piątek, 6 marca 2015

Rozdział 4

Lou siedział ze mną chwilę póki nie zadzwonił jego telefon. Szczyt lenistwa. Dzwonił do niego Horan by zszedł na dół i przyprowadził "piękność" - mnie. Nie wiem dlaczego mnie tak nazywali, tym bardziej, że dziś wyglądałam okropnie. Jednak nim Lou zaczął coś mówić, ja po prostu zasnęłam. Byłam zbyt zmęczona tym co się wydarzyło tamtego dnia.
Obudziłam się w nocy. Wszędzie było ciemno. Dopiero teraz zauważyłam, że mocno przytulam się do poduszki, a moje poliki są mokre. Szybko wytarłam je rękawami bluzy, którą na sobie (nie wiem skąd) miałam. Podniosłam się z łóżka i wzięłam do ręki telefon. Było po 12 p.m. Oświetlając sobie drogę latarką zeszłam do kuchni. Kiedy tylko tam weszłam - nie zdążyłam nawet sięgnąć ręką do włącznika - zapaliło się światło. Musiałam przymrużyć oczy, bo na początku mnie oślepiło. Po chwili mój wzrok przyzwyczaił się i rozejrzałam się po kuchni. Przy stole siedziała Rose i Zayn, a przy włączniku stał Styles. Ale co oni tu robią? Normalni ludzie, oprócz mnie, o tej porze śpią. Cała trójka mi się przyglądała. Co zrobiłam? Przecież zeszłam się tylko napić. Podeszłam do kredensu i wzięłam sok. Nalałam sobie do szklanki i upiłam łyk. I mimo, że stałam do nich tyłem, czułam na sobie ich wzrok.
- Amelia czemu o nim myślisz? - spytała Rose - Przecież to dupek. Miałaś zacząć tu nowe życie...
Nie mogłam już tego słuchać. Ciągle powtarzała mi to samo. Nie chciałam jej martwić, ale ona przecież wszystko wiedziała lepiej niż ja! Po prostu wtedy nie wytrzymałam i nie umiałam się pohamować.
- Ile razy do cholery mam ci mówić, że wszystko jest ok?! - warknęłam obracając się do niej.
Spojrzała na mnie zdziwiona. Nigdy nie odzywałam się do niej takim tonem w tak poważnych sytuacjach. Poczułam ukłucie w sercu. Wiedziałam, że ją ranię. Wiedziałam, że ranię siebie. Wiedziałam,  że uzależniłam się od Kamila i nie potrafię od tak wyrzucić go z głowy...
- Amelia przecież widzę! - podniosła się i stanęła na przeciwko mnie - Ciągle o nim myślisz! Ciągle mnie okłamujesz!
- Masz swoje życie! Po co ci ja? Nie chcę psuć twojego szczęścia! Właśnie dlatego wolałam zachować to dla siebie.
Skierowałam się w stronę wyjścia.
- Amelia... - szepnęła.
Rzuciłam jej spojrzenie przez ramie, ale odeszłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi.
Usiadłam na parapecie, uchyliłam okno i zapaliłam papierosa. Po co tam byli oni? Przecież to moja sprawa. Nawet Rose nie powinna się mieszać. Usłyszałam pukanie do drzwi i tylko zerknęłam w ich stronę. Po chwili uchyliły się, a do pokoju weszła Rose.
- Proszę cię wyjdź. - powiedziałam spokojnie wypuszczając dym z ust przez lukę w oknie.
- Mela... - przerwałam jej,
- Wyjdź.
- Będziesz się gniewać bo chciałam dobrze? - podparła się pod boki i spojrzała na mnie wyczekująco.
- Będę się gniewać, bo zaczęłaś ten temat przy osobach, które nie muszą o tym wiedzieć. Daj sobie spokój z czasem mi przejdzie.
- Słyszysz co ty mówisz?!
Wkurzyłam ją. Poszłam do łazienki nim zagrodziła mi drogę. Szybko wciągnęłam na siebie byle jakie ubrania i wybiegłam z domu łapiąc kurtkę. Miałam przy sobie wyciszony telefon. To starczyło. W biegu założyłam okrycie na ramiona. Nie miałam na to siły. Okazało się, że życie bez Kamila jest cholernie trudne, a nie łatwiejsze. Jest idiotą, ale to nie moja wina, że się w nim zakochałam. Byłam w parku. Z moich oczu leciały łzy.  Łzy bezradności. A dlaczego? Bo nie mogłam nic poradzić na to, że go kochałam. Nie chciałam, ale nie potrafiłam inaczej... Wyciągnęłam telefon i wybrałam jego numer. Po kilku sygnałach odezwała się poczta.
- Tak bardzo cię nienawidzę! Nienawidzę cię! - krzyknęłam po czym rozłączyłam się.
Byłam teraz wściekła. Miałam ochotę rzucać czym popadnie. Nie miałam niczego. Pozostało mi biec. Jak najszybciej, jak najdalej...
Otworzyłam drzwi i najciszej jak umiałam weszłam do środka. Ściągnęłam kurtkę i zawiesiłam ją. Trampki rzuciłam gdzieś w kąt. Przeszłam do kuchni. Moja dłoń wylądowała na moim czole. Nie miałam już siły i bolała mnie głowa. Dochodziła piąta i powoli robiło się jasno. Wypiłam na raz przynajmniej pół butelki wody. Oparłam się rękami o blat. Bieganie strasznie męczy. To robiłam przez cały ten czas. Musiałam jakoś rozładować emocje. Co prawda mało to dało, ale się przynajmniej uspokoiłam. Spojrzałam na mój telefon - Rose. Cholera. Nie spała. Przeszłam do salonu. Siedziała tam szepcząc z chłopakami.
- Idę spać. - powiedziałam i wręcz uciekłam do mojego pokoju.
Położyłam się tak jak stałam i z miejsca zasnęłam.
Obudził mnie dzwonek mojego cholernego telefonu. Musiałam go włączyć przed snem. Nie patrząc na wyświetlacz i leżąc głową w poduszkę odebrałam.
- Halo? - był strasznie zmęczona i miałam nieco zachrypnięty głos.
- Amelia, nie rozłączaj się. - zaczął Kamil.
- Nie chcę cię słyszeć. - odparłam.
- Wiec mam rozumieć, że napiłaś się nagrywając mi wczorajszą wiadomość? - po między nami panowała przez chwilę cisza - Tęsknię...
- Daj spokój. - wstałam z łóżka - Nigdy więcej nie uwierzę w żadne twoje słowo. Pewnie znowu będziesz się ze mnie nabijał z twoim kumplem!
- To nie tak. Nigdy mu nie mówiłem o tym co się dzieje między nami.
- Ale upokarzać mnie przed nim mogłeś? - zaśmiałam się gorzko - Nie dzwoń.
Rozłączyłam się, wyciszyłam urządzenie i rzuciłam je na łóżko. Miałam go dość. Poszłam do łazienki wziąć szybki i uspokajający prysznic. Potem wciągnęłam na siebie czarne spodnie i białą koszulkę z napisem "I hate boys". Tak. Nienawidzę ich, a szczególnie go. Mimowolnie włożyłam telefon do kieszeni. Po chwili zeszłam na dół. W moim brzuchu mocno burczało. Na stole stały ciepłe naleśniki. Obok była kartka. Rozpoznałam pismo Rose:
Nie gniewaj się. Pogadamy później
                                   Rose
Uśmiechnęłam się i zabrałam za jedzenie pysznego posiłku. Potem zmyłam naczynia i poszłam do salonu gdzie zastała mnie niespodzianka. Siedział tam Zayn oglądając telewizję.
- Przyłączysz się? - spytał z uśmiechem widząc mnie.
W sumie nie miałam nic innego do roboty. Usiadłam na fotelu podkurczając jedną nogę. Oparłam na niej brodę wpatrując się w telewizor. Poczułam wibracje w kieszeni. Wyciągnęłam telefon. Prychnęłam widząc na wyświetlaczu imię mojego ex. Odrzuciłam połączenie a urządzenie wylądowało na kanapie w drugim końcu pokoju. Idiota. Myśli, że naprawi wszystko jednym telefonem? Wstałam i przeszłam do kuchni. Napiłam się wody i przemyłam twarz. To trochę mi pomogło. Poczułam jak ktoś mnie odwraca. Był to Zayn. Nie patrzyłam w jego oczy.
- W porządku? - spytał.
- Tak. - odparłam i chciałam odejść, ale uniemożliwił mi to kładąc ręce na blacie po obu stronach mojego ciała.
Odruchowo cofnęłam się, lecz niezbyt daleko, bo za plecami miałam kredens. Chłopak zmusił mnie jednak, by nasze ciała nie były daleko od siebie, kilkoma krokami. Próbował złapać mój wzrok. W końcu mu się udało.
- Uciekasz. - mruknął - Czemu?
Przeszedł mnie dreszcz. Nie. Nie mogę tak reagować. Potrząsnęłam lekko głową. Opanuj się.
- Mam swoje powody.
Ponownie spróbowałam odejść, ale jego silne ramiona nie pozwoliły mi na to. Westchnęłam i spojrzałam w podłogę.
- Możesz mi powiedzieć.
Prychnęłam kpiąco. Uśmiech wdarł się na moje usta. Tak. Każdy tak mówi. Przerabiałam to i nie skończyło się to dla mnie dobrze. Nie ma mowy. Nie ufam ludziom. A szczególnie facetom. Tyle.
- Patrz napis poniżej. - mruknęłam, a on zlustrował spojrzeniem moją koszulkę - To moja odpowiedź.
Uniósł brew patrząc mi w oczy. Nie mogłam od nich oderwać wzroku. Mimo, że nie czułam przymusu by w nie patrzeć, hipnotyzowały mnie. Musisz być silne. Spuściłam wzrok o tym razem prześlizgnęłam się pod jego ręką słysząc dźwięk otwieranych drzwi. Co Rose by pomyślała widząc nas w takiej sytuacji? Nie chciałabym, żeby kiedykolwiek tak się stało. Byłyśmy przyjaciółkami, ale to zdarzenie w kuchni mogło wyglądać dwuznacznie. Ja bym to zrozumiała tak, że moja przyjaciółka podrywa mojego faceta. Wcale tak nie było.
- Hej. - przywitałam się.
- Cześć, Zombie'aczku. - mruknęła z uśmiechem i mocno mnie przytuliła.
Następnie przywitała się ze swoim chłopakiem. Była to dla mnie niezręczna sytuacja, bo witali się dość długo i dość namiętnie. Chcą uniknąć tego widoku przeszłam do salonu. Podniosłam telefon. Jeszcze jedno nieodebrane połączenie od niego. Chyba zmienię numer. Nie będzie mógł się do mnie dodzwonić. Westchnęłam skacząc po kanałach. Trafiłam na jeden fajny - muzyczny. Dałam głośniej i położyłam się na sofie. Po chwili muzyka umilkła, a telewizor stał się czarny. Moja przyjaciółka z uśmiechem stała w progu i trzymała w ręce pilota.
- Porywamy cię. - powiedziała.
- Rose to nie jest najlepszy pomysł. - odparłam.
- Nie przyjmuję odmowy. Masz być gotowa za 10 minut. Inaczej Zayn cię wyniesie na rękach. - zaśmiała się z mojej miny.
Zadzwonił mój telefon. Odrzuciłam połączenie.
- To on? - spytała poważnie.
- Nie. Mama. - odparłam wstając i chowając urządzenie w kieszeni - Idę się ubrać. - przerwałam ciszę wyplątując się z niezręcznej sytuacji.
Weszłam do łazienki i pomalowałam się lekko ukrywając cienie pod moimi oczami. Po pięciu minutach byłam na dole i trafiłam na całującą się parę. Poczułam lekki ukłucie. Nie zazdroszczę jej. Na pewno nie. Cieszę się jej szczęściem. Rose odsunęła się od chłopaka kiedy tylko mnie usłyszała. Wiedziałam, że robi to dla mnie, ale nie musiała. Wszystko było ok. Wzięłam skórzaną kurtkę i założyłam trampki. Na dworze było chłodno, a niebo przesłaniały chmury. Ruszyliśmy w kierunku auta Malika. Wypasione... nie wiem co. Szczerze nie znam się na autach, ale po znaczku wszystko było jasne.
Fajny Land Rover. Przeczytałam z auta. To jeszcze umiem zrobić. Mulat prowadził, a Rose siedziała obok niego. Ja skuliłam się na tylnym siedzeniu. Patrzyłam na to wszystko co dzieje się za oknem. Szczęśliwi, bądź mniej szczęśliwi ludzie. Każdy zajęty sobą i swoimi zajęciami. Każdy gdzieś się śpieszył. To było przykre. Ludzie nie mieli już dla siebie tyle czasu, bo każdy zajmował się sobą. Przypomniał mi się Mały Książę. Może kiedyś go spotkam. Kiedyś już miałam swojego Małego Księcia. Był to mój przyjaciel - Harry. Niestety wyjechał kiedy byłam mała. Widziałam go ostatni raz kiedy miałam sześć lat. On miał jedenaście. Pamiętam, że bardzo za nim tęskniłam i długo nie mogłam się pozbierać po jego odejściu. A rok później pojawiła się Rose. Była moim światłem przez ciemny tunel smutku. Można powiedzieć, że za rękę mnie z niego wyprowadziła. I byłam jej za to wdzięczna. Czasami zastanawiam się jednak: gdzie on jest? Co robi? Czy żyje mu się dobrze? Czy jeszcze o mnie pamięta? To są pytania, które raczej do samego końca zostaną bez odpowiedzi. Po chwili auto zatrzymało się. Byliśmy pod... London Eye? Wysiadłam wraz z resztą. Zayn zablokował auto pilotem i obejmując Rose powoli ruszyliśmy w stronę koła. Przyjaciółka chciała iść do budki z biletami.
- Oszalałaś? - spytała - Nie wsiądę do tego.
Patrząc robiło mi się słabo. Nie dość, że wysokie to się kręci, nie dość, że się kręci to cholernie wysokie! Rose zaśmiała się.
- Zostawiam cię samą z Zayn'em. Raczej nic ci się nie stanie. Muszę coś jeszcze załatwić.
Mina mi zrzedła. Nie chciałam zostawać sama z jej chłopakiem. Bałam się... No właśnie. Czego właściwie? Że zrobię coś czego nie powinnam? Że zepsuję to co jest pomiędzy nimi? To drugie raczej nie możliwe. Nie chciałam sama z nim zostawać, bo wiedziałam... Że zaczęłam... Co właściwie? Sama nie wiem...
- No to idźcie. - powiedziała z uśmiechem Rose wręczając Mulatowi bilety.
Cmoknęła go w policzek i oddaliła się. Nie wierzę, że ona mi to robi. Dlaczego? To jest jej zemsta. Jestem pewna, że się nade mną znęca. Staliśmy w kolejce w niezręcznej ciszy. Znów zadzwonił mój telefon. Trzeci czy czwarty raz tego dnia dzwonił do mnie Kamil? Nie wiem. Zgubiłam się. Postanowiłam odebrać i powiedzieć, żeby w końcu się odczepił.
- Zostaw mnie. - warknęłam do słuchawki.
- Co tak ostro? - zaśmiał się.
Znów coś brał.
- Szkoda mi na ciebie słów człowieku. - odparłam zrezygnowana.
- Ależ Melciu ja tu na ciebie czekam.
Rozłączyłam się i odwróciłam tyłem do Malika. To bolało. Raz dzwonił i przepraszał, a za drugim razem robił to co zawsze. Starał się mną pomiatać. Tym razem się nie dam. Szybko starłam łzę z policzka.
- W porządku? - spytał Zayn.
- Tak. - odparłam i lekko uśmiechnęłam się.
Zawsze działało. Nawet Rose nabierała się na mój uśmiech. Tak wiele razy musiałam udawać, że wszystko okey, że przyzwyczaiłam się do tego i każdego mogłam oszukać w ten sposób.
- Chodź. - powiedział chłopak ciągnąc mnie lekko za rękę w stronę kapsuły.






































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej! To tak:
mam nadzieję, że nie zanudziłam was tym rozdziałem ;)
staram się, a teraz chciałabym od was szczere opinię:
jak oceniacie mój styl pisania?
co myślicie? (tylko szczerze)
po porostu zależy mi na tym ;)
dzięki za poprzednie komentarze i mam nadzieje, że pod tym rozdziałem też coś zostawicie ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz