poniedziałek, 23 marca 2015

Rozdział 10

- Gdzie ona jest? - spytała brunetka wpadając na poczekalnię.
Podniosłem się z krzesła stając na przeciwko niej.
- Zabrali ją na salę operacyjną. Nikt nic nie chce mówić. - odparłem.
Byłem załamany. Nie wiedziałem co się stało, ani dlaczego to się stało. Dlaczego akurat moja Amelia. Dlaczego akurat ją musiał potrącić ten idiota. Powiedział, że pojawiła się przed maską nie wiadomo skąd i nie zdążył wyhamować. Nie starałem się go nie winić, bo wiedziałem, że nie potrafię. Drugie auto też omal jej nie zmiażdżyło. Podobno odbiła się od obydwóch. Po chwili Rose była w moich ramionach, a z jej ślicznych oczu leciały łzy.
- A jeśli to przeze mnie? - spytała - Jeśli to przez to, że nakrzyczałam dzisiaj na Kamila?
- To nie przez ciebie. - powiedział Zayn, a my oboje zwróciliśmy na niego wzrok - Pokłóciła się  z Kamilem, a potem wybiegła z baru.
Po chwili zauważyłem furię w oczach Rose. Podeszła do Malika i bez zbędnych ceregieli zaczęła okładać go pięściami.
- To przez ciebie, dupku!
Krzykiem zwróciła uwagę kilku osób. Nie chciałem by pielęgniarka wezwała ochroniarza więc odciągnąłem ją od Mulata, który wcale się nie bronił. Czyżbym widział w jego oczach, że czuje się winny? Czemu? Nie ważne. Pomogłem Rose się uspokoić na tyle by mogła wytrzymać w jednym miejscu z Malikiem. Po chwili z sali operacyjnej wyszła pielęgniarka. Cała nasza trójka zerwała się na równe nogi. Kobieta podeszła do recepcji.
- Niech podeślą kolejnego lekarza. Operacja się przedłuży. - odwróciła się w naszą stronę i zdziwiła się. Staliśmy na jej drodze z wyczekującymi spojrzeniami - Słucham?
- Niech nam pani powie co Amelią. - powiedziała głosem nie znoszącym sprzeciwu Rose.
- Jesteście jej rodziną? - spytała.
Kiedy chciałem coś powiedzieć, brunetka zatkała mi usta dłonią i odpowiedziała:
- Jestem jej starszą siostrą.
- Proszę za mną. - odparła kobieta.
Odeszły kawałek. Nie mogłem wytrzymać czasu kiedy rozmawiały, a ja nadal nie wiedziałem o co chodzi. Wydawało mi się, że to trwa wieczność, a tak naprawdę minęło może pięć minut. Chodziłem w tę i z powrotem nie mogąc się uspokoić. Malik uważnie mi się przyglądał. Z moich oczu wyleciało kilka łez. Dopiero co ją odzyskałem. Los chce mi ją zabrać? Nie mogę na to pozwolić. Po chwili Rose wróciła do nas. Jej mina nie oznaczała niczego dobrego.
- Pielęgniarka powiedziała, że Amelia ma obszerne obrażenia wewnętrzne i nie wiedzą czy uda im się ją z tego wyprowadzić. - powiedziała mechanicznie wpatrując się w jeden punkt na ścianie.
Po chwili jej nogi zwiotczały i upadłaby gdybym nie złapał jej w ostatnim momencie. Zemdlała. Posadziłem ją na krześle i przyniosłem szklankę wody. Słowa, które wypowiedziała nie dotarły do mnie. Jak to lekarze nie wiedzą czy uda im się uratować Amelię? Muszą ją uratować! Nie rozumiałem tego, nie docierało to do mnie w żaden sposób, że mogę ją stracić. Usiadłem obok i oparłem głowę na rękach. Z moich oczu ciekły łzy. Poczułem dłoń na ramieniu. Był to Zayn. Po chwili na poczekalnie wpadł Kamil. Podszedł do nas zupełnie nie rozgarnięty.
- Gdzie ona jest?! - spytał zdenerwowany.
- Co cię to obchodzi? - odparł wściekły Malik stając na przeciwko chłopaka.
- Kocham ją! Ta odpowiedź cię satysfakcjonuje? - odparł wściekły szatyn.
Rose doszła do siebie słysząc głos Kamila. Po chwili również się podniosła.
- Nikt cię tu nie chce. - warknęła - Amelia może z tego nie wyjść rozumiesz?
- Co? - głos mu się załamał, a w oczach pojawiły łzy.
Ten dupek na prawdę ją kochał. Jakim cudem on ma jeszcze uczucia? Amelia wszystko mi powiedziała o ich związku. Mówiła, że nie chce do tego wracać, ale ona też go kochała. I zakochała się w Zaynie. Podejrzewam, że ze wzajemnością. Szatyn opadł na krzesło, a z jego oczu strugami leciały łzy. Nie mógł znaleźć miejsca, w które mógł by patrzeć. Jego wzrok wędrował od brunetki, do Zayna, a od Zayna do mnie i tak w kółko.
- Co jej jest? - spytał próbując zdobyć się na normalny ton głosu.
Zupełnie mu nie wyszło. Czułem jak zaczął boleć mnie brzuch z nerwów. Nigdy się tak o nikogo nie bałem ja wtedy o Melkę. Będzie dobrze. Musi być. Nie pogodzę się ze stratą.
- Ma obszerne obrażenia wewnętrzne. Tyle się dowiedziałam. - powiedziała Rose, ale już łagodnie.
Nie mieściło mi się to w głowie, że Amelia jest na sali operacyjnej. Nie umiałem... Po chwili pojawili się chłopcy. Malik im wszystko wytłumaczył. My nie byliśmy w stanie. I mimo, że Zayn zachowywał pozory widziałem, że też cierpi i martwi się. Może nawet bardziej niż ja. Nie, to nie możliwe. Musiałem usiąść, bo poczułem, że robi mi się słabo. Liam podał mi szklankę wody.
- Dzięki. - mruknąłem i wypiłem ją jednym ciągiem.
Siedzieliśmy razem na poczekalni w zupełnej ciszy. Czasem przerywały ją rozmowy pielęgniarek, albo pacjenci, którzy szli do swoich sal. Czekaliśmy na jakiś znak. Jakikolwiek, który powie nam, że Amelia daje radę, że nadal żyje. Nic takiego się nie stało. Bałem się. Wszyscy się baliśmy. Mimo, że chłopcy nie zdążyli jej dobrze poznać widziałem, że też się martwią. Louis znał ją trochę lepiej i nawet on posmutniał, a w oku zakręciła mu się łza. Objąłem Rose, przytulając ją do siebie. Zamknęła oczy, a spod zaciśniętych powiek wypłynęły łzy. Otarłem je, dając jej do zrozumienia, że płacz nic nie da, mimo, że sam płakałem.
Było koło 2 w nocy. Powiedziałem chłopakom, żeby poszli do domu. Widziałem, że byli już zmęczeni. Posłuchali. Tylko Malik został. Siedział przygarbiony opierając łokcie na kolanach. Rose opadały powieki, ale nie mogła usnąć. Co chwila z jej ślicznych oczu leciały łzy. Mocno się do mnie przytulała co pomagało i mi i jej. Starałem się nie płakać, ale nie potrafiłem. Mimo, że nikt jeszcze nie powiedział, że Amelia umarła, czuliśmy, że ją tracimy.
- Dlaczego nie ma żadnych wieści? - spytał zdenerwowany Kamil przerywając ciszę.
- Może brak wieści to dobra wiadomość. - powiedział Zayn.
Po chwili znów z sali wyszła pielęgniarka. Rose natychmiast zerwała się z miejsca i podbiegła do niej. Ich rozmowa znów trwała wieczność i znów chodziłem w te i z powrotem. Kamil się przyłączył, a Malik nas obserwował, gniewnie patrząc w stronę szatyna. Nie wiedziałem o co się pokłócili, ale coś było na rzeczy. Później musiałem się tego dowiedzieć. Rose znalazła się przy nas. Płakała. Przytuliłem ją co odwzajemniła. Po chwili uspokoiła się na tyle by przekazać nam to co powiedziała kobieta:
- Serce Amelii już kilkakrotnie się zatrzymało. Muszę ją nadal operować, ale nie wiedzą czy ona to wytrzyma. Jednak ryzykują, bo jeśli jej nie zoperują to umrze.
Żadna z tych perspektyw nie była pocieszająca. Mam ją stracić, bo nie próbowali, czy mam ją stracić, bo próbują ją uratować? Beznadziejna sytuacja. Nie mogłem znaleźć w niej nic dobrego. Po twarzy Zayna spłynęła jedna łza. Dopiero to do niego docierało. Rose również była na skraju załamania nerwowego. Kamil wyszedł zapalić jednocześnie chowając przed nami swoją zapłakaną twarz. Wstałem i podszedłem do pielęgniarki prosząc o coś na uspokojenie dla brunetki. Dała mi jakąś tabletkę, którą przekazałem Rose. Po chwili dostrzegłem spojrzenie Zayna. Miał zaszklone oczy, które mówiły mi: "Nigdy sobie tego nie wybaczę jeśli ona umrze." Wstałem i poszedłem z nim na drugi koniec sali.
- Co jest? - spytałem.
- Harry, boję się, że to wszystko przeze mnie.
- Co? - dlaczego przez niego?
Przecież nic nie zrobił. Oprócz tego, że je skłócił to nic więcej. Chyba, że o czymś nie wiem.
- Pocałowałem ją dzisiaj. - przyznał się, patrząc w podłogę - Pewnie masz ochotę mnie zabić, za to, że ją ranię, ale nie potrafię trzymać się od niej z daleka.
Przecież nie rzuciłaby się pod auto z powodu pocałunku. To przez Kamila uciekała. Byłem tego pewny. Po tym co mi powiedziała: że nie ufa Kamilowi jak dawniej, a Zayn nie zdążył tak naprawdę jej zwieść; nie wierzyłem by przez Zayna wpadła pod ten samochód.
- To nie przez ciebie. - odparłem - Dużo z nią rozmawiałem. To nie była twoja wina.
Nie uwierzył mi. Starał się, ale mimo, że powiedziałem mu prawdę wcale nie zrobiło mu się lepiej - widziałem to po nim. Wróciliśmy na nasze miejsca. Rose siedziała ze spuszczoną głową. Miała czerwone i spuchnięte oczy, a mimo to była śliczna. O czym ty myślisz, kretynie? Nie miałem siły, żeby na siebie nakrzyczeć. Opadłem na krzesło obok niej i objąłem ją. Położyła głowę na moim ramieniu. Tabletka zaczęła działać. Wiedziałem, że się denerwuje i nadal martwi, ale była spokojniejsza. Chodź trochę. Po chwili wrócił również Kamil. Było strasznie cicho. Jedyne co nam przeszkadzało to tykanie zegara. Przypominał nam, że nie zostało dużo czasu do końca...
Koło 5 Rose zasnęła z wycieńczenia. Nie miałem jak wstać, bo brunetka opierała się na moim ramieniu. Co jakiś czas płakałem przypominając sobie nasze wspólne chwile z dzieciństwa. Gdy ja i Amelia byliśmy naprawdę szczęśliwi.
Mała dziewczynka siedziała w niebieskiej sukience, smutna, na trawie. Podszedłem do niej.
- Co się stało? - spytałem.
Załzawionymi oczkami spojrzała na mnie i wskazała drzewko, na którym wylądowała jej zabawka. Jak przystało na bohatera wspiąłem się, zaliczając kilka razy upadek, i uratowałem zabawkę maleństwa. Kiedy oddałem jej misia z ogromnym uśmiechem mnie przytuliła.
- Jak masz na imię? - spytałem łapiąc ją za malutką rączkę.
- Melka. - odparła cicho czerwieniąc się.
- Jestem Harry. - odparłem obdarzając ją jednym z najpiękniejszych uśmiechów.
Tak się poznaliśmy. Miała trzy lata i już mnie urzekła. Uśmiechnąłem się blado, a po moich policzkach znów pociekły łzy.
- Gumisie! - krzyknęła.
- Nie, Smerfy! - uwielbiałem się z nią droczyć.
Miałem się nią zająć, bo nasi rodzice gdzieś razem wyszli. Myśleli, że to dla mnie kara, ale ja uwielbiałem spędzać z nią czas.
- Gumisie! - krzyknęła ponownie stając na taborecie by mogła spojrzeć mi w oczy.
- Nie lubisz Smerfów? - odparłem z uśmiechem.
- Nie!
Wziąłem ją na ręce i okręciłem się wokół własnej osi po czym upadłem z nią na łóżko. Mała głośno się roześmiała.
- Gumisie, Harry. - odparła odgarniając loki z mojego czoła.
- Mogą być Gumisie, Księżniczko. - uśmiechnęła się szeroko ukazując białe ząbki.
Teraz łzy płynęły już bez opamiętania po mojej twarzy. Nie mogłem dopuścić do tego, że nie będzie jej przy mnie. Musi być! Kocham ją! Jest jak młodsza siostra. Pielęgniarka znów wyszła, a ja najdelikatniej jak umiałem obudziłem Rose. Od razu zerwała się i popędziła do kobiety. Oby wszystko było dobrze. Musi być dobrze. Dzisiejsza noc jest najgorszą w moim życiu. Po chwili brunetka wróciła do nas. Była zaspana. Przetarła ręką twarz po czym powiedziała:
- Podobno jej serce znów kilka razy stanęło, ale akcja serca za każdym razem ponawiała się sama. Pielęgniarka powiedziała, że mamy być dobrej myśli, bo zostało już niewiele do końca, a Amelia ciągle walczy.
To podbudowała na duchu nas wszystkich. Staraliśmy się być dobrej myśli. O ile potrafiliśmy.
O 6 przyszła do nas pielęgniarka. Wszyscy wstaliśmy.
- Lekarze skończyli. - powiedziała spokojnie, a ja omal nie krzyknąłem ze szczęścia - Jednak serce Amelii nie wytrzymało i stanęło. Przykro mi. Jeśli chcecie możecie się z nią pożegnać.
Co? Nie dotarło to do mnie. Amelia, moja Amelia nie żyje? Jak to możliwe? Rose z płaczem wpadła w moje ramiona. Kamil wybiegł ze szpitala. Z moich oczu również zaczęły lecieć łzy. Zayn też rozryczał się jak małe dziecko. Jak to możliwe, że jej serce nie wytrzymało? Że tyle razy stawało i dawała radę, a teraz po porostu zatrzymało się na dobre? Chciałem zobaczyć ją ostatni raz i się pożegnać. Chcieli iść ze mną. Powoli weszliśmy w korytarz za pielęgniarką. Obejmowałem Rose i mimo, że była wściekła na Malika trzymała go za rękę.











































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Smutny koniec? 
Zaskoczę was ;) to nie koniec, ale prawda trochę tu smutno ;(
liczę na wasze komentarze ;)
do zobaczenia w następnym ;)

3 komentarze:

  1. Coooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooo??
    No mam nadzieję, że nie koniec dziewczyno. Jak mogłaś doczegoś takiego doprowadzic!!!!! Ale i tak wiem, że Amelia przeżyje ;) (spróbuj zrobic inaczej, a przysięgam, zabiję).
    Jednak mimo wszystko cieszę się, że wpadłaś na pomysł z tym wypadkiem, dzięki temu jakoś urozmaiciłaś treśc tego bloga. Bo chodzi o to, że wcześniej wszystko skupiała się na miłości. Wiesz: kogo wybierze Amelia? i coś w tym stylu. A teraz inaczej... podoba mi się.
    Cieszę się również z perspektywy Harrego. W sumie nie miałaś innego wyboru, w końcu serce Meli stanęło. To słodkie, że na końcu gdy wszyscy dowiedzieli się o śmierci Ameli, w końcu się pogodzili. Jest jednak małe ale... nie wydaje mi się, że dziewczyna, która płacze, może byc jakaś bardzo piękna. :D
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wątpisz w słowa Harrego? Dla niego Rose była piękna jak płakała i nic z tym nie zrobisz 😛

    OdpowiedzUsuń
  3. Ona ma żyć! ;(

    OdpowiedzUsuń