniałe opinię ;)
Do następnego!

2 komentarze:

  1. Bardzo ładny rozdział. Blog bardzi mi się podoba tak samo jak sama fabuła bloga.. Jeszcze nie raz tutaj wpadne ; )
    http://partdirection.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Współczuję jej matki :( Co za idiotka! No i ten ojciec, nie mógł czegoś powiedzieć?

    OdpowiedzUsuń