poniedziałek, 6 lipca 2015

Rozdział 33

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

W nocy nie mogłam spać. Myślałam o tym co zrobiłam, co mogło się stać, jak bardzo jestem nie odpowiedzialna... Łza spłynęła po moim policzku. Nie zamierzałam jej zetrzeć. Czasem to pomaga. Czasem po prostu trzeba sobie popłakać. Przynajmniej mi pomagało.
Obudziłam się kiedy lekarz przyszedł zobaczyć jak się czuje. Było lepiej. Mój organizm zaczął przyjmować pożywienie, co oznaczało że za kilka dni wrócę do domu. Cieszyłam się z tego. Nie chciałam już siedzieć w tym szpitalu. Miałam wrażenie że leżę w tej samej sali co ostatnio, przez co przypomniałam sobie wszystkie sytuacje, które miały wtedy miejsce - po wypadku samochodowym. Teraz nie chciałam ich pamiętać, bo prawie wszystkie wiązały się z Zaynem. Pamiętam wszystko. Tak bardzo wtedy wszystkiego żałowałam. Teraz nie wiem czy nie popełniłam błędu. Leżałam bokiem z dłonią pod policzkiem. Lekarz poszedł zapisując sobie jakieś wyniki. Drzwi ponownie się otworzyły. Ktoś jednak wszedł. Bałam się. Nie chciałam widzieć się z NIM. Miałam nadzieję że to nie on. Zaskoczyło mnie to co zobaczyłam.
- Hej, jak się czujesz? - James stanął przy moim łóżku.
Miałam ochotę go przytulić i przeprosić za to co się wydarzyło. To nie powinno mieć miejsca. Zależało mi na nim. Tylko skąd on wiedział o tym że tu wylądowałam? Nie ważne. Przyszedł. To się liczyło. Było mi strasznie głupio.
- Przepraszam. -powiedziałam słabym głosem.
- To ja powinienem Cię przeprosić. - odparł siadając na krześle - Zachowałem się jak dzieciak. Wybaczysz mi?
- Tobie nie wybaczę? - uśmiechnął się na moje słowa.
Złapał moją rękę i spojrzał mi w oczy. Martwił się. To oznaczało że znał prawdę. Tylko kto mu powiedział? Nie wierzyła, żeby przyjaciele mnie wydali, a nikt inny nie wiedział... W takim razie skąd James się dowiedział?
- Co u Ciebie? - spytałam.
- Dobrze. Lepiej opowiedz co z tobą. Nie wierzę że chciałaś pojeździć autem.
Więc tę wersję znał. Ja też bym nie uwierzyła. A jednak Zayn dał się nabrać. To akurat mnie cieszyło. Ale tylko z pozoru. W środku bardzo chciałam by wiedział wszystko, przyszedł przytulił mnie i powiedzieli że wszystko będzie dobrze. Tak bardzo pragnęłam znów poczuć jego ciepły dotyk i spojrzeć w jego śliczne oczy. To były moje chore wyobrażenia. Wiedziałam że nie przyjdzie. I w pewnym sensie było mi z tym lżej.
- Nic mi nie jest. Zasłabłam. - skłamałam gładko.
- Dlatego masz obandażowany nadgarstek? - uniósł brew.
- Nie chce o tym mówić. To było głupie. - odwróciłam wzrok.
- Żaden facet nie jest tego wart. - mruknął - Nawet ja. - zaśmiałam się.
Jednak w moich oczach były łzy. James położył się obok i lekko mnie przytulił. Teraz właśnie tego potrzebowałam. Wsparcia moich przyjaciół. Cieszyłam się że ich mam. Że zawsze są przy mnie i nigdy mnie nie zostawią. Byli najlepsi na świecie, byli moją rodziną. Więc ja i James leżeliśmy przytuleni, jak przyjaciele, w totalnej ciszy. I w sumie odpowiadało mi to. Mogłam o wszystkim pomyśleć i nawet nie robiło mi się tak bardzo smutno, bo miałam go przy sobie. Jego obecność działa kojąco na moje rany. Chciał wiedzieć coś więcej co u niego.
- A jak twoje studia? - spytałam.
- Dobrze. Wyobraź sobie że jeszcze daje radę.
Znów wywołał uśmiech na moich ustach. Nie wiedziałam jak to robił. Może miał jakieś magiczne zdolności. Najważniejsze że chciało mu się ze mną siedzieć. Przecież wcale nie musiał. Tak więc James czuwał nade mną póki nie przyszedł Harry, ale brunet zapowiedział swój powrót. Hazza usiadł na miejscu mojego poprzedniego rozmówcy. W jego zielonych oczach widziałam szczęście. Wrócili do siebie z Rose. Z tego bardzo się cieszyłam. Wszyscy widzieli że są sobie przeznaczeni.
- Jak się czujesz? - spytał Styles.
-Dobrze. Podobno za kilka dni wrócę do normalnego życia. - uśmiechnęłam się - Dzięki za to że mu nie powiedziałeś. - mruknęłam.
- Zaynowi? Nie ma sprawy. Chodź Louis i Rose bardzo chcieli mu pokazać że jest winny temu co się stało.
- To była moja głupota.
Chodź wywołana zachowaniem Zayna to nadal moja. Nie mogę zrzucić na niego za to winy. Przecież to nie on mi to zrobił. Bronilam go mimo że mnie skrzywdził. Byłam nienormalna. Westchnęłam.
- I wiesz... coś dla Ciebie mam. - wyciągnął z kieszeni jakiś pakunek - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
Uśmiechnęłam się szeroko. Pamiętał. Nawet ja zapomniałam. Przyjęłam pudełeczko, dziękując mu. W środku był breloczek z flagami kilku krajów w których byli w trasie. Przytuliłam Hazze. To był cudowny prezent. Wiedziałam że myślał o mnie - nie ważne gdzie był. Harry długo jeszcze ze mną siedział. Rozmawialiśmy w zasadzie o wszystkim. Zmienił go Louis. Miałam wrażenie że ciągle chcą mniej mnie na oku. Nie potrzebnie. Nie miałam zamiaru zrobić niczego niewłaściwego - o ile tak można nazwać mój ostatni wybryk. Ale cieszyła się z ich obecności. Lou z przymusu opowiedział mi jak to było z tym jego wmawianiem winy Zaynowi.
- Nie musiałeś go bić. - powiedziałam łagodnie.
- Nie broń go po tym. - zaprotestował.
- Ale on nic nie zrobił... - spojrzałam w podłogę.
- Skrzywidził Cię. Zostawił bez wyjaśnienia i ma nową łaskę. Nie powiesz mi że Cię to nie rusza.
- Nie rozmawiajmy o tym. Proszę. - spojrzałam na niego, smutnym oczami.
- Mimo wszystko... - przerwałam mu.
- Louis.
- No dobra. A jak się czujesz? - uśmiechnął się.
- Dobrze, nie długo stąd wyjdę.
- Co powiesz jak załatwienie ci przepustkę już dzisiaj?
Uniosłam brew. Jak to? Chodz byłoby to zbawieniem, wątpię żeby lekarz się zgodził. Byłam jeszcze słaba. Jeśli coś wskura będzie moim bohaterem.
- Jasne że chcę. - odparłam.
- Wrócę najpóźniej za godzinę.
Wyszedł, a ja w końcu zostałam sama i mogłam pomyśleć o kilku sprawach. Zastanawiałam się jak to jest z Zaynem. Może cały czas mnie okłamywał? Najpierw Rebeca, a teraz znowu ma jakąś nową. Byłam dla niego tylko na chwilę? Nie potrafiłam dopuścić do siebie wiadomości że mógł tak bardzo mnie skrzywdzić i kłamać w żywe oczy. Trudno, musiałam się z tym pogodzić. Sama przeraziłam się spokojem z jakim przyjęłam tę wiadomość. Może w końcu zmądrzałam? Mało prawdopodobne. Louis przyszedł, kazał mi się ubrać i spakować. Zrobiłam to. Byłam wdzięczna Rose, że przywiozła mi jakieś ciuchy. Tommo zamiast zawieść mnie do domu skierował się w nieznane mi miejsce. Spytałam gdzie jedziemy, ale zbył mnie jakimś błyskotliwym komentarzem o krajobrazie. Nie wierzyłam że gdzieś mnie wywozi. To nie było w jego stylu. Więc czego on chciał? Może zapewnić mi rozrywkę... Na razie byłam zirytowana, bo nie wiedziałam gdzie jedziemy. Tomlinson nie przejmował się mną i podkręcił głośność radia. Leciała jakaś piosenka, której nie znałam, ale Tommo głośno ją śpiewał. Doprowadził mnie do łez. Szczególnie gdy zaczął śpiewać Problem Ariany. W końcu skręciliśmy w jakąś polną dróżkę. Kierowaliśmy się w stronę jeziora. Ciekawe. Przecież jest początek stycznia.
Zatrzymaliśmy się pod domkiem. Wyglądał idealnie. Obok niego stało drugie auto. Opierał się o nie Harry. Nie był zadowolony. Kiedy tylko wysiadłam uśmiechnął się do mnie. Przytulił mnie na powitanie.
- Więc co tu robimy? - spytałam.
- Chcemy zapewnić ci oderwanie się od rzeczywistości. Zero komputera i telewizora. - odparł Hazza.
- W waszym towarzystwie, spoko. - wymienili znaczące spojrzenia.
Coś knuli. Nie wiedziałam tylko co - i to mnie trochę martwiło. Weszłam do środka. Jako dżentelmeni przepuścili mnie pierwszą w drzwiach. Tylko nie spodziewałam się że... wyrzucili torbę z moimi rzeczami do środka i zatrzasnęli drewniane drzwi, zamykając je na klucz.
- Chłopaki nie wygłupiajcie się. - powiedziałam nieco zdenerwowana, szarpiąc klamkę.
- Louis uważa że to dla Ciebie. - powiedział niepocieszony Harry.
- Grzecznie na nas poczekaj. Lodówka jest pełna. - dodał Lou i po chwili usłyszałam odjeżdżające auta.
Cholera! Wywieźli mnie i zostawili! Jak mogli?! Jeszcze nie ma ze mną Blacka. Napisałam do Hazzy sms'a w tej sprawie. Odpisał, że się nim zajmie z Rose. Świetnie. A co ja mam tu robić sama? I to bez telewizora i komputera. Nie to żebym była uzależniona, ale nie mogę wyjść nawet na dwór. Na dodatek telefon mi padał. Zaczęłam szukać jakiegoś kontaktu. Nigdzie na "powierzchni" go nie znalazłam. Postanowiłam oszczędzać baterie. Miałam nadzieję że starczy na jakiś czas. Na przykład do jutra. A przy okazji zadzwoniłam do Rose. Miałam nadzieję że mi pomoże i powie co tu się dzieje. Jednak nie odebrała. Bardzo mnie kocha. Zostało mi się rozejrzeć. W salonie były dwa fotele. Widać było że na środku, stała niedawno kanapa, ale ją usunięto. Ciekawe dlaczego? W kominku paliło się drewno. Na podłodze leżał puchaty dywan. Co prawda, cały dom był z ciemnego drewna, ale lampka na małym stoliku i okna dawały wystarczająco dużo światła. Ruszyłam dalej. Wspiełam się po ciemnych schodach. U góry była tylko jedna sypialnia i pokój, który robił za bibliotekę. Cały dosłownie był zawalony książkami. Spodobało mi się tam. Miejsce dla mnie. Przynajmniej tak mi się zdawało. Wyjęłam jedną z książek i usiadłam na podłodze. Otuliłam się kocem. Lektura bardzo mnie wciągnęła i nie zauważyłam kiedy zrobiło się ciemno. Zgłodniałam. A raczej mój brzuch, przypomniał mi o tym że potrzebuje jedzenia, głośnym burczeniem. Zeszłam do kuchni. Zrobiłam sobie herbatę, gotując wodę na piecu. No tak, kuchenka potrzebowałaby prądu. Upiłam łyk ciepłego napoju i zajrzałam do lodówki. Ona też chyba potrzebowała prądu... zajrzałam za nią. Był tam kontakt ale nie byłam w stanie jej odsunąć. Była za ciężką, a do kontaktu nie byłam w stanie dosięgnąć ręka. Chłopcy zadbali o to by odizolować mnie od świata. Szkoda tylko że zostawili mnie samą. Mogli przynajmniej ze mną posiedzieć. Zmyli się jak najszybciej. Czułam, że jeszcze wpadną. Nie wiedziałam tylko czy na długo. Zrobiłam sobie kanapkę z dżemem i serem żółtym. Nie ma to jak pożywna kolacja. Szybko zjadłam i posprzatałam po sobie. Wróciłam do czytelni. Tak wolałam nazwać pokój pełen książek. Zajęłam swoje poprzednie miejsce. Usłyszałam samochody. Nie śpieszyłam się z zejściem na dół. Znieruchomiałam w połowie schodów widząc jak Harry i Louis wpychają do domku Zayna i zamykają drzwi. Otrząsnęłam się z szoku. Zbiegłam na dół  i zaczęłam walić pięściami w drzwi ignorując Zayna.
- Harry nie rób mi tego! - krzyknęłam.
- To był pomysł Louisa. - odparł Harry - Przykro mi, tak będzie dla Was lepiej.
- Dla nas?! - wkurzył mnie - A może dla was?!
- Amelia nie dramatyzuj. - skarcił mnie Tommo - Masz mu powiedzieć prawdę. Inaczej ja to zrobię. Wrócimy po Was za kilka dni.
Odeszli, a ja nie mogłam w to uwierzyć. Zostawili mnie tu i to w dodatku z NIM. Zabije ich gdy tylko się spotkamy. Teraz mam ważniejsza sprawę na głowie. Muszę przeżyć z Malikiem pod jednym dachem, w jednej sypialni, brakiem kanapy w salonie i jedną małą lodówką. Chciałam, żeby zniknął...





























~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej!
Tak więc mamy kolejny rozdział ;-)
Mam nadzieję że ktoś to czyta...
Zastanawiałam się nad zawieszeniem bloga ale stwierdziłam że to bez sensu i jak zaczęłam to skończę go pisać ;-)
Czy ktoś z Was będzie w środę w Poznaniu?
Jeśli tak to piszcie do mnie na maila: arabina321@gmail.com
;-)
Czekam na wasze opinie :-* 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz