piątek, 27 marca 2015

Rozdział 12

PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM! WAŻNE!
_____________________________________________________


Pustka. To dobre określenie. Nie wiedziałam gdzie byłam, ani co się ze mną działo. Próbowałam się poruszyć, rozejrzeć, ale ogarniała mnie ciemność, a ciało było zbyt ciężkie by je podnieść. Co się stało? Nic nie odczuwałam. Próbowałam przypomnieć sobie ostatnią rzecz jaką zrobiłam. Co to było? ...
...
...
W mojej głowie panowała pustka. To było cholernie denerwujące. Spróbuj przywołać jakiś szczegół. Nawet najmniejszy. Powtarzałam to sobie i w końcu coś do mnie dotarło. Harry. Był pierwszą osobą jaka pojawiła mi się przed oczami. Rozmawiałam z nim, ale nie wiem o czym. Po chwili jego obraz rozmazał się i zniknął. No dobrze. Postanowiłam spróbować jeszcze raz. Tego nie chciałam widzieć. Przypomniało mi się spotkanie z Zaynem. Stałam koło auta. Nie pozwalał mi wsiąść. I w końcu pocałował mnie. Nie chciałam tego pamiętać. Chciałam to wyrzucić z głowy. To wspomnienie nie było mi potrzebne do niczego. Usłyszałam głośne pikanie i spróbowałam się uspokoić słysząc jakiś szmer. Brzmiał jak wzburzone głosy, które były bardzo daleko lub coś je tłumiło. Czułam się jak bym miała przepaskę na oczach. Nic nie mogłam zobaczyć i to mi nie dawało spokoju. Ktoś złapał moją dłoń. Po moim ciele rozlało się ciepło. Ktoś przy mnie był. Nie mówił nic, ale czułam, że tu jest. Nie tylko przez dotyk. Nie wiedziałam kim była ta osoba. Nie mogłam nawet rozróżnić czy był to mężczyzna czy kobieta. Starałam się być zrelaksowana, bo czułam, że głośne pikanie, które rozległo się wcześniej nie wróżyło niczego dobrego. Wiedziałam, że mam na to jakiś wpływa. A raczej to jak się czuję. Ktoś mi powie gdzie jestem? Nie mogę nic zrobić, ale być może będę spokojniejsza gdy ogarnę gdzie jestem. Nic jednak nie wskazywało na ta, że osoba stojąca obok i trzymająca moją rękę coś powie. Jednak myliłam się. Ciche słowa do mnie dotarły:
- Musisz ze mną zostać Amelia. Rose i Zayn też na Ciebie czekają.
Znałam ten głos. Tę barwę, ten ton... Harry. Harry był przy mnie. Gdziekolwiek byłam, on przy mnie jest. To oznaczało, że nic mi nie grozi. Poczułam się bezpiecznie. Nie tylko on. Kto jeszcze? Rose... Czy nadal się na mnie gniewała? To mnie nieco gnębiło, ale najważniejsze że była. Chciałam ją usłyszeć. Nie czułam jej obecności. Ale Harry wspomniał kogoś jeszcze... Kogo? ... Zayn. On też tu był? Ze mną? Dlaczego? Co ja dla niego znaczyłam? Nawet mnie nie znał. Jednak zrobiło mi się lepiej wiedząc, że też tu jest. Po chwili ktoś inny złapał moją dłoń.
- Jeśli mi to zrobisz i odejdziesz to przysięgam że mój duch nie da ci spokoju w zaświatach. - powiedziała niespokojnym tonem.
Ucieszyłam się słysząc jej głos. Jednak nie zrozumiałam tego co mi powiedziała. Dlaczego mialabym gdzieś odejść? Przecież wyjechałyśmy do Londynu zacząć nowe życie. Nie chciałam wyjeżdżać nigdzie indziej. Przecież był tu Harry. Nie chciałam się z nim rozstawać. Zmienił się i chciałam go poznać "na nowo". A co do Rose - wcale nie zmartwiłam się jej groźbą. Zbyt dobrze ją znałam. Nie zrobiłaby mi nic. Chciałam się do niej przytulić ale nie mogłam. Nic nie mogłam zrobić i to mnie okropnie denerwowało.
- Skoro masz już tą świadomość to może teraz znów cię ochrzanię. Nawet nie wiesz jak nas wystraszyłaś. Zmusiłaś mnie do płaczu, a wiesz jak nienawidzę płakać. Jeszcze jeden taki numer a obrażę się, zobaczysz.
Jak to ich wystraszyłam? Rose płakała przeze mnie? Dlaczego? Co się stało? Co się do cholery stało? Przypomnij sobie! Kamil, rozmowa z Harrym. No właśnie... Kamil... Jego tu nie ma? On mnie zostawił, tak? I nagle wszystko wróciło. Byłam w barze na imprezie. Kamil próbował mnie przekonać, że wcale się nie całował z dziewczyną i że ona nie jest jego dziewczyną. Nawet nie chciałabym go teraz widzieć. Może to i lepiej, że nie mogę patrzeć? W tym wypadku lepiej dla niego. O ile gdzieś tam był, a czułam, że nie... Więc kontynuując przerwane wspomnienia: pokłóciłam się z Kamilem i uciekałam. Nie wiem gdzie, ale biegłam. A potem chyba mam pusto w głowie. Ugh... Nikt nie może mi powiedzieć co jest?
- A z milszych rzeczy; mam nadzieję że wrócisz żebym mogła Cię ochrzanić jak będziesz kontaktować. Pamiętaj że cię potrzebuję. Kto będzie moim rozsądkiem? Kto będzie na mnie patrzył z pobłażaniem? No ty. Nikt inny się nie nadaje na to stanowisko więc nadal liczę na ciebie.
Moje wnioski są następujące:
Nie jest na mnie zła.
Chyba się rozkleja.
Nie "kontaktuję" (cokolwiek to w tej chwili oznacza)
I Rose po prostu się o mnie martwi.
Ostatnio często się martwiła więc przywykłam, ale ona powinna zacząć żyć swoim życiem. Mam nadzieję, że jak zacznę kontaktować to będę miała na to jakiś wpływ. A pomijając jej wszystkie wariacje to ona faktycznie mnie potrzebuję. Tak, uwielbiam moją skromność. Bardzo skromnie. Po chwili dłoń przyjaciółki zniknęła. Doszedł do mnie cichy szmer, jak by rozmowa, ale słyszałam jej zbyt dobrze. Po chwili moja ręka znów znajdowała się w ciepłym uścisku. Mój przyszły rozmówca westchnął. Swoją drogą byłam ciekawa jak wyglądała Rose. Skoro doprowadziłam ją do płaczu. Wiem, że jestem okropna, ale płacząca Rose to rzadki widok.
- No i co teraz? - powitał mnie melancholijny głos Zayna - Chcesz odejść? Nawet się z nami nie pożegnałaś...
Wytłumaczyła bym im, że nigdzie nie idę! Ale nie mogę nic poradzić na to, że jestem (dosłownie) uziemiona. Nie mogłam nawet kiwnąć palcem.
- Jeśli chcesz, dam ci spokój, tylko wróć.
Hola, hola... Kto ty jesteś, że dyktujesz mi warunki? Jak będę chciała to cię sama wykopię. Kluczowym pytaniem jest tylko: czy ja chcę? I tu się zaczynają schody... Skąd ja miałam wrócić? Oni mnie gdzieś wysłali? Czy może robią mi pranie mózgu? Nie, Harry raczej by się nie zgodził.
- Cholernie się o ciebie bałem. Jeszcze jak nam powiedzieli, że umarłaś, że twoje serce stanęło... Myślałem, że oszaleję. Nie możesz odejść. Chociaż ze względu na Harrego. Płakał.
Za dużo informacji Malik! Nie mogę tego zrozumieć. Powoli. Najpierw umarłam, bo stanęło mi serce, a teraz on spokojnie do mnie mówi? To gdzie ja jestem do cholery?! Harry przeze mnie płakał? Ale jestem zdolna, doprowadzam ludzi do łez. Ale mniejsza. Muszę więc wyjść z tego "stanu", w którym jestem i ich wszystkich ochrzanić za to, że nie powiedzieli mi gdzie jestem. Co to za logika? Ja sama się nie domyślę. Za mało wskazówek. Każdy przecież może stwierdzić zgon.
- Pamiętaj, że dotrzymuję obietnic. Więc jeśli chodzi o mnie, będziesz miała spokój, jeśli tylko powiesz.
Poczułam delikatne muśnięcie na czole. Po moim ciele rozlało się ciepło. Co on przed chwilą zrobił? Czy to jest to co ja myślę? Zaskoczyłeś mnie Zayn. I to bardzo. Nie spodziewałam się takiego chwytu. Co prawda chyba lubił manipulować ludźmi. Mam nadzieję, że mną też mu się udało i jakoś uda mi się wyjść z tego czegoś czymkolwiek to coś jest.
Może powinnam odpocząć i zasnąć? A co jeśli śpię? Jak mogę to sprawdzić skoro nie mogę się uszczypnąć? Te pytania raczej pozostaną bez odpowiedzi. Ciekawiło mnie to czy coś będę pamiętać, jak otworzę oczy. W sensie jak już będę kontaktować. To wszystko co teraz czułam i słyszałam zniknie z mojej głowy czy zostanie? To było ciężkie pytanie. Chyba najcięższe.
- To wszystko przeze mnie. - usłyszałam cichy szept.
Od razu poznałam Kamila. Więc jednak tu był? Syknął z bólu. Co mu jest? Nie byłam w stanie tego zobaczyć więc nie mogłam określić. Cholera! On zapewne mi nie powie. Chyba nie umiałam się na niego gniewać. Teraz byłam bardziej przejęta tym, że coś sobie zrobił, niż tym zajściem w barze. Po chwili poczułam jak całuje moją rękę.
- Jestem idiotą. Wiesz o tym. Zawsze nim byłem, ale nie wiedziałem, że aż takim. Jeśli z tego nie wyjdziesz nie daruję sobie.
To prawda. Zawsze był idiotą. Ale przez pewien czas go kochałam i nie jestem pewna czy nadal nie kocham. Wróćmy do tego, że jest idiotą. Zgodzę się z tym. Tego, że on o tym nie wiedział, mogłam się spodziewać. Ale dlaczego mam z tego nie wyjść? Mam zacząć się bać? Musiałam się uspokoić, bo zaraz zacznie coś pikać, tak jak wcześniej. Spróbowałam ochłonąć po czym znów zadałam sobie te pytania. Nadal nie umiałam na nie odpowiedzieć. Spróbowałam jeszcze kilka razy, a potem przestałam.
- Amelia... - Kamil przestał słysząc pikanie.
Poczułam, że się duszę, że nie mogę oddychać. Wszystko zaczęło mnie boleć, a szczególnie brzuch, klatka piersiowa i głowa. Nie mogłam złapać powietrza. Czułam, że się duszę. Po chwili coś miałam przy ustach. To coś pomagało mi oddychać. Usłyszałam wzburzone głosy, ale nie umiałam ich odróżnić. Nie wiedziałam nawet o czym mówiono. Ból narastał, a ja nie umiałam tego zmienić. Czułam, że zaraz zemdleję o ile to możliwe. Miałam ochotę krzyczeć z bólu. Dlaczego nie mogę?! Co raz rzadziej oddychałam, a w głowie dudnił mi tylko jeden odgłos. Bicie mojego serca.
Bum... Bum, bum...









































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Chciałam trochę przybliżyć wam uczucia Meli,
mam nadzieje, że jakoś wyszło ;)
nikt nie komentuje, ma doła (nie tylko z braku komentarzy) i zastanawiam się czy opłaca się pisać?
Może jestem takim beztalenciem, że nikt nie czyta?
Bardzo fajnie mi się pisze, ale brak komentarzy nie mnie nie motywuje do dalszej pracy
co wy o tym sądzicie?
(może chociaż jedna osoba mi odpowie)

czwartek, 26 marca 2015

Kto poryczy ze mną?

Jest mi tak cholernie smutno, że Malik odszedł! ;( dowiedziałam się przed chwilą
Mam ochotę ryczeć... One Direction nigdy nie będzie już takie samo
A jak u was? Też tak to przeżywacie?

wtorek, 24 marca 2015

Rozdział 11

Nadal leżała podłączona do wszystkich maszyn. Była strasznie blada, a kosmyki włosów, przylepiły się do jej twarzy. Miała zamknięte oczy. Wyglądała tak jak by spała. Po moich polikach zleciało więcej łez. Złapałem ją za rękę. Była ciepła. Nie wierzę, że nie, żyje. Musi żyć. Poczułem rękę na ramieniu. Była to Rose.
- Musimy iść Harry. - szepnęła łamiącym się głosem.
Spuściłem głowę i zacisnąłem powieki. Po chwili ostatni raz na nią spojrzałem. Usłyszałem tykanie. Cholerny zegar! Po chwili ktoś mnie odepchnął. Lekarze stali nad Amelią, a ja znalazłem się poza salą. Po chwili nasza trójka znalazła się znów na poczekalni. Nie wiedziałem co się stało, ani w jaki sposób stoimy w tym miejscu. Byłem zupełnie zdezorientowany.
- Co się stało? - spytałem Rose.
Ona i Zayn uśmiechali się. Co jest do cholery?
- Jej serce znów zaczęło pracować. - powiedziała brunetka.
Nie mogłem w to uwierzyć. Mocno ją przytuliłem. To wszystko do mnie nie docierało. Straciłem ją, odzyskałem ją... Nie chciałem wiedzieć jak. Byłem szalenie szczęśliwy, że moja Księżniczka żyje. Jakieś dwadzieścia minut później przewieźli Amelię z sali operacyjnej na OIOM. Od razu chcieliśmy do niej wejść, ale zabronili nam ze względu na jej nie stabilny stan. Zdecydowaliśmy się na spanie w szpitalu. Najpierw poszliśmy po coś do jedzenia, a potem wynajęliśmy mały pokoik, w którym mogliśmy się przespać. Były tam tylko dwie kanapy. Rose zdecydowała się na moje towarzystwo. Widziałem, że znów ma dystans do Zayna. Nie ważne. Byłem tak zmęczony. Potrzebowałem snu. Położyłem się, a obok mnie brunetka. Przykryłem nas kocem. By było nam wygodniej na tak małej przestrzeni przytuliłem ją. Po chwili zasnąłem.
Obudziło nas pukanie do drzwi. Podniosłem się i nacisnąłem klamkę. Pielęgniarka zmierzyła mnie spojrzeniem. Moje włosy były w całkowitym nieładzie. Miałem podkrążone oczy od płaczu. Musiałem przypominać Zombie. A wracając do kobiety - co ona tu robiła?
- O co chodzi? - spytałem po czym wystraszylam się - Chodzi o Amelie?
- Nie. - ulżyło mi - Ale przywieziony został wasz przyjaciel. Lekarz nie może go zbadać i powtarza ciągle imię waszej przyjaciółki. Niech ktoś z was z nim porozmawia.
Spojrzeliśmy po sobie. Nic nie wskazywało na to że tamta dwójka się przełamie. Kamil pewnie coś sobie zrobił myśląc że Amelia nie żyje. Okazało się że jestem najrozsądniejszy. Zgodziłem się. Szybkim krokiem podążałem za pielęgniarką aż znaleźliśmy się w odpowiedniej sali. Kamil miotał się na łóżku odpychając lekarzy jak muchy. Kiedy mnie zobaczyli wszyscy wyszli. Szatyn wyglądał jak po ostrej, przegranej bójce. Miał podbite oko, przeciętą wargę, cały był w sińcach, a z lewej nogi zerwał skórę z kolana. Jak on to zrobił? Lub co zrobił?
- Nie pozwalają mi się zabić. - stwierdził z kpiącym uśmieszkiem, ale widziałem w jego oczach że cierpi.
- Chcesz skrzywdzić Amelię? Jak jej powiemy, że nie żyjesz to się załamie. - odparłem nie wiedząc jak inaczej mogę przekazać mu tą wiadomość.
- Chcę do niej dołączyć.
- Chcesz, żeby położyli cię na łóżku obok na OIOMIE? - starałem się być spokojny.
- Co ty do cholery pieprzysz? - spojrzał na mnie z pogardą.
- Amelia żyje. Leży na OIOMIE. Uratowali ją.
Jego twarz zmieniła wyraz. Był zakłopotany. W ogóle nie wiedział co się dzieje. Ja też nie mogłem tego zrozumieć. To, że Mela żyje to był cud. Ale wiedząc, że ona jest bezpieczna zastanawiało mnie bardziej co zrobił ten dupek, że jest tak bardzo pokaleczony. Rzucił się pod auto? Skoczył z mostu?
- Chcę ją zobaczyć. - powiedział stając na nogi z grymasem bólu na twarzy.
Do pokoju wszedł lekarz.
- Najpierw cię zbadam. - powiedział.
Kamil bez oporów zasiadł na łóżku poganiając lekarza. W tym czasie poszedłem po Rose i Zayna. Zostawiając ich samych na tak długo w jednym pomieszczeniu mogło skończyć się tragedią. Uchyliłem drzwi. Malik palił przy uchylonym oknie a Rose jeszcze spała. Obudziłem ją. Poszła do łazienki a ja usiadłem obok Zayna.
- Za chwilę do niej pójdziemy. - powiedziałem patrząc na krajobraz za oknem.
Z tego pokoju idealnie było widać parking. Od wczorajszego wieczoru moje czarne auto nie zmieniło miejsca. Nadal stało pod kątem pod drzewem. Śpieszyłem się tak bardzo że nie dbałem o to jak zaparkowałem. Padał deszcz. Na niezbyt dokładnie umytej szybie przez która patrzyłem widziałem krople deszczu. Leniwie toczyły się ku dołowi.
- Nie powinienem iść z wami. - powiedział szatyn patrząc na mnie. Po chwili znów spojrzał na coś za oknem - Ona nie chciała mnie widzieć.
Powstrzymałem uśmiech. Amelia go odpychała z jednego powodu - bała się. Jestem pewny ze była po prostu ostrożna a poza tym wściekła.
- Ucieszy się jak cię zobaczy. - odparłem tylko.
Po chwili Rose wróciła. Na jej twarzy nie było widać oznak zmęczenia. Kosmetyki czynią cuda. Chyba też zacznę ich używać. Również skorzystałem z łazienkami. Umyłem twarz zimną wodą i byłem gotowy do wyjścia. Po przejściu korytarza wypełnionego pacjentami znaleźliśmy się na OIOMIE. Rose poszła o wszystko wyczytać pielęgniarkę a my staliśmy patrząc na Amelie. Była bardzo blada. Do klatki miała podłączone jakieś rurki. Tak samo z jej rękami. Miała rozpuszczone włosy które rozlały się na poduszce. Była przykryta prawie po szyję. Zmartwiłem się widząc ilość urządzeń która ją otaczała. Wszystkie za coś odpowiadały. Moją ręką dotknęła powierzchni szyby która dzieliła mnie od Amelii.
- Harry. - głos Rose dobiegł zza moich pleców. Odwróciłem się do niej przodem - Pielęgniarka powiedziała że możemy złożyć jej krótka wizytę. Amelia jest w śpiączce. Nie wiedzą jak długo ale tak jest dla niej najbezpieczniej.
Ale jest tu. I będzie. A ja będę obok niej. To jest najważniejsze. Powoli weszliśmy rozsówanymi drzwiami. Wszyscy musieliśmy założyć zielone fartuchy. Stanąłem obok łóżka. Była taka krucha. Złapałem jej rękę. Nie odwzajemnilam tego. Spała. Nie wiem czego oczekiwałem. Może że wstanie i powie że wszystko jest ok. Nie docierało do mnie to że ona tu leży. Nadal nie mogłem w to uwierzyć.
- Możecie do niej mówić. - powiedziała kobieta - Ona Was słyszy.
Słyszy? Więc warto spróbować. Wziąłem krzesło i usiadłem obok niej. Nadal trzymałem jej lodowatą dłoń.
- Musisz ze mną zostać Amelia. Rose i Zayn też na Ciebie czekają.
Wcale nie czułem się głupia mówiąc do niej. Miałem nadzieję że chodź raz przemówię jej do rozsądku. Zastanawiałem się co ona czuje. Czy czuje mój dotyk? Zdaje sobie sprawę z naszej obecności? Tak bardzo chciałem żeby powiedziała coś do mnie. Cokolwiek.
- Harry idź z Zaynem coś zjeść. Posiedzę z nią. - powiedziała Rose.
Niechętnie zgodziłem się. Kiedy wychodziliśmy spojrzałem na nie jeszcze raz. Rose zajęła moje miejsce i zaczęła ożywioną rozmowę z Melką.

*Rose*
Usiadłam na miejscu Harrego gdy tylko zniknął za drzwiami. Co ja mam z tobą zrobić Amelia? Zlapałam jej dłoń. Westchnęłam. Od czego zacząć? Może od najważniejszego...
- Jeśli mi to zrobisz i odejdziesz to przysięgam że mój duch nie da ci spokoju w zaświatach. - postanowiłam kontynuować - Skoro masz już tą świadomość to może teraz znów cię ochrzanię. Nawet nie wiesz jak nas wystraszyłaś. Zmusiłaś mnie do płaczu, a wiesz jak nienawidzę płakać. Jeszcze jeden taki numer a obrażę się, zobaczysz. - odetchnęłam - A z milszych rzeczy; mam nadzieję że wrócisz żebym mogła Cię ochrzanić jak będziesz kontaktować. Pamiętaj że cię potrzebuję. Kto będzie moim rozsądkiem? Kto będzie na mnie patrzył z pobłażaniem? No ty. Nikt inny się nie nadaje na to stanowisko więc nadal liczę na ciebie.
Skończyłam gdy usłyszałam chłopaków. Gdy wrócili ja postanowiłam coś zjes. Z głodu bolał mnie brzuch. Poszłam do bufetu szpitalnego. Zamówiłam sobie kanapkę. A konkretniej kilka tostów. Powoli jadłam. Zastanawiałam się co zrobił Kamil. W sumie to Harry nam nie powiedział. Eh... Nie zależy mi na Kamilu ale byłam pewna że Amelia zabiła by mnie gdyby szatyn się zabił gdy ona była nieprzytomna. Skończyłam posiłek i wróciłam do sali przyjaciółki. A w sumie zatrzymałem się za szybą. Obok Amelii był Zayn. Trzymał ją za rękę i coś do niej mówił. Nie byłam w stanie zgadnąć co. Jednak zanim od niej odszedł ucałował jej czoło. Jednak coś między nimi było? Czemu Mela nic mi nie powiedziała? Kolejny powód by ją ochrzanić gdy się obudzi. Po chwili szatyn stanął koło mnie.
- Harry poszedł zobaczyć co z Kamilem.
W jego oczach dostrzegłam iskierki furii. Przez tak krótki okres zdążył znienawidzić tego dupka? No tak. To bardzo prawdopodobne. Mi zajęło to 15 minut gdy dowiedziałam się ze pobił Amelie gdy się naćpał. Ale co Harremu do Kamila? Czyżby biedaczek zrobił sobie krzywdę? A nawet jeśli to mnie to nie interesuje. Już wolałabym żeby Mela chodziła z Zaynem niż z nim.
- Idziemy? - spytał chłopak.
- Jasne. - odparłam kierując się w stronę wyjścia.
Na początku korytarzy prowadzącego na OIOM spotkaliśmy Hazzę i Kamila. Szatyn wyglądał koszmarnie. Miał podarte spodnie i opatrunek na kolanie. Jego oko było podbite a usta pęknięte. Jeszcze jeden bandaż zauważyłam na jego ramieniu.
- A ty co? Pod czołg wpadłeś? - spytał Zayn mierząc go spojrzeniem.
Kamil zaśmiał się gorzko.
- Nie. Ale prawie zadałeś.  - zrobił cudzysłów palcami w powietrzu nad pierwszym słowem - "Wpadłem" pod autokar.
- Cudownie. - mruknęłam.
- Chcę ją zobaczyć. - mruknął.
Westchnęłam. Nie mogliśmy mu tego zabronić.


























~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przychodzę z nowym rozdziałem ;-) 
Jest - nie wiem w sumie czy krótki czy długi bo pisze z telefonu ;-) 
Mam nadzieję że ktoś skomentuje 
To do zobaczenia w następnym :-) 

poniedziałek, 23 marca 2015

Rozdział 10

- Gdzie ona jest? - spytała brunetka wpadając na poczekalnię.
Podniosłem się z krzesła stając na przeciwko niej.
- Zabrali ją na salę operacyjną. Nikt nic nie chce mówić. - odparłem.
Byłem załamany. Nie wiedziałem co się stało, ani dlaczego to się stało. Dlaczego akurat moja Amelia. Dlaczego akurat ją musiał potrącić ten idiota. Powiedział, że pojawiła się przed maską nie wiadomo skąd i nie zdążył wyhamować. Nie starałem się go nie winić, bo wiedziałem, że nie potrafię. Drugie auto też omal jej nie zmiażdżyło. Podobno odbiła się od obydwóch. Po chwili Rose była w moich ramionach, a z jej ślicznych oczu leciały łzy.
- A jeśli to przeze mnie? - spytała - Jeśli to przez to, że nakrzyczałam dzisiaj na Kamila?
- To nie przez ciebie. - powiedział Zayn, a my oboje zwróciliśmy na niego wzrok - Pokłóciła się  z Kamilem, a potem wybiegła z baru.
Po chwili zauważyłem furię w oczach Rose. Podeszła do Malika i bez zbędnych ceregieli zaczęła okładać go pięściami.
- To przez ciebie, dupku!
Krzykiem zwróciła uwagę kilku osób. Nie chciałem by pielęgniarka wezwała ochroniarza więc odciągnąłem ją od Mulata, który wcale się nie bronił. Czyżbym widział w jego oczach, że czuje się winny? Czemu? Nie ważne. Pomogłem Rose się uspokoić na tyle by mogła wytrzymać w jednym miejscu z Malikiem. Po chwili z sali operacyjnej wyszła pielęgniarka. Cała nasza trójka zerwała się na równe nogi. Kobieta podeszła do recepcji.
- Niech podeślą kolejnego lekarza. Operacja się przedłuży. - odwróciła się w naszą stronę i zdziwiła się. Staliśmy na jej drodze z wyczekującymi spojrzeniami - Słucham?
- Niech nam pani powie co Amelią. - powiedziała głosem nie znoszącym sprzeciwu Rose.
- Jesteście jej rodziną? - spytała.
Kiedy chciałem coś powiedzieć, brunetka zatkała mi usta dłonią i odpowiedziała:
- Jestem jej starszą siostrą.
- Proszę za mną. - odparła kobieta.
Odeszły kawałek. Nie mogłem wytrzymać czasu kiedy rozmawiały, a ja nadal nie wiedziałem o co chodzi. Wydawało mi się, że to trwa wieczność, a tak naprawdę minęło może pięć minut. Chodziłem w tę i z powrotem nie mogąc się uspokoić. Malik uważnie mi się przyglądał. Z moich oczu wyleciało kilka łez. Dopiero co ją odzyskałem. Los chce mi ją zabrać? Nie mogę na to pozwolić. Po chwili Rose wróciła do nas. Jej mina nie oznaczała niczego dobrego.
- Pielęgniarka powiedziała, że Amelia ma obszerne obrażenia wewnętrzne i nie wiedzą czy uda im się ją z tego wyprowadzić. - powiedziała mechanicznie wpatrując się w jeden punkt na ścianie.
Po chwili jej nogi zwiotczały i upadłaby gdybym nie złapał jej w ostatnim momencie. Zemdlała. Posadziłem ją na krześle i przyniosłem szklankę wody. Słowa, które wypowiedziała nie dotarły do mnie. Jak to lekarze nie wiedzą czy uda im się uratować Amelię? Muszą ją uratować! Nie rozumiałem tego, nie docierało to do mnie w żaden sposób, że mogę ją stracić. Usiadłem obok i oparłem głowę na rękach. Z moich oczu ciekły łzy. Poczułem dłoń na ramieniu. Był to Zayn. Po chwili na poczekalnie wpadł Kamil. Podszedł do nas zupełnie nie rozgarnięty.
- Gdzie ona jest?! - spytał zdenerwowany.
- Co cię to obchodzi? - odparł wściekły Malik stając na przeciwko chłopaka.
- Kocham ją! Ta odpowiedź cię satysfakcjonuje? - odparł wściekły szatyn.
Rose doszła do siebie słysząc głos Kamila. Po chwili również się podniosła.
- Nikt cię tu nie chce. - warknęła - Amelia może z tego nie wyjść rozumiesz?
- Co? - głos mu się załamał, a w oczach pojawiły łzy.
Ten dupek na prawdę ją kochał. Jakim cudem on ma jeszcze uczucia? Amelia wszystko mi powiedziała o ich związku. Mówiła, że nie chce do tego wracać, ale ona też go kochała. I zakochała się w Zaynie. Podejrzewam, że ze wzajemnością. Szatyn opadł na krzesło, a z jego oczu strugami leciały łzy. Nie mógł znaleźć miejsca, w które mógł by patrzeć. Jego wzrok wędrował od brunetki, do Zayna, a od Zayna do mnie i tak w kółko.
- Co jej jest? - spytał próbując zdobyć się na normalny ton głosu.
Zupełnie mu nie wyszło. Czułem jak zaczął boleć mnie brzuch z nerwów. Nigdy się tak o nikogo nie bałem ja wtedy o Melkę. Będzie dobrze. Musi być. Nie pogodzę się ze stratą.
- Ma obszerne obrażenia wewnętrzne. Tyle się dowiedziałam. - powiedziała Rose, ale już łagodnie.
Nie mieściło mi się to w głowie, że Amelia jest na sali operacyjnej. Nie umiałem... Po chwili pojawili się chłopcy. Malik im wszystko wytłumaczył. My nie byliśmy w stanie. I mimo, że Zayn zachowywał pozory widziałem, że też cierpi i martwi się. Może nawet bardziej niż ja. Nie, to nie możliwe. Musiałem usiąść, bo poczułem, że robi mi się słabo. Liam podał mi szklankę wody.
- Dzięki. - mruknąłem i wypiłem ją jednym ciągiem.
Siedzieliśmy razem na poczekalni w zupełnej ciszy. Czasem przerywały ją rozmowy pielęgniarek, albo pacjenci, którzy szli do swoich sal. Czekaliśmy na jakiś znak. Jakikolwiek, który powie nam, że Amelia daje radę, że nadal żyje. Nic takiego się nie stało. Bałem się. Wszyscy się baliśmy. Mimo, że chłopcy nie zdążyli jej dobrze poznać widziałem, że też się martwią. Louis znał ją trochę lepiej i nawet on posmutniał, a w oku zakręciła mu się łza. Objąłem Rose, przytulając ją do siebie. Zamknęła oczy, a spod zaciśniętych powiek wypłynęły łzy. Otarłem je, dając jej do zrozumienia, że płacz nic nie da, mimo, że sam płakałem.
Było koło 2 w nocy. Powiedziałem chłopakom, żeby poszli do domu. Widziałem, że byli już zmęczeni. Posłuchali. Tylko Malik został. Siedział przygarbiony opierając łokcie na kolanach. Rose opadały powieki, ale nie mogła usnąć. Co chwila z jej ślicznych oczu leciały łzy. Mocno się do mnie przytulała co pomagało i mi i jej. Starałem się nie płakać, ale nie potrafiłem. Mimo, że nikt jeszcze nie powiedział, że Amelia umarła, czuliśmy, że ją tracimy.
- Dlaczego nie ma żadnych wieści? - spytał zdenerwowany Kamil przerywając ciszę.
- Może brak wieści to dobra wiadomość. - powiedział Zayn.
Po chwili znów z sali wyszła pielęgniarka. Rose natychmiast zerwała się z miejsca i podbiegła do niej. Ich rozmowa znów trwała wieczność i znów chodziłem w te i z powrotem. Kamil się przyłączył, a Malik nas obserwował, gniewnie patrząc w stronę szatyna. Nie wiedziałem o co się pokłócili, ale coś było na rzeczy. Później musiałem się tego dowiedzieć. Rose znalazła się przy nas. Płakała. Przytuliłem ją co odwzajemniła. Po chwili uspokoiła się na tyle by przekazać nam to co powiedziała kobieta:
- Serce Amelii już kilkakrotnie się zatrzymało. Muszę ją nadal operować, ale nie wiedzą czy ona to wytrzyma. Jednak ryzykują, bo jeśli jej nie zoperują to umrze.
Żadna z tych perspektyw nie była pocieszająca. Mam ją stracić, bo nie próbowali, czy mam ją stracić, bo próbują ją uratować? Beznadziejna sytuacja. Nie mogłem znaleźć w niej nic dobrego. Po twarzy Zayna spłynęła jedna łza. Dopiero to do niego docierało. Rose również była na skraju załamania nerwowego. Kamil wyszedł zapalić jednocześnie chowając przed nami swoją zapłakaną twarz. Wstałem i podszedłem do pielęgniarki prosząc o coś na uspokojenie dla brunetki. Dała mi jakąś tabletkę, którą przekazałem Rose. Po chwili dostrzegłem spojrzenie Zayna. Miał zaszklone oczy, które mówiły mi: "Nigdy sobie tego nie wybaczę jeśli ona umrze." Wstałem i poszedłem z nim na drugi koniec sali.
- Co jest? - spytałem.
- Harry, boję się, że to wszystko przeze mnie.
- Co? - dlaczego przez niego?
Przecież nic nie zrobił. Oprócz tego, że je skłócił to nic więcej. Chyba, że o czymś nie wiem.
- Pocałowałem ją dzisiaj. - przyznał się, patrząc w podłogę - Pewnie masz ochotę mnie zabić, za to, że ją ranię, ale nie potrafię trzymać się od niej z daleka.
Przecież nie rzuciłaby się pod auto z powodu pocałunku. To przez Kamila uciekała. Byłem tego pewny. Po tym co mi powiedziała: że nie ufa Kamilowi jak dawniej, a Zayn nie zdążył tak naprawdę jej zwieść; nie wierzyłem by przez Zayna wpadła pod ten samochód.
- To nie przez ciebie. - odparłem - Dużo z nią rozmawiałem. To nie była twoja wina.
Nie uwierzył mi. Starał się, ale mimo, że powiedziałem mu prawdę wcale nie zrobiło mu się lepiej - widziałem to po nim. Wróciliśmy na nasze miejsca. Rose siedziała ze spuszczoną głową. Miała czerwone i spuchnięte oczy, a mimo to była śliczna. O czym ty myślisz, kretynie? Nie miałem siły, żeby na siebie nakrzyczeć. Opadłem na krzesło obok niej i objąłem ją. Położyła głowę na moim ramieniu. Tabletka zaczęła działać. Wiedziałem, że się denerwuje i nadal martwi, ale była spokojniejsza. Chodź trochę. Po chwili wrócił również Kamil. Było strasznie cicho. Jedyne co nam przeszkadzało to tykanie zegara. Przypominał nam, że nie zostało dużo czasu do końca...
Koło 5 Rose zasnęła z wycieńczenia. Nie miałem jak wstać, bo brunetka opierała się na moim ramieniu. Co jakiś czas płakałem przypominając sobie nasze wspólne chwile z dzieciństwa. Gdy ja i Amelia byliśmy naprawdę szczęśliwi.
Mała dziewczynka siedziała w niebieskiej sukience, smutna, na trawie. Podszedłem do niej.
- Co się stało? - spytałem.
Załzawionymi oczkami spojrzała na mnie i wskazała drzewko, na którym wylądowała jej zabawka. Jak przystało na bohatera wspiąłem się, zaliczając kilka razy upadek, i uratowałem zabawkę maleństwa. Kiedy oddałem jej misia z ogromnym uśmiechem mnie przytuliła.
- Jak masz na imię? - spytałem łapiąc ją za malutką rączkę.
- Melka. - odparła cicho czerwieniąc się.
- Jestem Harry. - odparłem obdarzając ją jednym z najpiękniejszych uśmiechów.
Tak się poznaliśmy. Miała trzy lata i już mnie urzekła. Uśmiechnąłem się blado, a po moich policzkach znów pociekły łzy.
- Gumisie! - krzyknęła.
- Nie, Smerfy! - uwielbiałem się z nią droczyć.
Miałem się nią zająć, bo nasi rodzice gdzieś razem wyszli. Myśleli, że to dla mnie kara, ale ja uwielbiałem spędzać z nią czas.
- Gumisie! - krzyknęła ponownie stając na taborecie by mogła spojrzeć mi w oczy.
- Nie lubisz Smerfów? - odparłem z uśmiechem.
- Nie!
Wziąłem ją na ręce i okręciłem się wokół własnej osi po czym upadłem z nią na łóżko. Mała głośno się roześmiała.
- Gumisie, Harry. - odparła odgarniając loki z mojego czoła.
- Mogą być Gumisie, Księżniczko. - uśmiechnęła się szeroko ukazując białe ząbki.
Teraz łzy płynęły już bez opamiętania po mojej twarzy. Nie mogłem dopuścić do tego, że nie będzie jej przy mnie. Musi być! Kocham ją! Jest jak młodsza siostra. Pielęgniarka znów wyszła, a ja najdelikatniej jak umiałem obudziłem Rose. Od razu zerwała się i popędziła do kobiety. Oby wszystko było dobrze. Musi być dobrze. Dzisiejsza noc jest najgorszą w moim życiu. Po chwili brunetka wróciła do nas. Była zaspana. Przetarła ręką twarz po czym powiedziała:
- Podobno jej serce znów kilka razy stanęło, ale akcja serca za każdym razem ponawiała się sama. Pielęgniarka powiedziała, że mamy być dobrej myśli, bo zostało już niewiele do końca, a Amelia ciągle walczy.
To podbudowała na duchu nas wszystkich. Staraliśmy się być dobrej myśli. O ile potrafiliśmy.
O 6 przyszła do nas pielęgniarka. Wszyscy wstaliśmy.
- Lekarze skończyli. - powiedziała spokojnie, a ja omal nie krzyknąłem ze szczęścia - Jednak serce Amelii nie wytrzymało i stanęło. Przykro mi. Jeśli chcecie możecie się z nią pożegnać.
Co? Nie dotarło to do mnie. Amelia, moja Amelia nie żyje? Jak to możliwe? Rose z płaczem wpadła w moje ramiona. Kamil wybiegł ze szpitala. Z moich oczu również zaczęły lecieć łzy. Zayn też rozryczał się jak małe dziecko. Jak to możliwe, że jej serce nie wytrzymało? Że tyle razy stawało i dawała radę, a teraz po porostu zatrzymało się na dobre? Chciałem zobaczyć ją ostatni raz i się pożegnać. Chcieli iść ze mną. Powoli weszliśmy w korytarz za pielęgniarką. Obejmowałem Rose i mimo, że była wściekła na Malika trzymała go za rękę.











































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Smutny koniec? 
Zaskoczę was ;) to nie koniec, ale prawda trochę tu smutno ;(
liczę na wasze komentarze ;)
do zobaczenia w następnym ;)

niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 9

Był już wieczór. Siedziałam otulona kocem z kubkiem gorącej herbaty w ręku. Rozmowa z Harrym bardzo mi pomogła. Tak bardzo go kocham... Jest jak starszy brat. Z Rose nadal nie rozmawiam. Nawet jak mija mnie w domu to mam wrażenie, że jestem powietrzem. Ktoś zapukał. Podniosłam wzrok z nad książki i spojrzałam w stronę drzwi. Wszedł Kamil. Uśmiechnęłam się do niego lekko. Usiadł obok mnie i przez chwilę lustrował podłogę.
- Kamil? - nie umiałam wytrzymać tej pełnej napięcia ciszy.
Skoro przyszedł to chyba miał jakiś cel, prawda?
- Mela musimy pogadać. - odparł i spojrzał mi w oczy.
Mimowolnie moje serce przyśpieszyło. Nie pamiętam kiedy był taki poważny. Spojrzałam mu w oczy. Usiadł na przeciwko mnie, a swoje dłonie położył na moich kolanach. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Dawno tego nie czułam. Wiedziałam, że nie powinnam tak reagować. W końcu powinnam to skończyć. Lecz nie umiałam.
- Muszę ci coś powiedzieć i chcę, żebyś dobrze mnie zrozumiała, ok? - kiwnęłam głową w geście zrozumienia. Wziął głęboki wdech - Ja nie zacząłem brać od tak. Miałem powód i byłem na odwyku już zanim cię poznałem. Chodzi o to, że nie miałam łatwego życia. Nigdy się nad sobą nie chciałem użalać, ale powinnaś w końcu wiedzieć czemu taki byłem. - jego oczy się zaszkliły. Nie mogłam patrzeć jak się męczy. Zarzuciłam koc na jego barki i usiadłam w jego kolanach. Lekko mnie objął - Moi rodzice nie byli dobrymi opiekunami. Oboje pili. Ojciec mnie bił, a matka nie reagowała. W wieku 10 lat trafiłem do ośrodka adopcyjnego. W pierwszej rodzinie zastępczej nie miałem lepiej. Spędziłem u nich pięć lat. Kolejni opiekunowie chcieli dać mi wszystko co tylko mogli łącznie ze swoją miłością, ale ja wtedy nie umiałem tego przyjąć. Mimo to nadal chcą bym był ich synem. - przetarł twarz dłońmi - Jak mogą chcieć mieć takiego dupka za syna?
Widziałam jak bardzo jest mu ciężko. Nigdy mi się nie zwierzał. Żałowałam, że nie poznałam wcześniej prawdy. Być może mogłabym mu pomóc. Mocno go przytuliłam co odwzajemnił.
- Może to głupie... - szepnął - Ale mogę dzisiaj zostać u ciebie?
Spojrzałam w jego ciemne oczy. Chciał coś powiedzieć, ale byłam szybsza.
- Jasne. - położyłam rękę na jego policzku, a on zamknął oczy.
- Wiem jak bardzo cię skrzywdziłem, ale nie potrafię bez ciebie żyć. Jesteś moim narkotykiem, silniejszym niż wszystko inne.
Z jego oka wyciekła jedna łza. Szybko ją starłam, po czym mocno go przytuliłam. Zależało mu. Tyle wiedziałam. Jednak nie mogłam mu do końca zaufać i musiał to zrozumieć.
- Kamil - spojrzałam w jego oczy - wiesz jak bardzo mi na tobie zależy, hm? - kiwnął głową w geście zrozumienia - Więc musisz zrozumieć, że nie potrafię ci do końca zaufać.
- Wiem. Dlatego nie chcę naciskać. Chcę ci pokazać, że możesz na mnie polegać.
Taki był zanim zaczął brać. Zawsze taki był. Taki był mój Kamil. Westchnęłam i pogłaskałam go po policzku.
- Uprzedzę Rose, że zostaniesz, żeby się rano nie wystraszyła. - powiedziałam.
Jednak gdy tylko wstałam ciepła dłoń chłopaka owinęła się delikatnie wokół mojego nadgarstka. Spojrzałam na niego.
- Lepiej jeśli jej nie powiesz. Ona mnie nienawidzi. - spuścił wzrok.
- Ona. Nie ja. - chciałam jakoś mu pokazać, że jest wiele wart.
- Ty też mi to powiedziałaś. Miałaś prawo. Po tym co wygadywałem jak byłem pod wpływem...
Ponownie go przytuliłam. Tym razem mnie nie puścił tylko obrócił nas tak, że wylądowałam pod nim. Opierał się na obu rękach i patrzył w moje oczy.
- Pamiętam jak kiedyś byliśmy szczęśliwi. - szepnął - Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz.
Musnął mój policzek ustami i odsunął się. Szczerze? Rozczulił mnie tym gestem. Nie chciał naciskać, a jednocześnie chciał mi pokazać ile dla niego znaczę. A miałam z nim skończyć... Nie potrafiłam. Zbyt mi na nim zależało. Tym bardziej, że powiedział mi to wszystko. Zamiast iść powiedzieć przyjaciółce o moim gościu położyłam się pod kołdrę. Po chwili Kamil zajął miejsce po drugiej stronie łóżka i przykrył się kocem.
- Nie wygłupiaj się. - powiedziałam i odkryłam kawałek kołdry. Uśmiechnął się lekko, ale nie posłuchał - Osioł. - mruknęłam.
Przysunęłam się do niego i okryłam go. Zamknęłam oczy. Chciałam już zasnąć. Po chwili poczułam ciepłe objęcia szatyna. Lekko przyciągnął mnie do siebie, ale dał mi możliwość oddalenia się, z której nie miałam zamiaru skorzystać.
Kiedy się obudziłam Kamil palił na parapecie. Był spokojny. Widziałam to po wyrazie jego twarzy. Spoglądał przez okno. Podeszłam do niego. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Hej. - powiedziałam siadając obok.
- Hej. - odparł obejmując mnie.
Położyłam głowę na jego ramieniu. Zastanawiałam się nad moimi uczuciami do niego. Co tak naprawdę czułam? Chciałam żeby był obok. Potrzebowałam go i zależało mi na nim.
- Chodz na śniadanie. - złapałam co za rękę.
Zeszliśmy na dół. W kuchni był Harry. Co teraz? Przedstawić mu Kamila czy może skłamać że to ktoś inny? Bałam się jak zareaguje.
- Pójdę już. - powiedział Kamil odgadując moje myśli.
- Nie musisz. - zaprzeczyłam.
On jednak tylko lekko uśmiechnął się, cmoknął mnie w policzek i wyszedł. Ok. Nie musiał zostawiać mnie samej w tej sytuacji. Podobno miałam móc na nim polegać. Dobra, uspokój się i będzie spoko. Odwrociłam się przodem do Loczka. Lustrował mnie uważnie wzrokiem, ale nie odzywał się.
- Hej. -przywitała się przerywając ciszę.
Uniósł brew po czym na jego ustach pojawił się niewinny uśmiech.
- Przyszedłem w złym momencie? Znalazłaś sobie pocieszyciela?
Co? Dopiero po chwili dotarły do mnie jego słowa. Jak mógł tak pomyśleć o mnie? Naprawdę aż tak się zmieniłam że mógł tak pomyśleć? To było smutne. Przynajmniej mi się zrobiło przykro. I doszłam do wniosku, że powiem mu prawdę.
- Naprawdę tak o mnie myślisz? - zdziwiłam go - Nie. To był mój były, w sumie nie wiem czy były.
Odwróciłam się i chciałam odejść, ale silne ręce Harrego mi na to nie pozwoliły. Przytulił mnie mocno, ale nie odwzajemniłam tego.
- Nie gniewaj się. To był drobny żarcik. - mruknął i cmoknął mój policzek.
- Nie śmieszą mnie takie rzeczy. - odparłam odwracając się do niego przodem.
- No dobra. - zrobił smutną minę, ale po chwili zaczął mnie łaskotać.
Nie mogłam powstrzymać śmiechu. Próbowałam mu uciec, ale i tak wyszło na to, że wylądowaliśmy na kanapie w salonie. Bolał mnie już brzuch i próbowałam jakoś odepchnąć bruneta, ale był silniejszy.
- Harry! - krzyknęłam pomiędzy napadami śmiechu.
W końcu przestał, a ja odetchnęłam. Przytuliłam się do niego, na znak, że nie jestem zła.
- Jesteś dzisiaj zajęta? - spytał.
- Nie. - odparłam z lekkim uśmiechem - Znowu masz jakąś niespodziankę?
- Nie. Tym razem nie. Ale co powiesz na jakąś imprezkę?
- Czemu nie? Wieczorem?
- Tak. Wpadnę po ciebie.
- Ok.
Wyszedł, a ja poszłam do łazienki wziąć prysznic. Chciałam coś zjeść ale lodówka świeciła pustkami. Westchnęłam i napisałam Rose kartkę, że pojechałam do sklepu. Wzięłam kluczki od auta i Wyszłam z domu. Szybko znalazłam się pod najbliższym sklepem. Kupiłam to co było najbardziej potrzebne i wyszłam. Kiedy wracałam do auta ktoś na mnie wpadł i rozsypały mi się wszystkie produkty. Cholera!
- Przepraszam. - powiedział głos, którego nie byłam w stanie zapomnieć.
Zayn mierzył mnie swoimi ciemnymi oczami. Szybko odwróciłam wzrok i zaczęłam zbierać rzeczy. Szatyn mimo, że nie prosiłam pomógł mi. Kiedy chciałam wsiąść do auta przytrzymał drzwiczki ręką, bym nie mogła ich otworzyć. No super. Spojrzałam na niego.
- Chcesz mnie unikać? - spytał.
- Chciałam. Ale plan nie wypalił. - odpyskowałam.
Uśmiechnął się pod nosem.
- Jesteś zajęta wieczorem?
- Owszem.
Nie chciałam z nim rozmawiać i ponownie pociągnęłam klamkę. Znów mi przeszkodził, a ja denerwowałam się co raz bardziej.
- Mogę wpaść? - zrobił krok w przód zmniejszając odległość między nami.
- Jasne. Pocałujesz klamkę.
Zaśmiał się. Miał śliczny śmiech. Ej, ogarnij się. Ty go nienawidzisz, za to, że zranił twoją przyjaciółkę. A przy okazji was skłócił.
- Ok. Zaryzykuję.
Tak, bo nasz dom jest taki nie bezpieczny. A szczególnie lokatorki. Jak zdenerwujesz to nie ma przebacz.
- Nie będzie mnie, a Rose raczej ci nie otworzy. - syknęłam.
- Nadal spotykasz się z tym idiotą po tym co ci zrobił?
A co on o tym wiedział? O nie... Rose. No dobra, zanotuj: Zabić (byłą) przyjaciółkę. Nie miał prawa się w to wtrącać. Co mu do tego?
- Tak. Jakoś nadal gadam z tym idiotą, który stoi przede mną po tym co mi zrobił.
- Nie odwracaj kot ogonem. - w jego oczach widziałam iskierki złości.
- Moja wina, że ciężko znosisz prawdę?
Miałam tego dość. Obeszłam auto i otworzyłam drzwi od strony pasażera. Lecz nim wsiadłam Zayn, znów zatrzasnął mi drzwiczki przed nosem. Cholera! Co on sobie wyobrażał?! Czułam, że za chwilę rozsadzi mnie od środka.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - stał zbyt blisko.
Czułam bijące od niego ciepło, tak samo jak jakieś perfumy i papierosy. Chciałam się odsunąć - nie mogłam. Nie miałam jak. Odciął mi wszelkie drogi ucieczki.
- Że jesteś idiotą przez, którego cierpię. Nie zauważyłeś? - odparłam bezczelnie.
- Widzisz we mnie tylko idiotę tak?
- Sam dałeś mi takie okulary, które pokazują cię tylko w tej postaci.
Napięcie między nami rosło. Oboje je czuliśmy. Ale nie spodziewałam się, że Zayn je załagodzi. Wspomniałam już, że był zbyt blisko? Właśnie w tym momencie to wykorzystał i mnie pocałował. Delikatnie objął mnie w tali chcąc mieć mnie bliżej. Jego usta były czułe, a zarost lekko drażnił moją skórę. Tylko dlaczego byłam na tyle głupia by to odwzajemnić? Jednak w pewnym momencie się opanowałam. Odepchnęłam go i czym prędzej wsiadłam do auta. Ręce trzęsły mi się tak bardzo, że miałam problem z włożeniem kluczyka do stacyjki. W końcu odpaliłam i z piskiem opon ruszyłam do domu. Co ja zrobiłam? Dlaczego ja to zrobiłam? Zatrzymałam gwałtownie auto pod moim mieszkaniem. Wysiadłam i zamknęłam mercedesa po czym poszłam na spacer. Musiałam się uspokoić co nie przychodziło mi łatwo. Usiadłam na brzegu fontanny. Jestem idiotką! Spojrzałam w moje odbicie. Odwróciłam wzrok równie szybko. Jak spojrzę w oczy Rose. To na balu... Wtedy do niczego nie doszło, ale teraz... Teraz doszło do pocałunku. To nie miało się zdarzyć. Wstałam i ruszyłam dalej. W końcu odezwał się mój telefon. Odebrałam nie patrząc na wyświetlacz.
- Halo?
- Amelia gdzie jesteś? - usłyszałam zatroskany głos Harrego - Rose mówiła, że pojechałaś na zakupy, ale auto jest już pod domem.
- Poszłam na spacer. - siliłam się o normalny ton głosu.
- Wszystko gra?
- Tak. Muszę kończyć. Do zobaczenia wieczorem.
- Pa...
Włożyłam telefon do kieszeni. Hazza jest jedną z niewielu osób, które mogą dowiedzieć się, po moim głosie, że coś nie gra. Musiałam skończyć tę rozmowę. On i tak pewnie dowie się prawdy. Jak nie od Malika, to ja będę musiała się w końcu komuś wygadać i będzie to on. Powoli wróciłam do domu. Przekręciłam klucz i weszłam do środka. Do moich uszu doszły krzyki Rose.
- I co jeszcze? Ona ma zbyt dobre serce dla ciebie! Już dawno powinna cię rzucić! - po tych słowach domyśliłam się, że krzyczy na Kamila - Zniknij z jej życia, rozumiesz?!
- Co ty myślisz, że mi na niej nie zależy?! - odparł zły.
- Tak. Znowu się nią zabawisz i spłyniesz. Tak jak wcześniej.
Weszłam do kuchni nie mogąc już tego słuchać. Oboje spojrzeli na mnie. Rose z zawziętym wyrazem twarzy tylko mnie minęła i trzasnęła drzwiami od swojego pokoju. Zamknęłam na chwilę oczy. To wszystko nie może się dziać jednego dnia. Niestety dzieje się.
- Mela... w porządku? - spytał Kamil podchodząc do mnie.
- Tak jakby. - odparłam.
Przytulił mnie co odwzajemniłam. Gdyby wiedział co zrobiłam, nie byłoby go tutaj. Nie chciałam go okłamywać, ale już miałam wyrzuty sumienia. Co robić w takiej sytuacji? Brnąć dalej w kłamstwie, czy może powiedzieć prawdę, która wszystko zrujnuje? Ja wolałabym wiedzieć prawdę. Jednak nie umiałam się na to zdobyć, by wszystko mu powiedzieć.
- Muszę się zbierać. - szepnął - Spotkamy się wieczorem?
- Obiecałam Harremu, że z nim wyjdę.
- Ok. To do zobaczenia jutro. - odgarnął kosmyk włosów z mojego czoła i cmoknął mnie w policzek.
Znów zostałam sama z moimi problemami. Westchnęłam. Wyszłam na podwórko. Usiadłam na huśtawce, a po moim policzku zleciała łza. Starłam ją wierzchem dłoni i odpaliłam papierosa. Poczułam lekką ulgę zaciągając się dymem. Powinnam to rzucić. Ale nie potrafię. Tak samo mam z Kamilem. Po chwili poczułam pierwsze krople deszczu na twarzy. Nie przejmowałam się tym, póki nie przemokłam. Kiedy deszczyk stał się ulewą wróciłam do mieszkania. Wzięłam ciepły prysznic i przebrałam się w jakiś dres. Poszłam do pokoju w poszukiwaniach stroju na imprezę. Ponieważ na mojej łydce widniała cienka, ale widoczna kreska postawiłam na czarne, obcisłe spodnie, czarny top i kurtkę. Do tego wysokie granatowe buty i tego samego koloru torebka. Co do makijażu: zrobiłam kreskę na powiece, podkreśliłam rzęsy tuszem i pociągnęłam usta błyszczykiem. Harry przyjechał jakieś 15 minut później. Nadal padało i było już ciemno. Wsiadłam do jego auta.
- Idziemy we dwoje? - spytałam.
- Nie. - odparł z lekkim uśmiechem - Chłopcy też będą.
Ucieszyłabym się gdyby cudem Zayn zachorował. Mogłoby się to wydarzyć czy nie? Nadzieja umiera ostatnia. Zachowałam ją do póki nie ujrzałam szatyna w lokalu. Pierwsze co to Louis poprosił mnie do tańca. Był szalonym tancerzem, za co go podziwiałam. Uśmialiśmy się oboje wywijając na parkiecie dość długo razem, ale później jego dziewczyna go odbiła więc usiadłam przy barze i zamówiłam drinka. Kolorowy napój z procentami dobrze mi zrobił. Odwróciłam się przodem do wirujących ludzi. W drugiej części sali spostrzegłam Kamila. Uśmiechnęłam się lekko i stwierdziłam, że go zaskoczę. Szłam w tamtą stronę, ale kilka metrów od niego zatrzymałam się zaszokowana. Tyle razy mówił, że mu na mnie zależy... Tu miałam dowód, że nie. Całował jakąś blondynkę. Jak mogłam mu zaufać? Przecież od samego początku mnie oszukiwał. Byłam wściekła. Miałam ochotę ciskać czym popadnie. Rozejrzałam się. Moja ręka natrafiła na lotkę do darta. Zamachnęłam się i wycelowałam prosto w ramię chłopaka. Chciałam zniknąć nim mnie zauważy więc skierowałam się w stronę wyjścia.
- Mela! - zatrzymał mnie łapiąc za nadgarstek i obracając w swoją stronę - To nie tak jak myślisz.
- Cholera, od początku mną manipulujesz, a ja znów ci uwierzyłam! To o rodzicach też było ściemą?
- To byłą prawda.
- Nie wierzę ci. - byłam naprawdę wściekła.
Jeśli myślał, że mu uwierzę to się mylił.
- Wiem. - odparł obejmując mnie lekko. Chciałam się wyrwać, ale był silniejszy - Ale może w końcu zaczniesz.
Pocałował mnie, a ja nie umiałam go odepchnąć. Dlaczego zdaje mi się, że mam déjà vu? Dwa razy tego samego dnia to przesada. Odepchnęłam go.
- Tamtej blondynce powiedziałeś to samo? - odparłam - Jesteś żałosny.
- Ona jest nikim.
- A jednak kimś. - warknęłam i wybiegłam stamtąd nie móc go już słuchać.
Z moich oczu leciały łzy. Chciałam znaleźć się daleko stąd jak najdalej się da. Biegłam do przodu. Przebiegłam przez jedną z ulic, a auta trąbiły na mnie. Nie zwracałam na to uwagi. Lecz na następnej ulicy nie miałam tyle szczęścia. Poczułam mocne uderzenie w bok i zero grawitacji po czym zderzyłam się z czymś zimnym i twardym...









































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dzisiaj trochę dużej i nawet trochę się dzieje w tym rozdziale ;)
Mam nadzieję, że wam się spodoba
A dłuższy rozdział chyba z tej okazji, że się nieco rozchorowałam ;(
Ale to nic ;) jestem dobrej myśli, że szybko mi przejdzie ;)
jeśli przeczytaliście zostawcie komentarz ;) może być nawet uśmieszek
do następnego!


piątek, 20 marca 2015

Rozdział 8

Co jeśli wszystko legnie w gruzach
                                gdy wydaje się być w porządku?
Co jeśli zawali ci się życie przez jeden błąd,
                                którego nie byłaś powodem?
Może zamiast się użalać ogarnij się i podnieś z podłogi!
Nie mogę...


Mulat nachylił się nade mną, a ja nie wiedziałam co robić. Totalnie mnie sparaliżowała, a ja nie wiedziałam... No właśnie, czego? Po chwili poczułam jak Rose go odpycha. Uderzyła go i to mocno, a potem uciekła. Cholera! Widziała nas w jednoznacznej sytuacji. Jak by nie było jej chłopak PRÓBOWAŁ mnie pocałować. Jak mogłaś na to pozwolić idiotko! Karciłam się wiele razy w myślach, aż w końcu złapałam suknie ręką i wybiegłam z budynku na tyle szybko na ile pozwalały mi buty. Przed lokalem po prostu zrzuciłam je z nóg, zbyt mi zawadzały. W końcu znalazłam się w domu. Przed łazienką, na podłodze leżała czerwona sukienka przyjaciółki. Zapukałam cicho.
- Rose...? - szepnęłam.
- Spieprzaj! - warknęła odkręcając kran.
Oszołomiona poszłam do swojego pokoju. Zrzuciłam swój strój i założyłam dresy (trzy/czwarte spodenki i koszulkę na krótki rękaw). Usiadłam na parapecie i wyjrzałam przez okno. Po moim policzku zleciała pierwsza łza. Nigdy tak do mnie nie mówiła. Nigdy się nie kłóciłyśmy tak na serio. I wiedziałam, że wtedy nadszedł ten pierwszy raz. Mimowolnie wyjęłam żyletkę z torebki i przekładałam ją między palcami. Czy ból fizyczny naprawdę uśmierza psychiczny? Nim zdążyłam cokolwiek zrobić zadzwonił mój telefon. Odebrałam.
- Nie krzywdź się. Wiem, że spieprzyłem ci życie, ale nie tnij się. - był to Kamil.
Jednak nie mogłam uwierzyć, że do mnie dzwonił. Ale skąd wiedział, że chciałam się pociąć? A w zasadzie nie chciałam tylko wyjęłam żyletkę. Spojrzałam przez okno. Stał na drugim końcu ulicy i na mnie patrzył, a wszystkie wspomnienia odżyły. Wypuściłam ostrze z dłoni, a ono prześlizgnęło się po mojej łydce zostawiając na niej delikatną kreskę, z której zaczęła sączyć się krew. Nie przejmowałam się tym wtedy. Zerwałam się i wybiegłam przed dom. Stał pod drzwiami, a ja rzuciłam mu się na szyję. Był tu, mogłam go dotknąć... Zacisnęłam powieki czując, że to sen. Szatyn pogłaskał mnie po głowie.
- Już dobrze. - mruknął z lekkim uśmiechem w moje włosy. Przyjrzał mi się - Zraniłaś się. Chodź. - złapał lekko moją rękę i pociągnął do domu.
Zaprowadził mnie do salonu i posadził na kanapie. Czułam ulgę, bo tu był. Czułam niepokój, bo tu był.
- Gdzie masz apteczkę? - spytał z troską w oczach.
- W łazience. - odparłam.
Zniknął na chwilę. Wrócił po kilku minutach i uklęknął przede mną. Delikatnie wytarł moją ranę i oczyścił środkiem dezynfekującym. Kiedy założył opatrunek, jego usta na chwilę przywarły do mojej skóry. Po chwili siedział obok mnie. Nie do końca wiedziałam jak się zachować. Nie wiedziałam co mogę... Pierwszy raz czułam się zakłopotana w takiej sytuacji.
- Wiem, że się mnie boisz. - powiedział patrząc mi w oczy - Ale przysięgam, że tym razem nie chcę zepsuć ci życia. Po naszej ostatniej rozmowie zrozumiałem, że nie mam po co żyć jeśli nie ma cię przy mnie.
Przysunęłam się do niego i wtuliłam w jego ciepły tors. Zaciągnęłam się zapachem jego perfum. Tak dobrze mi znane... Jego ręka mnie objęła. Pocałował mnie w głowię.
- Powinienem iść. - powiedział - Widziałem jak pokłóciłaś się z Rose.
Spuściłam wzrok. Nie chciałam się z nią kłócić. To wszystko przez Zayna. Ten baran związał się z moją przyjaciółką i zarywał do mnie. To nie była fair. W progu pojawiła się moja przyjaciółka. Na widok Kamila zesztywniała. Zrobiła ogromne oczy po czym...
- Co ty tu robisz?! - wybuchnęła.
- Powinnyście pogadać. - mruknął do mnie, wstał i wyszedł tarasem.
- Co tu robił? - spytała mnie oschle.
- Przyszedł do mnie. - odparłam cicho.
Zaśmiała się.
- On znowu zniszczy ci życie! Nie widzisz tego?!
Z moich oczu wyleciały łzy.
- Nie widzisz, że on się zmienia?
- Nie. - warknęła.
Przebiegłam obok niej i zamknęłam się w swoim pokoju. Długo płakałam w poduszkę, a przynajmniej tak mi się zdawało. Nie mogłam się uspokoić. Rose była na mnie zła, a ja... nie miałam się do kogo zwrócić. Do Harrego? Przecież jest przyjacielem Zayna. Skąd pewność, że mi uwierzy? Usłyszałam pukanie do drzwi. Nie otworzyłam. Nawet nie drgnęłam. Po chwili usłyszałam kilka kroków. Ciepłe objęci sprawiły, że przeszedł mnie dreszcz.
- Jesteś lodowata. - szepnął Harry - Chodź.
Pociągnął mnie lekko i po chwili siedziałam wtulona w jego tors. Jak długo tam siedzieliśmy? Godzinę? Dwie? Nie wiem...
- Wiem, o co poszło. - powiedział odgarniając mokry kosmyk z mojej twarzy - Opowiesz mi.
- Boję się, że mi nie uwierzysz. - odparłam zgodnie z prawdą.
Westchnął. Wiedziałam, że bolało go to, że mu nie ufam. Po prostu nie umiałam...
- Zawsze ci wierzyłem. - pocałował mnie w czoło.
Opowiedziałam mu jak wyglądała moja perspektywa z klubu. O Kamilu nie wspomniałam.
- Opieprzę go później. - mruknął - A co z twoim byłym?
- O nim też wiesz? - potwierdził ruchem głowy - Przyszedł porozmawiać...
- Czegoś nie rozumiem. - mruknął.
- Jak to?
Uśmiechnął się do mnie.
- O swoim byłym mówisz jak by był twoim chłopakiem a wydawało mi się, że to w Maliku się zakochałaś.
Jego słowa mnie oszołomiły i wprawiły w zakłopotanie. Zaczerwieniłam się. Nie wiem z jakiego powodu... Tak po prostu. Amelia przecież to Harry, możesz powiedzieć mu o wszystkim. Westchnęłam i spojrzałam mu w oczy.
- Masz rację. Kocham Kamila, chyba zakochałam się w Zaynie. Co jest ze mną nie tak?!
Loczek z pocieszającym uśmiechem przytulił mnie mocno. Tak dobre się przy nim czułam. Jak by tych lat rozłąki w ogóle nie było. Westchnęłam chowając głowę w jego ramionach.
- Wszystko z tobą w porządku. - odparł - Jesteś po prostu tak cudowna, że jeden się od ciebie uzależnił, a drugi się tobą zauroczył.
Uśmiechnęłam się. Zawsze wiedział jak poprawić mi humor.
- Zostaniesz ze mną? - spytałam.
- Jasne, że tak.
Położyłam się, a on mnie przytulił. I w końcu zasnęłam czując, że jutro będzie lepiej.
Obudziłam się. Loczek jeszcze spał. Wyplątałam się z jego ramion nie budząc go. Wzięłam szybki prysznic, związałam włosy w koka i ubrałam się w dresy. Zeszłam po cichu na dół. Do tej pory nie słyszałam krzyków. Teraz dopiero doszły do moich uszu z kuchni. Ale były to dwa męskie głosy, a spodziewałam się  Rose i Zayna. Hm... Stanęłam w progu i zaniemówiłam. Kamil i Zayn byli blisko bójki. Ich nosy prawie się stykały. Stanęłam pomiędzy nimi. Wiedziałam, że obaj są wściekli. Nie wiedziałam komu mogę przemówić do rozsądku by mnie posłuchał. Zdecydowałam, że będzie to Kamil. Położyłam ręce na jego torsie i lekko popchnęłam go w tył. Ustąpił i nawet przeniósł na mnie wzrok.
- Co tu robisz? - spytałam marszcząc brwi.
- Chcę przyłożyć temu... - zaczął ale...
- Zamknij się! - przerwał mu Zayn.
Westchnęłam widząc w ich oczach furię. Łatwo nie będzie.
- Kamil spotkamy się później. - zaproponowałam.
Spojrzał na mnie z troską po czym się odezwał:
- Jeśli cię tknie...
- Dam sobie radę. - uspokoiłam go.
Wyszedł, a ja musiałam zmierzyć się z Mulatem. Odwróciłam się w jego stronę. Był zły. Widziałam to po napiętych mięśniach i dłoniach zaciśniętych w pięści.
- Dlaczego z nim nie zerwiesz? - spytał.
Nie przesłyszałam się? On akurat nie ma nic do powiedzenie w tej sprawie. Prychnęłam.
- To moja sprawa.
- Cholera, zrozum! - warknął podchodząc do mnie.
- Nie Zayn. - odparłam - To ty zrozum. Zabawiłeś się moją przyjaciółką. Masz satysfakcję z tego, że się pokłóciłyśmy? - nie czekałam na odpowiedź zaszokowanego Malika - Och, to świetnie. Więc może już wyniesiesz się z naszego życia, co?!
Odwróciłam się na pięcie i jak najszybciej wyszłam na balkon. Ręce trzęsły mi się na tyle bym miała problem z odpaleniem papierosa. Po chwili udało się. Byłam wściekła. Na niego. Nie pocałowałam go, ani on mnie, a jednak Rose jest zła. Cholera! Uderzyłam ręką w betonowy schodek. Pożałowałam tego. Zabolało i to mocno. Przez moją rękę przeszedł nie przyjemny dreszcz. Jęknęłam z bólu. Przecięłam sobie z zewnątrz mały palec i część dłoni. Krew powoli zaczęła spływać po mojej ręce. Szybko zgasiłam niedopałek i wróciłam do domu. Poszłam do łazienki i przemyłam ranę. Jakież ja mam szczęście. Po chwili pojawił się koło mnie Harry.
- Co zrobiłaś? - spytał z troską.
Z łzami w oczach się do niego przytuliłam. W tej sytuacji nie wiedziałam co robić. A co zrobiłam? Nakrzyczałam na Zayna, bo jestem na niego wściekła, a z drugiej strony chciałabym, go lepiej poznać. I jeszcze powiedziałam Kamilowi, że spotkamy się później. Co ja wyprawiam?







































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Więc powracam z kolejnym krótkim i nudnym rozdziałem ;)
Mam nadzieję, że jeszcze ktoś to czyta ;)
Było by miło gdyby każdy kto czyta napisał komentarz, może być nawet ":)"
dzięki i mam nadzieję do następnego :D

poniedziałek, 16 marca 2015

Rozdział 7

- Oszalałeś? - mruknęłam rozbawiona - Bal maskowy?
- No tak. - powiedział siedząc na przeciwko mnie z ogromnym uśmiechem - Obiecuję, że nie odstąpię cię na krok. Zgódź się! Proszę. - zrobił słodką minkę, a ja westchnęłam.
Jak mam mu odmówić? Nienawidzę takich imprez. Dlaczego? Powód: 1) nie umiem tańczyć (kłamstwo), 2) nie lubię się przebierać (kłamstwo), 3) nikogo nie będę znać (bingo). Tak... No w sumie Harry mówił, że pójdzie Zayn i Rose, ale... Nie byłam przekonana. Zazwyczaj czułam się nieswojo na takich imprezach.
- No dobrze. - mruknęłam cicho zdając sobie sprawę, że będę tego żałować.
Harry zabrał Zayna, a ja i Rose miałyśmy się wyszykować do 20. Nadal nie wierzyłam, że dałam się namówić. Jak on to zrobił? Ok... Przeglądałam moją szafę i nie mogłam znaleźć niczego sensownego. Zapukałam do Rose. Weszłam kiedy powiedziała "proszę". Byłam oszołomiona widokiem na jej łóżko. Leżało tam z dwadzieścia balowych sukienek. Były piękne, część rozłożysta inne wąskie. Skąd ona to miała? Ok, cofam to. Przecież to Rose.
- Nic nie masz? - spytała z uśmiechem - Właśnie czegoś dla ciebie szukam.
Zaśmiałam się. Jak ona dobrze mnie znała. Naprawdę długo wybierałyśmy nasze kostiumy. Ona pomagała mi, a ja jej. I do 18 zdążyłyśmy wybrać stroje.
Mój miał wyglądać mniej więcej tak:                                    Rose wyglądał tak:
              
Miałyśmy robić (ja) za Kopciuszka i (Rose) za Czerwonego Kapturka. Włosy zostawiłam rozpuszczone tylko lekko je spięłam. Przyjaciółka pomogła mi z makijażem i obie miałyśmy idealnie dobrane do naszych sukienek maski. Bal był w stylu "ogromnych balowych sukien" więc nasze w miarę dadzą radę. Taką miałam nadzieję. Pojechałyśmy same do odpowiedniego lokalu. Wchodząc do środka do naszych uszu doszła muzyka. Rose od razu wypatrzyła chłopaków. Zayn był przebrany za Edwarda Nożycorękiego, a Harry za Willa Ternera z "Piratów z Karaibów". Zabrali ze sobą resztę przyjaciół z zespołu. Podeszłyśmy do nich, a cała piątka zmarszczyła brwi.
- A wy śliczne do kogo? - spytał Lou.
Zaśmiałyśmy się.
- Hej, też miło cię widzieć. - mruknęłam, a Harry mocno mnie przytulił.
- Ślicznie wyglądasz. - odparł z uśmiechem.
- Dzięki. - odwzajemniłam jego gest.
Styles pociągnął mnie za rękę na parkiet i ukłonił się, a ja wybuchnęłam śmiechem. Jednak zaczęłam z nim tańczyć. Nie przypuszczałam, że będę się tak dobrze bawić. Stwierdziłam to po jednej piosence. Na mini scenie grała orkiestra.
- A teraz panowie poproszą do tańca panie, które nie przyszły z nimi! - powiedział mężczyzna stojący przy mikrofonie, a Hazza puścił mi oczko i odszedł do Rose.
- Mogę prosić? - usłyszałam za plecami.
Z lekkim uśmiechem się odwróciłam.
- Jasne. - odparłam.
O matko! Chłopak cię pyta tak oficjalnie, a ty mu rzucasz "jasne"? Zaczęliśmy tańczyć, a on zaśmiał się.
- Wygłupiłem się? - spytał z uśmiechem.
- Ja tak pomyślałam. - odparłam.
Oboje się zaśmialiśmy.
- Jestem Olivier.
- A ja Amelia.
- Wiesz, jesteś najpiękniejszym Kopciuszkiem jakiego spotkałem do tej pory.
Zaśmiałam się i zrobiłam obrót, po chwili wracając do mojego partnera.
- Spotkałeś już jakiegoś? - spytałam.
Uśmiechnął się ukazując rząd białych zębów.
- Kilka z nich stoi w lewym rogu. Strasznie sztywne.
Uniosłam brew,
- Czyli mam rozumieć, że jestem wyluzowana, tak?
- Tak.
Piosenka się skończyła. Poszłam wraz z Olivierem do stołu bufetowego. Napiłam się coli, którą mi podał.
- Nie widziałem cię tu wcześniej. - przyjrzał mi się.
- Jestem tu pierwszy raz.
Patrzyliśmy na pary wirujące na parkiecie. Zrobiło mi się ciepło. Cieszyłam się, że Harry mnie namówił. Po chwili Loczek pojawił się przy nas.
- To nie tańczyłaś z Zaynem? - spytał ze śmiechem - Mówił, że cię szukał.
- Bywa. - mruknęłam z uśmiechem - Harry, Olivier, Olivier Harry. - przedstawiłam ich sobie.
Wyglądało na to, że nie polubili się, bądź znali wcześniej i nie lubią się. Mniejsza. Ja polubiłam Oliviera i lubiłam Hazzę.
- Zatańczysz? - spytał... Zayn.
A on skąd się tu wziął. Jęknęłam w duchu. Czy mogę odmówić? Nie. Złapałam jego dłoń, a on lekko pociągnął mnie na parkiet i okręcił wokół własnej osi. Byliśmy w samym środku, tam gdzie nasi przyjaciele nie mogli nas dosięgnąć wzrokiem. Nie powiem, żebym czuła się komfortowo kiedy chłopak objął mnie w talii i przyciągnął do siebie. Nie była to dla mnie wyjątkowo zadowalająca sytuacja. Najchętniej zniknęłabym w tej chwili. Ale niestety nie mogłam. Nie pozwoliłam Zaynowi odczytać moich uczuć, a jednak się uśmiechał uważnie lustrując moją twarz, po części zakrytą maską. Szatyn nachylił się, a ja poczułam jego oddech na mojej szyi. Mimowolnie moje serce przyśpieszyło. Miałam ochotę go odepchnąć, ale kończyny odmawiały mi posłuszeństwa.
- Jesteś pięknym Kopciuszkiem. - szepnął mi na ucho, a ja zdobyłam się na odwagę i odepchnęłam go lekko.
- Myślałam, że gustujesz w Czerwonych Kapturkach. - odparłam nieco kąśliwie.
Zaśmiał się mocniej przyciągając mnie do niego. Poczułam jego perfumy i woń papierosów. Przyznam, że mieszanka lekko wybuchowa i nieco obezwładniająca. Starałam się mu nie ulec ciągle powtarzając sobie w głowie, że jest chłopakiem mojej przyjaciółki.
- Dzisiejszego wieczoru zrobię wyjątek. - mruknął, lekko okręcając mnie i ponownie przyciągając do siebie.
-Nie kręcą mnie znajomości na jeden wieczór. - warknęłam cicho.
Uniósł jedną brew i wyszczerzył do mnie zęby. Wkurzał mnie co raz bardziej i zastanawiałam się ile jeszcze jestem w stanie wytrzymać.
- Od tej strony cię nie znałem. - przyznał.
- Na twoje nieszczęście nie znasz wielu moich stron.
- Masz pięćdziesiąt twarzy? Jak tytułowy Grey?
Mimo, że tak bardzo mnie wkurzał w tamtej chwili nie byłam w stanie się pohamować i wybuchnęłam śmiechem. Że niby ja? Co go...? Dobra, mniejsza z tym. Wzięłam głęboki wdech i opanowałam się.
- Czemu tak bardzo mnie nie lubisz? - spytał, a przez jego twarz przemknął grymas smutku.
Zrobiło mi się go szkoda w tym momencie. To nie tak... A może? Sama nie wiedziałam. Chciałam go nie lubić, ale chyba nie potrafiłam.
- Nie znasz mnie... - mruknęłam z gorzkim uśmiechem.
- Nie dajesz się poznać.
- Nigdy nie dam.
Westchnął.
- Nie rozumiem cię. - spojrzał w moje oczy - Chcę tylko cię lepiej poznać. To źle?
Pokręciłam głową. Muszę mu odpowiedzieć, a jakoś nie mam na to ochoty. No dobra. Dasz radę.
- Nie. Ale nie znasz mnie, nic o mnie nie wiesz, a moja przeszłość nie daje mi spokoju. Wyglądasz na normalnego więc skojarz fakty i daj mi spokój.
Może byłam zbyt ostra ale wtedy o tym nie myślałam. Chciałam odejść, ale Mulat mocno złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Moje ręce wylądowały na jego torsie. Jego wzrok spoczął na moich ustach. Moje serce przyśpieszyło. Cholera, co tu się dzieje?
- A jeśli powiem, że nie potrafię dać ci spokoju?
- To się do cholery naucz! - byłam stanowcza.
On tylko uśmiechnął się i nachylił...

*Rose*
Znalazłam w końcu Loczka.
- Gdzie Zayn? - spytałam.
- Poszedł tańczyć z Amelią. - odparł wracając do rozmowy z Niallem.
Świetnie. Czyli mój chłopak i moja najlepsza przyjaciółka? Inaczej się nie da? Czułam jak wzbiera we mnie złość chodź nie miałam pewności, że coś między nimi jest. Bałam się prawdy, ale musiałam ją poznać. Przedzierałam się przez wirujące pary, aż w końcu stanęłam przed nimi. Nie wierzę. To co zobaczyłam potwierdziło wszystkie moje obawy. Mocno uderzyłam Zayna, żeby zapamiętał, że ze mną się tak nie pogrywa i odjechałam z płaczem do domu.



























~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Trochę krótko, ale co tam ;)
szkoda, że nikt nie komentuje ;(
ok, więc... cieszę się, że mogę dodać kolejny ;)
mam nadzieję, że wam się spodoba i zostawicie coś po sobie ;)

czwartek, 12 marca 2015

Rozdział 6

Co jeśli twoje życie stoi pod wielkim znakiem zapytania?
Co jeśli nie masz siły walczyć o szczęście? Czy to źle w końcu się poddać?
Jeśli w głowie masz tylko złe momenty i nie potrafisz zastąpić ich dobrymi, czy to źle, że czasem masz dość na tyle by postawić swoje życie na krawędzi?
A jeśli stoisz na tej krawędzi całe życie i po prostu coś bardzo mocno trzyma cię na przepaścią i nie pozwala spać?
Może jednak warto żyć dla tej jednej rzeczy, która nie pozwala ci się stoczyć na dno...

Od dawna tak ogromny uśmiech nie zagościł na mojej twarzy. Szczerze w to nie wierzyłam. Jak to się stało? My w jednym miejscu razem na ogromnej ziemi... On sławny, a ja zwykła dziewczyna... Jak to się stało, że... Że nadal o mnie pamiętał? Że nadal miał mnie w sercu i poznał mnie gdy ja nie umiałam mu nawet zaufać? Mocno się do niego przytuliłam. Nie wierzyłam, że tu jest.
- Tęskniłem. - mruknął w moje włosy.
Ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Może mi się to śni? Ale jeśli jest to sen to ma się nigdy nie skończyć.
- Ja też. - odparłam - Nawet nie wiesz jak bardzo...
Jego usta również wykrzywił uśmiech. W zielonych oczach zatańczyły tak dobrze mi znane iskierki szczęścia. Kiedyś nie wyobrażałam sobie bez niego życia, później musiałam w końcu postępować racjonalnie, a teraz mam go przy sobie. Schowałam się w jego ramionach. Tak dawno nie mogłam tego zrobić i poczuć się bezpiecznie. W końcu mnie znalazł tak jak obiecał. Usłyszeliśmy rozmowy za drzwiami. Po chwili do pokoju po cichym zapukaniu weszła Rose i Zayn. Moja przyjaciółka niemal osłupiała widząc mnie w ramionach Loczka. Oparła się na szatynie, w którego oczach zauważyłam dziwny błysk. Nic więcej nie mogłam odczytać bo spuścił wzrok i skupił go na brunetce.
- Amelia co ja widzę w tym momencie? - spytała.
Zaśmiałam się cicho wraz z moim przyjacielem. To tak pięknie brzmi. Mój przyjaciel. Kochałam Rose jak siostrę, ale za Harrym tak bardzo tęskniłam.
- Widzisz mnie i Harrego? - odparłam marszcząc z uśmiechem brwi.
- Czekaj. - powiedziała podnosząc rękę do góry w geście oznaczającym "stop" - Czyli, że jak dobrze rozumiem ten tu oto oskarżony Loczysław Harry przyszedł do ciebie i po prostu z nim chodzisz? - nie czekając na odpowiedz zaczęła nawijać jak nakręcona - Dlaczego ja nic o tym nie wiem? Czemu nic mi nie mówisz? Od jakiego czasu o tym nie wiem? Dlaczego o tym nie wiem?! To niedopuszczalne Amelia! - wzięła głęboki wdech.
- Już? - spytałam rozbawiona.
- Nie! I dlaczego on w ogóle cię przytula?! - dodała.
Zaśmiałam się cicho. Nie mogłam w to uwierzyć. Znów jestem szczęśliwa! A moje życie przedstawiało się w czarno-białych barwach.
- Rose to TEN Harry. TEN, o którym ci tyle opowiadałam.
Brunetka zrobiła zdziwioną i nieco zakłopotaną minę.Lecz jak to ona nie trwało to długo.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś Harry? - zwróciła się do Loczka.
Chłopak potarł dłoń o dłoń i spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Jakoś tak wyszło... - mruknął.
- Tylko ja nie wiem o co chodzi? - spytał zirytowany Mulat nakładając na twarz uśmiech.
Można się pomylić, ale nie był szczery. Może wiem to z doświadczenia?
- Zayn, to Amelia. - powiedział Harry - Ta którą musiałem zostawić dwanaście lat temu.
Malik ściągnął brwi, lecz po chwili sprawiał wrażenie jakby sobie o czymś przypomniał.
- To zejdziecie na dół? - spytała Rose.
- Jasne. - odpowiedzieliśmy oboje.
Kiedy wstałam zadzwonił mój telefon. Myślałam, że go wyłączyłam. Podniosłam urządzenie z pufy i spojrzałam na wyświetlacz. Kamil. Pokręciłam tylko głową i odrzuciłam połączenie, ale nie zdążyłam dojść do drzwi i chłopak zadzwonił po raz kolejny. Wszyscy na mnie patrzyli. Odwróciłam się tyłem i odebrałam.
- Spieprzaj. - mruknęłam do telefonu.
- Kotku, kotku...
- Nigdy nie będę twoim kotkiem! - krzyknęłam wkurzona.
Poczułam jak ktoś wyrywa mi urządzenie z ręki. Zdezorientowana obróciłam się w prawo. Rose trzymała mój telefon i powiedziała:
- Hej, mam nadzieję, że mnie pamiętasz. - powiedziała przesłodzonym głosem - Zostaw Amelię, bo jestem gotowa skopć twój irytujący tyłek! - chwila ciszy - Nie, nigdy nie patrzyłam na twój obleśny tyłek! Zostaw ją! Jest szczęśliwa ze swoim nowym chłopakiem!
Rozłączyła się i z uśmiechem podała mi urządzenie. Zeszliśmy na dół, a mi ulżyło. Po takiej interwencji ten dupek na pewno będzie trzymał się z dala ode mnie. Usiadłam na beżowym fotelu, a obok mnie wcisnął się Harry. Oparłam głowę na jego ramieniu i obróciłam wzrok w stronę telewizora. Nie było nic ciekawego. Tego można było się spodziewać. Westchnęłam i wstałam, a wszyscy zwrócili swoje spojrzenia w moją stronę. Miałam ochotę zapalić.
- Za chwilę wrócę. - powiedziałam.
I kiedy byłam już przy drzwiach poczułam lekkie objęcia w tali.
- A gdzie uciekasz? - spytał z uśmiechem Harry.
Jeju... Jego słodkie, zielone oczka i ten czarujący uśmiech. Ale z niego wyrósł przystojniak. Jak był młodszy też był słodki, ale nie aż tak. Mam tylko nadzieję, że chłopak niczego się nie domyślał. To byłoby trochę niezręczne, bo myślę o nim jak o przyjacielu. To się nie zmieni nigdy.
- Na dwór. - odparłam odwzajemniając jego gest.
- Idzie zajarać. - odparła niewzruszona Rose.
Dzięki! Zabijałam ją wtedy spojrzeniem, ale nadal obojętna patrzyła na mnie.
- No co? - powiedziała w końcu. Leżała oparta o Zayna - I tak by się dowiedział, że palisz.
Wzniosłam oczy ku niebu, a w sumie sufitowi by się nie wściec. Jednak byłam nieco zła. Ale tylko odrobinkę. Wiadomo, na Rose nie potrafiłam się długo gniewać o bzdury.
- Palisz? - spytał Harry, na którego twarzy malowało się zmartwienie.
- Tak... - mruknęłam - Jakoś tak samo wyszło.
Wyplątałam się z objęć chłopaka i wyszłam na podwórko. Mimo, że cieszyłam się z jego obecności nie byłam tą samą osobą co wcześniej. Wiedziałam, że go to zmartwiło, chodź nie powinno. Ludzie się zmieniają. Z różnych względów. Ja zmieniłam się przez Kamila. I wcale o nim nie myślę! Usiadłam na schodkach i odpaliłam papierosa. Wpatrywałam się w huśtawkę, którą poruszał wiatr. Była tak samo samotna jak ja. Uśmiechnęłam się przez chwilę. Kto by pomyślał, że zacznę się porównywać do rzeczy? Usłyszałam trzaśnięcie drzwi, a obok mnie usiadł Zayn. Nie patrzyłam na niego, ale wiedziałam, że przyszedł pogadać. Z nim? Nie ma mowy. Zgubiłam kluczyk od buzi i jest zamknięta. Kolano chłopaka dotknęło mojego, a ja dość dziwnie zareagowałam. Przeszedł mnie dreszcz. Inny niż zwykle.
- Długo palisz? - zaczął od bezpiecznego tematu.
- Nie. - odparłam wymijająco.
Mocno się zaciągnęłam i wypuściłam biały dym formując kółka. Szatyn uśmiechnął się patrząc na moje dzieło, które po chwili zniknęło.
- Ładnie. - powiedział.
Przyjrzałam się niebu. Zachmurzyło się i przybrało odcień szarości. Zanosiło się na deszcz. Znowu. Nawet lubiłam deszcz. Czemu? W sumie nie wiem. Tak samo jak nie wiem dlaczego uważam, że on jest życiodajną siłą. Czy inni ludzie czasem na tym myślą?
- Zawsze jesteś taka zamknięta? - przyjrzał mi się.
- Zawsze jesteś taki wścibski? - zgasiłam papierosa i spojrzałam na niego.
Zaśmiał się i spojrzał w ziemię lecz po chwili wrócił do mnie spojrzeniem.
- Tak. Teraz twoja kolej.
- Bywały takie czasy że nie. - odparłam i weszłam do domu.
Przygaszony Słodziak siedział ze smutną miną na fotelu. Nie mówię teraz o Rose. Ta z uśmiechem oglądała jakiś program. Usiadłam Loczkowi na kolanach.
- Zasłaniasz. - mruknął, próbując się wychylić tak, by moje ciało nie zasłaniało mu ekranu.
- Harry nie gniewaj się, ja po prostu nie potrafię inaczej.
Spojrzałam w dół i westchnęłam. Czekałam chwilę ale nie odezwał się. Gdy miałam odejść owinął swoje ramiona wokół mojej tali i spojrzał mi w oczy.
- Kiedyś mi ufałaś.
- Kiedyś ufałam wszystkim. - mruknęłam - Ale słyszałeś co mówiła Rose do telefonu. Dzwonił cytuję "pewien dupek".
- Słyszałem, ale nie rozumiałem. Nie mówię już po polsku i nie znam już tego języka.
Przytuliłam się do niego mocno.
- Pamiętaj, że przy mnie nic ci nie grozi. - mruknął mi do ucha.
- Dobrze. - odparłam układając się wygodnie.
Zamknęłam oczy i nawet nie wiem kiedy odpłynęłam.
Obudziłam się w łóżku przykryta kocem. Ziewnęłam i przeciągnęłam się siadając na miękkim materacu. Pod lewą ręką poczułam kartkę. Otworzyłam ją i dostrzegłam pismo Harrego:
Nie chciałem Cię budzić, zbyt słodko spałaś. Wpadnę dziś po południu jeśli nie masz nic przeciwko.
                                                                                Kocham Cię
                                                                                          Harry
Nikt mi nie powie, że on nie jest słodki. Z uśmiechem poszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Ubrałam się w jasne rurki i czarny podkoszulek z białym napisem "NEW YORK". Włosy związałam w wysoką kitkę, a na twarz nałożyłam delikatny makijaż. Zeszłam na dół.
W kuchni trafiłam na całującą się parę - Rose i Zayna. Poczułam lekkie ukłucie. Tak. Brakuje mi tej bliskości z drugą osobą. Za raz... Czy to na pewno to uczucie? Czy to na pewno tęsknota za tym uczuciem bliskości? Na pewno! - skarciłam się. Wzięłam blatu sok pomarańczowy i poszłam do pokoju. Upiłam kilka łyków i wyszłam na papierosa. Chciałam trochę ochłonąć. Od wczoraj Kamil ani razu nie zadzwonił. Jej! Mój telefon zaczął wibrować w kieszeni. Cholera! Odebrałam nie patrząc na wyświetlacz.
- Z kim chodzisz? - zaczął ostro Kamil - Rozerwę debila na strzępy!
Z początku zaskoczyło mnie to, że dzwoni i to co powiedział, ale szybko się otrząsnęłam.
- Nie twoja sprawa. - mruknęłam.
- Do cholery jesteś moja! Więc to moja sprawa kto cię może całować! A mogę tylko ja!
- Człowieku ogarnij się! - krzyknęłam - Rzuciłam cię.
- Wiem, że tęsknisz. - mrukną - Ja też...
- Tani chwyt! - warknęłam po czym rozłączyłam się.
Wiedziałam, że kłamie, a mimo to miałam cień nadziei na to, że jednak coś nas popchnie ku sobie... Przestań! Ten rozdział twojego życia jest zakończony! Więc dlaczego wciąż nie mogę wyrzucić go z głowy? Miałam ochotę rzucać czym popadnie byleby to popsuć! Wstałam, odwróciłam się i zamierzałam wrócić do domu, ale na coś trafiłam. Poleciałabym gdyby szatyn mnie nie załapał. Jego ręka pewnie objęła mnie w talii. Spojrzałam mu w oczy. Miał na ustach duży uśmiech.
- Dzięki. - powiedziałam i chciałam się od niego odsunąć.
Nie pozwolił mi. Przyjrzał mi się uważnie, a ja poczułam jak pieką mnie policzki. Dawno żaden facet TAK na mnie nie patrzył. STOP! Zagalopowałaś się Amelia! To facet twojej przyjaciółki! Odsunęłam się od niego i weszłam do domu. Ugh... Poczekam na Harrego w moim pokoju. Tak będzie bezpieczniej. Zdecydowanie. Wzięłam dwa głębokie wdechy wchodząc po schodach i zamknęłam się w moim świecie, razem z muzyką. Ostatnimi wydarzeniami byłam trochę zmęczona, ale miałam nadzieję, że moje życie znów nabierze kolorów. Nawet jeśli mam robić to samo każdego dnia. Ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę. - mruknęłam.
Za nimi pojawił się Harry z ogromnym uśmiechem. Wstałam z łóżka i mocno się do niego przytuliłam.
- Mam niespodziankę. - powiedział. Skrzywiłam się, a on zaśmiał z mojej miny - Spodoba ci się.
































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Okey... więc jest taki sobie rozdział ;(
przynajmniej mi się wydaje, że nie do końca się udał
a tak dodatkowo: uprzedzam, że w ten weekend raczej nic nie dodam
mam imprezkę w sobotę i nie wiem czy coś napiszę ;)
mam nadzieję, że nie polecą hejty (chodź czekam na komentarze) ;)

niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 5

Powoli ruszyliśmy. Stałam przy szybie obserwując powolny ruch koła. Na prawdę chciałam się przemóc by zachowywać się przy Zaynie jak przy każdym innym facecie ale nie potrafiłam. Stałam ze skrzyżowanymi rękami na piersi. W kapsule było dość tłoczno i wielu ludzi rozmawiało ze sobą. Mimo to między mną, a Mulatem panowała cisza. Przeszedł mnie zimny dreszcz. Te telefony od Kamila i przeziębienie... Wszystko robiło swoje. Pewnie jeszcze nie wyzdrowiałam dlatego jest mi zimno. Objęłam się ramionami. Przymknęłam na chwilę oczy chcąc zaleźć się gdzieś indziej. Gdzieś gdzie będę wolna od wszystkich problemów i od... od mojego byłego. Uciążliwego byłego. Miałam go po dziurki w nosie. I to mnie dziwiło. Sama nie wiem. Różnie na niego reagowałam. Czasem doprowadzał mnie do łez, a innym razem byłam na niego wściekła. Westchnęłam. Widocznie tak już będzie. Wiem, że za jakiś czas nie będę za nim tęsknić, że nie będę cierpieć z jego powodu. Ale nie istnieje lek na odkochanie się. Szkoda, bo dużo bym za niego dała. Byleby nie musieć cierpieć... Poczułam coś ciepłego na ramionach. Obok mnie stał Malik, który zarzucił na moje ramiona swoją kurtkę.
- Będzie ci cieplej. - wytłumaczył się wyglądając przez szybę.
I tak miała cały czas wyglądać nasza rozmowa? Co prawda chyba wolałam to od pełnej rozmowy, bo mogłabym palnąć coś czego wcale nie chciałam.Byłam zmęczona. Kto by nie był po kilku godzinach snu i kilku godzinach (więcej niż snu) biegu? Delikatnie potarłam o siebie zimne dłonie. Nie mogłam ich rozgrzać, a było mi tak bardzo zimno. Lato w Londynie jednak wyobrażałam sobie trochę inaczej. Poczułam jak dłonie chłopaka łapią moje. Miał ciepłe ręce co było dla mnie lekkim "zbawieniem". Delikatnie dmuchnął w moje dłonie ciepłym powietrzem, a ja poczułam jego miękkie usta przy mojej skórze. Przez chwilę szatyn patrzył mi w oczy, ale spuściłam wzrok lustrując posadzkę.
- Czemu Rose nas zostawiła? - spytałam.
W sumie trochę mnie to ciekawiło. Znów poczułam usta chłopaka przy moich dłoniach, ale tym razem ich nie odsunął. Byłam pewna, że zamknął oczy chodź nie widziałam tego, bo miał schyloną głowę.Przez chwilę trwaliśmy w takiej pozycji, a potem chłopak spojrzał mi w oczy i odpowiedział:
- Aż tak bardzo za nią tęsknisz? - uśmiechnął się łobuzersko.
Wyrwałam dłonie z jego rąk. Nie musi być od razu chamski. Nie wiem za co moja przyjaciółka go kocha. Wcale nie jest spoko. Nie lubię go. Chyba. Chyba, jednak go lubię. Nie wiem. Sama nie wiem. Mam mętlik w głowie.
Długo jeszcze jechaliśmy tym kołem ale widok z góry był niesamowity. Gdy wyszliśmy od razu zatrzymałam Malika słowami:
- Chcę jechać do domu.
Całą "drogę", którą przebyliśmy kołem rozmawialiśmy tylko raz. Widziałam zdziwienie na jego twarz.
- Rose chciała... - przerwałam mu.
- Nie mam dziś najlepszego nastroju. - odparłam i poszłam w stronę jego auta.
Oparłam się o czarne drzwiczki, a chłopak otworzył Land Rovera pilotem. Chciałam usiąść z tyłu, lecz gdy otworzyłam drzwi Zayn złapał mnie za rękę i powiedział:
- Usiądź z przodu. Proszę.
Otworzył przede mną drzwiczki. Usiadłam na miejscu pasażera - tak jak chciał. Całą drogę w aucie panowała cisza. Ciążyła mi. Nie mogłam nic na to poradzić. Kolejny raz zadzwonił mój telefon. Tym razem odrzuciłam połączenie. Po chwili znaleźliśmy się w domu.
- Będę u siebie. - rzuciłam, ale  nie dane było mi odejść.
Malik złapał moją rękę i obrócił mnie ku sobie. Spojrzał w moje oczy.
- Do cholery czemu ty uciekasz? - ton miał spokojny, wręcz rozbawiony - Boisz się? Czego? A może rodzice cie nie akceptowali?
Był chamski. Nie pozwolił mi na nic odpowiedzieć. Poczułam się znów upokarzana. Znów traktowana jak śmieć. Głowa chłopaka odskoczyła gdy dostał ode mnie z liścia.
- Nie znasz mnie, więc mnie nie oceniaj! - warknęłam odwracając się.
Łzy swobodnie leciały po moich policzkach. Dlaczego zawsze musiałam trafić na idiotów? Nawet jeśli jest chłopkiem mojej przyjaciółki na jaką cholerę czepia się mnie?! Znów chłopak odwrócił mnie do siebie, lecz tym razem bez zbędnych słów przytulił.
- Przepraszam. - szepnął mi do ucha.
To było puste słowo. Te kilka poprzednich cholernie zraniło, a jedno na zaszycie tych ran to za mało. Jak mógł cokolwiek powiedzieć o moich rodzicach? Odepchnęłam go. Chciał spojrzeć w moje oczy. Nie pozwoliłam mu na to.
- Powiedz Rose, że źle się czułam. - odparłam cofając się w stronę schodów.
- Powiem jej prawdę. - mruknął.
- Prawdę o czym?
- Że on ciągle do ciebie wydzwania.
Spojrzałam teraz na niego z przerażeniem. Ona nie może się dowiedzieć, że ja ciągle... Że Kamil ciągle do mnie wydzwania. To... Nie dałaby mi żyć. Zarzuciłaby, że ciągle ją okłamywałam. Nie. Jeśli to zrobi prawdopodobnie dojdzie między nami do ogromnej kłótni. Zbliżył się do mnie kilka kroków, a ja cofając się wpadłam na schodek i przewróciłam się. Szybko jednak stanęłam na nagi. Chłopak uśmiechnął się. Mi nie było do śmiechu. Byłam wręcz załamana. Może jestem desperatką, może mam depresję, ale do cholery mam do tego prawo! Chłopak mnie nie szanował, nie ufam ludziom, mam tylko Rose, a Malik chce wszystko spieprzyć! Czy coś w tej chorej sytuacji jest sprawiedliwe? Mi się wydaje, że nie ma tam nic sprawiedliwego... Może tylko ja tak uważam. Jednak poszłam do siebie. Usiadłam na parapecie i zapaliłam papierosa. Rozpadało się, a ja obserwowałam krople spływające po szybie. Byłam taka zmęczona. Nie miałam na nic siły. Chciałam... zmienić swoje życie raz na dobre. Wyłączyłam telefon rzucając go w kąt. Nie roztrzaskał się. Wylądował na pufie. Poczułam dłoń na ramieniu. Był to Mulat.
- Zostaw mnie. - powiedziałam.
- Dlaczego?
Zaśmiałam się gorzko.
- Jeszcze nie zrozumiałeś? Mam dość tego wszystkiego. Mam tylko Rose. Powiesz jej o telefonach, a podejrzewam, że zostanę sama. Nie chcę cię widzieć.
- Boisz się wszystkiego. Swojego cienia też? Trzęsiesz się o to, że zostawi cię najlepsza przyjaciółka z powodów głupiego telefonu?
- Tak! - teraz już krzyczałam - Boje się, masz rację. Nie wiesz czego i nie masz prawa o tym mówić. Jak byś nie zauważył to trochę mnie to dotyka więc łaskawie przestań i opuść mój pokój, bo nie ręczę za siebie.
- Amelia... - zaczął ale mu przerwałam.
Łzy po raz kolejny wymknęły się z mojej kontroli.
- Wyjdź stąd! - krzyknęłam popychając go do drzwi.
Po chwili zamknęłam je. Osunęłam się po nich i usiadłam na ziemi. Chłopak chciał wejść, ale mu nie pozwoliłam. Idiota. Jak mógł...? Po raz kolejny zostałam... No powiedz to... Po raz kolejny zostałam znieważona, wyśmiana, wykpiona... Po chwili usłyszałam krzyki na dole. Malik musiał powiedzieć Rose co zrobił. A konkretniej to mnie zranił. Przecież nic mnie z nim nie łączyło, a jednak cierpiałam. Po chwili usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Wytarłam poliki i otworzyłam. Nie była to jednak Rose. O framugę opierał się Harry.
- Hej. - powiedział patrząc na mnie.
- Hej. - odparłam spuszczając wzrok.
- Amelia. - mruknął cicho i mocno mnie przytulił.
Dlaczego znałam ten gest? Ten ton głosu? Wtuliłam się w niego. Było mi zimno, trzęsłam się, bałam się. Zawsze. Może kiedyś uda mi się zaufać, ale nie teraz. Po chwili usiedliśmy na łóżku. Zajęło mi to kilka minut by się uspokoić, ale w końcu się udało.
- W porządku? - spytał delikatnie zagarniając kosmyk moich włosów za ucho.
- Tak. - odparłam.
- Co ci powiedział?
Nie mogłam mu odpowiedzieć. Nie chciałam, żeby się z nim pokłócił, a to wyczuwałam.
- Nic. - odparłam.
- Amelia...
- Czemu cię to interesuje? - spojrzałam w jego zielone oczy.
Zobaczyłam w nich smutek. Westchnął.
- Nie poznałaś mnie. Wiem. Amelia. To ja...
- Ja czyli....
- Ja, Amelia. Ja, Harry.


*Oczami Rose*
- To było podłe z twojej strony. - powiedziałam wściekła do Mulata.
Nie rozumiałam jak mógł coś takiego jej powiedzieć. Nie mieściło mi się to po prostu w głowie. Czemu? To jedno mnie zastanawiało, ale wtedy byłam zbyt wściekła.
- Podłe? Powiedziałem to co myślałem. A potem przeprosiłem. - odparł spokojnie.
- Nie rozumiesz. - odparłam siadając na kanapie.
- Czego? - spytał sadowiąc się obok - Mówicie to samo i niczego nie wyjaśniacie.
Podparłam głowę na rękach. Zayn przytulił mnie lekko. Spojrzałam w jego czekoladowe oczy.
- Idiota ją skrzywdził. Mocno przeżywała toksyczny związek. Nie ufa ludziom. Teraz nawet myśli o tym dupku. Nie mogę w to trochę uwierzyć, ale chyba jest jej go szkoda.
Widziałam, że moje słowa nieco zszokowały Malika. No tak. Nie codziennie słyszy się takie historie. Mogłaby być ona nie prawdziwa, ale niestety to wszystko się zdarzyło. Miałam ochotę udusić Kamila za wszystko co jej zrobił. Starałam się zawsze przy niej być i ją wspierać. Do tej pory mi się udawało. Ale nasza przyjaźń to nie tylko problemy Amelii. Gdy tylko gdzieś wyjeżdżałyśmy od razu stawała się promienna i odważna przed ludźmi, których miała zobaczyć tylko raz w życiu. Zayn mocno mnie przytulił i pocałował w czoło.
- Może to nie był dobry pomysł żebym został z nią sam. - mruknął.
- A co, podrywała cię? - spytałam z uśmiechem.
- Mhm... - odparł również z bananem na ustach i pocałował mnie.









































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dzisiaj krócej, ale jest!
wszystkiego najlepszego z okazji dnia kobiet! Widziałam nawet fajny obrazek i nawet wam go zacytuję ;)
Niall: Jesteś piękna.
Harry: Co?
Louis: Kto?
Zayn: Ja?
Niall: Nie, ona.
Liam: KTO?
Naill: Dziewczyna, która to czyta.
Prawda, że robi się przyjemniej czytając coś takiego??? :D
A wracając postanawiam, że spróbuję dodawać przynajmniej raz (lub swa) w tygodniu i w miarę systematycznie (ja i systematyczność :D )
ok, to pa i całuski na dzień kobiet!

piątek, 6 marca 2015

Rozdział 4

Lou siedział ze mną chwilę póki nie zadzwonił jego telefon. Szczyt lenistwa. Dzwonił do niego Horan by zszedł na dół i przyprowadził "piękność" - mnie. Nie wiem dlaczego mnie tak nazywali, tym bardziej, że dziś wyglądałam okropnie. Jednak nim Lou zaczął coś mówić, ja po prostu zasnęłam. Byłam zbyt zmęczona tym co się wydarzyło tamtego dnia.
Obudziłam się w nocy. Wszędzie było ciemno. Dopiero teraz zauważyłam, że mocno przytulam się do poduszki, a moje poliki są mokre. Szybko wytarłam je rękawami bluzy, którą na sobie (nie wiem skąd) miałam. Podniosłam się z łóżka i wzięłam do ręki telefon. Było po 12 p.m. Oświetlając sobie drogę latarką zeszłam do kuchni. Kiedy tylko tam weszłam - nie zdążyłam nawet sięgnąć ręką do włącznika - zapaliło się światło. Musiałam przymrużyć oczy, bo na początku mnie oślepiło. Po chwili mój wzrok przyzwyczaił się i rozejrzałam się po kuchni. Przy stole siedziała Rose i Zayn, a przy włączniku stał Styles. Ale co oni tu robią? Normalni ludzie, oprócz mnie, o tej porze śpią. Cała trójka mi się przyglądała. Co zrobiłam? Przecież zeszłam się tylko napić. Podeszłam do kredensu i wzięłam sok. Nalałam sobie do szklanki i upiłam łyk. I mimo, że stałam do nich tyłem, czułam na sobie ich wzrok.
- Amelia czemu o nim myślisz? - spytała Rose - Przecież to dupek. Miałaś zacząć tu nowe życie...
Nie mogłam już tego słuchać. Ciągle powtarzała mi to samo. Nie chciałam jej martwić, ale ona przecież wszystko wiedziała lepiej niż ja! Po prostu wtedy nie wytrzymałam i nie umiałam się pohamować.
- Ile razy do cholery mam ci mówić, że wszystko jest ok?! - warknęłam obracając się do niej.
Spojrzała na mnie zdziwiona. Nigdy nie odzywałam się do niej takim tonem w tak poważnych sytuacjach. Poczułam ukłucie w sercu. Wiedziałam, że ją ranię. Wiedziałam, że ranię siebie. Wiedziałam,  że uzależniłam się od Kamila i nie potrafię od tak wyrzucić go z głowy...
- Amelia przecież widzę! - podniosła się i stanęła na przeciwko mnie - Ciągle o nim myślisz! Ciągle mnie okłamujesz!
- Masz swoje życie! Po co ci ja? Nie chcę psuć twojego szczęścia! Właśnie dlatego wolałam zachować to dla siebie.
Skierowałam się w stronę wyjścia.
- Amelia... - szepnęła.
Rzuciłam jej spojrzenie przez ramie, ale odeszłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi.
Usiadłam na parapecie, uchyliłam okno i zapaliłam papierosa. Po co tam byli oni? Przecież to moja sprawa. Nawet Rose nie powinna się mieszać. Usłyszałam pukanie do drzwi i tylko zerknęłam w ich stronę. Po chwili uchyliły się, a do pokoju weszła Rose.
- Proszę cię wyjdź. - powiedziałam spokojnie wypuszczając dym z ust przez lukę w oknie.
- Mela... - przerwałam jej,
- Wyjdź.
- Będziesz się gniewać bo chciałam dobrze? - podparła się pod boki i spojrzała na mnie wyczekująco.
- Będę się gniewać, bo zaczęłaś ten temat przy osobach, które nie muszą o tym wiedzieć. Daj sobie spokój z czasem mi przejdzie.
- Słyszysz co ty mówisz?!
Wkurzyłam ją. Poszłam do łazienki nim zagrodziła mi drogę. Szybko wciągnęłam na siebie byle jakie ubrania i wybiegłam z domu łapiąc kurtkę. Miałam przy sobie wyciszony telefon. To starczyło. W biegu założyłam okrycie na ramiona. Nie miałam na to siły. Okazało się, że życie bez Kamila jest cholernie trudne, a nie łatwiejsze. Jest idiotą, ale to nie moja wina, że się w nim zakochałam. Byłam w parku. Z moich oczu leciały łzy.  Łzy bezradności. A dlaczego? Bo nie mogłam nic poradzić na to, że go kochałam. Nie chciałam, ale nie potrafiłam inaczej... Wyciągnęłam telefon i wybrałam jego numer. Po kilku sygnałach odezwała się poczta.
- Tak bardzo cię nienawidzę! Nienawidzę cię! - krzyknęłam po czym rozłączyłam się.
Byłam teraz wściekła. Miałam ochotę rzucać czym popadnie. Nie miałam niczego. Pozostało mi biec. Jak najszybciej, jak najdalej...
Otworzyłam drzwi i najciszej jak umiałam weszłam do środka. Ściągnęłam kurtkę i zawiesiłam ją. Trampki rzuciłam gdzieś w kąt. Przeszłam do kuchni. Moja dłoń wylądowała na moim czole. Nie miałam już siły i bolała mnie głowa. Dochodziła piąta i powoli robiło się jasno. Wypiłam na raz przynajmniej pół butelki wody. Oparłam się rękami o blat. Bieganie strasznie męczy. To robiłam przez cały ten czas. Musiałam jakoś rozładować emocje. Co prawda mało to dało, ale się przynajmniej uspokoiłam. Spojrzałam na mój telefon - Rose. Cholera. Nie spała. Przeszłam do salonu. Siedziała tam szepcząc z chłopakami.
- Idę spać. - powiedziałam i wręcz uciekłam do mojego pokoju.
Położyłam się tak jak stałam i z miejsca zasnęłam.
Obudził mnie dzwonek mojego cholernego telefonu. Musiałam go włączyć przed snem. Nie patrząc na wyświetlacz i leżąc głową w poduszkę odebrałam.
- Halo? - był strasznie zmęczona i miałam nieco zachrypnięty głos.
- Amelia, nie rozłączaj się. - zaczął Kamil.
- Nie chcę cię słyszeć. - odparłam.
- Wiec mam rozumieć, że napiłaś się nagrywając mi wczorajszą wiadomość? - po między nami panowała przez chwilę cisza - Tęsknię...
- Daj spokój. - wstałam z łóżka - Nigdy więcej nie uwierzę w żadne twoje słowo. Pewnie znowu będziesz się ze mnie nabijał z twoim kumplem!
- To nie tak. Nigdy mu nie mówiłem o tym co się dzieje między nami.
- Ale upokarzać mnie przed nim mogłeś? - zaśmiałam się gorzko - Nie dzwoń.
Rozłączyłam się, wyciszyłam urządzenie i rzuciłam je na łóżko. Miałam go dość. Poszłam do łazienki wziąć szybki i uspokajający prysznic. Potem wciągnęłam na siebie czarne spodnie i białą koszulkę z napisem "I hate boys". Tak. Nienawidzę ich, a szczególnie go. Mimowolnie włożyłam telefon do kieszeni. Po chwili zeszłam na dół. W moim brzuchu mocno burczało. Na stole stały ciepłe naleśniki. Obok była kartka. Rozpoznałam pismo Rose:
Nie gniewaj się. Pogadamy później
                                   Rose
Uśmiechnęłam się i zabrałam za jedzenie pysznego posiłku. Potem zmyłam naczynia i poszłam do salonu gdzie zastała mnie niespodzianka. Siedział tam Zayn oglądając telewizję.
- Przyłączysz się? - spytał z uśmiechem widząc mnie.
W sumie nie miałam nic innego do roboty. Usiadłam na fotelu podkurczając jedną nogę. Oparłam na niej brodę wpatrując się w telewizor. Poczułam wibracje w kieszeni. Wyciągnęłam telefon. Prychnęłam widząc na wyświetlaczu imię mojego ex. Odrzuciłam połączenie a urządzenie wylądowało na kanapie w drugim końcu pokoju. Idiota. Myśli, że naprawi wszystko jednym telefonem? Wstałam i przeszłam do kuchni. Napiłam się wody i przemyłam twarz. To trochę mi pomogło. Poczułam jak ktoś mnie odwraca. Był to Zayn. Nie patrzyłam w jego oczy.
- W porządku? - spytał.
- Tak. - odparłam i chciałam odejść, ale uniemożliwił mi to kładąc ręce na blacie po obu stronach mojego ciała.
Odruchowo cofnęłam się, lecz niezbyt daleko, bo za plecami miałam kredens. Chłopak zmusił mnie jednak, by nasze ciała nie były daleko od siebie, kilkoma krokami. Próbował złapać mój wzrok. W końcu mu się udało.
- Uciekasz. - mruknął - Czemu?
Przeszedł mnie dreszcz. Nie. Nie mogę tak reagować. Potrząsnęłam lekko głową. Opanuj się.
- Mam swoje powody.
Ponownie spróbowałam odejść, ale jego silne ramiona nie pozwoliły mi na to. Westchnęłam i spojrzałam w podłogę.
- Możesz mi powiedzieć.
Prychnęłam kpiąco. Uśmiech wdarł się na moje usta. Tak. Każdy tak mówi. Przerabiałam to i nie skończyło się to dla mnie dobrze. Nie ma mowy. Nie ufam ludziom. A szczególnie facetom. Tyle.
- Patrz napis poniżej. - mruknęłam, a on zlustrował spojrzeniem moją koszulkę - To moja odpowiedź.
Uniósł brew patrząc mi w oczy. Nie mogłam od nich oderwać wzroku. Mimo, że nie czułam przymusu by w nie patrzeć, hipnotyzowały mnie. Musisz być silne. Spuściłam wzrok o tym razem prześlizgnęłam się pod jego ręką słysząc dźwięk otwieranych drzwi. Co Rose by pomyślała widząc nas w takiej sytuacji? Nie chciałabym, żeby kiedykolwiek tak się stało. Byłyśmy przyjaciółkami, ale to zdarzenie w kuchni mogło wyglądać dwuznacznie. Ja bym to zrozumiała tak, że moja przyjaciółka podrywa mojego faceta. Wcale tak nie było.
- Hej. - przywitałam się.
- Cześć, Zombie'aczku. - mruknęła z uśmiechem i mocno mnie przytuliła.
Następnie przywitała się ze swoim chłopakiem. Była to dla mnie niezręczna sytuacja, bo witali się dość długo i dość namiętnie. Chcą uniknąć tego widoku przeszłam do salonu. Podniosłam telefon. Jeszcze jedno nieodebrane połączenie od niego. Chyba zmienię numer. Nie będzie mógł się do mnie dodzwonić. Westchnęłam skacząc po kanałach. Trafiłam na jeden fajny - muzyczny. Dałam głośniej i położyłam się na sofie. Po chwili muzyka umilkła, a telewizor stał się czarny. Moja przyjaciółka z uśmiechem stała w progu i trzymała w ręce pilota.
- Porywamy cię. - powiedziała.
- Rose to nie jest najlepszy pomysł. - odparłam.
- Nie przyjmuję odmowy. Masz być gotowa za 10 minut. Inaczej Zayn cię wyniesie na rękach. - zaśmiała się z mojej miny.
Zadzwonił mój telefon. Odrzuciłam połączenie.
- To on? - spytała poważnie.
- Nie. Mama. - odparłam wstając i chowając urządzenie w kieszeni - Idę się ubrać. - przerwałam ciszę wyplątując się z niezręcznej sytuacji.
Weszłam do łazienki i pomalowałam się lekko ukrywając cienie pod moimi oczami. Po pięciu minutach byłam na dole i trafiłam na całującą się parę. Poczułam lekki ukłucie. Nie zazdroszczę jej. Na pewno nie. Cieszę się jej szczęściem. Rose odsunęła się od chłopaka kiedy tylko mnie usłyszała. Wiedziałam, że robi to dla mnie, ale nie musiała. Wszystko było ok. Wzięłam skórzaną kurtkę i założyłam trampki. Na dworze było chłodno, a niebo przesłaniały chmury. Ruszyliśmy w kierunku auta Malika. Wypasione... nie wiem co. Szczerze nie znam się na autach, ale po znaczku wszystko było jasne.
Fajny Land Rover. Przeczytałam z auta. To jeszcze umiem zrobić. Mulat prowadził, a Rose siedziała obok niego. Ja skuliłam się na tylnym siedzeniu. Patrzyłam na to wszystko co dzieje się za oknem. Szczęśliwi, bądź mniej szczęśliwi ludzie. Każdy zajęty sobą i swoimi zajęciami. Każdy gdzieś się śpieszył. To było przykre. Ludzie nie mieli już dla siebie tyle czasu, bo każdy zajmował się sobą. Przypomniał mi się Mały Książę. Może kiedyś go spotkam. Kiedyś już miałam swojego Małego Księcia. Był to mój przyjaciel - Harry. Niestety wyjechał kiedy byłam mała. Widziałam go ostatni raz kiedy miałam sześć lat. On miał jedenaście. Pamiętam, że bardzo za nim tęskniłam i długo nie mogłam się pozbierać po jego odejściu. A rok później pojawiła się Rose. Była moim światłem przez ciemny tunel smutku. Można powiedzieć, że za rękę mnie z niego wyprowadziła. I byłam jej za to wdzięczna. Czasami zastanawiam się jednak: gdzie on jest? Co robi? Czy żyje mu się dobrze? Czy jeszcze o mnie pamięta? To są pytania, które raczej do samego końca zostaną bez odpowiedzi. Po chwili auto zatrzymało się. Byliśmy pod... London Eye? Wysiadłam wraz z resztą. Zayn zablokował auto pilotem i obejmując Rose powoli ruszyliśmy w stronę koła. Przyjaciółka chciała iść do budki z biletami.
- Oszalałaś? - spytała - Nie wsiądę do tego.
Patrząc robiło mi się słabo. Nie dość, że wysokie to się kręci, nie dość, że się kręci to cholernie wysokie! Rose zaśmiała się.
- Zostawiam cię samą z Zayn'em. Raczej nic ci się nie stanie. Muszę coś jeszcze załatwić.
Mina mi zrzedła. Nie chciałam zostawać sama z jej chłopakiem. Bałam się... No właśnie. Czego właściwie? Że zrobię coś czego nie powinnam? Że zepsuję to co jest pomiędzy nimi? To drugie raczej nie możliwe. Nie chciałam sama z nim zostawać, bo wiedziałam... Że zaczęłam... Co właściwie? Sama nie wiem...
- No to idźcie. - powiedziała z uśmiechem Rose wręczając Mulatowi bilety.
Cmoknęła go w policzek i oddaliła się. Nie wierzę, że ona mi to robi. Dlaczego? To jest jej zemsta. Jestem pewna, że się nade mną znęca. Staliśmy w kolejce w niezręcznej ciszy. Znów zadzwonił mój telefon. Trzeci czy czwarty raz tego dnia dzwonił do mnie Kamil? Nie wiem. Zgubiłam się. Postanowiłam odebrać i powiedzieć, żeby w końcu się odczepił.
- Zostaw mnie. - warknęłam do słuchawki.
- Co tak ostro? - zaśmiał się.
Znów coś brał.
- Szkoda mi na ciebie słów człowieku. - odparłam zrezygnowana.
- Ależ Melciu ja tu na ciebie czekam.
Rozłączyłam się i odwróciłam tyłem do Malika. To bolało. Raz dzwonił i przepraszał, a za drugim razem robił to co zawsze. Starał się mną pomiatać. Tym razem się nie dam. Szybko starłam łzę z policzka.
- W porządku? - spytał Zayn.
- Tak. - odparłam i lekko uśmiechnęłam się.
Zawsze działało. Nawet Rose nabierała się na mój uśmiech. Tak wiele razy musiałam udawać, że wszystko okey, że przyzwyczaiłam się do tego i każdego mogłam oszukać w ten sposób.
- Chodź. - powiedział chłopak ciągnąc mnie lekko za rękę w stronę kapsuły.






































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej! To tak:
mam nadzieję, że nie zanudziłam was tym rozdziałem ;)
staram się, a teraz chciałabym od was szczere opinię:
jak oceniacie mój styl pisania?
co myślicie? (tylko szczerze)
po porostu zależy mi na tym ;)
dzięki za poprzednie komentarze i mam nadzieje, że pod tym rozdziałem też coś zostawicie ;)