wtorek, 24 lutego 2015

Prolog

Stanęłyśmy przed naszym nowym domem. Miejsce gdzie będziemy mieszkać od teraz. Rose otworzyła drzwi z uśmiechem. Mieszkanie było ogromne. Na dole przestrzenne, salon z kominkiem, kuchnia, jadalnia i łazienka. U góry dwa pokoje i łazienka w tym jedno pomieszczenie mogłyśmy zagospodarować jak chciałyśmy. Uśmiech sam wkradł się na moje usta gdy zobaczyłam nasze podwórko. Była to spora przestrzeń pokryta trawą. Na środku stała huśtawka, a nawet dwie obok siebie. Natychmiast podeszłam i usiadłam na drewnianej "zabawce". Kiedy byłam młodsza uwielbiałam takie rzeczy. Nic się nie zmieniło. Wiatr zawiał moje rozpuszczone włosy do przodu. Odetchnęłam. Tu byłam w końcu wolna. W końcu zacznę żyć!
- Mela, mamy pustą lodówkę! - krzyknęła z domu Rose. Po chwili pojawiła się w drzwiach prowadzących na taras - Przejedziemy się naszym nowym autem?
- Mamy auto? - zdziwiłam się patrząc na nią.
Zaśmiała się z mojej miny. No tak. Zazwyczaj tak robiła gdy byłam zdziwiona. Już taka moja natura. Nie moja wina, tak?
- Tak, mamy. Zgadnij jakie? - powiedziała melodyjnym głosem.
Nie wierzyłam. Skąd wytrzasnęła drogie jak cholera auto? Moje ulubione auto? Jakim cudem? No tak. Weźmy pod uwagę: Rose ma kasę, dużo kasy. Podbiegłam do niej, ucieszona i mocno ją przytuliłam.
- Jak to zrobiłaś wariatko? - spytałam ze śmiechem.
Również się zaśmiała.
- Czary.
Wsiadłyśmy do naszego czarnego mercedesa i ruszyłyśmy do miasta. Było piękne i ogromne. Rose ciągle się denerwowała. Był nie przyzwyczajona: tu jeździło się lewą stroną drogi. Między innymi dlatego pozwoliłam jej prowadzić. Biorąc pod uwagę to, że lubię szybką jazdę, to mogłabym spowodować wypadek. Po chwili zatrzymała się pod marketem. Weszłyśmy biorąc wózek. Zamierzałyśmy dużo nakupować. Chodząc pomiędzy regałami złapałyśmy się na tym, że wrzucałyśmy to samo jedna po drugiej. Za każdym razem wybuchałyśmy śmiechem. Może nas rozdzielili po porodzie i tak naprawdę jesteśmy bliźniaczkami? Nagle przed naszym wózkiem przejechał jakiś inny. Tylko, że siedziało w nim dwóch chłopaków, a trójka biegła za nimi. Spojrzałyśmy na siebie z Rose i wybuchnęłyśmy śmiechem. Szybko poszłyśmy do kasy i zapłaciłyśmy za zakupy. Zrobiłyśmy tak obfite zapasy, że musiałyśmy przetransportować je wózkiem do auta. Wszystko szybko spakowałyśmy do mercedesa i odprowadziłam wózek, a Rose podjechała po mnie autem. Kiedy miałyśmy jechać, znów przed autem mignęła nam piątka chłopaków. Tym razem każdy miał własny wózek, a za nimi gnała obrona. Zaśmiałyśmy się na ten widok. Kto by pomyślał. Wyglądali na dwadzieścia parę lat. Bardzo rozrywkowi jak na taki wiek. Myślałam, że jak skończę dwadzieścia pięć lat to będę miała męża dom i dzieci, ale patrząc na moją sytuację to niemożliwe. Po powrocie do domu wypakowałyśmy nasze zakupy. Rose przenosiła z samochodu do domu, a ja rozkładałam po szafkach. Kiedy skończyłyśmy stwierdziłyśmy, że jesteśmy zmęczone.
- Film? - spytała brunetka.
- Jasne.
Wyjęłam z zamrażalnika pudełko lodów truskawkowych, a Rose zwinęła dwie łyżeczki. Obie opadłyśmy na kanapę przed telewizorem. Rosmary przez chwilę skakała bez celu po kanałach, aż trafiła na "Tytanic'a".
- Nie będziemy tego oglądać. - zaprotestowałam wyciągając rękę po pilota.
Schowała urządzenie za siebie i robiąc słodką minkę spytała:
- Dlaczego?
- Bo będziesz ryczeć!
Zaczęłyśmy wyrywać sobie pilota  czego skutkiem było wyłączenie telewizora i nasz upadek na twardą podłogę. Wszystko mnie bolało, ale obie nie mogłyśmy pohamować śmiechu.
- Zauważyłaś że jesteś weselsza odkąd tu przyjechałyśmy? - spytała patrząc na mnie.
- Tak. - mruknęłam z uśmiechem - W końcu zaczynam tu nowe życie.
Po pół godzinnym sporze (o film) poszłyśmy na kompromis i zdecydowałyśmy się na "Piratów z Karaibów". Ona chciała to ze względu na John'ego Deep'a, a ja ze względu na niego i Orland'a Bloom'a. W połowie Rose spojrzała na mnie i powiedziała:
- Ja ci mówię: tylko Johny jest przystojny inny faceci są ładni.
Roześmiałam się. Tylko ona mogła wpaść na coś takiego. Zadzwonił mój telefon. Mama. Czyli przeczytała już kartkę, którą im zostawiłam, na której zaznaczyłam, żeby NIE dzwonili. Westchnęłam i wyciszyłam telefon. Położyłam go na poduszce obok i wpatrywałam się w ekran telewizora.
- Odbierz. - powiedziała nieśmiało moja przyjaciółka.
- Nie chcę jeszcze z nimi rozmawiać. - odparłam.
Umilkła. Rozumiała mnie. Ja kochałam rodziców. Nie wyjechałam, ze względu na ich brak zainteresowania czy czegoś podobnego. Po prostu nie potrafiłam tam (w Polsce) poradzić sobie z moimi problemami. Tu jest zupełnie inaczej. Po skończeniu się seansu wynegocjowałam pierwsza łazienkę, a raczej wbiegłam do niej pierwsza co było równe z wygraną. Wzięłam szybki prysznic i wciągnęłam na siebie piżamę - dresowe siwe spodnie i luźną czarną koszulkę. Kiedy wyszłam Rose poszła się wykąpać, a ja postanowiłam zrobić kolację. Ponieważ przez jakiś czas stosowałyśmy dietę pomyślałam, że może coś zdrowego, ale po co skoro do głowy wpadły mi naleśniki z polewą czekoladową? Szybko się za to zabrałam i gdy szatynka zamknęła drzwi od łazienki wszystko było gotowe.
- Co tak ładnie pachnie? - spytała kierując się w stronę kuchni. Stanęła jaki wryta w przejściu patrząc na stół - Kocham cię! - uścisnęła mnie i zabrałyśmy się za jedzenie.
Po kolacji sprzątnęłyśmy ze stołu i poszłyśmy spać. Leżałam w moim wygodnym łóżku pod ciepłą kołdrą, ale nie mogłam zasnąć. Nie wiedziałam dlaczego mojej myśli krążyły wokół piątki ze sklepu. W sumie nie wyróżniali się niczym specjalnym, ale... Skąd ja ich znałam? Może nie ich ale jeden wydał mi się znajomy. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Proszę. - powiedziałam siadając po turecku na łóżku.
Do pomieszczenia weszła Rose. Usiadła obok mnie i wślizgnęła się pod kołdrę. Położyła głowę na moim ramieniu.
- Wiem, że to głupie, ale ja znam tą piątkę ze sklepu. Na pewno gdzieś ich widziałam. - zaczęła, patrząc na niebieską ścianę.
- Widzę, że to samo nie daje nam spać. - odparłam na co obie uśmiechnęłyśmy się.
- Skoro nie możemy spać, to... - przerwała rozglądając się za siebie.
- To co? - zmarszczyłam czoło.
Nie lubiłam gdy nie dokańczała zdania. Po chwili jednak dostałam poduszką po twarzy. Ze śmiechem oddałam jej. I tak spędziłyśmy kolejne dwie godziny na bitwie. Jednak stwierdziłyśmy, że zawrzemy sojusz. Chciałyśmy pogadać, ale zamiast słów z naszych ust wydobywał się bełkot i w końcu usnęłyśmy.





























~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jej! Jest... jestem dumna.... nawet wyszedł, prawda? ;)
czekam na waszą opinię w komentarzach ;) mam nadzieję, że spodoba wam się nowa 
HISTORIA

2 komentarze:

  1. Noo... nawet, nawet. Żartuję, ten prolog jest świetny.
    Zapowiada się bardzo ciekawa historia. Chyba mam pewne podejrzenia co do tych chłopaków z marketu ;) . Z niecierpliwością czekam na pierwszy rozdział.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe fajnie się i szybko się czytało. Tylko skoro mieszkały w Polsce, to nie powinni mieć polskich imion?

    OdpowiedzUsuń