poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział 31

Kolejny dzień minął mi tak jak bym była zombie. Nie miałam na nic siły, ochoty no i czasu. Cały poświęciłam leżeniu na kanapie. Zdarzyło mi się nawet sięgnąc po książkę, ale kiedy przeczytałam słowo "miłośc" natychmiast ją odrzuciłam w jakiś kąt. Black uważnie mi się przyglądał. Chyba widział, że nie jest ze mną najlepiej. Co jakiś czas przynosił mi piłeczkę, zapraszając do wspólnej zabawy, albo po prostu kładł się obok i odpoczywał ze mną. Był cudowny. Najlepszy przyjaciel jakiego teraz miałam. Dom zamknęłam na dwa zamki: centralny i zamykany tylko od środka. Byłam pewna, że nikt nie wejdzie. Wcale, że nie chodziło mi o NIEGO. Nie byłam gotowa na to spotkanie. Jakoś nie potrafiłam sobie tego poukładac. Nie docierało to do mnie, że na lotnisku pożegnałam nie tylko Zayna, ale i moją miłośc. Jedyną, która coś dla mnie znaczyła. Coś więcej niż podporządkowywanie się. Tak więc zdychałam na kanapie kolejną godzinę.
Nie wiedziałam, którą. Telefon miałam wyciszony. Nie chciałam z nikim rozmawiac. Wstałam do kuchni widząc, że Black kręci się po pokoju. Nałożyłam mu trochę jedzenia. Sama wypiłam tylko szklankę soku. Potem wypuściłam malca na powietrze. Sama też wyszłam zapalic. Kiedy Black nie chciał wrócic nie wiedziałam co się dzieje. Usłyszałam jego warczenie.
- Ej, maluchu... - JEGO głos nie brzmiał smutno.
Wydawało się, że nasze rozstanie nie zrobiło na nim większego wrażenia. Zawołałam Blacka. Piesek szybko wbiegł do domu, a ja zamknęłam drzwi. Chcąc uniknąc, niechcianego spotkania, udałam się do mojego pokoju. Tam zamknęłam się na cztery spusty z muzyką. Nastawienie Blacka do Zayna się zmieniło. Czyżby przeze mnie? Nie ważne. Cieszyłam się, że chodź jedna osoba będzie po mojej stronie. Osoba... No, psiak. To był drugi raz kiedy weszłam do mojego pokoju od przyjazdu. Na łóżku siedział biały miś, którego dostałam od NIEGO. Bez zastanowienia, rzuciłam się na łóżko i wtuliłam zapłakaną twarz w miękkie futerko pluszaka.

* * *

- Amelia, do cholery! Nie ręczę za siebie! - usłyszałam wściekły głos Rose.
Zaspana podniosłam głowę. W pokoju panował półmrok. Wstałam i niepewnym krokiem podążyłam do drzwi. Zapaliłam światło i otworzyłam drzwi, przez co Rose wbiegła do pokoju i upadła na łóżko.
- Wyważyła bym je. - zapewniła szybko podnosząc się.
- Co tu robisz? - spytałam.
- Co ja tu robię?! - uniosła się - Co ty tu robisz w takim stanie?!
Nie chciałam jej tego wszystkiego tłumaczyc. Spuściłam wzrok. Zbyt wiele musiałabym sobie przypomniec, opowiedziec... Nie potrafiłam. 
- Wiem co się stało, ale uszy do góry. Widocznie nie był ciebie wart.
- Tylko ja wiem, że to był...
Spojrzałam na nią. Jej oczy zrobiły się większe niż zwykle, a szczęka dyndała przy ziemi. Wyglądała trochę jak zombie, połączone z rozwścieczonym dzieckiem. Tak mniej więcej.
- Nie. Wcale mi nie powiesz, że to był ten jedyny. - powiedziała z uśmiechem przyglądając mi się. Zrobiłam przepraszającą minę - Powiesz... - mruknęła.
Opadła na łóżko, jak by nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Siedziała wpatrując się tępym wzrokiem w jakiś punkt na ścianie. Zastanawiałam się, kto wygląda teraz gorzej - ja czy ona? Po chwili w moim pokoju pojawił się również Kotuś. Psiaki radośnie zaczęły szczekac i zaczęły się bawic. Lubiłam na nie patrzec. Były takie radosne i beztroskie. Szczególnie kiedy były razem.
- Zabiję go. - mruknęła - Kretyn jakich mało! I jeszcze mi powiedział, że się martwi! - zamilkła jakby powiedziała za dużo.
- Rozmawiałaś z nim? - zmarszczyłam brwi.
- Tak wyszło... Powiedział mi, że wróciłaś i dziwnie się zachowujesz.
Ach tak. Pewnie jego lala mu powiedziała. On to mnie nie widział. Dzisiaj raczej też nie. Byłam zmęczona. Miałam ochotę się położyc i zasnąc. Albo popłkac i zasnąc.
- Zmykaj pod prysznic, a ja przygotuję ci coś do jedzenia. - mruknęła.
- Nie trzeba. Niedawno jadłam. - skłamałam.
- Mhm. A wróżka zębuszka istnieje. Już! - pogoniła mnie.
Wzięłam długą kąpiel. Chciałam się odprężyc, ale niewiele z tego wyszło. Całe moje myśli krążyły wokół NIEGO. Spojrzałam na mój tatuaż. Wiedziałam, że nigdy nie znajdę do niego pary. Pamiętam co ON mi powiedział: "Bez ciebie moje życie nie istnieje". Najwidocznie wszystko się zmieniło i sam sobie doskonale radzi. Beze mnie. Czyli, że może beze mnie życ. Ja - nie potrafiłam. Czułam się pusta... Jak by tylko moje ciało funkcjonowało, a cała reszta była niepotrzebna, zbędna. To uczucie co raz bardziej się we mnie zadomawiało. Co raz bardziej ciągnęło mnie w dół.

* * *

Rose oczywiście nie dała mi zdychac na kanapie. Następnego dnia, po śniadaniu zajęła się moim wyglądem bym nie straszyła ludzi i wyciągnęła mnie na zakupy. Nie chciałam, ale nie musiałam jej tego mówic. Doskonale o tym wiedziała. Tak więc łaziłyśmy od sklepu do sklepu w poszukiwaniu ciuchów. Ja byłam tylko jako modelka. Rose wybierała ciuchy i kazała mi je przymierzyc. Pokazywałam jej się i ona decydowała czy kupujemy czy nie. W końcu się zbuntowałam, a raczej poszłam na poszukiwanie wygodnych ubrań i kupiłam sobie dwie męskie koszulki. Przyjaciółce niezbyt się to podobało, ale nic nie powiedziała. Ston zarządziła przerwę. Poszłyśmy do jakiejś knajpki. Zdecydowałam się na hamburgera jak Rose. A raczej ona mi go wcisnęła. Lecz gdy tylko zjadłam kilka kęsów zrobiło mi się nie dobrze. Jadłam bardzo powoli mimo, że mój żołądek się buntował. Dałam radę zjeśc tylko połowę. Chodź Rose chciała jeszcze trochę we mnie wcisnąc nie udało jej się. Widziała w jakim jestem stanie. Przeszłyśmy się na krótki spacer po świeżym powietrzu i powróciłyśmy do zakupów. Do wieczora byłyśmy poza domem. Kiedy już trafiłyśmy do mieszkania szczeniaki wesoło nas przywitały. Nakarmiłyśmy je i zajęłyśmy się sobą. Rozpakowałam rzeczy i poprosiłam Rose by zostawiła mnie samą. Wzięłam białą kartkę i długopis. Usiadłam przy biurku i próbowałam coś napisac - cokolwiek, lecz nic nie chciało wyjśc spod mojej ręki. Wszystkie słowa nagle uciekły mi z głowy. Nie wiedziałam o czym pisac. Po dłuższym czasie trwania w tej jednej pozycji zaczęłam kreślic litery. Nie zastanawiałam się nad ich znaczeniem - pisałam co czułam. Nawet nie zauważyłam kiedy skończyła mi się kartka. Wzięłam kolejną. Przerwałam dopiero gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko schowałam kartki pod poduszkę i wpuściłam Rose.
- Nie idziesz spac? - spytała, uważnie mi się przyglądając.
- Za chwilę pójdę. Właśnie miałam brac prysznic. - kolejny raz skłamałam.
Do tej pory, ani razu jej nie okłamałam. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Nie chciałam jej okłamywac, ani mówic prawdy. To było tak cholernie skomplikowane. Wzięłam piżamę składającą się z zakupionej koszulki i dresów. Zmyłam makijaż i wzięłam szybki prysznic. Rose poszła już spac. Ja nie mogłam zasnąc. Kręciłam się w łóżku, bez skutku. Postanowiłam więc wstac. Całą noc przesiedziałam przy biurku. Chciałam coś napisac, zrobic coś pożytecznego, skoro i tak nie mogę zasnąc. 
Rano zeszłam na dół wcześniej niż Rose. Zrobiłam coś do jedzenia, ale nie przełknęłam nawet kęsa. Kiedy przyjaciółka zeszła uważnie mi się przyjrzała. Wyglądałam źle, zdawałam sobie z tego sprawę.
- Zjesz ze mną? - spytała.
- Już jadłam. - kolejne kłamstwo.

* * *

Przez kolejne dni kłamałam. Nic nie jadłam, naprawdę mało piłam... Myślałam o samobójstwie. Wszystko przestało miec dla mnie sens. Nie widziałam mojego dalszego życia bez NIEGO. Dużo czasu spędzałam w swoim pokoju sama, prawie nie spałam. Rzadko mi się zdarzało. W sylwester, kiedy siedziała w kuchni i czekałam aż Black się naje, usłyszałam auto. Spojrzałam przez okno. Wysiadł z niego Harry, a oprócz niego też Zayn i jakaś blondynka. Zabolało mnie to gdy widziałam jak się obejmują, jak on się uśmiecha kiedy ona go całuje. Wbiegłam po schodach do góry i zamknęłam drzwi na klucz. Osunęłam się po niech na podłogę i płakałam. Nie byłam dla niego tą jedyną, mógł beze mnie życ. To ja nie mogłam bez niego. Jutro mam urodziny. Ciekawe czy Zayn o tym wie? Zrobił mi piękny prezent. Ktoś cicho zapukał.
- Amelia wiem, że tam jesteś. Otwórz. - to był Harry.
Nawet się nie poruszyłam. Nie miałam zamiaru nic zrobic. Może oprócz jednego. Wstałam i otworzyłam okno. Poczułam zimny wiatr. Podeszłam do łóżka. Przez chwilę zastanawiałam się czy nie skoczyc, jednak kolidowałoby to z moim zamierzeniem. Wyrzuciłam białego misia i zamknęłam okno. Nie chciałam go widziec. Ja i Zayn to koniec, muszę się z tym pogodzic. Usiadłam na łóżku, a z moich oczu wyleciało jeszcze więcej łez. 
- Mela otwórz. - tym razem spróbowała Rose.
- Zostawcie mnie. - szepnęłam, siląc się na normalny ton głosu.
Słyszałam, że odchodzi. Miałam już dośc wszystkiego. Zawsze muszę cierpiec. Zawsze wszystko spada na mnie. Zostawił mnie bez słowa wyjaśnienia. Miałam nadzieję, że chodziarz się wytłumaczy. Nic z tego. Jestem naiwna i głupia. Poszłam do łazienki. Wyjęłam z szafki maszynkę. Spojrzałam na nią i moje nadgarstki. Zrobiłam delikatne cięcie na tym, który nie był wytatuowany. Nie patrzyłam na moją rękę. Obiecałam sobie kiedyś, że nigdy tego nie zrobię. Uważałam to za głupie, nieodpowiedzialne, a kiedy przyszło co do czego sama to robię. Wiedziałam, że nie powinnam, że to jest złe. A mimo wszystko chciałam. To było popieprzone. Zakleiłam ranę i założyłam bluzę. Wytarłam polik i zeszłam na dół. W kuchni siedział Harry i Rose. Było bezpiecznie. Odetchnęłam, przypominając sobie jak bardzo zabolał mnie widok Zayna. Usłyszałam kawałek rozmowy przyjaciół:
- Martwię się o nią. - szepnęła Rose - Siedzi sama, nie śpi, nie je, nic nie pije. Tak jak by nie chciała już normalnie życ. - słyszałam, że jest zatroskana.
Niepotrzebnie. Przecież nic mi nie jest i nic mi nie będzie. Jak zawsze.
- Może nie chce. Jak wyjechałaś, ja też już nie chciałem. - szepnął Loczek i między nimi zapanowało milczenie.
Weszłam po cichu.

Styles od razy podniósł się i mocno mnie przytulił. Byłam mu wdzięcz za to, że nie pytał, że nic nie mówił. Jednak nadal wiedziałam, że beze mnie wszystko będzie wyglądało lepiej.
- To co dzisiaj imprezka? - spytał Harry z ogromnym uśmiechem.
Posłałam mu blady uśmiech. Objął mnie ramieniem i usiadł na narożniku. Spoczęłam obok niego. Przez chwilę, dośc długą, rozmawialiśmy. A raczej oni rozmawiali, a ja co jakiś czas wtrącałam ciche słowa. I tak odzywałam się częściej niż przez ostatnie dni.

* * *

W końcu nastał wieczór. Włączyliśmy telewizję. Mieliśmy trochę przekąsek i tego typu rzeczy. Siedzieliśmy w salonie. Nawet zaczęłam byc radosna, coś sprawiło, że zaczęłam się uśmiechac. Może to było wsparcie moich przyjaciół. Byc może to oni mi tak bardzo pomagali. Widziałam, że nadal mają do siebie dystans, ale oprócz rozmowy w kuchni żadnej innej nie skierowali na swój temat. W telewizji puścili plotki i ploteczki o gwiazdach. O tym jak oni obchodzą sylwester.
- Będę tam! - pochwali się Harry.
I faktycznie był. Mówił o tym, że spędzi go z dwiema najważniejszymi dla niego kobietami, prócz mamy i siostry. Potem jeszcze kilka gwiazd się wypowiedziała, aż doszli do Zayna... Był ze swoją nową dziewczyną, jak się dowiedziałam Perrie. Mówił z ogromnym uśmiechem, jaki to jest dzięki niej szczęśliwy, jak jest mu dobrze, i że spędza sylwestra z najlepszą osobą na świecie. Nie mogłam tego wytrzymac. Poszłam do góry, a raczej pobiegłam. Zabrałam z pokoju kartkę i długopis po czym zamknęłam się w łazience. Naskrobałam trzy słowa: "Przepraszam, kocham was".

*Narrator*
Harry i Rose po kilku minutach nieobecności Amelii poszli sprawdzic czy wszystko w porządku. Nie było jej w pokoju, a drzwi do łazienki były zamknięte. Rose co raz bardziej się denerwowała. Bała się najgorszego. Wiedziała jak bardzo Amelia wszystko przeżywa. Harry tłumił w sobie strach. Postanowił wyważyć drzwi kiedy Amelia nie odpowiedziała na ich wołanie. Weszli do środka. To co zobaczyli, zaszokowało ich. Dziewczyna chciała się zabic. Byli pewni, że straciła przytomnośc. Siedziała na podłodze oparta o wannę. Znaleźli obok niej kartkę. Nie mogli pozwolic na to by umarła. Raz musieli przez to przejśc. Nie chcieli kolejny. Harry wybrał numer pogotowia. Próbował się opanowac, ale i tak ze zdenerwowania i strachu drżały mu ręce.
- Harry, przestała oddychac! - krzyknęła Rose siedząc przy Ameli.
Karetka była w drodze. Zaczęli ją reanimowac. Próbowali, robili wszystko co mogli, do przyjazdu lekarzy. Kiedy przyjechali wybiła północ. Wszyscy zdali sobie sprawę, że jest za późno...

























~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej!
Wiem, że jest króciutki, ale tu postawiłam na opisy. Będę starała się to wszystko jakoś połączyc.
Jak nigdy chyba zacznę wam zadawac pytania. O ile będziecie chcieli na nie odpowiadac ;)
Co myślicie o zachowaniu głównej bohaterki - Amelii?
Ja uważam, że to nie poważne. Zabijac się przez faceta? Ale trzeba było wpleśc jakiś dramat ;) tak wiem jestem okropna.
Myślicie, że naprawdę jest dla niej za późno?
Ja uważam, że trochę chodź los lubi płatac figle...
Wiem, że akcja leci jak strzała do przodu, ale musiałam to wszystko zmieścic w jednym. Jakoś tak mi się zamarzyło. Więc mam nadzieję, że wam się podobało. 
I jeszcze jedno pytanie: Dlaczego na 7 obserwatorów bloga komentuje +- 4? (w tym momencie unoszę brew) ;)
Ok, już nie zanudzam. Do kolejnego! ;)
I czekam na wasze opinie! ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz