czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 13

Nie wierzyłem w to co się działo! Jakim cudem to się stało? Biegliśmy dowiedzieć się czegokolwiek od lekarza. Rose szybko go wypytała. Odpowiadał w miarę szybko i wymijająco, bo śpieszył się na salę operacyjną. Otrząśnij się Harry! Krzyczałem sam na siebie, co wcale nie pomogło. Nie mogłem zrozumieć dlaczego Amelia znów znalazła się na sali. Przecież wszystko było dobrze... Lekarze przynajmniej nam powiedzieli, że najważniejsze są pierwsze 24 godziny. Jeszcze nie minęły. Ogarnął mnie strach. Zupełnie inny od tego, który czułem wcześniej. Tym razem mocniejszy i stopniowo narastał. Zacząłem panikować. Pocierałem o siebie dłonie. Nie umiałem zająć niczym innym moich myśli. Po chwili podeszła do nas Rose.
- Lekarz powiedział, że to powikłanie po operacji i wszystko powinno pójść dobrze.
Przytuliła mnie. Poprawiała mój stan psychiczny. Byłem jej za to cholernie wdzięczny. Za to na twarzy Kamil malowała się panika o wiele większa niż moja. Zaczął chodzić w tę i z powrotem. Widziałem, że oskarża się o to co przydarzyło się Amelii. Ale tak naprawdę nikt nie wiedział, że ta impreza skończy się tragicznie. Ja również mógłbym zacząć się zadręczać. Przecież ja ją tam przywiozłem. Zayn wyglądał jak oaza spokoju, ale wiedziałem, że gdzieś w środku go rozrywa. W jego oczach był wypisany ból. Zadzwonił mój telefon. O nie... Proszę, żeby to nie był Paul. Odebrałem nie patrząc na wyświetlacz.
- Halo?
- Harry, musicie przyjechać do studia. - powiedział Louis.
- Jak to? - spytałem.
Przecież mieliśmy mieć chwilę oddechu. Poza tym za chwilę zacznie się trasa, Amelia jest w szpitalu, a ja mam po prostu pojechać do studia, gdy ją operują? Biłem się z myślami, nie chcąc ich wystawić, ani zostawić przyjaciółki samej.
- Będzie jakaś ważna narada. Lepiej przyjdź.
Rozłączył się. Wiedział, że to z nim bym dyskutował i w końcu pozwolił by mi zostać, a wina spadłaby na niego. Westchnąłem i przekazałem tę wiadomość Zaynowi. Nie był zadowolony, ale wiedział, że musimy jechać. Pożegnałem Rose czułym uściskiem. Kamil nawet na nas nie spojrzał. Wsiedliśmy do mojego auta. Nie wiem czy byłem w stanie prowadzić więc nie jechałem więcej niż 40 za co większość kierowców pewnie miała ochotę pokazać mi środkowy palec. Nie przejmowałem się tym. W końcu byłem potrzebny Amelii cały. Nie potrzebny nam był kolejny wypadek. Zaparkowałem przed studiem. Było tam też auto Liama, którym widocznie przyjechała reszta. Weszliśmy do środka. Widziałem, że szatyn ciągle sprawdza telefon. Rose obiecała, że zadzwoni do jednego z nas gdy czegoś się dowie. Podejrzewałem, że tym kimś będę ja, ale nic mu nie powiedziałem. Przemierzyliśmy korytarz i stanęliśmy w pomieszczeniu gdzie chłopcy siedzieli z Paulem. Przerwali gdy tylko nas ujrzeli. Przystawiliśmy sobie krzesła i uważnie czekaliśmy na to co powiedzą. Jednak nadal wszyscy milczeli i spoglądali to na mnie to na Mulata. O co chodziło? Zrobiłem coś nie tak? Wiem, że wyglądałem jak zombie, ale reszta chyba była okey.
- Co? - spytałem w końcu.
- Jak Amelia? - spytał Lou przerywając napięcie, które zapanowało w pokoju.
- Jak zadzwoniłeś przewieźli ją na salę operacyjną.
Przetarłem dłońmi twarz. Byłem zmęczony. Nie miałem na nic siły, tym bardziej na tę naradę, Powinienem zostać z Rose w szpitalu. Tak było by lepiej.
- O co chodzi? - pomógł mi w końcu nieco spięty Zayn.
- Nic, po prostu paparazzi już wyłapują was jak wychodzicie ze szpitala i myślą kto został szczęśliwym ojcem. - powiedział lekko zły menadżer.
Paparazzi. Nienawidziłem ich. Ciągle nas obserwowali i śledzili każdy nasz kolejny krok. Nie mogliśmy nic zrobić bez blasku fleszy. To mnie denerwowało. To, że chodzimy do szpitala nie oznacza, że któryś z nas został ojcem. To głupie plotki, które niedługo zostaną rozwiane. Oparłem się o niewygodne drewniane krzesło i westchnąłem. Co teraz? Wiedziałem, że Paul ma jakiś plan. Inaczej nie wzywałby nas.
- Słuchajcie uważajcie na to co robicie. - zaczął - Szczególnie wy dwaj. - pokazał na mnie i szatyna.
Byłem na tyle zmęczony, że nie odciąłem się żadną ripostą. Odchyliłem głowę do tyłu i zamknąłem oczy. Wsłuchiwałem się w głosy przyjaciół, aż w końcu zmorzył mnie sen.
Poczułem wibracje w kieszeni i natychmiast zerwałem się na równe nogi i odebrałem.
- Tak Rose?
- Skończyli. Powiedzieli, że Mela powinna niedługo się obudzić. - odparła z ulgą w głosie.
- Okey. Postaram się przyjechać jak najszybciej.
Schowałem telefon i odwróciłem się. Wszyscy byli we mnie wpatrzeni.
- Jedziemy. - powiedziałem do Zayna.
Podniósł się bez żadnego słowa. Na szczęście Paul wypuścił nas. Widocznie nie zauważył, że zasnąłem. Udało mi się. Tym razem prowadził Zayn. Byłem zbyt zmęczony, nie dałbym rady. Kiedy wysiadłem z auta pod szpitalem owiał mi chłodny wiatr. Było już ciemno, a na niebie nie było widać ani gwiazd ani księżyca. Były za to gęste ciemne chmury zwiastujące burzę. Objąłem się ramionami i szybkim truchtem pokonałem odległość dzielącą mnie i schody. Obok mnie pojawił się Malik. Szybko pokonaliśmy ok. 50 stopni w górę i znaleźliśmy Rose na poczekalni. Mocno ją uściskałem. Była spokojna, co mówiło mi, że nie mam się o co niepokoić. Być może w końcu wszystko wróci do normy. Miałem taką cichą nadzieję.
- Co z nią? - spytał Zayn.
- Niby wszystko okey. Lekarz mi powiedział, że obudzi się za jakąś godzinę, czyli za chwilę.
Usiedliśmy przy Amelii. Byłem tak bardzo zmęczony. Prawie nie spałem. Dzień tak szybko mi zleciał. Jak długo byliśmy na naradzie z chłopakami? Dwie, trzy godziny? Zaburczało mi w brzuchu. Zignorowałem to.
- Syles idź coś zjeść zanim stanę się twoim pożywieniem. - usłyszałem cichy, zachrypnięty szept.
Spojrzałem na twarz Meli. Dziewczyna próbowała otworzyć oczy i w końcu jej się udało. Tak bardzo się cieszyłem, że miałem ją z powrotem. Jej czekoladowe oczy przyjrzały mi się uważnie. Przegryzłem wargę. Wiedziałem, że mocno mnie ochrzani za to jak wyglądam. Byłem na pewno bardzo blady, miałem cienie pod oczami i rozczochrane włosy. No tak... Nie był to szczyt moich możliwości w wyglądaniu dobrze.
- Świetnie. - powiedziała Rose - Z koro już wróciłaś do osób kontaktujących; Nigdy więcej mi tego nie rób! Płakałam przez ciebie! Zdajesz sobie sprawę z tego jak nas nastraszyłaś?!
Kiedy skończyła mój wzrok znów powędrował do szatynki. Amelia tylko się roześmiała i spojrzała na rozzłoszczoną przyjaciółkę. Cała scena faktycznie wyglądała komicznie. Uśmiech mimowolnie wkradł się na moją twarz.
- Tak, pamiętam jak mi mówiłaś, że jak zacznę kontaktować to mnie ochrzanisz. - powiedziała.
Czyli nas słyszała. A nie dość, że nas słyszała to jeszcze pamięta co mówiliśmy. Po chwili jednak nieco spochmurniała. Rozejrzała się ponownie po sali i zwróciła do nas:
- Gdzie Kamil?
Moje spojrzenie przykuła twarz Zayna. Kiedy Mela spytała o bruneta Malik natychmiast spochmurniał, a przez jego twarz przemknął smutek. Mimo, że po chwili znów przybrał "normalny" wyraz twarzy w jego oczach można było dostrzec to co czuje. On tak na poważnie? Chyba będę musiał z nim o tym pogadać. W końcu to moja mała Amelka. Muszę mieć wszystko pod kontrolą.
- Powiedział coś tylko o tym, że musi gdzieś pojechać. - powiedziała Rose i jej spojrzenie też dostrzegło zmianę nastroju Zayna.
Po chwili Amelia otrząsnęła się ze smutku i na jej ustach pojawił się lekki uśmiech.
- Ok. Widzę po was, że jesteście zmęczeni. Idźcie coś zjeść i prześpijcie się w domu. Mi też przyda się chwila snu. - powiedziała.
Westchnąłem. Cała Mela. Jak by nie mogła martwić się o swój stan zdrowia. Pożegnałem się z nią i wraz z Rose wyszliśmy. Postanowiliśmy pojechać do baru i coś zjeść. U Amelii jednak został jeszcze Zayn. Czego od niej chciał?

*Zayn*
Zostałem w sali. Ona chyba nie zdawała sobie sprawy z mojej obecności. Westchnąłem. Dopiero wtedy na mnie spojrzała. Wyszedłem z kąta i podszedłem do niej. Jej śliczne oczy uważnie mi się przyjrzały. Widziałem, że jest zaskoczona moją obecnością. No tak. W sumie to może być dla niej niekomfortowa sytuacja, ale cieszę się, że jestem obok niej,
- Co tu robisz? - słyszałem napięcie w jej głosie.
Spojrzała na drzwi prowadzące do wyjścia. Może chciała uciec. Lecz teraz była na mnie skazana. Chciałem jednego - żeby mnie wysłuchała.
- Musiałem wiedzieć czy wszystko z tobą w porządku. - odparłem.
Potarłem dłonią kark. Co jeszcze powinienem jej powiedzieć? Martwiłem się o nią. Kiedy tylko powiedzieli mi, że nie żyje poczułem pustkę, której nic nie mogło wypełnić. Obecność innych była dla mnie niczym, bo nie miałem jej. Co mam jej powiedzieć? Bo na pewno nie to.
- Już wiesz. - odparła i spojrzała na mnie twardo - Możesz iść.
Naprawdę? Naprawdę, dalej miała do mnie żal? O co? O tę głupotę? Po moim ciele rozlało się ciepło. Byłem zły. Naprawdę się o nią martwiłem, a ona... Po prostu mnie wyrzuca?
- Naprawdę dalej gniewasz się o ten pocałunek? - spytałem zły - Siedziałem tu tyle czasu, żebyś wyrzuciła mnie ze swojej sali bez rozmowy?! - zbytnio się uniosłem.
- Najwyraźniej! - warknęła nie patrząc na mnie - Nikt cię o to nie prosił!
Nie wierzyłem w to co słyszałem. Może ona pamiętała to co jej powiedziałem kiedy była nie przytomna. Wtedy dużo lepiej się z nią rozmawiało. Prychnąłem w myślach. Ba. Kiedy się nie mogła odzywać mogłem mówić co chciałem bez konsekwencji.
- Jak chcesz. - warknąłem i wyszedłem stamtąd jak najszybciej.
Byłem wściekły, naprawdę wściekły. Myślałem że rozsadzi mnie od środka. W biegu wyjąłem papierosa i wsiadłem do auta. Z siłą wcisnąłem pedał gazu. Autem lekko zarzuciło. Nie przejąłem się tym. Postanowiłem ruszyć poza miasto by przypadkiem nikogo nie zranić. Na liczniku miałem już 100 i dodawałem więcej gazu.

*Amelia*
Kiedy wyszedł poczułam się samotna. Byłam zła na siebie za to co mu powiedziałam. Jestem idiotką. Po moim policzku zleciała łza. Wcale tak nie myślałam. Po prostu... No co? Nie tłumacz się. To żałosne. Cholera! Wszystko zepsułam. Po moich policzkach spłynęło jeszcze więcej łez. Naprawdę cieszyłam się że tu jest. To co mi powiedział jak byłam nieprzytomna... Chciałam żeby zrobił to jeszcze raz. Żeby mi powiedział że dla mnie, dla mojego szczęścia może udać mi spokój, odejść. Nie chciałam żeby mnie zostawił ale on był na to gotowy by mnie uszczęśliwić. Zraniłam go - teraz to wiem. I wie, też ze szybko tego nie naprawie. Cholera. Jedyne czym się mogę tłumaczyć to strach. Strach przed tym że zostanę skrzywdzona... że zostanę sama...
- Amelia?
Kamil stał przy drzwiach i przyglądał mi się. Nie wyglądał najlepiej. Jego ciemne włosy były w nieładzie, miał kilka opatrunków, a jego twarz była w sińcach. Co on zrobił? Słyszałam że źle się czuł ostatnio gdy do mnie przyszedł ale nie wiedziałam ze jest aż tak źle. Chciałam się podnieść. Jęknęłam z bólu. Dopiero teraz poczułam jak pali mnie każdy mięsień, każda komórka. Po chwili szatyn był przy mnie.
- Nie płacz. - delikatnie wygrał moje policzki.
Nie pytał dlaczego, nie naciskał. Był taki jak kiedyś. Usiadł obok. Złapał moją dłoń i ją pocałował. Zamknęłam oczy. Jego obecność podnosiła mnie na duchu. Ale wiedziałam jedno - ja nigdy nie będę przy nim z tego samego samego powodu co on jest przy mnie. To już skończone. Teraz wiem to na pewn...
- Kocham cię. - usłyszałam jego cichy szept.
Biłam się z myślami. Zabrakło mi sekundy na dokończenie tego stwierdzenia. Zasiał wątpliwości w mojej głowie. Ale to nic. Gorzej, że one pojawiły się też w sercu. Czy można kochać dwie osoby na raz? Czy to możliwe? Czy to fair wobec niego? Wobec mnie? Brawo Amelia. Wystarczyło żebyś wpadła pod auto i wszystko znów wywraca ci się do góry nogami. O ile z powrotem nie opadnie to oszaleję. Co mam zrobić? Zaprzepaścić wszystko co czuję do bruneta dlatego, że Kamil wyznał mi miłość? Czy może odwrotnie? Przestać kochać Kamila, bo wyznał mi miłość, a Malik nie zawiódł? Moje urocze życie. W przemyśleniach (i śnie) przeszkodził mi hałas. Spojrzałam na jego źródło. Był nim Zayn. Spojrzał na mnie, a potem na Kamila. Na jego twarzy malowała się wściekłość. Odszedł zły. Kamil już spał, niczego nie zauważył a ja płakałam cicho przez całą noc próbując nie użalać się nad swoim losem.



















~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej!
Przychodzę z nowym rozdziałem ;-) 
Przepraszam że tyle to trwało ale nie miałam wcześniej czasu :-) 
Mam nadzieję że ta część Chodź trochę wam się spodoba i ze zostaniecie po sobie komentarz ;-) 
Do następnego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz