wtorek, 24 marca 2015

Rozdział 11

Nadal leżała podłączona do wszystkich maszyn. Była strasznie blada, a kosmyki włosów, przylepiły się do jej twarzy. Miała zamknięte oczy. Wyglądała tak jak by spała. Po moich polikach zleciało więcej łez. Złapałem ją za rękę. Była ciepła. Nie wierzę, że nie, żyje. Musi żyć. Poczułem rękę na ramieniu. Była to Rose.
- Musimy iść Harry. - szepnęła łamiącym się głosem.
Spuściłem głowę i zacisnąłem powieki. Po chwili ostatni raz na nią spojrzałem. Usłyszałem tykanie. Cholerny zegar! Po chwili ktoś mnie odepchnął. Lekarze stali nad Amelią, a ja znalazłem się poza salą. Po chwili nasza trójka znalazła się znów na poczekalni. Nie wiedziałem co się stało, ani w jaki sposób stoimy w tym miejscu. Byłem zupełnie zdezorientowany.
- Co się stało? - spytałem Rose.
Ona i Zayn uśmiechali się. Co jest do cholery?
- Jej serce znów zaczęło pracować. - powiedziała brunetka.
Nie mogłem w to uwierzyć. Mocno ją przytuliłem. To wszystko do mnie nie docierało. Straciłem ją, odzyskałem ją... Nie chciałem wiedzieć jak. Byłem szalenie szczęśliwy, że moja Księżniczka żyje. Jakieś dwadzieścia minut później przewieźli Amelię z sali operacyjnej na OIOM. Od razu chcieliśmy do niej wejść, ale zabronili nam ze względu na jej nie stabilny stan. Zdecydowaliśmy się na spanie w szpitalu. Najpierw poszliśmy po coś do jedzenia, a potem wynajęliśmy mały pokoik, w którym mogliśmy się przespać. Były tam tylko dwie kanapy. Rose zdecydowała się na moje towarzystwo. Widziałem, że znów ma dystans do Zayna. Nie ważne. Byłem tak zmęczony. Potrzebowałem snu. Położyłem się, a obok mnie brunetka. Przykryłem nas kocem. By było nam wygodniej na tak małej przestrzeni przytuliłem ją. Po chwili zasnąłem.
Obudziło nas pukanie do drzwi. Podniosłem się i nacisnąłem klamkę. Pielęgniarka zmierzyła mnie spojrzeniem. Moje włosy były w całkowitym nieładzie. Miałem podkrążone oczy od płaczu. Musiałem przypominać Zombie. A wracając do kobiety - co ona tu robiła?
- O co chodzi? - spytałem po czym wystraszylam się - Chodzi o Amelie?
- Nie. - ulżyło mi - Ale przywieziony został wasz przyjaciel. Lekarz nie może go zbadać i powtarza ciągle imię waszej przyjaciółki. Niech ktoś z was z nim porozmawia.
Spojrzeliśmy po sobie. Nic nie wskazywało na to że tamta dwójka się przełamie. Kamil pewnie coś sobie zrobił myśląc że Amelia nie żyje. Okazało się że jestem najrozsądniejszy. Zgodziłem się. Szybkim krokiem podążałem za pielęgniarką aż znaleźliśmy się w odpowiedniej sali. Kamil miotał się na łóżku odpychając lekarzy jak muchy. Kiedy mnie zobaczyli wszyscy wyszli. Szatyn wyglądał jak po ostrej, przegranej bójce. Miał podbite oko, przeciętą wargę, cały był w sińcach, a z lewej nogi zerwał skórę z kolana. Jak on to zrobił? Lub co zrobił?
- Nie pozwalają mi się zabić. - stwierdził z kpiącym uśmieszkiem, ale widziałem w jego oczach że cierpi.
- Chcesz skrzywdzić Amelię? Jak jej powiemy, że nie żyjesz to się załamie. - odparłem nie wiedząc jak inaczej mogę przekazać mu tą wiadomość.
- Chcę do niej dołączyć.
- Chcesz, żeby położyli cię na łóżku obok na OIOMIE? - starałem się być spokojny.
- Co ty do cholery pieprzysz? - spojrzał na mnie z pogardą.
- Amelia żyje. Leży na OIOMIE. Uratowali ją.
Jego twarz zmieniła wyraz. Był zakłopotany. W ogóle nie wiedział co się dzieje. Ja też nie mogłem tego zrozumieć. To, że Mela żyje to był cud. Ale wiedząc, że ona jest bezpieczna zastanawiało mnie bardziej co zrobił ten dupek, że jest tak bardzo pokaleczony. Rzucił się pod auto? Skoczył z mostu?
- Chcę ją zobaczyć. - powiedział stając na nogi z grymasem bólu na twarzy.
Do pokoju wszedł lekarz.
- Najpierw cię zbadam. - powiedział.
Kamil bez oporów zasiadł na łóżku poganiając lekarza. W tym czasie poszedłem po Rose i Zayna. Zostawiając ich samych na tak długo w jednym pomieszczeniu mogło skończyć się tragedią. Uchyliłem drzwi. Malik palił przy uchylonym oknie a Rose jeszcze spała. Obudziłem ją. Poszła do łazienki a ja usiadłem obok Zayna.
- Za chwilę do niej pójdziemy. - powiedziałem patrząc na krajobraz za oknem.
Z tego pokoju idealnie było widać parking. Od wczorajszego wieczoru moje czarne auto nie zmieniło miejsca. Nadal stało pod kątem pod drzewem. Śpieszyłem się tak bardzo że nie dbałem o to jak zaparkowałem. Padał deszcz. Na niezbyt dokładnie umytej szybie przez która patrzyłem widziałem krople deszczu. Leniwie toczyły się ku dołowi.
- Nie powinienem iść z wami. - powiedział szatyn patrząc na mnie. Po chwili znów spojrzał na coś za oknem - Ona nie chciała mnie widzieć.
Powstrzymałem uśmiech. Amelia go odpychała z jednego powodu - bała się. Jestem pewny ze była po prostu ostrożna a poza tym wściekła.
- Ucieszy się jak cię zobaczy. - odparłem tylko.
Po chwili Rose wróciła. Na jej twarzy nie było widać oznak zmęczenia. Kosmetyki czynią cuda. Chyba też zacznę ich używać. Również skorzystałem z łazienkami. Umyłem twarz zimną wodą i byłem gotowy do wyjścia. Po przejściu korytarza wypełnionego pacjentami znaleźliśmy się na OIOMIE. Rose poszła o wszystko wyczytać pielęgniarkę a my staliśmy patrząc na Amelie. Była bardzo blada. Do klatki miała podłączone jakieś rurki. Tak samo z jej rękami. Miała rozpuszczone włosy które rozlały się na poduszce. Była przykryta prawie po szyję. Zmartwiłem się widząc ilość urządzeń która ją otaczała. Wszystkie za coś odpowiadały. Moją ręką dotknęła powierzchni szyby która dzieliła mnie od Amelii.
- Harry. - głos Rose dobiegł zza moich pleców. Odwróciłem się do niej przodem - Pielęgniarka powiedziała że możemy złożyć jej krótka wizytę. Amelia jest w śpiączce. Nie wiedzą jak długo ale tak jest dla niej najbezpieczniej.
Ale jest tu. I będzie. A ja będę obok niej. To jest najważniejsze. Powoli weszliśmy rozsówanymi drzwiami. Wszyscy musieliśmy założyć zielone fartuchy. Stanąłem obok łóżka. Była taka krucha. Złapałem jej rękę. Nie odwzajemnilam tego. Spała. Nie wiem czego oczekiwałem. Może że wstanie i powie że wszystko jest ok. Nie docierało do mnie to że ona tu leży. Nadal nie mogłem w to uwierzyć.
- Możecie do niej mówić. - powiedziała kobieta - Ona Was słyszy.
Słyszy? Więc warto spróbować. Wziąłem krzesło i usiadłem obok niej. Nadal trzymałem jej lodowatą dłoń.
- Musisz ze mną zostać Amelia. Rose i Zayn też na Ciebie czekają.
Wcale nie czułem się głupia mówiąc do niej. Miałem nadzieję że chodź raz przemówię jej do rozsądku. Zastanawiałem się co ona czuje. Czy czuje mój dotyk? Zdaje sobie sprawę z naszej obecności? Tak bardzo chciałem żeby powiedziała coś do mnie. Cokolwiek.
- Harry idź z Zaynem coś zjeść. Posiedzę z nią. - powiedziała Rose.
Niechętnie zgodziłem się. Kiedy wychodziliśmy spojrzałem na nie jeszcze raz. Rose zajęła moje miejsce i zaczęła ożywioną rozmowę z Melką.

*Rose*
Usiadłam na miejscu Harrego gdy tylko zniknął za drzwiami. Co ja mam z tobą zrobić Amelia? Zlapałam jej dłoń. Westchnęłam. Od czego zacząć? Może od najważniejszego...
- Jeśli mi to zrobisz i odejdziesz to przysięgam że mój duch nie da ci spokoju w zaświatach. - postanowiłam kontynuować - Skoro masz już tą świadomość to może teraz znów cię ochrzanię. Nawet nie wiesz jak nas wystraszyłaś. Zmusiłaś mnie do płaczu, a wiesz jak nienawidzę płakać. Jeszcze jeden taki numer a obrażę się, zobaczysz. - odetchnęłam - A z milszych rzeczy; mam nadzieję że wrócisz żebym mogła Cię ochrzanić jak będziesz kontaktować. Pamiętaj że cię potrzebuję. Kto będzie moim rozsądkiem? Kto będzie na mnie patrzył z pobłażaniem? No ty. Nikt inny się nie nadaje na to stanowisko więc nadal liczę na ciebie.
Skończyłam gdy usłyszałam chłopaków. Gdy wrócili ja postanowiłam coś zjes. Z głodu bolał mnie brzuch. Poszłam do bufetu szpitalnego. Zamówiłam sobie kanapkę. A konkretniej kilka tostów. Powoli jadłam. Zastanawiałam się co zrobił Kamil. W sumie to Harry nam nie powiedział. Eh... Nie zależy mi na Kamilu ale byłam pewna że Amelia zabiła by mnie gdyby szatyn się zabił gdy ona była nieprzytomna. Skończyłam posiłek i wróciłam do sali przyjaciółki. A w sumie zatrzymałem się za szybą. Obok Amelii był Zayn. Trzymał ją za rękę i coś do niej mówił. Nie byłam w stanie zgadnąć co. Jednak zanim od niej odszedł ucałował jej czoło. Jednak coś między nimi było? Czemu Mela nic mi nie powiedziała? Kolejny powód by ją ochrzanić gdy się obudzi. Po chwili szatyn stanął koło mnie.
- Harry poszedł zobaczyć co z Kamilem.
W jego oczach dostrzegłam iskierki furii. Przez tak krótki okres zdążył znienawidzić tego dupka? No tak. To bardzo prawdopodobne. Mi zajęło to 15 minut gdy dowiedziałam się ze pobił Amelie gdy się naćpał. Ale co Harremu do Kamila? Czyżby biedaczek zrobił sobie krzywdę? A nawet jeśli to mnie to nie interesuje. Już wolałabym żeby Mela chodziła z Zaynem niż z nim.
- Idziemy? - spytał chłopak.
- Jasne. - odparłam kierując się w stronę wyjścia.
Na początku korytarzy prowadzącego na OIOM spotkaliśmy Hazzę i Kamila. Szatyn wyglądał koszmarnie. Miał podarte spodnie i opatrunek na kolanie. Jego oko było podbite a usta pęknięte. Jeszcze jeden bandaż zauważyłam na jego ramieniu.
- A ty co? Pod czołg wpadłeś? - spytał Zayn mierząc go spojrzeniem.
Kamil zaśmiał się gorzko.
- Nie. Ale prawie zadałeś.  - zrobił cudzysłów palcami w powietrzu nad pierwszym słowem - "Wpadłem" pod autokar.
- Cudownie. - mruknęłam.
- Chcę ją zobaczyć. - mruknął.
Westchnęłam. Nie mogliśmy mu tego zabronić.


























~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przychodzę z nowym rozdziałem ;-) 
Jest - nie wiem w sumie czy krótki czy długi bo pisze z telefonu ;-) 
Mam nadzieję że ktoś skomentuje 
To do zobaczenia w następnym :-) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz