środa, 15 kwietnia 2015

Rozdział 15

Obudziłam się cała obolała. Powoli usiadłam na łóżku. Wszystko bardzo mnie bolało. Powoli przeszłam do łazienki i weszłam pod prysznic. Gorąca woda pozwoliła mi się odprężyć. Nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo jestem zmęczona. Spałam... może kilka godzin. Wyjechałam by zacząć nowe życie - tym czasem ono nadal się wali. Ubrałam się w dresy. Wróciłam do pokoju. Usiadłam zrezygnowana na łóżku. Widzę tylko jedno rozwiązanie tej sytuacji. Nie będę z Kamilem i przestanę przejmować się Zaynem. Ogólnie rzecz biorąc chcę mieć spokój. Całkowity od wszystkich i wszystkiego. Może powinnam wrócić do Polski? Jednak nie chcę znów widzieć się z rodzicami. Na to jeszcze za wcześnie. Nie jetem gotowa na to by spojrzeć im w oczy. Więc czas wykonać to niewykonalne zadanie. Sama nie wierzyłam w to, że dam radę trzymać się z dala od Malika. Coś mnie do niego ciągnęło. Sama nie wiem co. Przecież to idiota taki sam jak każdy inny. Też mnie nie zauważa. Tak, a teraz może coś o mojej samoocenie. Moja podświadomość jest bezlitosna. Otworzyłam drzwi i bosymi stopami dotknęłam paneli, którymi był wyłożony korytarz. Na palcach zeszłam na dół i gdy byłam pewna, że nikt mnie nie słyszy, spokojnie weszłam do kuchni. Niespodzianka. Siedziała tam Rose i Harry. No i oczywiście Zayn. Super. Loczek dokładnie zlustrował mnie wzrokiem. Przecież dobrze wiem jak wyglądam. Cała zapłakana, z ciemnymi worami pod oczami i sinymi ustami. Widziałam się dzisiaj w lustrze. Nikt nic nie mówił. Ja też nie zamierzałam się odezwać. Podeszłam do lodówki czując na plecach wzrok ich wszystkich. Miałam wrażenie jak by paliła mi się skóra. Wzdrygnęłam się. Otworzyłam urządzenie. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to ciasto. Rose musiała je wczoraj zrobić. Uśmiechnęłam się lekko, a następnie sięgnęłam po jogurt z owoców leśnych. Odwróciłam się. Tuż za mną stał Harry. Mimowolnie się cofnęłam. Widziałam smutek w jego oczach z tego powodu.Spojrzałam w ziemię, a potem ominęłam go szybko. Nim jednak zdążyłam postawić stopę na pierwszym stopniu Hazza trzymał mnie w ramionach przodem do siebie.
- Musimy pogadać. - mruknął.
Widząc, że czuję się nie komfortowo i nie odwzajemniam jego gestu puścił mnie. Kiwnęłam głową potwierdzając to co powiedział. Weszłam po schodach wiedząc, że szatyn idzie za mną. Czekałam w pokoju siedząc na łóżku. Harry usadowił się obok - mniej więcej na długość jego ramienia ode mnie.
- Co jest? - spytał spoglądając w moje oczy.
Co dokładnie mam mu odpowiedzieć?
- A o co chodzi? - spytałam.
Westchnął.
- Amelia odsuwasz się ode mnie. Myślisz, że nie widzę? I ta głupia sytuacja z Zaynem... Co to było?
Teraz ja westchnęłam. To, znaczy się, będzie ciężka  rozmowa. Przez chwilę nie odpowiadałam starając się ułożyć w głowie spójną wypowiedź. Jednak nic nie chciało do siebie pasować. Postanowiłam to po prostu z siebie wyrzucić. No, może nie wszystko.
- Ok. - odparłam - Prawda jest taka, że przez ostatni tydzień potrzebowałam kogoś z kim będę mogła pogadać. Liczyłam na ciebie, ale byłeś tak zajęty czymś innym, że tego nie zauważyłeś. Nie winię cię, przecież masz swoje życie. To z Zaynem... Pokłóciliśmy się i nie chciałam zostawać z nim w domu sama. To chyba tyle...
Nie mógł tego pojąć. Widziałam po nim, że nie do końca dotarł do niego sens moich słów. Idealne milczenie, które zapadło między nami przerwał odgłos naciskanej klamki. Mechanicznie odwróciłam się w stronę drzwi. Do pokoju wszedł Zayn. Super. Podsłuchiwał czy może tak przypadkiem? Nie chcę wiedzieć.
- Harry chyba ja powinienem z nią pogadać. - powiedział brunet.
Prychnęłam. A ja to nie mam nic do powiedzenia? Nie chcę z nim gadać. Mam dość wszystkiego. Nikt mnie nie rozumie. Czasem ciężko się żyje nie wiedząc na kim można polegać. Do mnie dopadło i chciało zgnieść. Nie dałam się. Wstałam i zbiegłam na dół. Wciągnęłam na bose stopy trampki i kurtkę na ramiona. Nie dbając o to jak wyglądam w dresach wyszłam, trzaskając za sobą drzwiami. Mogłam wziąć kluczyki. Pomyślałam o tym dopiero gdy ujrzałam naszego mercedesa. Szybkim truchtem udałam się do parku. To było chyba moje ulubione miejsce. Usiadłam na ławce. Może powinnam zmierzyć się z tym co mnie prześladuje? Może powinnam przestać udawać, że nic się nie dzieje i opieprzać wszystkich wprost? A może powinnam znów być szczęśliwa? To w sumie od czego mam zacząć, bo chyba się zgubiłam... Nie ważne. Poczułam dłonie na ramionach. Odwróciłam się szybko, wstając. To tylko Kamil.
- Hej. - powiedział z lekkim uśmiechem.
Bez zbędnych słów odparłam:
- Musimy pogadać.
Zdziwiłam go. Jednak nie protestował. Usiadł na ławeczce i zachęcił mnie ręką do tego samego. Nie zrobiłam tego. To pewnie będzie monolog.
- Wiem, czemu tu jesteś. - powiedziała - Nie powinno cię tu być. Nie potrafię ci zaufać. I może moje słowa cię ranią, ale nie potrafię tak już... Przepraszam. Jednak nie żałuję niczego co z tobą przeżyłam. - to ostatnie nie było do końca prawdą.
Wiedziałam, że on też o tym wiedział. Wstał i spojrzał na mnie smutnymi oczami.
- Więc chociaż pozwól mi się pożegnać jak trzeba. - poprosił.
Kiwnęłam głową zezwalając mu na to co chciał zrobić. Delikatnie dotknął mojego policzka swoją dłonią. Jego usta odnalazły moje. Pozwoliłam mu na ten pocałunek wiedzą, że jest naszym ostatnim. Będę za nim tęskniła, ale nigdy nie zacznę żyć będąc z nim. Przyciągnął mnie mocniej. Objęłam jego szyję. Czułam delikatne mrowienie w miejscach gdzie jego wargi dotykały moich. Ta chwila, którą uważałam za jedną z piękniejszych, trwała długo, lecz jak każda kiedyś musiała się skończyć. Brunet ponownie spojrzał w moje oczy.
- Wspominaj tylko te dobre rzeczy.
- Będę.
Musnął mój nos wargami, odwrócił się i odszedł. Ścisnęło mnie w żołądku. Poczułam narastającą gulę w gardle. Już tęskniłam. Mimo, że mogłam go zatrzymać. Bardzo chciałam. Teraz czułam, że mi na nim zależy. Ale czy mogę go zatrzymać. Zwiesiłam głowę, a po moich polikach zleciały łzy. Stałam na środku drogi w opustoszałym parku. Nie świeciło już słońce. Niebo zasnuły ciemne chmury. Ciepła dłoń uniosła moją twarz.
- Nie chcę żebyś płakała. - powiedział.
- Mimo tego co ci powiedziałam to nie jest proste. - odparłam cicho.
Uśmiechnął się pocieszająco.
- Wiem.
Przytulił mnie lekko. Pomimo, że nie powinnam tego odwzajemniać, nie potrafiłam go odepchnąć, bo nadal coś do niego czułam. Sama zastanawiałam się co to było. Przecież... Cholerne życie!
- Odprowadzę cię. - powiedział - Za chwilę się rozpada.
Powoli ruszyłam z nim w stronę domu. Szliśmy w ciszy, której żadne z nas nie chciało przerwać. Jakoś nie chciałam go od siebie odsunąć na tyle by pozbyć się go z mojego życia. Był dla mnie zbyt ważny, a ja nie umiałam tego przezwyciężyć w mojej głowie. Po chwili znaleźliśmy się pod odpowiednimi drzwiami. Odwróciłam się do niego przodem.
- Chciałam ci coś...
- Chciałem ci coś...
Oboje przerwaliśmy z lekkimi uśmiechami. Do tej pory nie zdarzyło nam się coś takiego. Wcześniej nie potrafiliśmy do końca się dogadać.
- Ty pierwsza. - mruknął.
- Chciałam ci tylko powiedzieć, że chyba jednak nie... nie potrafię trzymać się z dala od ciebie.
Zaśmiał się. Uniosłam brew. Złapał mnie za ręce i stanął na tym samym schodku co ja, zmniejszając dzielącą nas odległość.
- Chciałem powiedzieć to samo. - mruknął.
To jest jakieś nieporozumienie. Wiem, że nie mogę z nim być, a mimo to chcę, żeby był blisko. Dlaczego muszę dokonywać takich wyborów. Kamil mocno mnie przytulił.
- Zobaczymy się jeszcze? - spytał.
A może jednak jest rozwiązanie tej sytuacji.
- Kamil muszę ci zadać pytanie. - odparłam,a chłopak uważnie mi się przyjrzał.

*Zayn*
Martwiłem się o nią. Cholera! Wiem, że mogłem się nie zachowywać jak dzieciak, ale... No co idioto? Ugh... Nie mogę znieść tego, że jestem na drugim miejscu. To ja ciągle byłem przy niej w szpitalu. Ona ciągle chciała rozmawiać z Kamilem, tak jak bym się nie liczył. Wcale nie dramatyzuję. Po prostu... Sam nie wiem. Gdzie ona jest? Za chwilę miną dwie godziny odkąd wszyła. Harry próbował do niej zadzwonić, ale zostawiła telefon, a Rose ciągle powtarzała, że to przeze mnie i nie powinno mnie tu być. Jednak ja musiałem z nią pogadać. Chcę wyjaśnić. Ostatnio chciała mi coś powiedzieć, a ja nadal nie wiem co. I dziś rano gdy wstała... Całą noc musiała płakać. Może gdybym nie zachowywał się jak szczeniak nie doszłoby do tego. W ogóle to co ja do niej czuję? Przecież nawet jej nie znam! Jest przyjaciółką Rose, pochodzi z Polski... I to by było na tyle. Nic o niej nie wiem. Nic! Może w końcu powinienem wydorośleć, znaleźć kobietę i założyć rodzinę. Gdyby to było takie proste. Trzasnęły drzwi wejściowe, a ja poderwałem się na równe nogi. Gdy Amelia weszła po prostu promieniała. Nie widziałem jej tak szczęśliwej ani razu odkąd ją poznałem. Jednak powód jej szczęścia nie spodobał mi się. Obok niej pojawił się roześmiany Kamil. Nie wiem dlaczego to zrobiłem i co mną kierowała. Coś po prostu we mnie pękło. Podszedłem do bruneta i bez zbędnych ceregieli dałem mu w twarz. Amelia nieco się przestraszyła i odskoczyła od nas. Po chwili jednak Kamil nie pozostał mi dłużny. Poczułem coś ciepłego w prawym kąciku ust. Otarłem twarz patrząc na niego z pogardą. Wyszedłem przez drzwi. Byłem naprawdę wściekły. Co on sobie myślał? Że da mi przy niej w mordę i będzie spokój?! Otóż nie! I wcale nie jestem zazdrosny!
- Uciekaj! - warknął do mnie.
- Nie mam zamiaru. - odparłem takim samym tonem.
Brunet z cwaniackim uśmiechem poszedł do mnie. Na razie starałem się trzymać nerwy na wodzy, chodź zdawałem sobie sprawę z tego, że nie potrwa to długo. Pierwszy zaatakował, ale na szczęście uniknąłem tego ciosu. Złożyłem prawą dłoń w pięść i mocno uderzyłem go w twarz. Prawie się wywrócił, ale po chwili znów stał gotów na oddanie ciosu. Nie spodziewałem się jednak takiej zagrywki. Jego pięść przeleciała tuż przed moją twarzą dezorientując mnie. Poczułem ostry ból w klatce piersiowej. Kopnął mnie z ogromną mocą. Nie mogłem złapać powietrza. Po chwili coś ponownie we mnie uderzyło. Brunet siedział na mnie i próbował okładać mnie pięściami.
- Nie jesteś jej wart. - syknął.
Poczułem jakiś impuls, który pozwolił mi go z siebie zepchnąć. Teraz ja nad nim górowałem. Nie byłem mniej brutalny od niego. Jednak powstrzymałem się przed zbiciem go do utraty przytomności. Dopiero teraz gdy stanąłem kawałek od leżącego na mokrej trawie Kamila poczułem ogromny ból. Adrenalina zaczęła się ulatniać. Dotknąłem czoła. Syknąłem z bólu. Kretyn rozwalił mi lewą skroń! Miałem ochotę jeszcze raz mu przyłożyć.
- Nie dotykaj. - usłyszałem nieco spięty głos Amelii.
 Odwróciłem się w jej stronę. Zeszła ze schodków i podeszłą do mnie. Szykowałem się na jakiś cios od niej. W końcu zbiłem jej ukochanego Kamila. Przyjrzała mi się uważnie.
- Idź się przebrać jesteś cały mokry. - nawet nie zauważyłem kiedy zaczęło padać - A potem przyjdź do salonu.
Odeszła sprawdzić stan Kamila, którym zajęła się Rose i Harry. Szybko wziąłem prysznic, który pozwolił mi nieco rozluźnić spięte mięśnie. Nie miałem co ubrać. Owinąłem się szczelnie ręcznikiem. Zwisał luźno wokół bioder. Drugim wysuszyłem włosy. Powoli zszedłem na dół. Usiadłem na kanapie. Ręką zagarnąłem włosy lecące mi na czoło do tyłu. Po chwili w progu pojawiła się szatynka. Przez jej twarz przemknął podziw, lecz po chwili spuściła głowę i podeszłą do stolika, na którym miała już przyszykowane kilka rzeczy. Z trudem powstrzymałem uśmiech. Więc tak ona na mnie reaguje? Dobrze wiedzieć. Westchnęła po czym usiadła obok mnie. Wzięła do ręki wacik i namoczyła go czymś.
- To co zrobiłeś było głupie. - powiedział przykładając mi śmierdzące coś do czoła.
Zapiekło. Syknąłem.
- Przepraszam. - mruknęła cicho.
- Wiem, że to nie było zbyt mądre. - odparłem.
Nie patrzyła mi w oczy. Za to ja bardzo dokładnie mogłem się jej przyjrzeć. Nie było już tej smutnej, wiecznie zasępionej dziewczyny. Teraz była prawdziwa ona. Taka jaką jest zawsze. A może zbyt przyzwyczaiła się do swojej maski? Lub po prostu zbyt często ktoś ją ranił. W końcu spojrzała w moje oczy, ale gdy napotkała mój wzrok szybko odwróciła się do stolika. Zagarnęła kosmyk ciemnych włosów za ucho biorąc kolejny wacik. Tym razem delikatnie dotknęła moich ust. Śmierdziało, ale nie zapiekło.
- Jesteś zła? - spytałem chodź znałem odpowiedź.
Była. Na pewno była.
- Nie. - odparła czym na prawdę mnie zaskoczyła - Uważam tylko, że... W ogóle po co to zrobiłeś?
Przez chwilę patrzała mi w oczy. Jednak szybko odwróciła wzrok i ponownie wróciła do przygotowywania czegoś.
- Jeśli mam być szczery to... Naprawdę nie wiem. - odparłem.
Rzuciła mi szybkie spojrzenie po czym podała mi lód owinięty w ścierkę.
- Przyłóż do policzka. Pomoże ci. - mruknęła i zaczęła sprzątać.
- Wolałbym, żebyś ty to zrobiła. - wypaliłem.
Spojrzała na mnie. Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. Na jej ustach też pojawił się banan. Pokręciła z niedowierzaniem głową po czym odparła:
- Nie jestem ci potrzebna. Rękę masz zdrową. I ubierz coś.
Była już przy drzwiach.
- A co przeszkadzam ci nagi do połowy? - mruknąłem zaczepnie.
- Jedyne z czego się cieszę to to, że jesteś do połowy nagi od pasa w górę.
- Mogę być cały nagi.
- Lepiej nie. - odparła po czym zniknęła za drzwiami.
Oparłem się wygodnie o kanapę i przyłożyłem lód do policzka. Po chwili zrobiło mi się zimno. Na dworze było szaro i padało, a ja siedziałem sam, ubrany w ręcznik. Jak to żałośnie brzmi.
- Ubierz się golasie. - zaśmiał się Harry rzucając mi jakiś suchy dres.
Szybko wciągnąłem na siebie spodnie. Gdy ubierałem koszulkę do pomieszczenia weszła Mela. Ponownie na chwilę przystanęła, lecz szybko podeszła i postawiła przede mną parujący kubek.
- Pomoże ci się rozgrzać. - powiedziała i zawróciła w stronę drzwi.
- Zostaniesz ze mną? - na moje słowa przystanęła.
Odwróciła się do mnie i posłała ciepły uśmiech.
- Nie mogę. Muszę pomóc komuś jeszcze.
- A jak ładnie poproszę?
- Nie rusza mnie to. - odparła.
Już miała wyjść, ale w ostatniej chwili złapałem ją w talii, lekko przyciągając do siebie.
- W takim razie nie pozwolę ci iść. - mruknąłem jej wprost do ucha.
Chwilę się ze mną szarpała, ale nic jej to nie dało i w końcu dała za wygraną. Pociągnąłem ją lekko w kierunku kanapy. Na ustach miałem ogromny uśmiech.
- Nie szczerz się tak. - skarciła mnie wzrokiem, a ja cicho się zaśmiałem.
Usiadłem i zachęciłem ją do tego samego, klepiąc miejsce obok mnie. Przystała na tą propozycję. Usiadła i owinęła się kocem. Trzęsła się z zimna. Mi też nie było za ciepło. Zabrałem jej jeden z końców i również okryłem się materiałem.
- Ej... - mruknęła niezadowolona.
- Nie marudź. - odparłem obejmując ją ramieniem i przytulając do siebie.
Nie protestowała. Ułożyła się obok mnie i zamknęło oczy. Zajęło jej to dosłownie chwilę by zasnąć. Odwróciła się przodem do mnie, mocniej się we mnie wtulając. Była naprawdę urocza. Uśmiech sam wpełzł na moje usta. Położyłem głowę tuż nad jej i zasnąłem wdychając piękny zapach jej włosów.











































~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak wam się podoba? 
Czemu nikt nie komentuje?
Ciekawe czy jak napiszę, że zawieszam to ktoś skomentuje?
A tak na serio to przykro mi, że nikt nie pozostawił po sobie nawet jednego komentarza ;(
Mam nadzieje, że pod tym postem będą dwa ;)
Co myślicie o takim obrocie spraw?
Czekam na opinię ;)
{PS: a jeśli nikt nie napisze to rozdział dopiero w przyszłym miesiącu (to nie groźba)}

3 komentarze:

  1. Ostrzegam... ten komentarz nie będzie tak pozytywny jak zawsze...
    Jak dla mnie po prostu, hmm jakby to ując, za dużo miłości. Ja rozumiem, że to główny wątek,ale przecież są jeszcze inne rzeczy. Gdzieś W tej całej miłości zgubiła Ci się na przykład przyjaźń dziewczyn, ale też chłopaków np. Zayn-Harry. Coś dawno nie było mowy o Niallu, czy Louisie. Gdy rozbudujesz opowiadanie o takie rzeczy, fabuła będzie ciekawsza ;)
    Przypominam, że to jednorazowy, krytykujący komentarz. Następny będzie już pozytywny.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obraziła bym cię za ten komentarz, ale mi nie wypada;
      Otóż krytykujesz mnie tak?
      A skomentować poprzednich nie łaska?!
      Pozdrawiam ;*

      Usuń
  2. Ech ale ta Mela ma zagmatwane życie.... Zastanawiam się czemu tak bardzo nie chce rozmawiać ze swoimi rodzicami?

    OdpowiedzUsuń