poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział 31

Kolejny dzień minął mi tak jak bym była zombie. Nie miałam na nic siły, ochoty no i czasu. Cały poświęciłam leżeniu na kanapie. Zdarzyło mi się nawet sięgnąc po książkę, ale kiedy przeczytałam słowo "miłośc" natychmiast ją odrzuciłam w jakiś kąt. Black uważnie mi się przyglądał. Chyba widział, że nie jest ze mną najlepiej. Co jakiś czas przynosił mi piłeczkę, zapraszając do wspólnej zabawy, albo po prostu kładł się obok i odpoczywał ze mną. Był cudowny. Najlepszy przyjaciel jakiego teraz miałam. Dom zamknęłam na dwa zamki: centralny i zamykany tylko od środka. Byłam pewna, że nikt nie wejdzie. Wcale, że nie chodziło mi o NIEGO. Nie byłam gotowa na to spotkanie. Jakoś nie potrafiłam sobie tego poukładac. Nie docierało to do mnie, że na lotnisku pożegnałam nie tylko Zayna, ale i moją miłośc. Jedyną, która coś dla mnie znaczyła. Coś więcej niż podporządkowywanie się. Tak więc zdychałam na kanapie kolejną godzinę.
Nie wiedziałam, którą. Telefon miałam wyciszony. Nie chciałam z nikim rozmawiac. Wstałam do kuchni widząc, że Black kręci się po pokoju. Nałożyłam mu trochę jedzenia. Sama wypiłam tylko szklankę soku. Potem wypuściłam malca na powietrze. Sama też wyszłam zapalic. Kiedy Black nie chciał wrócic nie wiedziałam co się dzieje. Usłyszałam jego warczenie.
- Ej, maluchu... - JEGO głos nie brzmiał smutno.
Wydawało się, że nasze rozstanie nie zrobiło na nim większego wrażenia. Zawołałam Blacka. Piesek szybko wbiegł do domu, a ja zamknęłam drzwi. Chcąc uniknąc, niechcianego spotkania, udałam się do mojego pokoju. Tam zamknęłam się na cztery spusty z muzyką. Nastawienie Blacka do Zayna się zmieniło. Czyżby przeze mnie? Nie ważne. Cieszyłam się, że chodź jedna osoba będzie po mojej stronie. Osoba... No, psiak. To był drugi raz kiedy weszłam do mojego pokoju od przyjazdu. Na łóżku siedział biały miś, którego dostałam od NIEGO. Bez zastanowienia, rzuciłam się na łóżko i wtuliłam zapłakaną twarz w miękkie futerko pluszaka.

* * *

- Amelia, do cholery! Nie ręczę za siebie! - usłyszałam wściekły głos Rose.
Zaspana podniosłam głowę. W pokoju panował półmrok. Wstałam i niepewnym krokiem podążyłam do drzwi. Zapaliłam światło i otworzyłam drzwi, przez co Rose wbiegła do pokoju i upadła na łóżko.
- Wyważyła bym je. - zapewniła szybko podnosząc się.
- Co tu robisz? - spytałam.
- Co ja tu robię?! - uniosła się - Co ty tu robisz w takim stanie?!
Nie chciałam jej tego wszystkiego tłumaczyc. Spuściłam wzrok. Zbyt wiele musiałabym sobie przypomniec, opowiedziec... Nie potrafiłam. 
- Wiem co się stało, ale uszy do góry. Widocznie nie był ciebie wart.
- Tylko ja wiem, że to był...
Spojrzałam na nią. Jej oczy zrobiły się większe niż zwykle, a szczęka dyndała przy ziemi. Wyglądała trochę jak zombie, połączone z rozwścieczonym dzieckiem. Tak mniej więcej.
- Nie. Wcale mi nie powiesz, że to był ten jedyny. - powiedziała z uśmiechem przyglądając mi się. Zrobiłam przepraszającą minę - Powiesz... - mruknęła.
Opadła na łóżko, jak by nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Siedziała wpatrując się tępym wzrokiem w jakiś punkt na ścianie. Zastanawiałam się, kto wygląda teraz gorzej - ja czy ona? Po chwili w moim pokoju pojawił się również Kotuś. Psiaki radośnie zaczęły szczekac i zaczęły się bawic. Lubiłam na nie patrzec. Były takie radosne i beztroskie. Szczególnie kiedy były razem.
- Zabiję go. - mruknęła - Kretyn jakich mało! I jeszcze mi powiedział, że się martwi! - zamilkła jakby powiedziała za dużo.
- Rozmawiałaś z nim? - zmarszczyłam brwi.
- Tak wyszło... Powiedział mi, że wróciłaś i dziwnie się zachowujesz.
Ach tak. Pewnie jego lala mu powiedziała. On to mnie nie widział. Dzisiaj raczej też nie. Byłam zmęczona. Miałam ochotę się położyc i zasnąc. Albo popłkac i zasnąc.
- Zmykaj pod prysznic, a ja przygotuję ci coś do jedzenia. - mruknęła.
- Nie trzeba. Niedawno jadłam. - skłamałam.
- Mhm. A wróżka zębuszka istnieje. Już! - pogoniła mnie.
Wzięłam długą kąpiel. Chciałam się odprężyc, ale niewiele z tego wyszło. Całe moje myśli krążyły wokół NIEGO. Spojrzałam na mój tatuaż. Wiedziałam, że nigdy nie znajdę do niego pary. Pamiętam co ON mi powiedział: "Bez ciebie moje życie nie istnieje". Najwidocznie wszystko się zmieniło i sam sobie doskonale radzi. Beze mnie. Czyli, że może beze mnie życ. Ja - nie potrafiłam. Czułam się pusta... Jak by tylko moje ciało funkcjonowało, a cała reszta była niepotrzebna, zbędna. To uczucie co raz bardziej się we mnie zadomawiało. Co raz bardziej ciągnęło mnie w dół.

* * *

Rose oczywiście nie dała mi zdychac na kanapie. Następnego dnia, po śniadaniu zajęła się moim wyglądem bym nie straszyła ludzi i wyciągnęła mnie na zakupy. Nie chciałam, ale nie musiałam jej tego mówic. Doskonale o tym wiedziała. Tak więc łaziłyśmy od sklepu do sklepu w poszukiwaniu ciuchów. Ja byłam tylko jako modelka. Rose wybierała ciuchy i kazała mi je przymierzyc. Pokazywałam jej się i ona decydowała czy kupujemy czy nie. W końcu się zbuntowałam, a raczej poszłam na poszukiwanie wygodnych ubrań i kupiłam sobie dwie męskie koszulki. Przyjaciółce niezbyt się to podobało, ale nic nie powiedziała. Ston zarządziła przerwę. Poszłyśmy do jakiejś knajpki. Zdecydowałam się na hamburgera jak Rose. A raczej ona mi go wcisnęła. Lecz gdy tylko zjadłam kilka kęsów zrobiło mi się nie dobrze. Jadłam bardzo powoli mimo, że mój żołądek się buntował. Dałam radę zjeśc tylko połowę. Chodź Rose chciała jeszcze trochę we mnie wcisnąc nie udało jej się. Widziała w jakim jestem stanie. Przeszłyśmy się na krótki spacer po świeżym powietrzu i powróciłyśmy do zakupów. Do wieczora byłyśmy poza domem. Kiedy już trafiłyśmy do mieszkania szczeniaki wesoło nas przywitały. Nakarmiłyśmy je i zajęłyśmy się sobą. Rozpakowałam rzeczy i poprosiłam Rose by zostawiła mnie samą. Wzięłam białą kartkę i długopis. Usiadłam przy biurku i próbowałam coś napisac - cokolwiek, lecz nic nie chciało wyjśc spod mojej ręki. Wszystkie słowa nagle uciekły mi z głowy. Nie wiedziałam o czym pisac. Po dłuższym czasie trwania w tej jednej pozycji zaczęłam kreślic litery. Nie zastanawiałam się nad ich znaczeniem - pisałam co czułam. Nawet nie zauważyłam kiedy skończyła mi się kartka. Wzięłam kolejną. Przerwałam dopiero gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko schowałam kartki pod poduszkę i wpuściłam Rose.
- Nie idziesz spac? - spytała, uważnie mi się przyglądając.
- Za chwilę pójdę. Właśnie miałam brac prysznic. - kolejny raz skłamałam.
Do tej pory, ani razu jej nie okłamałam. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Nie chciałam jej okłamywac, ani mówic prawdy. To było tak cholernie skomplikowane. Wzięłam piżamę składającą się z zakupionej koszulki i dresów. Zmyłam makijaż i wzięłam szybki prysznic. Rose poszła już spac. Ja nie mogłam zasnąc. Kręciłam się w łóżku, bez skutku. Postanowiłam więc wstac. Całą noc przesiedziałam przy biurku. Chciałam coś napisac, zrobic coś pożytecznego, skoro i tak nie mogę zasnąc. 
Rano zeszłam na dół wcześniej niż Rose. Zrobiłam coś do jedzenia, ale nie przełknęłam nawet kęsa. Kiedy przyjaciółka zeszła uważnie mi się przyjrzała. Wyglądałam źle, zdawałam sobie z tego sprawę.
- Zjesz ze mną? - spytała.
- Już jadłam. - kolejne kłamstwo.

* * *

Przez kolejne dni kłamałam. Nic nie jadłam, naprawdę mało piłam... Myślałam o samobójstwie. Wszystko przestało miec dla mnie sens. Nie widziałam mojego dalszego życia bez NIEGO. Dużo czasu spędzałam w swoim pokoju sama, prawie nie spałam. Rzadko mi się zdarzało. W sylwester, kiedy siedziała w kuchni i czekałam aż Black się naje, usłyszałam auto. Spojrzałam przez okno. Wysiadł z niego Harry, a oprócz niego też Zayn i jakaś blondynka. Zabolało mnie to gdy widziałam jak się obejmują, jak on się uśmiecha kiedy ona go całuje. Wbiegłam po schodach do góry i zamknęłam drzwi na klucz. Osunęłam się po niech na podłogę i płakałam. Nie byłam dla niego tą jedyną, mógł beze mnie życ. To ja nie mogłam bez niego. Jutro mam urodziny. Ciekawe czy Zayn o tym wie? Zrobił mi piękny prezent. Ktoś cicho zapukał.
- Amelia wiem, że tam jesteś. Otwórz. - to był Harry.
Nawet się nie poruszyłam. Nie miałam zamiaru nic zrobic. Może oprócz jednego. Wstałam i otworzyłam okno. Poczułam zimny wiatr. Podeszłam do łóżka. Przez chwilę zastanawiałam się czy nie skoczyc, jednak kolidowałoby to z moim zamierzeniem. Wyrzuciłam białego misia i zamknęłam okno. Nie chciałam go widziec. Ja i Zayn to koniec, muszę się z tym pogodzic. Usiadłam na łóżku, a z moich oczu wyleciało jeszcze więcej łez. 
- Mela otwórz. - tym razem spróbowała Rose.
- Zostawcie mnie. - szepnęłam, siląc się na normalny ton głosu.
Słyszałam, że odchodzi. Miałam już dośc wszystkiego. Zawsze muszę cierpiec. Zawsze wszystko spada na mnie. Zostawił mnie bez słowa wyjaśnienia. Miałam nadzieję, że chodziarz się wytłumaczy. Nic z tego. Jestem naiwna i głupia. Poszłam do łazienki. Wyjęłam z szafki maszynkę. Spojrzałam na nią i moje nadgarstki. Zrobiłam delikatne cięcie na tym, który nie był wytatuowany. Nie patrzyłam na moją rękę. Obiecałam sobie kiedyś, że nigdy tego nie zrobię. Uważałam to za głupie, nieodpowiedzialne, a kiedy przyszło co do czego sama to robię. Wiedziałam, że nie powinnam, że to jest złe. A mimo wszystko chciałam. To było popieprzone. Zakleiłam ranę i założyłam bluzę. Wytarłam polik i zeszłam na dół. W kuchni siedział Harry i Rose. Było bezpiecznie. Odetchnęłam, przypominając sobie jak bardzo zabolał mnie widok Zayna. Usłyszałam kawałek rozmowy przyjaciół:
- Martwię się o nią. - szepnęła Rose - Siedzi sama, nie śpi, nie je, nic nie pije. Tak jak by nie chciała już normalnie życ. - słyszałam, że jest zatroskana.
Niepotrzebnie. Przecież nic mi nie jest i nic mi nie będzie. Jak zawsze.
- Może nie chce. Jak wyjechałaś, ja też już nie chciałem. - szepnął Loczek i między nimi zapanowało milczenie.
Weszłam po cichu.

Styles od razy podniósł się i mocno mnie przytulił. Byłam mu wdzięcz za to, że nie pytał, że nic nie mówił. Jednak nadal wiedziałam, że beze mnie wszystko będzie wyglądało lepiej.
- To co dzisiaj imprezka? - spytał Harry z ogromnym uśmiechem.
Posłałam mu blady uśmiech. Objął mnie ramieniem i usiadł na narożniku. Spoczęłam obok niego. Przez chwilę, dośc długą, rozmawialiśmy. A raczej oni rozmawiali, a ja co jakiś czas wtrącałam ciche słowa. I tak odzywałam się częściej niż przez ostatnie dni.

* * *

W końcu nastał wieczór. Włączyliśmy telewizję. Mieliśmy trochę przekąsek i tego typu rzeczy. Siedzieliśmy w salonie. Nawet zaczęłam byc radosna, coś sprawiło, że zaczęłam się uśmiechac. Może to było wsparcie moich przyjaciół. Byc może to oni mi tak bardzo pomagali. Widziałam, że nadal mają do siebie dystans, ale oprócz rozmowy w kuchni żadnej innej nie skierowali na swój temat. W telewizji puścili plotki i ploteczki o gwiazdach. O tym jak oni obchodzą sylwester.
- Będę tam! - pochwali się Harry.
I faktycznie był. Mówił o tym, że spędzi go z dwiema najważniejszymi dla niego kobietami, prócz mamy i siostry. Potem jeszcze kilka gwiazd się wypowiedziała, aż doszli do Zayna... Był ze swoją nową dziewczyną, jak się dowiedziałam Perrie. Mówił z ogromnym uśmiechem, jaki to jest dzięki niej szczęśliwy, jak jest mu dobrze, i że spędza sylwestra z najlepszą osobą na świecie. Nie mogłam tego wytrzymac. Poszłam do góry, a raczej pobiegłam. Zabrałam z pokoju kartkę i długopis po czym zamknęłam się w łazience. Naskrobałam trzy słowa: "Przepraszam, kocham was".

*Narrator*
Harry i Rose po kilku minutach nieobecności Amelii poszli sprawdzic czy wszystko w porządku. Nie było jej w pokoju, a drzwi do łazienki były zamknięte. Rose co raz bardziej się denerwowała. Bała się najgorszego. Wiedziała jak bardzo Amelia wszystko przeżywa. Harry tłumił w sobie strach. Postanowił wyważyć drzwi kiedy Amelia nie odpowiedziała na ich wołanie. Weszli do środka. To co zobaczyli, zaszokowało ich. Dziewczyna chciała się zabic. Byli pewni, że straciła przytomnośc. Siedziała na podłodze oparta o wannę. Znaleźli obok niej kartkę. Nie mogli pozwolic na to by umarła. Raz musieli przez to przejśc. Nie chcieli kolejny. Harry wybrał numer pogotowia. Próbował się opanowac, ale i tak ze zdenerwowania i strachu drżały mu ręce.
- Harry, przestała oddychac! - krzyknęła Rose siedząc przy Ameli.
Karetka była w drodze. Zaczęli ją reanimowac. Próbowali, robili wszystko co mogli, do przyjazdu lekarzy. Kiedy przyjechali wybiła północ. Wszyscy zdali sobie sprawę, że jest za późno...

























~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej!
Wiem, że jest króciutki, ale tu postawiłam na opisy. Będę starała się to wszystko jakoś połączyc.
Jak nigdy chyba zacznę wam zadawac pytania. O ile będziecie chcieli na nie odpowiadac ;)
Co myślicie o zachowaniu głównej bohaterki - Amelii?
Ja uważam, że to nie poważne. Zabijac się przez faceta? Ale trzeba było wpleśc jakiś dramat ;) tak wiem jestem okropna.
Myślicie, że naprawdę jest dla niej za późno?
Ja uważam, że trochę chodź los lubi płatac figle...
Wiem, że akcja leci jak strzała do przodu, ale musiałam to wszystko zmieścic w jednym. Jakoś tak mi się zamarzyło. Więc mam nadzieję, że wam się podobało. 
I jeszcze jedno pytanie: Dlaczego na 7 obserwatorów bloga komentuje +- 4? (w tym momencie unoszę brew) ;)
Ok, już nie zanudzam. Do kolejnego! ;)
I czekam na wasze opinie! ;)

środa, 24 czerwca 2015

Rozdział 30

Przez kolejne kilka dni kupiłam prezenty dla rodziców i Mateuszka. Nadal nie wiedziałam czy podjęłam dobrą decyzję. To miały być pierwsze święta które spędzę poza domem i bez rodziny. Nie było to takie łatwe jak się wydawało. Kochałam moją rodzinę. Mimo że sprawiali mi przykrość, robili wszystko na przekór, zależało mi na nich. Ciekawe czy oni myślą tak sama o mnie? Czy zależy im na mnie? Czy za mną tęsknią? Nie chciałam się nad tym zastanawiać. Wiedziałam że odpowiedź by mnie nie zachwyciła, a raczej zraniła. Położyłam dłoń pod policzek i wpatrzyłam się w widok za oknem. Black polizał mnie po twarzy. Z uśmiechem pogłaskałam go. Położył się koło mnie. Westchnęłam. Czasem myślałam że on ma dużo lepsze i łatwiejsze życie niż ja. Po chwili Malik przyszedł ze śniadaniem na tacy. Usiadł po mojej lewej stronie.
- Kochany jesteś. - cmoknęłam go w policzek.
- Wszystko ok? - przyjrzał mi się.
- Mhm... Właśnie rozmyślałam o mojej beznadziejnej rodzinie.
- Ej... -.przyciągnął mnie do siebie I mocno przytulił - Nie jest chyba tak źle co?
- Nie wiem. Zepsułam nam poranek.
- Nie prawda. - cmoknął mnie w policzek - Wychodzimy wieczorem.
- Gdzie? -zmarszczyłam brwi, gryząc kęs kanapki z dżemem.
- Spodoba ci się. - uśmiechnął się.

* * *

Tak więc jak Zayn zapowiedział wieczorem wszyscy (nawet Harry) wsiedliśmy do ich vana i ruszyliśmy w drogę. Liam prowadził więc musiał znać cel podróży. Reszta (prócz Zayna) była tak samo zdezorientowana jak ja. Po pół godzinnej jeździe znaleźliśmy się... w wesołym miasteczku. Nie wierzyłam w to co widzę. Oni i wesołe miasteczko? Przecież wszystko rozniosą w pył! Chłopcy rozejrzeli się z uśmiechami jak dzieci i każdy popędził w swoją stronę. Zayn z uśmiechem złapał mnie za rękę. Spacerowaliśmy między tymi wszystkimi straganami i atrakcjami. Zauważyliśmy nawet Louisa i Harrego na młocie. Słyszałam krzyk biednego Stylesa.
- Dlatego ja nigdy nie chodzę na takie atrakcję. - mruknęłam do Zayna.
- Musimy to zmienic. - odparł z uśmiechem.
- Nie ma mowy. W życiu na to nie pójdę. Nawet siłą mnie tam nie weźmiesz.
- Założymy się? - uniósł brew.
- Nie... - odparłam na co zaśmiał się.
Objął mnie ramieniem. Przechodziliśmy obok budki, w której można było wygrac ogromnego miśka. Trzeba było strącic stos z puszek. Oczywiście do oddania były trzy żuty piłeczkami. Malik się zatrzymał.
- Co powiesz na takiego miśka? - wskazał pluszową zabawkę.
Uśmiechnęłam się szeroko.
- A dasz radę? - spytałam widząc, jak kolejny nieszczęśnik odchodzi z niczym.
- Oczywiście, że tak. - mruknął, całując mój policzek.
Stałam obok i przyglądałam się jego staraniom. Po oddaniu dwóch strzałów zostały mu dwie puszki na samym dole i jedna piłeczka. Mulat skoncentrował się i rzucił pod skosem, dzięki czemu obie przeszkody spadły. Niezbyt zadowolony pracownik wręczył Zaynowi zabawkę, który z ogromnym uśmiechem wręczył ją mi.
- Dziękuję. - mruknęłam, delikatnie go całując.
Przyciągnął mnie mocniej. Nie umiałam mu odmówic. Przynajmniej nie w tej kwestii. Ktoś nas szturchnął i wywróciliśmy się. Malik z ogromnym uśmiechem, podniósł się i pomógł mi wstac. Cały wieczór świetnie się bawiłam. Zayn zaserwował mi wiele atrakcji. Chyba plan miał przewidziany z góry. Wróciliśmy wszyscy razem i nawet Harry był trochę szczęśliwy. Kiedy byłam już po kąpieli czekałam na Zayna w moim pokoju. Głaskałam Blacka myśląc. Mama wyciągnęła do mnie dłoń, więc może powinnam pojechac. Może powinnam zobaczyc czy coś się nie zmieniło. Może ich podejście nie jest takie jak wcześniej. Nawet nie zauważyłam kiedy przyszedł Malik. Usiadł obok mnie i pocałował moje nagie ramię.
- Co jest? - spytał.
W jego oczach dostrzegłam zmartwienie. Wiedziałam, że się martwi, i wiedziałam, że muszę z nim porozmawiac. Bałam się. Czułam jak skręca mnie w żołądku. Nie wiedziałam co zrobic najpierw więc po prostu przytuliłam się do niego.
- Mela... - mruknął gładząc moje włosy - Co się dzieje Kochanie?
- Wiem, że powiedziałam, że pojadę z tobą na święta, ale...
- Chcesz jechac do Polski?
Zagryzłam wargę i spojrzałam mu w oczy. Po moich policzkach popłynęły łzy. Czułam się z tym źle. Obiecałam mu, że będę przy nim. Teraz chciałam to wszystko odwołac. Było mi niedobrze. Wiedziałam jak stres na mnie działa. Zaraz boli mnie głowa i mdli mnie. Wtedy o tym nie myślałam chodź nie czułam się najlepiej. Ciepłe dłonie Zayna otarły moją twarz. Zamknęłam oczy. Miałam ochotę zniknąc.
- Słuchaj; rozumiem. - mruknął - Następnym razem pojedziemy razem.
Spojrzałam mu w oczy. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek, jakikolwiek mężczyzna był taki dla mnie. Pocałowałam go. Przyciągnął mnie mocniej. Nie byłam w stanie go odepchnąc. Między nami pojawiła się jakaś iskra, która rozpaliła ogień. Dawno się tak nie czułam. Jego ramiona dawały mi spokój...

*Zayn*
Długo myślałem. Kiedy Amelia spała, ja nadal nie mogłem zasnąc. Mimo, że ją kochałem, ufałem... Coś było nie tak. Zbyt wiele na mnie spadło. Tak bardzo liczyłem na jej obecnośc. Kiedy powiedziała, że nie pojedzie... Poczułem ukłucie w sercu. Zabolało mnie to, lecz nie chciałem jej ranic. Przecież tak dawno nie widziała się z rodziną. Wstałem i okryłem jej nagie ramiona kołdrą. Wyszedłem na balkon zapalic papierosa. Te wszystkie rzeczy mnie przerastały. Nie chciałem obarczac moimi problemami chłopków. Myślałem, że jak odpocznę w święta i będzie przy mnie Amelia wszystko jakoś samo się ułoży. Tymczasem ja nie potrafiłem sobie tego poukładac w głowie. Zbyt wiele myśli się w niej kłębiło. Chciałem to komuś powiedziec, ale nie mogłem. Nie chciałem zatrzymywac tak przy sobie Amelii, nie chciałem mówic przyjaciołom... To wszystko wydawało mi się beznadziejne. Zapaliłem kolejnego papierosa. Długo siedziałem na zimnym powietrzu. W końcu wróciłem do pomieszczenia. Ułożyłem się obok blondynki. Kiedy z delikatnym uśmiechem przez sen, przytuliła się do mnie, coś we mnie pękło. Po moich polikach popłynęły łzy. Czy to oznaka słabości? Szybko je otarłem. Muszę być silny. Tylko ciekawe jak długo jeszcze dam radę...

*Amelia*
Kilka dni później, dokładnie 9 pożegnałam się z chłopcami. Szczególnie trudno było mi pożegna Hazzę i Zayna. Malik odwiózł mnie na lotnisko. Kiedy stanęliśmy przy bramce odpraw odwróciłam się do niego. Przez te kilka dni coś się zmieniło. Malik nie chciał ze mną rozmawiac. Wychodził i wracał późno. Martwiłam się.
- Zayn? - szepnęłam.
Nie spojrzał na mnie. Lustrował podłogę.
- Nie pożegnasz się ze mną? - mój głos zadrżał, a oczy zaszkliły się.
- Cześc. - odparł cicho.
Nie potrafiłam powstrzymac łez. Co się stało? Dlaczego się ode mnie odsunął? Czy to przeze mnie? Otarłam poliki. Musiałam mu powiedziec ostatnie dwa słowa. Nawet jeśli nie chciał ich słyszec musiałam je powiedziec. Musiałam wiedziec ze zrobiłam wszystko.
- Kocham cię. - prawie nie było mnie słychac, chodź wiem, że on dosłyszał.
Nie odpowiedział. Cofnął się krok, nadal unikając mojego wzroku. Szloch wyrwał się z moich płuc. Złapałam walizkę i przeszłam przez bramkę. Kiedy się odwróciłam, dojrzałam jego śliczne, smutne oczy, który mówiły: Ja też cię kocham. Więc dlaczego tego nie powiedział? Nie hamowałam płaczu. Cholernie, bolało. Bolało to, że mnie zostawił. Wiedziałam, że to jest nasze rozstanie. Nie musiał mi tego mówic. Widziałam to w każdym geście, który robił.

* * *

Dziś była wigilia. Pomogłam mamie wszystko przygotowac. Mój malutki braciszek był cudowny. Pokochałam go, kiedy tylko pierwszy raz go dotknęłam. On również cieszył się z mojej obecności. Przed rodzicami udawałam, że wszystko gra. Kiedy tylko byłam sama zdarzało mi się popłakiwac. Rodzice nawet znośnie przyjęli wiadomośc o moim małym przyjacielu - Blacku. Póki był grzeczny nie przeszkadzał im. Nawet go polubili. Widziałam to po nich, mimo że otwarcie się do tego nie przyznali. Teraz miałam czas dla siebie. Poszłam do swojego pokoju i ubrałam się w czarną sukienkę. Była odświętna. Zrobiłam też delikatny makijaż i spięłam włosy. Usiadłam na łóżku. Wzięłam do ręki telefon i wybrałam kontakty. Wszystkim wysłałam życzenia. Wszystkim oprócz NIEGO. Nie odezwał się. Nie naciskałam. Łudziłam się, że zadzwoni. Powie, że mu zależy. Że powie cokolwiek. Nie zadzwonił.W końcu wybrałam jego numer. Moje serce głośno biło przy każdym kolejnym sygnale. Byłam pewna, że nie odbierze.
- Halo? - usłyszałam w słuchawce damski głos.
Stchórzyłam. Rozłączyłam się. Czy to była jego nowa dziewczyna? Nie brzmiała jak jego mama. Głos był zbyt młody. Po moim policzku pociekły łzy. Spodziewałam się tego. Zrobiłam makijaż wodoodpornymi kosmetykami. Mimo to coś się rozmazało. Szybko to  poprawiłam i zeszłam na dół. Wszyscy już byli i czekali na mnie. Usiadłam jak najdalej od Daniela. Złożyliśmy sobie życzenia i podzieliliśmy opłatkiem. Zasiedliśmy do kolacji. Upłynęła nam w ciszy. Przynajmniej z mojej strony. Rzadko wtrącałam jakiekolwiek słowo, a co dopiero zdanie.
- Co ci jest? - spytała mama.
- Nic. Przemęczenie. - uśmiechnęłam się blado.
Po skończonym posiłku pomogłam posprzątac mamie. Zmyłam naczynia i wysuszyłam po czym odłożyłam je do szafek. Moja rodzicielka uważnie przyglądała się moim poczynaniom. Wiem, że to nie było do mnie podobne, ale chciałam odciągnąc od NIEGO myśli więc każde zajęcie było dobre.
- Co ci jest? - powtórzyła.
- Mam gorszy dzień. Przepraszam.
- Nie przepraszaj. Każdemu się zdarza. - przytuliła mnie.
Razem przeszłyśmy do pokoju gdzie wspólnie śpiewaliśmy kolędy. Tylko przez chwilę, ponieważ później Mateuszek usnął. Zaniosłam go do jego pokoju u góry. Black został przy nim. Poprosiłam psiaka by zaalarmował szczekaniem niepokojące zachowanie dziecka. Pogłaskałam psa i zeszłam na dół. Przyszedł czas na prezenty. Nie cieszyłam się tym zbytnio. Chciałam byc ostatnia. Wzięłam pierwszy niewielki pakunek. Był to komputer. Podziękowałam rodzicom. Uśmiechnęli się oboje. To był trafiony prezent. Cieszyłam się z niego, tylko nie potrafiłam za bardzo im tego pokazac. Kolejny był trochę mniejszy. Był to komplet odzieży sportowej. Podziękowałam rodzicom Daniela. Pewnie rzucę te ciuszki w kąt i o nich zapomnę. No nic. Ostatni pakunek był malutki. Odtworzyłam pudełeczko. W środku był pierścionek zaręczynowy.
- Nie mogę go przyjąc. - szepnęłam.
-Dlaczego? - spytali zdziwieni wszyscy rodzice.
Podciągnęłam rękaw sukienki. Do tej pory chodziłam tylko w długim rękawie. Nie chciałam, że wiedzieli. Teraz mogli. To była moja przysięga. Chodź Zayn powiedział, że to do niczego nas nie zobowiązuje, ja traktowałam to jak przysięgę. Pokazałam im tatuaż. Była to sowa, która w szponach trzymała małe serduszko z miejscem na kluczyk. Malik miał identyczną. Tylko, że jego sowa miała kluczyk. Zdecydowaliśmy się na te tatuaże przypadkowo. Wtedy gdy spytałam go czy nie miałby nic przeciwko, spytał czy zrobimy sobie wspólnie. Zgodziłam się. Poszliśmy więc do tatuażysty i wymyśliliśmy ten wzór. Wiąże się on z naszym wyjazdem. Kiedy byliśmy w małym domku w środku lasu, na jedno z drzew co noc przylatywały sowy. Dwie. I co noc siedziały razem. Odlatywały tylko na chwilę by się pożywic. Nie odstępowały siebie na krok. I wtedy Zayn mi powiedział: "Cieszę się, że zdobyłem klucz do twojego serca. Gdybym tego nie zrobił, walczyłbym nadal.". W moich oczach stanęły łzy.
- Masz tatuaż?! - krzyknęła mama.
- To coś więcej... - szepnęłam cicho.
- Co? - warknął ojciec.
- Ślubowanie. - mruknął Daniel, a ja na niego spojrzałam - Musisz kochac tego idiotę.
Kiwnęłam głową na potwierdzenie i podziękowanie. Wiedziałam, że nie będzie naciskał. Byłam mu wdzięczna. Poszliśmy spac w niemiłej atmosferze. Rodzice byli na mnie źli, doskonale o tym wiedziałam. Po prostu go kochałam. Chciałam to zrobic i zrobiłam. To moje życie. Nie mogą się wtrącac. Z samego rana zabrałam wszystko i wróciłam do Londynu. Podróż bardzo mi się dłużyła. W końcu dało mi się dotrzec na lotnisko, a potem było już tylko z górki. Na miejscu nakarmiłam Blacka i usiadłam w salonie. Nikogo nie było. Pewnie zamierzali wrócic dopiero po sylwestrze. Zamierzałam spędzic go sama. Wzięłam mój telefon i weszłam w galerię. Miałam jedno, jedyne zdjęcie z Zaynem. Zrobili nam je Harry i Rose. Ujęli moment naszego pocałunku. Patrząc na fotografię miałam ochotę płakac. Wiedziałam, że to nie wróci. Próbowałam. Nie udało się. Spojrzałam na mój tatuaż. Mimo, że Zayn mnie rzucił, nie chciałam go usówac. Chciałam, żeby był pamiątką. Moją osobistą, po jedynej miłości, która coś wniosła do mojego życia.
Skuliłam się na kanapie. Po moich policzkach zleciały łzy. Poczułam coś ciepłego. Pogłaskałam Blacka, jednak nie podniosłam głowy.
- Wiesz piesku - szepnęłam nadal go głaszcząc - Życie jest bez sensu. Kiedy jesteś już pewny, że wszystko jest ok, że masz kogoś kto cię kocha, że z tobą zostanie, wszystko się sypnie prędzej czy później. Nie ważne jak jest teraz.
Usłyszałam jak ktoś przekręca zamek w drzwiach. Nie podniosłam się. Nie chciałam wiedzie kto to. Byłam pewna, że Rose. Nikt inny by nie przyjechał. 
- Zabiorę tylko parę rzeczy i spadamy. - usłyszałam JEGO głos.
To niemożliwe. Nie wierzyłam w to, żeby tu był. Black zerwał się, nim zdążyłam go złapac i popędził do gościa. Położyłam się i modliłam by nikt mnie nie zauważył. Chodź w głębi ducha tego chciałam. Nawet przed sobą nie umiałam się do tego przyznac. Podkuliłam nogi, a moją twarz zasłoniły włosy. 
- A co tu robisz mały? - powiedział - Twoja pani już wróciła?
Słyszałam jego ciche kroki. Wszedł do salonu, ale tylko się rozejrzał i odszedł. Nie znalazł mnie. Pewnie myślał, że gdzieś wyszłam. To był dobry pomysł. Gdy tylko usłyszałam stukanie jego butów, gdy wchodził po schodach, zerwałam się z kanapy, wciągnęłam na nogi buty i założyłam na ramiona kurtkę po czym wybiegłam z domu. Przed nim czekało czarne auto, w którym siedziała blondynka. Nie zwróciłam na nią uwagi tylko biegłam gdzie poniosły mnie nogi. 

* * *

Do domu wróciłam koło 20. Black przywitał mnie radosnym merdaniem i szczekaniem. Pogłaskałam go i nakarmiłam. Długo mnie nie było. Powinnam być głodna, a tak naprawdę nie miałam na nic ochoty. Odeszła mi ochota na cokolwiek. Napiłam się trochę soku i poszłam do góry. Postanowiłam wziąc długą kąpiel. Black ułożył się na dywaniku w łazience i gryzł sobie kostkę, a ja położyłam się w wannie pełnej gorącej wody. Dzięki wysokiej temperaturze cieczy, udało mi się odprężyc. Po, nie mam pojęcia jak długim czasie, wyszłam i wciągnęłam na siebie tylko pidżamę i od razu poszłam spac. Gdyby to było takie łatwe. Leżenie w łóżku nie można nazwac spaniem. Nie mogłam zmrużyc oka. Gdy tylko to robiłam widziałam Zayna, gdy żegnaliśmy się na lotnisku. Chciałam wyrzucic jego obraz z mojej głowy, ale nie potrafiłam. Chciałam zniknąc z tego świata. Zapaśc się pod ziemie i nigdy nie wrócic do rzeczywistości.































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej Kochani!
Dzisiaj trochę smutno, ale w końcu musiało się coś zdarzyc.
Rozdziały piszę trochę do przodu więc ten mam gotowy...
19 czerwca o 21:43 (dokładnie) ;)
Pewnie przeczytacie go 20 któregoś. 
Mam chyba nadmiar weny. Spokojnie mam zamiar pisac ;) nie kończę tego bloga na rzecz innego
A co do rozdziału:
Spodziewaliście się tatuażu?
Wiedzieliście, że Amelia wróci do Londynu?
Czy dobrze zrobiła ukrywając się przed Zaynem?
i policzcie ile razy w tekście powyżej lini napisałam imię: Zayn - odmienione przez przypadki i w nagłówku też, dosłownie wszystko, ale bez synonimów. Podpowiem, że jest powyżej 10 ;)
 (dla nienormalnych, którym się chce i dla mnie - tylko mi jest łatwiej bo podkreśla na czerwono ;))
Czekam na opinie i do następnego!!! ;)
PS: następny rozdział za ok. 4 dni ☺

sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział 29

Dwa tygodnie później wróciłam do domu. Nie powiem, cieszyłam się. Mimo, że na wyjeździe było wspaniale, chciałam już wrócic do mojej rodziny. Kiedy tylko weszłam do domu powitał mnie Kotuś. Pogłaskałam malucha. Podrósł przez ten czas. Zupełnie jak Black. Spojrzałam do salonu. Na jednej kanapie spał Liam i jego dziewczyna, na drugiej Louis i... Rebeca?! a na fotelu Niall. Przepraszam bardzo, a co tu robi Rebeca? I to przytulona do Lou? Czy ja o czymś nie wiem? Nie ważne. Cicho przeszłam do kuchni. Zayn bawił się z pieskami. Oparłam się o blat i przyglądałam się im. Szczeniaki radośnie merdały ogonkami. Po chwili Malik mnie objął.
- Wszyscy jeszcze śpią? - spytał.
- Na to wychodzi. Tylko... w salonie są wszyscy oprócz Rose i Harrego.
Szatyn zmarszczył brwi. Mi też coś tu nie pasowało. Po chwili usłyszeliśmy kroki. Oboje spojrzeliśmy w stronę drzwi. Pojawił się w nich Harry. Był w opłakanym stanie.
- Hazza? - przyjaciel spojrzał na mnie.

Miał zaszklone oczy. Musiał dużo płakac. Jego włosy były w totalnym nieładzie. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak wyglądał.
- Już wróciłaś... - stwierdził cicho.
- Co jest? - stanęłam na przeciwko niego.
- Rose... Ja... - zwiesił głowę, a ja natychmiast zrozumiałam.
Rozstali się podczas gdy mnie nie było. Mocno go przytuliłam. Czemu jedno z nich nie zadzwoniło? Pomogłabym im jakoś. Sama mnie wiem. Może wrócilibyśmy szybciej. Wpadłam w zły nastrój. Było mi smutno. Co miałam zrobi żeby go pocieszyc? Nie umiałam. To on zawsze służył mi pomocą. Teraz gdy role się odwróciły nie wiedziałam czy potrafię zrobic cokolwiek.
- Styles weź się w garśc. - powiedział Zayn kładąc rękę na ramieniu Loczka - Porozmawiajcie. Nie wierze w to, że między wami koniec. Przecież pomogliście mi i Amelii. Teraz nasza kolej. Zostaw mi go. Zajmę się nim. - zwrócił się do mnie i zabrał Harrego.
Czyli ja mam zając się Rose. Zadzwoniłam do przyjaciółki.
- Hej... - brzmiała jakby była chora.
- Hej. Rose gdzie jesteś?
- W hotelu. - podała mi adres.
- Za chwilę będę.
Pożyczyłam auto Zayna. Miałam nadzieję, że nie będzie zły. Szybko znalazłam się w odpowiednim miejscu. Wsiadłam do windy. Obserwowałam jak po kolei zapalają się kolejne guziki, oznaczające piętra. Ta podróż bardzo mi się dłużyła. W końcu znalazłam się przed odpowiednimi drzwiami. Weszłam do środka. Ston leżała na łóżku. To co zobaczyłam, to był szok. Miała podkrążone oczy, włosy w nieładzie, była w dresie! To nie jest moja Rose. Gdzie jej energia? Nie pozwolę na to by moja przyjaciółka stała się taka na zawsze.
- Co ty robisz? - spytałam, podnosząc zużytą chusteczkę z podłogi.
Było ich tam milion. Na stole leżały puste butelki po energetykach. Nie zauważyłam żadnych opakowań po jedzeniu.
- Chcesz się zagłodzic? - dodałam.
- Miałaś mnie wspierac i mówic, że będzie dobrze... - mruknęła smętnie.
- Oj kochanie. - pogładziłam ją po włosach - Będzie dobrze. Popłacz sobie trochę. - zrobiłam pauzę - A teraz wstawaj i marsz do łazienki!
Niechętnie zwinęła się z łóżka i poszła do wskazanego przeze mnie pomieszczenia. W tym czasie zabrałam się za posiłek i sprzątanie. Szybko ogarnęłam jej łóżko i je złożyłam by tak szybko nie chciała się położyc. Potem przeszłam do kuchni. Wyjęłam z lodówki kilka rzeczy i w ekspresowym tempie przygotowałam omlet. Nie mogłam w to uwierzyc, że się pokłócili. W moje ręce dostał się telefon Rose. Odblokowałam go. Miała otworzony artykuł ze zdjęciami Harrego i jakiejś dziewczyny. Hazza ty pijaku. Postawiłam jedzenie na stole i czekałam na przyjaciółkę. Wyłączyłam internet w jej telefonie. Po co ma na to patrzec? Będzie się tylko dołowac. Rose wyszła opatulona w szlafrok. Wyglądała już dużo lepiej. Usiadła na krześle i zaczęła konsumowac posiłek.
- Nie spotkam się z nim. Ani dziś, ani nigdy. - powiedziała przeglądając gazetę.
- Rose... - przerwała mi.
- Nie. Nie chcę. Przemyślałam to. - spojrzała na mnie - Wyjeżdżam.
- Co? Dokąd? Dlaczego?
Delikatny uśmiech zagościł na jej ustach. Stanęła na przeciwko mnie.
- Tak jak ty potrzebowałaś oddechu, teraz ja potrzebuję. Chcę odpocząc. Będę często dzwonic. Obiecuję. A poza tym nie będę daleko. Polecę na Hawaje.
Zaśmiałam się. Przytuliłam ją mocno. Spędziłyśmy jeszcze godzinę razem. Potem Ston musiała jechac na samolot. Będę tak bardzo za nią tęskniła. Nawet wiedząc, że wróci niedługo. Na święta miała zamiar pojechac do Polski do rodziców. To już nie długo. Za dwa tygodnie wigilia. Wróciłam do domu. W kuchni siedział Zayn i Harry. Styles w końcu wyglądał normalnie. Obaj na mnie spojrzeli. Uśmiechnęłam się lekko.
- Znaczy nie masz dobrych wieści. - stwierdził Hazza.
Usiadłam koło Malik. Odetchnęłam głęboko. Jak mu to powiedziec, nie raniąc go bardziej? To chyba niemożliwe.
- Harry, Rose wyjechała. Powiedziała, że potrzebuje odpocząc. To tak jak było ze mną gdy wróciłam do Polski.
- Gdzie pojechała? - spytał, patrząc w podłogę.
- Powiedziała, że na Hawaje, ale wątpię, żeby tam była. Na święta wróci do rodziców. Może wtedy się spotkacie...
Loczek wstał mrucząc ciche: "chcę zostac sam.". Zayn objął mnie ramieniem. Oboje doskonale ich rozumieliśmy. Byliśmy w podobnej sytuacji. Nie ma co tu dużo mówic. Potrzebny im czas. Żeby wszystko przemyślec i poukładac sobie w głowie. Westchnęłam.
- Chcesz coś do jedzenia? - spytał Malik.
- Mhm... - mruknęłam tylko.
Chłopak zaserwował mi kanapkę z serem, na której z pomidora i ogórka zrobił uśmiech. Zaśmiałam się widząc posiłek. Szybko zjadłam pyszną przekąskę. Poszliśmy do mojego pokoju. Usiadłam na łóżku, a Zayn położył się obok mnie. Zadzwonił mój telefon. Nie spodziewałam, że zadzwoni do mnie mama. Nie chętnie odebrałam.
- Hej, Amelia. - przywitała się.
- Cześc mamo. - odparłam, wpatrując się w podłogę.
- Chciałam... żebyś przyjechała do domu na święta. Nie poznałaś jeszcze Mateusza. Ma już prawie roczek i nie zna swojej siostry.
- Nie wiem czy przyjadę. Chcecie zaprosic na wigilię Daniela?
- Myśleliśmy nad tym z tatą i stwierdziliśmy, że wspólnie będziemy świętowac. Nasza rodzina i rodzina Daniela.
O... Nie licz na to, że przyjadę. Nie ma mowy. Daniel, facet, który mnie uderzył jest dla mnie nikim. Nie mam zamiaru znów się z nim spotkac.
- Chyba nie dam rady. Nie wiem. Od dzwonie  później. Pa. - rozłączyłam się.
Poczułam ciepłe objęcia. Mocno wtuliłam się w Malika. Ten dwutygodniowy wyjazd mocno nas do siebie zbliżył. Zayn przestał w końcu zwracac uwagę na każdego faceta, z którym rozmawiam i rozluźnił się przy mnie. Ja też zaczęłam mu bardziej ufac. Wiem, że nie wywinie mi żadnego numeru. Oparłam głowę na jego torsie.
- Co jest? - spytał, zagarniając kosmyk moich włosów za ucho.
- Mama zaprosiła mnie na Wigilię. Będzie też Daniell i jego rodzina.
- Chcesz jechac? - musnął ustami mój policzek.
Spojrzałam mu w oczy.
- Sama nie wiem. Chciałabym spędzic z nimi święta jednocześnie spędzając je z tobą i uniknąc obecności Daniela.
Zaśmiał się.
- Wiesz, że to niewykonalne?
- Wiem. - mruknęłam cicho.
Położyłam się. Chłopak mocno mnie przytulił. Słyszałam bicie jego serca. Ten cichy odgłos mnie uspokajał.
- A co powiesz, na spędzenie świąt u mnie? - zaproponował.
Nasze spojrzenia znów się spotkały. Na jego twarzy był ogromny uśmiech.
- Nie wiem... To rodzinne święta. Co powiedzą na to twoi rodzice? Nie chcę... - przerwał mi pocałunkiem.
Przez chwilę oboje się zatraciliśmy. Nie liczyło się nic poza tą drugą osobą. Przyciągnął mnie mocniej. Uśmiechnęłam się. Co on chciał osiągnąc? Po chwili oparł swoje czoło na moim. Nasze oddechy były nieco przyśpieszone.
- Moi rodzice zapewne gdy cię ujrzą powiedzą: miło cię poznac. - zaśmiałam się na jego słowa.
Znów złączł nasze usta. Nie mogłam mu się oprzeć. Mocno go przyciągnęłam. Uśmiechnął się.
- Wiesz... że teraz... Cię nie puszczę. - mruknął pomiędzy pocałunkami.
Zaśmiałam się.
- Proszę, - spojrzał mi w oczy opierając swoje czoło na moim - powiedz że pojedziesz. Chce żebyś była tam ze mną.
- O nie... Kochany to się nazywa szantaż. - położyłam dłonie na jego policzkach.
Chłopak zamienił nas miejscami, tak że znalazłam się pod nim.
- To się nazywa być zdesperowanym. - sprostował.
Uśmiechnęłam się. Nie wiedziałam co mu odpowiedziec. Bałam się trochę spotkania z jego rodziną. Bałam się tego, że mnie nie zaakceptują, nie polubią mnie. Wiem, że prędzej czy później będę musiała się z tym zmierzyc. Wolę później. Ale co mam mu odpowiedziec? Kiedy z nadzieją patrzył swoimi czekoladowymi oczkami, nie byłam w stanie powiedziec nic więcej niż:
- Zgoda.
Malik mocno mnie przytulił. Mimowolnie ja też stałam się radosna. Cholera, to wszystko przez niego! Zrobił mi pranie mózgu!
- Zayn, miałbyś coś przeciwko gdybym zrobiła sobie tatuaż? - spytałam.
Spojrzał mi z uśmiechem w oczy.
- Nie. Nawet mam pewien pomysł...

* * *

Wieczór spędzaliśmy w domu. Harry nadal nie wychodził ze swojego pokoju, a chłopcy jakoś się rozeszli. Nie zdążyłam nawet pogadac z Louisem. Minęliśmy się dzisiaj. Po szybkiej kąpieli zeszłam na dół. Zayn, również był po prysznicu (miał mokre włosy) siedział w salonie. Usiadłam obok. Malik objął mnie ramieniem. Skrzywiłam się.
- Boli? - spytał, muskając ustami mój policzek.
- Trochę.
- Chcesz tabletkę przeciwbólową? Podobno pomaga.
Kiwnęłam głową. Chłopak poszedł do kuchni. Ta decyzja to była chwila. Totalny spontan. A jak już zaczęliśmy, to nie można było przerwac. Zayn wrócił z tabletką. Popiłam ją wodą i położyłam się. Malik mnie przytulił.
- Oglądamy coś? - spytał, biorąc pilota.
- Hmm... Ok. Tylko nie Titanica.
Zaśmiał się. Skakał po kanałach przez dłuższy czas. Zrobiło mi się zimno więc wstałam po koc. Szczelnie się opatuliłam i powróciłam na poprzednie miejsce. 
- A ja? - poskarżył się Mulat.
- Nie skarżyłeś się na zimno. - odparłam, a on zabrał mi kawałek koca.
- To się skarżę.
Zaśmiałam się cicho. W końcu natrafiliśmy na Szybkich i wściekłych. Kiedy Malik chciał przełączyc zabrałam mu pilot. Spojrzał na mnie zdziwiony i zmarszczył brwi jakby nie rozumiejąc mojego zachowania. 
- Mój ulubiony film. Jeden z wielu.
- Ze względu na treśc czy na aktorów?
Milczałam. Spojrzał na mnie wymownie.
- Odpowiedź nie będzie dla ciebie satysfakcjonująca. - zmrużył oczy - Ale fabuła też mi się podoba.
Z uśmiechem cmoknął mnie w policzek. Mocno się w niego wtuliłam. Nie za bardzo interesowałam się filmem. Myślałam o naszej dzisiejszej decyzji. Chciałam tego. I wiem, że Zayn również. Jednak coś nie dawało mi spokoju.
- Żałujesz? - spytał cicho.
- Nie. - spojrzałam mu w oczy- A ty?
- Nie. To była jedna z najlepszych decyzji jakie podjąłem - przyjrzał mi się - Co cię trapi? - chciałam zaprzeczyc - Przecież widzę.
- Sama nie wiem. - odparłam, spuszczając wzrok.
- Słuchaj; to nas do niczego nie zobowiązało. Nie przejmuj się.
- Nie w tym rzecz.
- Więc o co chodzi?
Mocniej się do niego przytuliłam. Sama nie byłam pewna. Może o to, że moi rodzice w życiu nie pochwaliliby takiego zachowania? Albo co się stanie gdy prasa się dowie? Bingo... Bałam się, że ten jeden incydent zniszczy mu życie.
- A co jak paparazzi się dowiedzą? - spytałam.
Uśmiechnął się łagodnie. Złożył delikatny pocałunek na moich ustach, ale ja nadal byłam spięta.
- To nic. Na razie to jeszcze się nie dowiedzieli że jesteśmy parą. Wiedzą tylko, że wyjechałem na dwa tygodnie i nic więcej. Nie przejmuj się. Co będzie to będzie i nic z tym nie zrobimy.
Odetchnęłam głęboko.
- Skoro tak mówisz. - zaśmiał się na moje słowa.
- Jesteś niemożliwa.
- Niemożliwa w oczach fanów to będzie nasza miłośc. Zobaczysz.
- Czemu?
Milion powodów, a on pyta czemu? Ma mu to wszystko wymieniac czy mogę sobie odpuścic? Chodź jeden argument mogłabym mu podszepnąc. Albo i nie. Sama nie wiem. Jakby jakieś nasze zdjęcie wyciekło do sieci nie byłoby ciekawie.
- Jestem waszą fanką.
- No to co? Harry też chodził kiedyś z naszą fanką. Oprócz Rose.
- Nie jestem sławna.
- To nie jest problem.
- Nie mam figury modelik.
- Mhm. Wyglądasz dużo lepiej.
- Jestem niefotogeniczna.
- To żart? Mam ci zrobic zdjęcie i udowodnic?
Wystawiłam mu język. Na każdy mój argument miał jakiś kontratak. Mocno mnie przytulił i pocałował w policzek.
- Jak tak bardzo chcesz się dowiedziec co o tobie myślą nasi fani to wrzucmy jutro nasze zdjęcie na mojego twittera.
- To nie jest dobry pomysł.
- Ja jestem ciekawy.
- Poczekajmy z tym jeszcze.
- Dlaczego?
- Boję się, że nie wytrzymam tego co będą pisac.
- Jedyna kobieta na świecie, która nienawidzi komplementów. - powiedział patrząc w sufit, a ja uderzyłam go w ramie.
Zaśmiał się.
- Nie gniewaj się. - cmoknął mnie w policzek.
Nasz film się skończył. Zdecydowaliśmy włączyc coś innego, ale kiedy Malik włączł horror i nie chciał przełączyc, zbuntowałam się i poszłam na górę. Usiadłam na łóżku. Po chwili drzwi wejściowe się uchyliły, a ja na wysokości klamki, dojrzałam Blacka. Zaśmiałam się. Zayn puścił go do mnie. 
Wzięłam malca na kolana i pogłaskałam po miękkiej sierści. Był cudowny. I rósł jak na drożdżach. Mulat ucałował mnie w głowę.
- Nie chciałaś ogląda tego filmu? Wcale nie był straszny. - spojrzałam na Malika - No dobra. Tylko postac z włosami na twarzy, w sensie kobieta, zabijała ludzi wyrywając im serca i... - zatkałam mu usta ręką.
- Teraz nie tylko przez burzę nie będę mogła spac. - mruknęłam niezadowolona.
Zayn odłożył Blacka na poduszkę, a mnie popchnął na miękką kołdrę. Jak zawsze musiał by górą. Lekko złapał moje dłonie, bym mu się nie wyrwała. Momentalnie zrobiło mi się gorąco. Malik nachylił się nade mną.
- Wspominałem ci już, że przy mnie nie musisz się bac?
- Nie. - odparłam bez zastanowienia.
- Jak to nie? - jego mina była bezcenna.
Wybuchnęłam śmiechem. Wyswobodziłam ręce z jego uścisku i oplotłam nimi jego kark. Uśmiechnął się i spojrzał mi w oczy. Mocno mnie przytulił. Nawet nie wiedziałam kiedy, przysnęłam. Poczułam tylko jak chłopak kładzie mnie głową na poduszce. 
Obudziłam się dośc wcześnie. Była 8. Zayn już nie spał. Rozmawiał przez telefon. Nie poruszyłam się. Zaciekawiła mnie jego rozmowa.
- ... nie obchodzi mnie to. - mruknął Mulat - Słuchaj, Paul. Jestem szczęśliwy i nie rzucę jej przez twoje widzi mi się.
- Nie rozumiesz jaki skandal wybuchnie jak się o was dowiedzą? - powiedział głos z słuchawki zdenerwowanym tonem.
- Nie bardzo. Gdzie ty widzisz skandal? Harrego nigdy nie zgoniłeś.
- Nie nauczyłeś się jeszcze, że Harry to Harry?
- I co z tego? A ja jestem Zayn. 
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi.
- Daj spokój. Nie zrobię tego. Od dawna nie byłem tak szczęśliwy. Dobrze wiesz co to znaczy.
- Co niby?
- Wydajniejsza praca.
Głos zamilkł na chwilę. 
- Tylko żeby nie było, że cię nie ostrzegałem.
- Nie martw się. - odparł Zayn, a ja na niego spojrzałam. Z uśmiechem mi się przyglądał - Poradzimy sobie.
Odłożył telefon i przywitał mnie namiętnym pocałunkiem.
































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wydaje mi się czy piszę co raz krótsze rozdziały?
Jeśli tak, to nadrobię ich liczbą, postaram się dodawac więcej ;)
Mam nadzieję, że nieco was zaciekawiłam tym rozdziałem.
Jest i zagadka!!!
Jak myślicie, o czym rozmawiali Zayn i Amelia w salonie przed telewizorem?
OSTRZEŻENIE: odpowiedź nie jest taka prosta jak się wydaje.
Zastanawiam się co wam jeszcze miałam powiedziec, ale nic mi się nie przypomina.
Ech... No to jeszcze przepraszam, że na poprzedni rozdział musieliście czekac tak długo.
Czekam na wasze opinie! ;)




środa, 17 czerwca 2015

Rozdział 28

Stałam obok Loczka, który koniecznie chciał ich pożegnać. Nie wiem o co mu chodziło. Przecież są dorośli. Ale przynajmniej trochę się pośmiałam. Było z czego.
- Tylko tam nie narozrabiajcie. - upomniał ich.
Zayn się tylko uśmiechnął, a na twarz Amelii wślizgnął się rumieniec.
- Harry! - skarciła go.
- No co?! - odparł - Przecież nic nie zrobiłem.
Pożegnaliśmy się. Od razu gdy odjechali, wpadli do nas chłopcy. Było dość wesoło. Zamierzaliśmy urządzić mini imprezkę. Siedzieliśmy do późna. Nie piliśmy dużo. Louis jak zawsze coś wymyślił. Tym razem chciał, żebyśmy poszli do jakiejś knajpy i robili sobie jaja. Zupełnie tego nie czułam. Dopiero gdy zajarzyłam o co mu chodzi, wciągnęłam się na dobre. Podjechaliśmy pod odpowiednie miejsce. Usiedliśmy przy jednym ze stolików. Louis miał zacząć. Z uśmiechem, podszedł do dwóch dziewczyn.
- Przepraszam, nie wiecie może gdzie tu jest zejście do metra?
Zdezorientowane spojrzały po sobie.
- No, jest niedaleko. Musisz wyjść i skierować się... - przerwał blondynce.
- Ale mi chodzi o drzwi. - wskazał na drzwi prowadzące do łazienek i pomieszczeń dla personelu.
- Żadne z nich. - Louis na te słowa zmarszczył brwi.
- Jak to? Kupel mi powiedział, że tędy dostanę się ekspresem do Narnii.
Dziewczyny z dziwnymi minami podniosły się i wyszły. Louis wybuchnął śmiechem i podszedł do nas. Wszyscy się śmialiśmy. To był naprawdę dobry pomysł. Przyszła kolej na mnie. Dwóch kolesi siedziało pod ścianą. To do nich postanowiłam iść. Stanęłam obok ich stolika.
- Cześć. - przywitałam ich z uśmiechem - Jestem konsultantką mody i sprzedaję damską bieliznę. Chcecie kupić?
Spojrzeli po sobie zdziwieni, a ja o mało co nie wybuchnęłam śmiechem.
- Jak widzisz, ja i kolega, jesteśmy facetami. - mruknął jeden - No chyba, że jeszcze pozujesz w tej bieliźnie.
- Ja nie. Ale moim modele to robią. - wskazałam na chłopaków.
Moja banda uśmiechnęła się.
- Nie jesteśmy gejami, jeśli o to ci chodzi. - powiedział drugi.
- No skąd. - odparłam udając oburzoną - Przecież proponuję wam bieliznę. To o niczym nie świadczy. No może tylko o tym, że jej nie macie.
Obaj nerwowo podciągnęli spodnie i wyszli. Wróciłam roześmiana do stolika. Co raz bardziej mi się to podobało. W końcu nękanie ludzi nam się znudziło i szliśmy przez miasto śpiewając... O ile można nazwac to śpiewem. Myślę, że nie jeden człowiek uciekał przed nami. Mieliśmy naprawdę świetną zabawę. Ale jak wszystko musiało się kiedyś skończyc.
Nadszedł kolejny dzień. Postanowiliśmy wybrac się na plażę. Mimo, że było zimno, rozbiliśmy się na kocu. Naszym obiadem była kiełbasa z grilla. Chłopcy zaprosili kilku znajomych przez co zrobiliśmy mini imprezę. Najlepsze było to, co zobaczyłam gdy tańczyłam z Harrym. Nie wiedziałam czy współczu temu biedakowi czy śmiac się z jego głupoty.

*Louis*
Sam nie wiem jak to się stało. Całowałem się z byłą kumpla. W zasadzie to ona całowała mnie. O ile mogłem nazwac to pocałunkiem. Objąłem ją mocniej. Mimo, że nie wiedziałem dlaczego to zrobiła, chciałem, żeby była blisko.
- Rebeca? - dziewczyna spojrzała mi w oczy - Czemu to robisz?
- Nie bój się. Nie będziesz dla mnie pocieszeniem po Zaynie. Nie potrzebuję pocieszenia, tylko miłości.
- Skąd wiesz, że ja ci dam miłośc?
- Widzę. Jak troszczyłeś się o tą głupią Amelię. Zależy ci na niej, co?
- Tak. I Amelia nie jest głupia. - broniłem przyjaciółki.
W oczach dziewczyny, która przede mną stała, zalśniły łzy.
- Nikt mnie nigdy nie bronił, tak jak ty ją.
- Przecież wszystko może się zmienic. - mruknąłem cicho.
Uśmiechnęła się blado. Przytuliłem ją. Zadrżała w moich ramionach. Kiedy była z Zaynem naprawdę jej nie lubiłem, ale teraz - była zupełnie innym człowiekiem. Oddałem jej swoją bluzę i usiadłem z nią na jednym z pni. Kiedy rozmawialiśmy dużo się śmiała. Była piękna. Czemu nie dostrzegłem tego wcześniej? By może całego tego zamieszania dałoby się uniknąc. Spędziłem z nią bardzo dużo czasu i nie żałowałem tego.

*Niall*
Siedziałem sam na jednym z pni. Wszyscy się jakoś rozeszli. Liam tańczył ze swoją dziewczyną, Harry też, Louis zapoznał chyba nową dziewczynę, a ja jak zawsze byłem sam w takich sytuacjach. Oni zawsze mieli się z kim bawi. Ja nie umiałem jakoś zaprosic pierwszej lepszej dziewczyny do tańca.
- Niall? - usłyszałem za sobą.
Odwróciłem się. Moim oczom ukazała się śliczna blondynka. Podniosłem się.
- Jess? - spytałem nie wierząc w to co widzę.
- Niall! - rzuciła mi się na szyję.
Mocno ją przytuliłem. Tak dawno jej nie widziałem. Przyjaźniłem się z nią kiedy byliśmy mali. Nawet nie potrafię policzyc ile lat temu. Cieszyłem się jej widokiem, tym, że znowu mogę ją przytulic. Złapałem ją za rękę i zaproponowałem spacer.
- Co u ciebie? - spytałem gdy oddaliliśmy się od hałasu.
- Nic ciekawego... - posmutniała.
Usiedliśmy na jednym z kamieni. W tafli morza odbijał się księżyc. Było pięknie. Objąłem ją ramieniem. Było jak za dawnych lat.
- Co jest? - spytałem widząc, że jest nie w sosie.
Oparła głowę na moim ramieniu. Przytuliła się do mnie szukając schronienia. Zawsze mogła do mnie przyjśc. Wychodzi na to, że oboje zaniedbaliśmy naszą znajomośc. Pozwoliłem jej mocno się do mnie przytuli, co więcej - odwzajemniłem jej uścisk.
- Życie mi się sypnęło. - szepnęła cicho z łzami w oczach.
- Chcesz mi powiedziec? - założyłem jej grzywkę za ucho.
Kiedyś była inna. Pełna energii, pomysłów nie potrafiła usiedziec w miejscu. Teraz wyglądała jak dziecko, które potrzebuje opieki dorosłego. Odpowiedziała mi ruchem głowy. Wpatrzyła się w dal, w coś czego nie dostrzegałem.
- Jak wyjechałeś... często za tobą płakałam. Rodzice nie pozwalali mi się z tobą skontaktowac. Mówili, że teraz gdy jesteś gwiazdą, taka osoba jak ja, nic dla ciebie nie znaczy. Powtarzali mi to tak często, że w końcu w to uwierzyłam. Po roku rozpaczy zaczęłam się z kimś spotykac. Na początku wszystko było idealnie. Póki się do niego nie wyprowadziłam. Nie był taki jak myślałam. Uciekłam. Uciekłam od wszystkie oprócz rodziców. Wracam do nich czasami. A raczej na ich groby. Mieli wypadek samochodowy w tamtym roku.
- Jess... - przerwała mi.
- Najgorsze jest to, że nie wiedziałam do kogo się zwrócic. - spojrzała mi w oczy - Bałam się przyjśc do ciebie, bo nie wiedziałam czy to co mówili mi rodzice nie okaże się prawdą. Nie chciałam sprawdza.
Mocno ją przytuliłem, szepcząc cicho, że to nieprawda. Przecież zawsze była dla mnie ważne. Nie ważne w jakim momencie życia by do mnie przyszła, zawsze bym ją przyjął. Liczyła się dla mnie. W tamtej chwili, chciałem jej to pokazac. Nie wiedziałem tylko jak.
- Wszystko będzie dobrze. - mruknąłem gładząc jej plecy - Obiecuję, że nie pozwolę cię skrzywdzic.
Po pewnym czasie zauważyłem, że blondynka zasnęła. Uśmiechnąłem się na ten widok. Była taka słodka. Tak jak kiedyś gdy byliśmy dziecmi. Delikatnie, by jej nie zbudzic, wziąłem ją na ręce. Zaniosłem ją do auta. Powiedziałem chłopakom i Rose, że jadę do domu. Obiecali wróci przed 5. Znając ich wiedziałem, że tak nie będzie. Jechałem powoli. Nigdzie mi się nie śpieszyło. Kiedy byłem na miejscu przeniosłem Jess do mojego pokoju i położyłem ją na moim łóżku. Nie chciało mi się przebiera w piżamę więc położyłem się obok dziewczyny i przytuliłem ją. Blondynka wtuliła się we mnie z uśmiechem. Dawno się tak nie czułem. Mi zależało na niej, ale wiedziałem też, że jej zależy na mnie.
- Nie odchodź. - mruknęła cicho.
Nie wiedziałem czy mówi to przez sen. Miałem cichą nadzieję, że nie.
- Nigdy nie odejdę. - odparłem i ucałowałem ją w czoło.

Obudziłem się kiedy słońce było już na niebie. Spojrzałem na zegarek. 11. Odwróciłem się na drugą stronę. Jess patrzyła na mnie ślicznymi, niebieskimi oczami.
- Co? - spytałem.
Zaśmiała się.
- A jakieś "cześc"?
- Hej. - mruknąłem.
- Dużo lepiej. - uśmiechnęła się - Dziękuję, że mogłam u ciebie zostac.
- Nie masz za co dziękowac. - odparłem - Chodźmy na śniadanie.
Weszliśmy do kuchni. Zdecydowaliśmy się na naleśniki. Jess miała zrobic ciasto, a ja miałem usmażyc. Rozgrzałem patelnie na ogniu. Kiedy odwróciłem się by spyta, o coś blondynkę, dostałem mąką po twarzy.
Usłyszałem je melodyjny śmiech.
- Takie to zabawne? - odparłem rozbawiony.
Wziąłem całe opakowanie i wysypałem jej na głowę. Była cała biała.
- O nie!- krzyknęła z uśmiechem.
Wskoczyła mi na plecy, łapiąc jakiś worek. Zacząłem biec do przodu więc objęła moją szyję, by nie spaśc. Z głośnym krzykiem skoczyłem na kanapę w salonie. Oboje nie mogliśmy powstrzymac śmiechu.
- Tęskniłam za rym. - powiedziała patrząc mi w oczy.
- Ja też. - odparłem z uśmiechem.
Uderzyła mnie poduszką. Oddałem jej. I tak rozpętała się bitwa. Ten kto silniejszy ten przeżyje. Oczywiście byłem to ja. Nie? Oczywiście dałem jej wygrac. W końcu dziewczyna wylądowała pode mną. Automatycznie oboje znieruchomieliśmy. Patrzyła mi w oczy. Nie potrafiłem się od niej oderwać. Jej usta były bardzo blisko. Zapragnąłem ich dotknąc, poczuc jak smakują. Jednak nie było mi dane. Do pokoju z głośnym hukiem wparował Harry i Rose. Kłócili się o coś. Jakby nie mogli się poprzytulac. Speszony odsunąłem się od blondynki, która również nieco zawstydzona usiadła, zagryzając wargę. Po chwili jednak wróciliśmy do kuchni, gdzie atmosfera między nami, znów się rozluźniła. Po solidnym śniadaniu Jess powiedziała, że musi już iśc, ale obiecała mnie odwiedzic. Poszedłem do pokoju Harrego. Leżał na łóżku z głową schowaną w poduszkę. Usiadłem obok.
- Żyjesz? - oboje z jego dziewczyną narobili niezłego rabanu.
- Horan, to chyba koniec. - nie dotarło do mnie to co powiedział.

*Narrator*
Rose stała wściekła na tarasie. Przez salon tylko przeleciała. Nie chciała robic scen przy Niallu. Harry stał obok. Wcale na nią nie patrzył. Był zły. Ciągle coś jej nie pasowało. Za to Ston miała zupełnie inne spojrzenie na tę sytuację. To on nie mógł jej zrozumiec. Jak by czasem nie mógł powiedziec głupiego "przepraszam", korona by my z głowy nie spadła. W końcu nie wytrzymała:
- Zawsze musisz taki byc? Taki uparty? - odwróciła się do niego przodem.
- A ty?! Nie możesz mi chodź na chwilę odpuścic?!
- Całowałeś wczoraj jakąś laskę, wasze zdjęcia są w sieci, a ty mi mówisz o odpuszczaniu?! - krzyknęła, czując jak pali ją wściekłośc i smutek.
Te uczucia zjadały ją od środka. Chciały ją pożrec. Próbowała się opierac, ale wiedziała, że zbyt długo nie wytrzyma.
- To nie jest moja wina, że się na mnie rzuciła! - odfuknął jej Harry.
Nie podobało mu się to co zrobił wczoraj. Sam siebie za to karcił, ale ona mogłaby zrozumiec, że tamta laska się na niego rzuciła. Nie wiedział jak jej to wytłumaczyc, żeby zrozumiała, że to nie jego wina.
- A poza tym byłem pijany... - dodał ciszej, wiedząc, że to nie jest żadne usprawiedliwienie.
- Proszę cię! - krzyknęła - Pijany?! To jest twoje wyjaśnienie?
Nie odpowiedział. Nie wiedział co ma powiedziec. W oczach Rose stanęły łzy. Jak zawsze jej związek się sypnął. Tym razem jednak, kochała faceta, z którym była. Widocznie dla niego była obojętna. Tak się właśnie poczuła - zupełnie dla niego nie ważna.
- Jak chcesz! Nie będę znosiła jakichś lasek, bo ty jesteś pijany! - stanęła na przeciwko niego - Nie wiedziałam, że jesteś taką świnią i dupkiem! - krzyknęła mu w twarz.
- Czyżby nasza kochana Rose pokazywała pazurki?! - powiedział z kpiną, chciał się odgryśc - A może to ty masz kogoś na boku co?
Zabolały ją te słowa. Wszystko co robiła, działo się mimo jej woli. Wymierzyła mu siarczysty policzek. Jego głowa obróciła się. Włożyła w ten atak całą swoją złośc. Loczek bezczelnie zaśmiał się jej w twarz.
- Nie bolało. - powiedział twardo z chłodem w oczach.
- A szkoda. Bo ja czuję jakby ktoś rozcinał mi serce na części pierwsze.
Zaskoczyło go to. Dziewczyna nie czekając na jakąkolwiek jego reakcję, wróciła do domu. Po chwili do uszu Harrego dotarł pisk opon. Rose odjechała swoim autem. Do Stylesa dopiero dotarło to co się stało i to co powiedział. Nie chciał tego. To wszystko były emocje, którym musiał dac upust. Rose i jej charakter też dały o sobie znac podczas tej kłótni. Nie odpuściła do końca. Chciała, żeby chociaż przez chwilę poczuł się tak odrzucony jak ona wczorajszego wieczora. I zrobiła to. Harry nie wiedział co zrobic. Czuł, że straci najlepszą i najważniejszą osobę w swoim życiu. Poszedł do siebie. Zatrzasnął drzwi. Nerwowo chodził w tę i z powrotem. W końcu usiadł przy biurku. Na czystej kartce nakreślił kilka słów. Jednak był zbyt zły, by coś stworzy. Długopis tak szybko i długo tarł o kartkę, że zrobił w niej dziurę. Opadł na łóżko. Czuł jak po jego twarzy spływają łzy - łzy smutku i wstydu. Za to co zrobił wczoraj pod wpływem alkoholu i za swoje dzisiejsze zachowanie. Powinien był ją przeprosic. Jeszcze pogorszył swoją sytuację bezsensowną kłótnią. Uderzył ręką w wezgłowie łóżka. Zabolało go to. Miał wrażenie, że ten ból chodź na chwilę pozwolił mu przestac myślec o jego ukochanej. Dopiero teraz poczuł ból w policzku. Gdy emocje powoli z niego ulatywały, dotarło do niego, jak bardzo go to boli. Pomasował twarz. Na swojej ręce dojrzał niewielką ilośc krwi. Dziewczyna mocno go zadrapała. Znów oparł głowę na poduszce. Do jego pokoju ktoś wszedł. Usiadł obok niego. Niall był zaniepokojony. Zakochani dośc głośno się kłócili. Chyba pod jego nieobecnośc stało się coś złego. Chciał się tego dowiedziec, no i oczywiście pomóc przyjacielowi.
- Żyjesz? - spytał ze współczuciem blondyn.
- Horan, to chyba koniec. - powiedział z rozpaczą Harry.
Wiedział, że trudno będzie mu to naprawic, ale nie spodziewał się cudów. Nigdy się tak nie pokłócili. Podejrzewał, że nie uda mu się nic zrobic.
- Jaki koniec? - spytał Nialler.
Nie rozumiał, jak jego przyjaciele, którzy się kochają, tak nagle mogą ze sobą skończyc. Harry usiadł na łóżku. Blondyn dostrzegł ranę, którą zrobiła Rose na policzku Loczka. Styles miał zapłakane oczy.
- Koniec! Rozumiesz?! Ja i ona... Nie ma już nas!
Horana zamurowało. Nie wiedział co zrobic, ani co powiedziec. Jedyne na co wpadł to przytulenie przyjaciela. Harry tego potrzebował. Nawrzeszczał na przyjaciela mimo, że nie chciał. Cicho go za to przeprosił, a z jego oczu wyleciało kilka łez. Cierpiał przez swoją głupotę, doskonale o tym wiedział. Zastanawiał się nad tym co może zrobic, jak odszukac Rose i co jej powiedziec.

Ston siedziała w aucie. Zaparkowała na jakimś parkingu. Oparła głowę na kierownicy.

Z jej oczu leciało wiele łez, ale nie przynosiło jej to ulgi. Na zewnątrz padało. Czuła jak by niebo płakało wraz z nią. Nie wiedziała co zrobic. Nie miała tu nikogo prócz Amelii, która aktualnie była na wyjeździe. Rose nie chciała do niej dzwonic i psuc jej wyjazdu. Czuła, że przegrała. Porażką było dla niej to, że go straciła. W jednej chwili oni stracili siebie na wzajem. Co zrobili źle? Brunetka rozmyślała nad jego zachowaniem, nad tym co się stało. Przecież mogli porozmawiac spokojnie. Nie zrobili tego. Żałowała, że to wszystko skończy się w tak głupi sposób. Czuła się bezradna. Chciała zadzwoni do kogokolwiek, żeby jej pomógł. Nie miała takiej osoby. Kiedy się nieco uspokoiła pojechała do hotelu. Wynajęła jeden z pokoi. Cały dzień siedziała sama. Czuła się źle. Jak by była chora. Nienawidziła tego uczucia tym bardziej, że teraz nie było to spowodowane wirusami.

W domu żaden z chłopków nie wiedział co się dzieje. Nie licząc Nialla, którego Harry poprosił o dyskrecję. Wszyscy czuli smutną atmosferę - nie wiedzieli dlaczego. Louis postanowił coś zrobi. Nie lubił kiedy w koło było smutno. Potrzebował rozrywki i uśmiechu. Dokuczała mu ta sytuacja. Zaprosił więc dziewczynę Liama i Rebecę. Kiedy tylko przyszły zrobiło się weselej. Siedzieli więc w piątkę w salonie, całkiem nieźle się bawiąc. Tylko Harry nad nie wychodził ze swojego pokoju; nie chciał, żeby ktoś zauważył co się dzieje w jego życiu. Przestał już płakac. Teraz wpatrywał się w okno, myślami uciekając do radosnych chwil. Kiedy był sam z Rose, a ona chciała byc przy nim. Zastanawiał się gdzie jest teraz, co robi i czy żałuje. Chciał wiedziec. A może nie... Bał się prawdy. Bał się, bo nie wiedział czego może się spodziewac. Zakochał się w Ston, jednak nie umiał naprawic błędu. To go przytłaczało. Nie radził sobie z tym. Im więcej o tym myślał tym bardziej miał tego wszystkiego dośc. Życie postanowiło zafundowac mu zmiany, których nie chciał. Był bezradny.


























~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej!
Przybywam z nowym rozdziałem ;)
Dziękuję za wszystkie opinie, one mi pomagają.
Jeśli zauważycie jakieś błędy w rozdziale, proszę nie bójcie się i napiszcie o tym;
będę wiedziała co robię źle i będę starała się to poprawic.
Aktualnie piszę z komputera, który nie chce pisac ć (to zostało skopiowane z google).
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał ;)
komentujcie, to daje ogromnego kopa do pracy!
PS: wiem ,że jest krótki, ale nie mogę przyzwyczaic się do mniejszego ekranu i miesza mi się długośc. I mam do was jedno pytanie:
Która perspektywa podobała wam się najbardziej?
;)




środa, 10 czerwca 2015

Rozdział 27

Nie mogłam zasnąć. Wierciłam się z boku na bok i wsłuchiwałam w ciszę. Kiedy Louis wrócił nic nie powiedział tylko od razu poszedł do siebie. Nie chciałam na niego naciskać. Malik z nim nie wrócił więc nie wiem jak poszła im rozmowa. Po minie Lou powinnam się spodziewać, że źle. Miałam jednak nadzieję, że wszystko gra, że znów wszystko będzie dobrze. Usłyszałam ciche grzmoty. Widocznie Londyn mnie nie lubi i postanowił uprzykrzyć mi życie. Wstałam i zeszłam na dół. Weszłam do kuchni napić się wody. Poczułam ręce na talii i już miałam krzyknąć kiedy namiętny pocałunek mi na to nie pozwolił. Odepchnęłam Zayna.
- Nie rób tak! - warknęłam cicho.
Zaśmiał się i objął mnie, przyciągając do siebie.
- Daj spokój. Chyba się nie przestraszyłaś? - przegryzł płatek mojego ucha.
Mimo, że coś mnie do niego ciągnęło - jak zawsze - znów go odepchnęłam i podeszłam do blatu. Nalałam sobie wody do szklanki i upiłam kilka łyków, które zaspokoiły moje pragnienie.
- Co tu robisz? - zwróciłam się do szatyna.
- Przyszedłem do ciebie. Nie wolno mi? - stanął na przeciwko mnie, a swoje dłonie oparł po obu stronach mojego ciała.
- Nie kiedy mnie straszysz. - ponownie zaśmiał się na moje słowa - To wcale nie jest zabawne.
Chciałam się odsunąć, ale złapał mnie w szczelnym uścisku. I chodź próbowałam się wyswobodzić, Malik był silniejszy. Po kilu minutach dałam za wygraną. Nie mam co się szarpać, nie odpuści.
- No w końcu... - mruknął zadowolony - Pewnie jesteś ciekawa jak poszła mi rozmowa z Louisem. Zaskakująco dobrze, bo jednak zostawił mi otwarte drzwi.
No nie wierze! Louis przeciwko mnie? Chyba będę musiała z nim pogadać i uświadomić mu, że straszenie mnie, grozi mi śmiercią. Zayn przytulił mnie lekko. Nie opierałam się, tylko odwzajemniłam jego gest. Posadził mnie na blacie i spojrzał mi w oczy.
- Jesteśmy krok do przodu? - spytał z nadzieją.
- Myślę, że tak. - mruknęłam i pogłaskałam go po policzku.
Zagrzmiało. Co prawda, nie panikowałam już przed burzą tak jak wcześniej. Teraz po prostu nie mogłam spać. To było bardzo uciążliwe. Tym bardziej, że to zjawisko pogodowe bardzo często się pojawiało. Ale czego mogłam się spodziewać po wyspach brytyjskich?
- Zostać z tobą? - spytał z lekkim uśmiechem.
- Em... Nie.
Ruszyłam do mojego pokoju, słysząc jego cichy śmiech za sobą. To wcale nie było zabawne. Kiedy weszłam obok mnie natychmiast pojawił się Black. Malec spojrzał na mnie przerażony. On był jak ja. Identyczny. Wzięłam go na ręce i pogłaskałam.
- To tylko burza Black. Nie bój się. W domu nic nam nie grozi. - pocałowałam go w główkę.
Psiak zamerdał niepewnie ogonkiem i polizał mnie po twarzy. Zaśmiałam się cicho. Położyłam go na poduszce i wślizgnęłam się pod kołdrę. Było mi zimno. Przypatrywałam się owczarkowi. Naprawdę mi ufał. Rozumiał mnie. Spokojnie oddychał, zwinięty w kulkę. Uśmiech sam wkradł się na moje usta. Słodziak zasnął, lecz ja nadal nie mogłam. Westchnęłam. Wzięłam mój telefon i przez chwilę zastanawiałam się czy nie wybrać numeru Malika. Stwierdziłam jednak, że nie dam mu tej satysfakcji. Odłożyłam urządzenie na szafkę nocną.
- Posuń się to cię przytulę. - usłyszałam rozbawiony głos.
Jak on to zrobił, że wszedł, a ja niczego nie słyszałam? I tak najnormalniej w świecie mi się przyglądał, tak? To nie fair. Jednak zrobiłam mu miejsce, uważając na maleństwo. Malik natychmiast objął mnie ramionami. Wtuliłam się w jego ciepły tors.
- Tęskniłem. - wymruczał w moje włosy, chowając w nich twarz.
- Ja też. - spojrzałam mu w oczy - Mimo to myślę, że nie powinniśmy się śpieszyć. Potrzebuję cię. Potrzebuję też czasu. Muszę to wszystko poukładać sobie w głowie.
- Rozumiem cię. Amelia tak cholernie mi na tobie zależy. - uśmiechnęłam się na jego słowa.
- Co cię uszczęśliwi najbardziej? - zagarnęłam kosmyk jego włosów do tyłu.
- Dwa słowa.
- Kocham cię. - szepnęłam, a jego oczy zabłyszczały.
Chłopak pogłaskał mnie po policzku. Między nami zapanowała dziwna atmosfera. Dziwna, lecz bardzo przyjemna. Do tej pory tego nie czułam. Gorąco rozlało się po moim ciele kiedy jego śliczne oczy były wpatrzone w moje. Jego usta nie pewnie musnęły moje. Objęłam jego szyję. Przez kilka sekund niewinny całus stał się bardzo namiętnym pocałunkiem. Żadne z nas nie chciało przerwać. Tak bardzo cieszyła mnie jego obecność.
- Obiecaj... że tak będzie... już zawsze... - wyszeptał pomiędzy pocałunkami.
- Obiecuję. - mruknęłam tylko, znów pozbawiona tchu.
Obudziły mnie delikatne promienie słońca. No cóż już środek listopada. Robi się co raz zimniej. Niedługo nadejdzie zima. Otworzyłam oczy. Obok mnie leżał najwspanialszy mężczyzna na świecie. Zayn mocno mnie przytulał. Podparłam głowę na ręce. Black położył się na nogach chłopaka.
Malik wyglądał przeuroczo gdy spał. Uśmiechnęłam się. I jak mam go obudzić? W ogóle mam go budzić? Chłopak mocniej mnie przytulił, odwracając się w moją stronę. Pocałowałam go w policzek. Mruknął coś, mocniej oplatając mnie ramieniem. Spojrzałam na zegarek. Była już 10. Powinniśmy wstać, żeby znów ktoś nas nie nakrył w niezręcznej sytuacji. Co prawda do niczego między nami nie doszło, ale Harry i tak zrozumiałby to inaczej.
- Zayn, musimy wstawać. - mruknęłam cicho.
Znów zaczął coś bełkotać pod nosem, przyciągając mnie bliżej.
Czyli został mi jeden sposób. Lekko musnęłam jego usta. Chłopak zareagował natychmiastowo. Wylądowałam pod nim, a jego usta przywierały do moich. Zaśmiałam się cicho.
- A co z Blackiem? - spytałam Mulata.
- Dyskretnie, wcześniej go zwaliłem.
- Jak mogłeś? Moje biedactwo...
- A ja? - spytał patrząc mi w oczy.
- Ogromne nieszczęście. - zaśmiał się i złożył delikatny całus na moich ustach.
Zepchnęłam go, a on zaśmiał się. Usiadł obok mnie. Lekko pociągnął rękaw mojej koszulki i cmoknął moje odsłonięte ramię.
- Nie żartowałam gdy mówiłam, że musimy wstawać. - spojrzałam mu w oczy.
Był taki radosny. Jego nastrój mi się chyba udzielił.
- Tym razem nie ucieknę. - mruknął ponownie mnie całując.
Rozpraszał mnie. Nie mogłam się niczym skupić.
- Malik! - mruknęłam zniecierpliwiona i popchnęłam go na poduszki.
Opadł na nie z uśmiechem. Wstałam i zabrałam jakieś ciuchy. Przeszłam do łazienki. Wciągnęłam na siebie czarną bokserkę i obcisłe siwe rurki. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Ktoś mnie przytulił od tyłu i pocałował w szyję. Oczywiście, że wiedziałam kto był ktosiem. I tylko dlatego, nie sprawdziłam.
- Jesteś dzisiaj zajęta? - spytał, lecz nim zdążyłam mu odpowiedzieć, odezwał się mój telefon.
Odblokowałam go i włączyłam wiadomość. Wiedziałam, że Zayn śledzi tekst wzrokiem, opierając głowę na moim ramieniu. Dostałam sms od Jamesa. Pytał czy chciałabym się z nim umówić po południu. Nie miałam nic przeciwko. Kiedy zaczęłam wystukiwać odpowiedź: ok, o której?, Malik zabrał mi telefon.
- Ej, - wyciągnęłam do niego dłoń - oddaj.
- Em... nie. - odparł stukając coś.
Podeszłam do niego i wyrwałam mu urządzenie z ręki. Niestety za późno. Zdążył wysłać wiadomość, którą sam stworzył. Jej treść byłą następująca: "Odwal się ode mnie w końcu!" Nie byłam z tego zadowolona - to trochę mało powiedziane. Byłam wściekła! Jakim prawem Zayn to zrobił?! Pozwoliłam mu?! Nie przypominam sobie!
- Może ten sms powinien być wysłany do ciebie. - warknęłam.
- Gniewasz się o byle co... - stwierdził, drapiąc się po karku.
- O byle co?! Zayn, jeśli za każdym razem tak będzie... - pokręciłam zrezygnowana głową.
- No dokończ. - sprowokował mnie tym.
- Nie chcę faceta, który mi nie ufa i jest ciągle zazdrosny.
- Może nie umiem inaczej. - również był zły.
Ręce zacisnął w pięści, a mięśnie jego twarzy były napięte. Nie miałam zamiaru ustąpić. Miarka się przebrała. Nie chciałam tak żyć.
- Jeśli się nie nauczysz to odejdę. - głos zadrżał mi pod koniec zdania.
Nie chciałam. Kochałam go, ale co to za życie? Będzie mi kontrolował każdą konwersację? Nie będę mogła napisać do Harrego "kocham cię", bo on będzie zazdrosny? Nie. Tego nie zniosę. Wolę już teraz to wyjaśnić, niż czekać aż będzie gorzej. Chciałam go minąć. Objął mnie w talii przyciągając mocno do siebie i złożył namiętny pocałunek na moich ustach. To był mój słaby punkt.
- Jesteś seksowna gdy jesteś zła. - mruknął pomiędzy pocałunkami.
Odepchnęłam go. Zrobiłam to dość brutalnie. To już nie było zabawne. Musiał sobie zdać z tego sprawę.
- Do cholery, to nie jest zabawne! - uniosłam się - Przemyśl to.
- Co? Przecież wiesz, że cię kocham.
- To dlaczego mi nie ufasz?
Nie odpowiedział.
- No właśnie. - mruknęłam i poszłam do siebie.
Wybrałam numer Jamesa i zadzwoniłam do niego. Nie odebrał. Cholera! Wiedziałam, że muszę to odkręcić. Zbiegłam na dół i bez śniadania ubrałam się i wyszłam.
 Myśląc o tym wszystkim, zrobiło mi się po prostu smutno. Doszłam do sklepu Jamesa i jego siostry. Weszłam do środka. Brunet widząc mnie od razu, ruszył do wyjścia wołając swoją siostrę.
- James, poczekaj! - stanął i niechętnie odwrócił się w moją stronę - Przepraszam cię za to. Naprawdę. Mój telefon trafił w niewłaściwe ręce.
- Jasne... - prychnął.
- Jak by mi nie zależało, nie przyszłabym.
- To możesz już iść.
Zabolało. Odwrócił się ode mnie. Domyślałam się jak bardzo musiało go to zranić. Szkoda, że nie chciał mnie słuchać. Odwróciłam się i wyszłam. Nie miałam zamiaru wracać do domu. Tam czekał Zayn, z którym wcale nie miałam ochoty rozmawiać. Ruszyłam w drugą stronę. Szłam tam gdzie poniosły mnie nogi i nim się zorientowałam wylądowałam na plaży. Ciekawe jak długo tu szłam. Rozmyślałam o tym wszystkim i nawet nie zauważyłam. Usiadłam na pisaku. Wiatr rozwiał moje włosy. Zayn, którego kochałam, ranił mnie, a James, na którym mi zależało, odwrócił się ode mnie. Nie chciałam takiego obrotu sprawy. Zaburczało mi w brzuchu. Zignorowałam to. Miałam ważniejsze rzeczy na głowie. Poczułam delikatny całus na policzku.
- Przepraszam... - to był Zayn.
Usiadł obok i przyglądał mi się. Nie patrzyłam na niego. W końcu po mojej twarzy spłynęła łza. Nie chciałam mu pokazywać, że cierpię, ale tym razem nie umiałam tego powstrzymać. Wytarł mój policzek, po czym posadził mnie na swoich kolanach.
- Wiem, jak zawsze przegiąłem. Nie płacz. Obiecuję, że się poprawię. Przynajmniej się postaram.
Chciał spojrzeć mi w oczy, ale unikałam jego wzroku. Wiedziałam, że go to bolało. Nie chciałam go ranić. Oparłam głowę na jego torsie i wsłuchałam się w bicie jego serca.
- James mi nie uwierzył. - mruknęłam - Jest na mnie zły.
- Ja z nim pogadam... - zaproponował, na co od razu odpowiedziałam:
- Lepiej nie... - przerwał mi.
- Nie bój się. Po prostu mu to wytłumaczę. Powiem, że jestem zazdrosny, cholernie zazdrosny, o kobietę, która mnie kocha. Że nie myślę trzeźwo i robię idiotyczne rzeczy. Że boję się, że ją stracę... - spojrzałam mu w oczy. Założył mi kosmyk włosów za ucho - Boję się, że za każdym razem gdy zrobię coś źle... Po prostu mnie zostawisz, bo będziesz miała dość. Wiem, że zawiodłaś się na swoim ostatnim facecie. Nie chcę popełniać jego błędów. I chyba przez to, robię się co raz gorszy.
Mocno się do niego przytuliłam. Zdobył się na szczerą rozmowę. Doceniałam to. Nie każdy to potrafi. Delikatnie go pocałowałam. Tym razem mnie nie przyciągnął, nie próbował nic zrobić. Chciał bym to ja zdecydowała. Oparłam się o niego i wpatrywałam w morze przed nami.

*Zayn*
Jestem cholernym kretynem! Cieszyłem się, że ona jeszcze mnie nie skreśliła, że nadal ma dla mnie szanse. Mocno ją objąłem. Było zimno. Kiedy zawiał wiatr robiło się jeszcze gorzej. Chciałem ochronić ją przed całym złem, które już musiała przeżyć i to którego nie chcę do niej dopuścić. Musiałem zacząć starać się bardziej. Ciągłe ranienie jej nie chroni. Doskonale o tym wiedziałem. Pocałowałem ją w czoło. Z delikatnym uśmiechem wtuliła się we mnie.
- Liczyłem na jakiś prawy sierpowy. Czy coś... - mimo że ją przeprosiłem, nie zrobiło mi się lepiej.
Czułem się paskudnie. Muszę to naprawić. Plan jest taki, żebyśmy nawzajem sobie zaufali. I przy okazji, żebym zaczął się hamować.
- Dobrze wiesz, że nie umiałabym cię uderzyć. - usiadła przodem do mnie, opierając swoje drobne dłonie na mojej klatce.
- Przecież wiesz, że nie o to mi chodzi. - mruknąłem spuszczając wzrok.
Było mi głupio. Strasznie... Pocałowała mnie. Jej słodkie usta, chciały dać mi do zrozumienia: to się już stało, możesz zmienić tylko przyszłość. Chciałem ją zmienić. Dziewczyna nie poprzestała na jednym, skromnym całusie. Mocniej ją przyciągnąłem. Byle to nie był kolejny sen. Często o niej śniłem... O nas. Tylko, że w żadnym z moich snów, nie mogłem być z nią blisko. Zawsze coś było nie tak. Nie pozwolę, żeby w prawdziwym życiu tak się stało. Gładziłem jej plecy. W końcu jednak opanowałem się. Nie chciałem na nią naciskać. Zacisnąłem usta w wąską kreskę. Amelia zmarszczyła brwi.
- Zayn... - nie spojrzałem na nią. Położyła dłoń na moim policzku i nasze spojrzenia spotkały się - Co jest?
- Nie wiem. Boję się, że cię stracę. Nie wiem co robię dobrze... - co miałem jej powiedzieć?
Ten facet, którego poznała gdzieś zniknął. Kiedy byliśmy na na balu i miałem maskę, mogłem zrobić wszystko, bo ona nie wiedziała kim jestem. Lecz teraz, kiedy widzi moją twarz, boję się wykonać zły ruch.
- Może nie powinieneś o tym myśleć. Wszystko rozwinie się w swoim czasie. - uśmiechnęła się lekko, po czym nachyliła się do mojego ucha - Chcę, żeby mój Zayn wrócił.
Przeszedł mnie dreszcz. Uśmiech wpełzł na moje usta. Objąłem ją i odwróciłem tak, że leżała na pisaku pode mną. Zaśmiała się. Pocałowałem jej słodkie usta. Chciała tego. Czułem, że cieszy ją po prostu moja obecność. Dziwiło mnie to, chodź z drugiej strony. cieszyło.
- Wyjedźmy gdzieś. Tylko we dwoje. - zaproponowałem.
Spojrzałam mi w oczy, nadal obejmując moją szyję.
- Gdzie? Teraz? Niedługo będzie zimno. Musimy jeszcze zabrać Blacka. Nie zostawię go samego.
- Gdziekolwiek. Mogę z tobą jechać nawet zaraz. Jeśli klimat ci nie odpowiada, to może Chorwacja? A Blacka miałem w planach. - zaśmiała się.
- Dobrze. - musnęła moje usta - Możemy jechać.











































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka!
Dziękuje wam za komentarze. Bardzo motywują,
a jeśli chodzi o spam proszę, wszelkiego typu takie rzeczy piszcie w zakładce.
Widzę wszystkie te komentarze i staram się być na bieżąco ;)
Mam nadzieje, że wam się podoba. Trochę się teraz pozmienia, ale nie zdradzę wam za dużo ;)
Czekam na wasze opinie ;)
PS: jakie znacie lekarstwo na doła?

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Rozdział 26

*PORANEK*
Poczułam delikatne muśnięcie na czole. Mruknęłam niezadowolona. Wcale nie chciałam jeszcze wstawać. Było mi wyjątkowo dobrze. Coś ciepłego sprawiało, że nie miałam najmniejszego zamiaru, wystawić chodź palca spod kołdry.
- Mela, wstawaj. - poczułam muśnięcie za uchem.
Przez głowę przepłynęło mi milion myśli. Kim jest mężczyzna, który to powiedział? Czy nie popełniłam największego błędu w życiu? Otworzyłam oczy. Ujrzałam uśmiechniętą twarz Zayna. W moich oczach odbiło się zdezorientowanie. Nic nie pamiętałam. A chciałam wiedzieć, co zrobiłam. To było okropne uczucie. Malik zauważył moje zaniepokojenie. Było dość spore, bo byłam w samej bieliźnie i jego koszuli.
- Spokojnie. - mruknął - Do niczego między nami nie doszło. - miałam wrażenie, że z tego powodu jest nieco zawiedziony - Jak ściągnęłaś mi maskę, zaczęłaś płakać. Nie wiedziałem co się dzieje. Nie chciałaś powiedzieć, więc po prostu cię przytulałem. Jak zasnęłaś to cię przebrałem. Ale spokojnie. Ręce trzymałem przy sobie. - uśmiechnął się szeroko, na co tylko uderzyłam go w ramie.
Usiadłam na łóżku. Od pasa w dół nadal byłam przykryta. Podparłam głowę na dłoniach. To nie powinno się wydarzyć. Chodź może lepiej, żebym z nim porozmawiała? Sama nie wiem... Czemu to wszystko jest takie ciężkie?
- Mela...? - chłopak chciał mnie objąć.
Cofnęłam się, dając mu do zrozumienia, że potrzebuję chwili. Uważnie mi się przyglądał - dostrzegłam to kątem oka. Co powinnam zrobić? Źle czułam się z tym, że tu zostałam. Powinnam wyjść wczoraj. Jak zawsze muszę coś spieprzyć. Przypomniałam sobie wszystko. Wczoraj... wręcz pragnęłam, żeby mężczyzna z balu był Zaynem, żeby to on mnie całował. Kiedy okazało się, że to on... Po prostu się przestraszyłam. Przestałam myśleć. Emocje mnie poniosły. Za bardzo go kochałam, a on za bardzo mnie ranił. Czy to w ogóle miało sens?
- Amelia. - mruknął. Spojrzałam na niego - Wiem, że zachowałem się jak szczeniak. Nie powinienem tego wszystkiego zrobić i powiedzieć. Wiem, że cię zraniłem. Nie chciałem. To z Rebecą... Powiedziałem ci prawdę. Chcę tylko wiedzieć, czy jesteś w stanie znów się do mnie zbliżyć?
Jego czekoladowe oczy patrzyły na mnie z nadzieją. Po moim ciele przeszedł dreszcz. Ja... nie wiedziałam, czy chciałam, czy dam radę, czy jestem gotowa. Cokolwiek miało się zdarzyć, potrzebowałam czasu.
- Ja, nie wiem. Zayn, po prostu nie wiem. Daj mi trochę czasu. - zwiesiłam głowę.
Poczułam jego ciepłą dłoń na moim podbródku. Po chwili znów patrzyłam w jego oczy. Tym razem był bliżej. Czułam bijące od niego ciepło i zapach tytoniu.
- Przecież wiesz, że nie będę naciskał. - powiedział miękkim głosem z lekkim uśmiechem.
Pokręciłam tylko głową i objęłam się ramionami. Momentalnie zrobiło mi się zimno. Ciepłe ramie chłopaka, posadziło mnie na jego kolanach, a następnie, przytuliło do ciepłego torsu. Nie miałam zamiaru uciekać. Dawno nie czułam się tak bezpiecznie.
- Jestem cholernie zazdrosny, kiedy inny facet cię dotyka. - wyznał mi na ucho.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Czy to oznacza, że częściej mam spotykać się z Jamesem? - spojrzałam na jego twarz.
Spochmurniał.
- Kim on jest? - zaśmiałam się na jego słowa.
Spojrzał na mnie z niezrozumieniem. Za pewne nie wiedział o co mi chodzi.
- Kupiłam u niego Blacka i psiaka Rose. Jest kolegą.
- Lepiej dla niego... - mruknął z uśmiechem.
- Sugerujesz coś?
- Oczywiście. - uniosłam brew, a jego uśmiech powiększył się - Jeśli tylko zrobiłby coś co nie spodobałoby mi się, dostał by.
Odetchnęłam głęboko. No tak. Tej opcji nie przewidziałam. Spojrzałam na zegarek. Było po 8. Powinnam wracać. Reszta na pewno się martwi. Chciałam się podnieść, ale Mulat mnie zatrzymał.
- Dokąd to? - spytał rozbawiony.
- Do domu. Już późno. Harry i Rose na pewno się martwią. - że o Louisie i reszcie nie wspomnę.
- Nic im nie będzie, jak jeszcze przez chwilę zostaniesz ze mną. - przyciągnął mnie mocniej.
Uśmiechnęłam się. Nie chciałam jeszcze niczego znów zaczynać. Powinnam chwilę poczekać, ale jakoś nie potrafiłam mu odmówić.
- Pogodzisz się z Louisem?
Westchnął i pozwolił mi usiąść obok siebie. Spojrzał mi w oczy. Zaczął bawić się moimi włosami.
- To nie takie proste. Nadal mam do niego żal.
Zmarszczyłam brwi.
- Przestań. To byłą głupia gra. Zresztą, jak zawsze zostałam w nią wciągnięta.
Przyjrzał mi się.
- Ale jak was zobaczyłem, to nie wyglądało jak być chciała go odepchnąć.
Tu mnie miał.
- Bo nie chciałam. - mruknęłam cicho, wpatrując się w podłogę - Być może myślałam, że to mi pomoże zapomnieć o tobie. Nie wiem.
Opadłam na poduszki. Na wysokości mojej głowy, pojawiła się twarz Malika. Założył mi kosmyk włosów za ucho. Pogłaskał mnie po policzku, a w miejscach gdzie nasza skóra zetknęła się, poczułam przyjemne mrowienie.
- Obiecaj, że więcej nie spróbujesz o mnie zapomnieć. - mruknął.
Uśmiechnęłam się.
- Nie lubię nie dotrzymywać obietnic, więc na razie się wstrzymam. - wyglądał na niepocieszonego moją odpowiedzią.
Cmoknęłam go w policzek, po czym podniosłam się. Jedyny strój jaki tu miałam to była moja wczorajsza suknia. No i koszula, którą na sobie miałam. Odwróciłam się w stronę chłopaka.
Przyglądał mi się. Przegryzł wargę lustrując mnie wzrokiem. Poczułam się nieco niezręcznie, biorąc pod uwagę to, że mój "strój" sięgał mi do połowy uda, a zapięty był może na trzy guziki i miał spory dekolt. Zayn podniósł się i stanął na przeciwko mnie. W sumie ja też mogłabym mu się tak przyglądać. Biorąc pod uwagę to, że miał krótkie szorty. Poczułam jego ręce na mojej talii. Przyciągnął mnie do siebie. Moje ręce spoczęły na jego gorącym torsie.
- Co się stanie jak cię pocałuję? - spytał, opierając czoło na moim.
- Nie wiem. Chcesz sprawdzić? - odparłam, nie mogąc się skupić na niczym innym prócz niego.
- Może.
Objęłam jego szyję. Chwilę później, moje ciało przywierało do jego, a nasze usta były złączone. Nie powinnam na to pozwolić, ale wtedy nie myślałam trzeźwo. Chyba przy nim tego nie potrafiłam. Próbowałam się opanować, ale jego słodkie usta były zbyt kuszące. To on musiał przerwać, gdy nam obojgu zabrakło tlenu.Odsunęłam się od niego i oparłam o komodę. Przegryzłam wargę próbując ochłonąć. To wszystko dzaiło się byt szybko. Miałam wrażenie, że serce wyleci mi z piersi.
- Przyniosę ci jakieś ciuchu. Ostatnio nocowała u mnie siostra i zostawiła. Myślę, że nie miałaby nic przeciwko. - potarł dłonią kark.
Wyszedł zostawiając mnie samą. Przez chwilę mogłam odetchnąć. Nie powinnam się tak do niego zbliżyć, ale nie potrafiłam go odpychać. Co się ze mną dzieje? Dawno się tak nie czułam... Poczułam delikatne muśnięcie na ramieniu. Odwróciłam się. Zayn delikatnie głaskał moją rękę. Odwróciłam się do niego przodem. Spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się.
- Łazienka jest po lewej. - pocałował mnie w czoło i wręczył ciuchy.
Przeszłam tam szybko. Wzięłam prysznic i założyłam na siebie: czarną bokserkę i za długie czerwone jeansy. No cóż. Nie będę wybrzydzać. Lepsze to niż koszula Malika. Wróciłam do pokoju Mulata. Nikogo tam nie zastałam, ale doleciał do mnie smakowity zapach. Zbiegłam wręcz na dół. Zayna zastałam w kuchni. Był w samych spodniach - bo jakby inaczej. Robił nam śniadanie.
- W czym ci pomóc? - spytałam stając obok stołu.
Rzucił mi krótkie spojrzenie. Na jego ustach zatańczył uśmiech. Co on we mnie widział?
- W złapaniu oddechu. - posłałam mu groźne spojrzenie, na co cicho zaśmiał się - Usiądź. Za chwilę skończę. Albo mnie przytul. Co wolisz.
Uniosłam brew i usiadłam. Doskonale wiedział, że tak będzie. Westchnął. Po chwili postawił na stole, dosłownie stos kanapek z: sałatą, pomidorem, ogórkiem, wędliną i jajkiem. Chyba sam chciał to zjeść. Wzięłam jedną kanapkę. Nie mogłam jeść gdy czułam na sobie jego wzrok.
- Możesz przestać? - spytałam gdy po raz kolejny na moim talerzu wylądował ogórek.
- Nic nie robię. - mruknął z uśmiechem - A poza tym to nadal czekam, aż mnie przytulisz.
Spojrzałam w jego oczy, Jak tu nie przytulić takiego słodziaka? Przez chwilę siedziałam, ale nie wytrzymałam długo. Usiadłam mu na kolanach i objęłam jego szyję. Objął mnie w talii i mocno przytulił.
- Teraz możesz już spokojnie jeść? - spytał, spoglądając na mnie.
- Nie. - odparłam rozbawiona.
- To trudno.
- No jak to? - udawałam oburzoną - Będę chodzić głodna!
- Mam cię nakarmić? - oczy mu zabłyszczały.
- Poradzę sobie. - odparłam, chwytając kolejną kanapkę.
Skończyliśmy posiłek koło 9. Pomogłam mu posprzątać. O dziwo, talerz był pusty. Jak my to zrobiliśmy - nie mam pojęcia. Poszłam do góry, po moje rzeczy. Sukienkę spakowałam do torby, a telefon wzięłam do kieszeni. Założyłam włosy za ucho, rozglądając się. Sprawdzałam czy czegoś nie zapomniałam. Zabrałam chyba wszystko. Poczułam dłonie chłopaka na mojej talii. Obróciłam się do niego przodem.
- Więc co z nami? - spytał.
Westchnęłam.
- To nie jest takie proste. - mruknęłam - Najpierw pogódź się z Louisem, potem będziemy mogli myśleć o nas.
Wywrócił oczami.
- Dlaczego on jest na pierwszym miejscu? Tak ci na nim zależy? - wkurzył się.
Zostawił mnie i podszedł do okna, odwracając się do mnie tyłem. Być może gdybym była na jego miejscu zareagowałabym podobnie. Nie chciałam się jednak o tym przekonać. Podeszłam do niego i złapałam jego dłoń. Spojrzał na mnie.
- On  nie jest na pierwszym miejscu. - szepnęłam - Po prostu ja potrzebuję czasu.
- Ale nie obejdzie się bez naszej zgody tak? - pokiwałam twierdząco głową.
- On jest dla mnie jak brat. Nie chcę żebyście siedzieli w jednym pokoju ze mną i próbowali się pozabijać.
Nastała cisza. Żadne z nas się nie odezwało. Ja powiedziałam mu wszystko co chciałam. Teraz jego kolej. Musi podjąć decyzję. Nie chcę wybierać między nimi. Być może, nie potrafiłabym. Co ja mam z tym "być może"? Zdecydowanie bym nie potrafiła wybrać. Obu ich kocham. Tylko Lou jak rodzinę, jak brata.
- A co Harry na to wszystko? - odezwał się w końcu.
Musiał o to zapytać? Uważnie mi się przyjrzał, a ja nie wiedziałam co powiedzieć. Może po prostu prawdę.
- Sieje zamęt w waszym życiu. Może powinnam zniknąć. - mruknęłam cofając się kilka kroków.
- Przestań. Moje życie nie istnieje bez ciebie.
- Prawda jest taka, że gdybyście mnie nie poznali, Louis i ty nadal bylibyście najlepszymi przyjaciółmi, a Harry w końcu by o mnie zapomniał. Nic by się nie zmieniło.
- Czasami zmiany są dobre.
- Ale nie na gorsze.
- Mam cię uciszyć?
- Teraz to ty przestań. To nie jest zabawne.
- Nie jest, do póki chcesz wyjechać.
- Kto powiedział, że chcę?
- Wpadłem na to.
- Daj spokój... Na razie się chyba nie zanosi.
- To przestań gadać głupoty. Jesteś potrzebna nam wszystkim.
- Mhm... Najbardziej wam wszystkim. - zdobyłam się z sarkazm.
To była najszybsza wymiana zdań w jakiej kiedykolwiek uczestniczyłam.
- Amelia... - przerwałam mu.
- Po prostu pogódźcie się. Muszę już iść. Na razie. - minęłam go i jak najszybciej wyszłam z domu.
Skierowałam się do mojego domu. Szłam szybkim krokiem. Dzień zaczął się tak cudownie. Szkoda, że jak zawsze nie udało mi się utrzymać nastroju. Po prostu musiałam mu o tym wszystkim powiedzieć. Prawda jest taka, że może powinnam wyjechać i zgodzić się na ślub z Danielem. Wiem, że on mnie uderzył, ale nie celowo. Wpadłam pomiędzy nich. To dlatego. Wcale go nie bronię, bo go nie lubię, ale jeśli moi przyjaciele, będą beze mnie szczęśliwsi, zrobię to. Wyjadę do Polski lub gdzieś indziej. A kiedy wszystko się poukłada, być może, będę spotykać się z Harrym i Rose. Tylko z nimi. Im nie rozwalę życia. Najciężej będzie mi zostawić Zayna, Pokochałam go jak nikogo innego. Zapomnieć o nim? To niemożliwe. Nawet gdybym go nie widywała, zawsze kiedy zamknęłabym oczy widziałabym go. Jego śliczne, smutne oczy, ciemne włosy... Jego całego, który znów się na mnie zawiódł. Raz tak było. Teraz raczej bym tego nie wytrzymała. Co zrobić? Weszłam do budynku. Kiedy ściągałam buty nie zauważyłam butelki i strąciłam ją ręką. Znieruchomiałam na chwilę. Chyba nikogo nie obudziłam. Wstałam, odstawiłam przedmiot na poprzednie miejsce i przeszłam. do kuchni.
- Kawa... - mruknęłam zadowolona widząc cały jej dzbanek na kredensie.
Wlałam jej sobie do kubka i upiłam łyk. Odwróciłam się przodem do okna i dostrzegłam Rose. Musiałam wstać zanim przyszłam. Do twarzy jej było w ciuchach Hazzy.
- Hej. - powiedziałam, siląc się na normalny ton głosu.
- Cześć. - odparła mi, marszcząc brwi - Uciekłaś wczoraj z księciem? - spytała niby od niechcenia.
- Ta... - spojrzałam na widok za oknem.
Mój książę nie jest ideałem, takim jakiego chciałam. Miał być IDEALNY i brakuje mu białego konia.
- Ej, co jest? - spytała lustrując mnie wzrokiem.
Chciała to odkryć, ale niestety jej się nie uda. Przykro mi, nie dziś Rose.
- Nic. - upiłam kolejny łyk kawy - Jestem trochę zmęczona. Pójdę się położyć.
Kiedy byłam w drzwiach podszedł do mnie Black. Z lekkim uśmiechem wzięłam go na ręce i poszłam do swojego pokoju. Posadziłam go na łóżku i przebrałam się w swój dres. Spojrzałam na owczarka. Piesek uważnie mi się przyglądał. Pewnie też nie wiedział dlaczego mnie nie było. Usiadłam obok niego. Wślizgnął się na moje kolana i skulił. Pogłaskałam go po miękkiej sierści.
- Świat jest dziwny mały. Czasem też chciałabym być psem. - mruknęłam do niego.
Ostrożnie przełożyłam go na poduszkę i położyłam się obok. Głaskałam go tak długo, póki nie zasnęłam.
Obudziłam się koło 4 po południu. Mały już nie spał, ale grzecznie czekał aż się obudzę. Kochane maleństwo. Polizał mnie po twarzy, a ja zaśmiałam się. Ta drzemka dobrze mi zrobiła. Czułam się dużo lepiej. Zeszłam z malcem na dół. Dałam mu jeść.
- Kotuś! - krzyknął Harry.
Zaśmiałam się cicho. Kogo on wołał? Chyba nie nazwał tak psa. Przeszłam do salonu. Stanęłam w drzwiach i oparłam się o framugę.
- Widzisz, po prostu mu się podoba to imię Kochanie. - powiedział do Rose głaszcząc psa, który siedział obok niego.
- Kotuś?! - krzyknęła, a chłopaki już nie mogli ze śmiechu i tarzali się gdzieś po kanapach - On ma na imię Tiger! I nie wołaj go Kotuś! - psina podbiegła do mojej przyjaciółki.
Rose z troską wzięła go na ręce i przytuliła. Harry zaśmiał się. Uśmiechnięta usiadłam obok niego.
- Hej. - mruknęłam.
- Cześć. - odparł z ogromnym uśmiechem - Przywitaj się z Kotusiem.
- Cześć Kotuś. - powiedziałam, a psiak energicznie zaczął wyrywać się z rąk Rose.
Postawiła go na ziemi, a malec podbiegł do mnie. Pogłaskałam go. Po chwili przybiegł Black i maluchy zaczęły się bawić. Usłyszeliśmy kroki. Po chwili w salonie stanął Zayn.
- Cześć. - powiedział nie pewnie - Louis możemy porozmawiać? Sami?
Przyjrzałam się Malikowi. Musiał dużo nad tym myśleć. Chyba co raz bardziej go kochałam. Jednak to zrobi. I wiedziałam, że gdyby nie ja nie zrobiłby tego tak szybko. Lou spojrzał na nas po czym podniósł się i wyszedł z Zaynem. Pewnie poszli na jakiś spacer. Oparłam się o kanapę.
- Oho. Będzie dym. - powiedział Harry.
- Nie będzie. - odparłam.
- Rozmawiałaś z nim? - przyjrzał mi się.
- Z Louisem dzisiaj nie miałam okazji. - mruknęłam z uśmiechem, upijając łyk herbaty.
- Dobrze wiesz, że nie chodzi mi o Tomlinsona. Rozmawiałaś z Zaynem?
- Tak jak mi kazałeś.
- Tak jak ci kazałem? - zmarszczył brwi - Od kiedy ty mnie słuchasz?
- Od niedawna. - odparłam.
- Kobiety... - mruknął na co zaśmiałam się.











































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie mogłam się powstrzymać ;)
Z okazji dnia dziecka!
Wszystkiego najlepszego!!!
Hej!
Jest kolejny. Ostatnio mam wenę i zajmuję się kilkoma rzeczami na raz...
Co powiecie na temat tego rozdziału?
Podoba się, czy nie?
Przykro mi z tego powodu, że jedna osoba, komentuje jeden rozdział
Zmotywujcie się i zostawcie mi chociaż dwa! ;)
Byłabym zaskoczona i mega szczęśliwa!
PS: Wiem, ten też wyszedł niezbyt długi ;)