- Kamil? - nie umiałam wytrzymać tej pełnej napięcia ciszy.
Skoro przyszedł to chyba miał jakiś cel, prawda?
- Mela musimy pogadać. - odparł i spojrzał mi w oczy.
Mimowolnie moje serce przyśpieszyło. Nie pamiętam kiedy był taki poważny. Spojrzałam mu w oczy. Usiadł na przeciwko mnie, a swoje dłonie położył na moich kolanach. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Dawno tego nie czułam. Wiedziałam, że nie powinnam tak reagować. W końcu powinnam to skończyć. Lecz nie umiałam.
- Muszę ci coś powiedzieć i chcę, żebyś dobrze mnie zrozumiała, ok? - kiwnęłam głową w geście zrozumienia. Wziął głęboki wdech - Ja nie zacząłem brać od tak. Miałem powód i byłem na odwyku już zanim cię poznałem. Chodzi o to, że nie miałam łatwego życia. Nigdy się nad sobą nie chciałem użalać, ale powinnaś w końcu wiedzieć czemu taki byłem. - jego oczy się zaszkliły. Nie mogłam patrzeć jak się męczy. Zarzuciłam koc na jego barki i usiadłam w jego kolanach. Lekko mnie objął - Moi rodzice nie byli dobrymi opiekunami. Oboje pili. Ojciec mnie bił, a matka nie reagowała. W wieku 10 lat trafiłem do ośrodka adopcyjnego. W pierwszej rodzinie zastępczej nie miałem lepiej. Spędziłem u nich pięć lat. Kolejni opiekunowie chcieli dać mi wszystko co tylko mogli łącznie ze swoją miłością, ale ja wtedy nie umiałem tego przyjąć. Mimo to nadal chcą bym był ich synem. - przetarł twarz dłońmi - Jak mogą chcieć mieć takiego dupka za syna?
Widziałam jak bardzo jest mu ciężko. Nigdy mi się nie zwierzał. Żałowałam, że nie poznałam wcześniej prawdy. Być może mogłabym mu pomóc. Mocno go przytuliłam co odwzajemnił.
- Może to głupie... - szepnął - Ale mogę dzisiaj zostać u ciebie?
Spojrzałam w jego ciemne oczy. Chciał coś powiedzieć, ale byłam szybsza.
- Jasne. - położyłam rękę na jego policzku, a on zamknął oczy.
- Wiem jak bardzo cię skrzywdziłem, ale nie potrafię bez ciebie żyć. Jesteś moim narkotykiem, silniejszym niż wszystko inne.
Z jego oka wyciekła jedna łza. Szybko ją starłam, po czym mocno go przytuliłam. Zależało mu. Tyle wiedziałam. Jednak nie mogłam mu do końca zaufać i musiał to zrozumieć.
- Kamil - spojrzałam w jego oczy - wiesz jak bardzo mi na tobie zależy, hm? - kiwnął głową w geście zrozumienia - Więc musisz zrozumieć, że nie potrafię ci do końca zaufać.
- Wiem. Dlatego nie chcę naciskać. Chcę ci pokazać, że możesz na mnie polegać.
Taki był zanim zaczął brać. Zawsze taki był. Taki był mój Kamil. Westchnęłam i pogłaskałam go po policzku.
- Uprzedzę Rose, że zostaniesz, żeby się rano nie wystraszyła. - powiedziałam.
Jednak gdy tylko wstałam ciepła dłoń chłopaka owinęła się delikatnie wokół mojego nadgarstka. Spojrzałam na niego.
- Lepiej jeśli jej nie powiesz. Ona mnie nienawidzi. - spuścił wzrok.
- Ona. Nie ja. - chciałam jakoś mu pokazać, że jest wiele wart.
- Ty też mi to powiedziałaś. Miałaś prawo. Po tym co wygadywałem jak byłem pod wpływem...
Ponownie go przytuliłam. Tym razem mnie nie puścił tylko obrócił nas tak, że wylądowałam pod nim. Opierał się na obu rękach i patrzył w moje oczy.
- Pamiętam jak kiedyś byliśmy szczęśliwi. - szepnął - Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz.
Musnął mój policzek ustami i odsunął się. Szczerze? Rozczulił mnie tym gestem. Nie chciał naciskać, a jednocześnie chciał mi pokazać ile dla niego znaczę. A miałam z nim skończyć... Nie potrafiłam. Zbyt mi na nim zależało. Tym bardziej, że powiedział mi to wszystko. Zamiast iść powiedzieć przyjaciółce o moim gościu położyłam się pod kołdrę. Po chwili Kamil zajął miejsce po drugiej stronie łóżka i przykrył się kocem.
- Nie wygłupiaj się. - powiedziałam i odkryłam kawałek kołdry. Uśmiechnął się lekko, ale nie posłuchał - Osioł. - mruknęłam.
Przysunęłam się do niego i okryłam go. Zamknęłam oczy. Chciałam już zasnąć. Po chwili poczułam ciepłe objęcia szatyna. Lekko przyciągnął mnie do siebie, ale dał mi możliwość oddalenia się, z której nie miałam zamiaru skorzystać.
Kiedy się obudziłam Kamil palił na parapecie. Był spokojny. Widziałam to po wyrazie jego twarzy. Spoglądał przez okno. Podeszłam do niego. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Hej. - powiedziałam siadając obok.
- Hej. - odparł obejmując mnie.
Położyłam głowę na jego ramieniu. Zastanawiałam się nad moimi uczuciami do niego. Co tak naprawdę czułam? Chciałam żeby był obok. Potrzebowałam go i zależało mi na nim.
- Chodz na śniadanie. - złapałam co za rękę.
Zeszliśmy na dół. W kuchni był Harry. Co teraz? Przedstawić mu Kamila czy może skłamać że to ktoś inny? Bałam się jak zareaguje.
- Pójdę już. - powiedział Kamil odgadując moje myśli.
- Nie musisz. - zaprzeczyłam.
On jednak tylko lekko uśmiechnął się, cmoknął mnie w policzek i wyszedł. Ok. Nie musiał zostawiać mnie samej w tej sytuacji. Podobno miałam móc na nim polegać. Dobra, uspokój się i będzie spoko. Odwrociłam się przodem do Loczka. Lustrował mnie uważnie wzrokiem, ale nie odzywał się.
- Hej. -przywitała się przerywając ciszę.
Uniósł brew po czym na jego ustach pojawił się niewinny uśmiech.
- Przyszedłem w złym momencie? Znalazłaś sobie pocieszyciela?
Co? Dopiero po chwili dotarły do mnie jego słowa. Jak mógł tak pomyśleć o mnie? Naprawdę aż tak się zmieniłam że mógł tak pomyśleć? To było smutne. Przynajmniej mi się zrobiło przykro. I doszłam do wniosku, że powiem mu prawdę.
- Naprawdę tak o mnie myślisz? - zdziwiłam go - Nie. To był mój były, w sumie nie wiem czy były.
Odwróciłam się i chciałam odejść, ale silne ręce Harrego mi na to nie pozwoliły. Przytulił mnie mocno, ale nie odwzajemniłam tego.
- Nie gniewaj się. To był drobny żarcik. - mruknął i cmoknął mój policzek.
- Nie śmieszą mnie takie rzeczy. - odparłam odwracając się do niego przodem.
- No dobra. - zrobił smutną minę, ale po chwili zaczął mnie łaskotać.
Nie mogłam powstrzymać śmiechu. Próbowałam mu uciec, ale i tak wyszło na to, że wylądowaliśmy na kanapie w salonie. Bolał mnie już brzuch i próbowałam jakoś odepchnąć bruneta, ale był silniejszy.
- Harry! - krzyknęłam pomiędzy napadami śmiechu.
W końcu przestał, a ja odetchnęłam. Przytuliłam się do niego, na znak, że nie jestem zła.
- Jesteś dzisiaj zajęta? - spytał.
- Nie. - odparłam z lekkim uśmiechem - Znowu masz jakąś niespodziankę?
- Nie. Tym razem nie. Ale co powiesz na jakąś imprezkę?
- Czemu nie? Wieczorem?
- Tak. Wpadnę po ciebie.
- Ok.
Wyszedł, a ja poszłam do łazienki wziąć prysznic. Chciałam coś zjeść ale lodówka świeciła pustkami. Westchnęłam i napisałam Rose kartkę, że pojechałam do sklepu. Wzięłam kluczki od auta i Wyszłam z domu. Szybko znalazłam się pod najbliższym sklepem. Kupiłam to co było najbardziej potrzebne i wyszłam. Kiedy wracałam do auta ktoś na mnie wpadł i rozsypały mi się wszystkie produkty. Cholera!
- Przepraszam. - powiedział głos, którego nie byłam w stanie zapomnieć.
Zayn mierzył mnie swoimi ciemnymi oczami. Szybko odwróciłam wzrok i zaczęłam zbierać rzeczy. Szatyn mimo, że nie prosiłam pomógł mi. Kiedy chciałam wsiąść do auta przytrzymał drzwiczki ręką, bym nie mogła ich otworzyć. No super. Spojrzałam na niego.
- Chcesz mnie unikać? - spytał.
- Chciałam. Ale plan nie wypalił. - odpyskowałam.
Uśmiechnął się pod nosem.
- Jesteś zajęta wieczorem?
- Owszem.
Nie chciałam z nim rozmawiać i ponownie pociągnęłam klamkę. Znów mi przeszkodził, a ja denerwowałam się co raz bardziej.
- Mogę wpaść? - zrobił krok w przód zmniejszając odległość między nami.
- Jasne. Pocałujesz klamkę.
Zaśmiał się. Miał śliczny śmiech. Ej, ogarnij się. Ty go nienawidzisz, za to, że zranił twoją przyjaciółkę. A przy okazji was skłócił.
- Ok. Zaryzykuję.
Tak, bo nasz dom jest taki nie bezpieczny. A szczególnie lokatorki. Jak zdenerwujesz to nie ma przebacz.
- Nie będzie mnie, a Rose raczej ci nie otworzy. - syknęłam.
- Nadal spotykasz się z tym idiotą po tym co ci zrobił?
A co on o tym wiedział? O nie... Rose. No dobra, zanotuj: Zabić (byłą) przyjaciółkę. Nie miał prawa się w to wtrącać. Co mu do tego?
- Tak. Jakoś nadal gadam z tym idiotą, który stoi przede mną po tym co mi zrobił.
- Nie odwracaj kot ogonem. - w jego oczach widziałam iskierki złości.
- Moja wina, że ciężko znosisz prawdę?
Miałam tego dość. Obeszłam auto i otworzyłam drzwi od strony pasażera. Lecz nim wsiadłam Zayn, znów zatrzasnął mi drzwiczki przed nosem. Cholera! Co on sobie wyobrażał?! Czułam, że za chwilę rozsadzi mnie od środka.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - stał zbyt blisko.
Czułam bijące od niego ciepło, tak samo jak jakieś perfumy i papierosy. Chciałam się odsunąć - nie mogłam. Nie miałam jak. Odciął mi wszelkie drogi ucieczki.
- Że jesteś idiotą przez, którego cierpię. Nie zauważyłeś? - odparłam bezczelnie.
- Widzisz we mnie tylko idiotę tak?
- Sam dałeś mi takie okulary, które pokazują cię tylko w tej postaci.
Napięcie między nami rosło. Oboje je czuliśmy. Ale nie spodziewałam się, że Zayn je załagodzi. Wspomniałam już, że był zbyt blisko? Właśnie w tym momencie to wykorzystał i mnie pocałował. Delikatnie objął mnie w tali chcąc mieć mnie bliżej. Jego usta były czułe, a zarost lekko drażnił moją skórę. Tylko dlaczego byłam na tyle głupia by to odwzajemnić? Jednak w pewnym momencie się opanowałam. Odepchnęłam go i czym prędzej wsiadłam do auta. Ręce trzęsły mi się tak bardzo, że miałam problem z włożeniem kluczyka do stacyjki. W końcu odpaliłam i z piskiem opon ruszyłam do domu. Co ja zrobiłam? Dlaczego ja to zrobiłam? Zatrzymałam gwałtownie auto pod moim mieszkaniem. Wysiadłam i zamknęłam mercedesa po czym poszłam na spacer. Musiałam się uspokoić co nie przychodziło mi łatwo. Usiadłam na brzegu fontanny. Jestem idiotką! Spojrzałam w moje odbicie. Odwróciłam wzrok równie szybko. Jak spojrzę w oczy Rose. To na balu... Wtedy do niczego nie doszło, ale teraz... Teraz doszło do pocałunku. To nie miało się zdarzyć. Wstałam i ruszyłam dalej. W końcu odezwał się mój telefon. Odebrałam nie patrząc na wyświetlacz.
- Halo?
- Amelia gdzie jesteś? - usłyszałam zatroskany głos Harrego - Rose mówiła, że pojechałaś na zakupy, ale auto jest już pod domem.
- Poszłam na spacer. - siliłam się o normalny ton głosu.
- Wszystko gra?
- Tak. Muszę kończyć. Do zobaczenia wieczorem.
- Pa...
Włożyłam telefon do kieszeni. Hazza jest jedną z niewielu osób, które mogą dowiedzieć się, po moim głosie, że coś nie gra. Musiałam skończyć tę rozmowę. On i tak pewnie dowie się prawdy. Jak nie od Malika, to ja będę musiała się w końcu komuś wygadać i będzie to on. Powoli wróciłam do domu. Przekręciłam klucz i weszłam do środka. Do moich uszu doszły krzyki Rose.
- I co jeszcze? Ona ma zbyt dobre serce dla ciebie! Już dawno powinna cię rzucić! - po tych słowach domyśliłam się, że krzyczy na Kamila - Zniknij z jej życia, rozumiesz?!
- Co ty myślisz, że mi na niej nie zależy?! - odparł zły.
- Tak. Znowu się nią zabawisz i spłyniesz. Tak jak wcześniej.
Weszłam do kuchni nie mogąc już tego słuchać. Oboje spojrzeli na mnie. Rose z zawziętym wyrazem twarzy tylko mnie minęła i trzasnęła drzwiami od swojego pokoju. Zamknęłam na chwilę oczy. To wszystko nie może się dziać jednego dnia. Niestety dzieje się.
- Mela... w porządku? - spytał Kamil podchodząc do mnie.
- Tak jakby. - odparłam.
Przytulił mnie co odwzajemniłam. Gdyby wiedział co zrobiłam, nie byłoby go tutaj. Nie chciałam go okłamywać, ale już miałam wyrzuty sumienia. Co robić w takiej sytuacji? Brnąć dalej w kłamstwie, czy może powiedzieć prawdę, która wszystko zrujnuje? Ja wolałabym wiedzieć prawdę. Jednak nie umiałam się na to zdobyć, by wszystko mu powiedzieć.
- Muszę się zbierać. - szepnął - Spotkamy się wieczorem?
- Obiecałam Harremu, że z nim wyjdę.
- Ok. To do zobaczenia jutro. - odgarnął kosmyk włosów z mojego czoła i cmoknął mnie w policzek.
Znów zostałam sama z moimi problemami. Westchnęłam. Wyszłam na podwórko. Usiadłam na huśtawce, a po moim policzku zleciała łza. Starłam ją wierzchem dłoni i odpaliłam papierosa. Poczułam lekką ulgę zaciągając się dymem. Powinnam to rzucić. Ale nie potrafię. Tak samo mam z Kamilem. Po chwili poczułam pierwsze krople deszczu na twarzy. Nie przejmowałam się tym, póki nie przemokłam. Kiedy deszczyk stał się ulewą wróciłam do mieszkania. Wzięłam ciepły prysznic i przebrałam się w jakiś dres. Poszłam do pokoju w poszukiwaniach stroju na imprezę. Ponieważ na mojej łydce widniała cienka, ale widoczna kreska postawiłam na czarne, obcisłe spodnie, czarny top i kurtkę. Do tego wysokie granatowe buty i tego samego koloru torebka. Co do makijażu: zrobiłam kreskę na powiece, podkreśliłam rzęsy tuszem i pociągnęłam usta błyszczykiem. Harry przyjechał jakieś 15 minut później. Nadal padało i było już ciemno. Wsiadłam do jego auta.
- Idziemy we dwoje? - spytałam.
- Nie. - odparł z lekkim uśmiechem - Chłopcy też będą.
Ucieszyłabym się gdyby cudem Zayn zachorował. Mogłoby się to wydarzyć czy nie? Nadzieja umiera ostatnia. Zachowałam ją do póki nie ujrzałam szatyna w lokalu. Pierwsze co to Louis poprosił mnie do tańca. Był szalonym tancerzem, za co go podziwiałam. Uśmialiśmy się oboje wywijając na parkiecie dość długo razem, ale później jego dziewczyna go odbiła więc usiadłam przy barze i zamówiłam drinka. Kolorowy napój z procentami dobrze mi zrobił. Odwróciłam się przodem do wirujących ludzi. W drugiej części sali spostrzegłam Kamila. Uśmiechnęłam się lekko i stwierdziłam, że go zaskoczę. Szłam w tamtą stronę, ale kilka metrów od niego zatrzymałam się zaszokowana. Tyle razy mówił, że mu na mnie zależy... Tu miałam dowód, że nie. Całował jakąś blondynkę. Jak mogłam mu zaufać? Przecież od samego początku mnie oszukiwał. Byłam wściekła. Miałam ochotę ciskać czym popadnie. Rozejrzałam się. Moja ręka natrafiła na lotkę do darta. Zamachnęłam się i wycelowałam prosto w ramię chłopaka. Chciałam zniknąć nim mnie zauważy więc skierowałam się w stronę wyjścia.
- Mela! - zatrzymał mnie łapiąc za nadgarstek i obracając w swoją stronę - To nie tak jak myślisz.
- Cholera, od początku mną manipulujesz, a ja znów ci uwierzyłam! To o rodzicach też było ściemą?
- To byłą prawda.
- Nie wierzę ci. - byłam naprawdę wściekła.
Jeśli myślał, że mu uwierzę to się mylił.
- Wiem. - odparł obejmując mnie lekko. Chciałam się wyrwać, ale był silniejszy - Ale może w końcu zaczniesz.
Pocałował mnie, a ja nie umiałam go odepchnąć. Dlaczego zdaje mi się, że mam déjà vu? Dwa razy tego samego dnia to przesada. Odepchnęłam go.
- Tamtej blondynce powiedziałeś to samo? - odparłam - Jesteś żałosny.
- Ona jest nikim.
- A jednak kimś. - warknęłam i wybiegłam stamtąd nie móc go już słuchać.
Z moich oczu leciały łzy. Chciałam znaleźć się daleko stąd jak najdalej się da. Biegłam do przodu. Przebiegłam przez jedną z ulic, a auta trąbiły na mnie. Nie zwracałam na to uwagi. Lecz na następnej ulicy nie miałam tyle szczęścia. Poczułam mocne uderzenie w bok i zero grawitacji po czym zderzyłam się z czymś zimnym i twardym...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dzisiaj trochę dużej i nawet trochę się dzieje w tym rozdziale ;)
Mam nadzieję, że wam się spodoba
A dłuższy rozdział chyba z tej okazji, że się nieco rozchorowałam ;(
Ale to nic ;) jestem dobrej myśli, że szybko mi przejdzie ;)
jeśli przeczytaliście zostawcie komentarz ;) może być nawet uśmieszek
do następnego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz