piątek, 27 lutego 2015

Rozdział 1

Obudziłam się szybciej od Rose. A w sumie obudziło mnie słońce. To dziwne. Myślałam, że w Londynie pada. Jak na moje zawołanie promienie schowały się za chmurami. Westchnęłam. Spojrzałam na brunetkę. Wyglądała słodko jak spała. Uśmiechnęłam się i podeszłam do mojej torby. Nie miałyśmy wczoraj ochoty na rozpakowywanie rzeczy. Wyciągnęłam czarny top i siwe rurki. Poszłam do łazienki i szybko się ubrałam. Umalowałam się lekko by wyglądać jak człowiek i zostawiłam rozpuszczone włosy. Zeszłam na dół i zrobiłam kawę w dzbanku. Spojrzałam na zegarek - dopiero 8. Nadlałam sobie do kubka gorącego napoju i upiłam łyk. Postanowiłam zabrać się za śniadanie, a obiad zostawić do ugotowania Rose. W końcu ja wczoraj robiłam kolację. Wyciągnęłam z lodówki bekon i jajka. Zrobiłam pyszną jajecznicę. Gdy wkładałam na talerz pojawił się Rose. Ta to ma wyczucie!
- Cześć. - powiedziała z uśmiechem - Pycha. Daj trochę.
Zabrała mi patelnię, a ja nie mogłam wytrzymać ze śmiechu. W swojej piżamie - podkoszulku na ramiączkach i krótkich spodenkach z patelnią w ręce i rozczochranymi włosami wyglądała przekomicznie.
- Za chwilę oberwiesz tą łyżką. - podniosła w górę drewniany sztuciec.
Nie odzywałam się już. To mogło się dla mnie skończyć niebezpiecznie. Po zjedzeniu posiłku umyłam talerz.
- To co? Pozwiedzamy? - zaproponowałam.
Brunetka ziewnęła zasłaniając ręką usta.
- Może. Wolałabym iść na imprezę wieczorem.
No jasne. Przyjechałyśmy do nowego miasta i nie miałyśmy nic innego do roboty niż łażenie po klubach wieczorem. Oszalała ta dziewczyna. Ale trzeba przyznać że zawsze tak robiła. No cóż. Chyba muszę to jakoś przeżyć. Po chwili przyszła ubrana w top i szorty z wysokim stanem. Wyjrzałam przez okno.
- Będziesz musiała się przebrać. - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- Bo? - spytała wytrzeszczając na mnie ze złości oczy.
- Pada.
Spojrzała przez okno i przysięgam, że przez chwilę zrobiła się czerwona ze złości. Próbowałam opanować śmiech, ale nie wiem czy potrafiłam. To było nieco ciężkie.
- Ty wiedźmo! Na pewno odprawiłaś specjalnie jakiś taniec deszczu! - zdenerwowana pognała na górę.
Ja prawie tarzałam się po podłodze ze śmiechu. Zawsze tak było, ale... Dawno nie śmiałam się tak dużo, ani nie byłam tak radosna. To dziwne jak wszystko może zmienić jedna podróż. Uśmiechnęłam się lekko. Postanowiłam wyjść. Ubrałam na siebie buty, a na ramiona zarzuciłam czarną bluzę.
- Gdzie idziesz? - spytała przyjaciółka.
- Zatańczymy w deszczu? - spytałam.
Zaśmiała się i również się ubrała. Wypadłyśmy z domu biegiem. Po krótkiej chwili byłyśmy już całe mokre. Złapałyśmy się za ręce i kręciłyśmy w kółko, a następnie podskakując kierowałyśmy się do miasta. Ludzie, którzy jechali autami, lub ci którzy chowali się pod parasolami dziwnie na nas patrzyli. Na cóż. Po prostu jesteśmy takie crazy. Ze śmiechem wpadłyśmy do fontanny w parku. Nie mogłam się podnieść w tej wodzie. Kiedy Rose wstała, podała mi rękę, a ja pociągnęłam ją z powrotem. Szybko się stamtąd wygramoliłam i usiadłam na marmurowym brzegu. Po chwili obok mnie siedziała Rose. Jej rozpuszczone włosy przylepiły jej się do twarzy.
- Błe. - mruknęła wyciągając włosa z buzi a ja zaczęłam się z niej śmiać - Ze mnie się śmiejesz? - spytała z poważną miną.
Nie zdążyłam odpowiedzieć bo wepchnęła mnie do wody, ale pociągnęłam ją za sobą. Po chwili stałyśmy na przeciwko siebie i chlapałyśmy się wodą.
- Patrzcie jakie wariatki! - usłyszałyśmy głośny komentarz kierowany w naszą stronę.
Obie wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem. Kiedy pięć postaci zaczęło się zbliżać w naszą stronę złapałyśmy się za ręce i uciekałyśmy w przeciwnym kierunku.
- Przecież nie zrobimy wam krzywdy! - krzyknął, któryś ponownie.
- Nie ufam ci! - odkrzyknęła Rose.
- Ale znam twoją śliczną przyjaciółkę! - krzyknął inny.
Spojrzałyśmy na siebie zdziwione.
- Znasz ich? - spytała.
- Nie. - odparłam.
- Wyparła się ciebie! - krzyknęła brunetka i ruszyłyśmy w stronę domu. Było koło 16. Rose zabrała się za obiad, a ja poszłam się przebrać (ona już to zrobiła). Włożyłam jakiś dres i osuszyłam włosy ręcznikiem. Po chwili wróciłam do kuchni i pomogłam przyjaciółce. Na dworze nadal padało więc postawiłyśmy na film. Dziś również nie obyło się bez kłótni. W końcu znów zdecydowałyśmy się na film z Deep'em - Alicja w krainie czarów (film). Oczywiście obie musiałyśmy komentować wszystko w trakcie seansu. Do 20 zalegałyśmy przed telewizorem z programem muzycznym.
- Idziemy na imprezę? - spytała przyjaciółka. Spojrzałam na nią, a ona zrobiła słodką minkę - Proszę, proszę.
- No, ok. - odparłam, a ona z wielkim uśmiechem pobiegła na górę.
Też postanowiłam się w coś ubrać. Stwierdziłam, że czarna sukienka do kolan, z lekkim dekoltem będzie w sam raz. Do tego wzięłam czarne buty na obcasie. Zostawiłam rozpuszczone włosy i pociągnęłam rzęsy tuszem i zrobiłam czarną kreskę. Rose postarała się bardziej. Ubrała opiętą czerwono-czarną sukienkę bez ramiączek, sporo nad kolano, bardzo wysokie, czerwone buty i zrobiła mocny makijaż. Włosy zostawiła tak jak ja. Ale wyglądała nieziemsko.
- Ślicznie wyglądasz. - posłała mi oczko.
- Nie tak wyzywająco jak ty. - mruknęłam z uśmiechem.
- Może poznam mojego księcia z bajki? - rozmarzyła się.
Obie zaśmiałyśmy się wsiadając do auta. Po chwili byłyśmy pod jakimś klubem. Pierwsze co to poszłyśmy do baru zamówić sobie po drinku. Usiadłyśmy na jednej z wolnych skórzanych kanap. Było już dużo ludzi. Widać było, że lokal cieszy się popularnością. Widocznie dobrze trafiłyśmy. Upiłam łyk słodkiego napoju.
- Idziesz zatańczyć? - spytała z uśmiechem Rose.
- Z tobą zawsze. - odparłam.
Przez chwilę tańczyłyśmy razem, a potem nas obie porwali jacyś chłopacy. Nie wiedziałam gdzie przyjaciółka była, ale dawno tak dobrze się nie bawiłam. Trafiłam na jakiegoś, który naprawdę dobrze tańczył i to z nim spędziłam prawie całą imprezę. Poszłam ochłonąć. Usiadłam na kanapie. Po chwili obok mnie usiadła Rose. Uśmiechnęła się do mnie.
- Jak się bawisz? - spytała przekrzykując głośną muzykę.
- Nigdy nie było lepiej. - odparłam.
Moje spojrzenie powędrowało na balkon na przeciwko. Tak zwana strefa VIP. Zatrzymałam wzrok na pięciu chłopakach. Trzech siedziało do nas tyłem na kanapie, a dwóch bokiem na fotelach. Szatyn siedzący bokiem spojrzał na mnie. Nasze oczy na chwilę się spotkały. Przez kilka sekund przyglądał mi się, a potem szturchnął kolegę z kanapy. Chłopak w lokach również na mnie spojrzał. Miałam złe przeczucia, bo obaj wstali.
- Spadam. Uważaj na siebie. - powiedziałam do przyjaciółki.
Nie zdążyła nic powiedzieć, bo skierowałam się do wyjścia. Zabrałam moją kurtkę i kiedy opuściłam pomieszczenie poczułam się pewniej. Z kieszeni kurtki wyciągnęłam paczkę papierosów i odpaliłam jednego. Rose nie lubiła gdy paliłam, ale po prostu lubiłam to robić i nic nie mogłam na to poradzić.
Zapomniałam. Przyjaciółka zamówiła sobie kolejnego drinka, a ja mogłam prowadzić, bo wypiłam łyk bezalkoholowego. Musiałam wrócić, po kluczyki. Były w jej kurtce. Zgasiłam papierosa i ponownie weszłam do klubu. Muzyka na początku nieco mnie ogłuszyła. Doszłam do sofy, na której siedziałyśmy i wyciągnęłam klucze z kieszeni kurtki Rose. Szybko skierowałam się w stronę wyjścia. Wpadłam na kogoś. Dzięki temu, że mnie złapał nie upadłam.
- Dzięki. - powiedziałam.
Dopiero teraz zauważyłam kto to. To ten szatyn, który mi się przyglądał. Uśmiechnął się do mnie.
- Szukamy cię, wiesz? - mruknął pociągającym głosem - Poczekaj tu.
Zniknął na chwilę. Ta jasne, ja poczekam. Frajer. Szybko wyszłam i wsiadłam do auta. Udało mi się bez przeszkód odjechać. Po piętnastu minutach znalazłam się w domu. Otworzyłam drzwi i zapaliłam światło. Sytuacja z klubu wydała mi się dziwna, bo czemu oni mięliby mnie szukać? W jakim celu? To mnie najbardziej zastanawiało. Zrzuciłam buty i kurtkę na korytarzu i poszłam pod prysznic. Odprężyłam się nieco czując gorącą wodę na mojej skórze. Po długim prysznicu ubrałam na siebie piżamę. Było koło pierwszej. Cudownie. Znowu się nie wyśpię. Poszłam do mojego pokoju. Bałam się o Rose. Nie znałam tych chłopaków. Martwiłam się. A jak coś jej zrobią? Nie wybaczę sobie tego. Po chwili jednak usłyszałam jak klucz przekręca się w drzwiach. Na dole szeptały dwie osoby. Odetchnęłam. Jedną z nich była moja przyjaciółka. Zgasiłam światło i postanowiłam udawać, że śpię. Odwróciłam się tyłem do drzwi. Usłyszałam odgłos naciskanej klamki.
- Śpi. - szepnęła przyjaciółka - Musieliście ją tak wystraszyć?
- To nie był mój pomysł. - odparł jej chyba szatyn, na którego się natknęłam.
Rose zamknęła drzwi. Jednak ja nadal nie mogłam spać. Zapaliłam lampkę nocną i wyciągnęłam pamiętnik. Jak zawsze to że pisałam to co czuję trochę mi pomagało. Kiedy odłożyłam zeszyt i położyłam głowę na poduszce natychmiast zasnęłam.
Obudziłam się dość wcześnie jak na porę, o której zasnęłam. Była 9 rano. Byłam pewna, że Rose jeszcze śpi. Postanowiłam - jak zawsze z rana - napić się kawy. Ubrałam się w dresowe, siwe szorty i czarny top. Włosy tylko rozczesałam. Zeszłam na dół. Ziewnęłam i zakryłam usta dłonią. Szybko zaparzyłam kawę i nalałam do kubka. Zastanawiałam się kim są ci chłopacy. Wydawało mi się, że ich znam, ale... skąd? Czy to możliwe, że kiedyś ich spotkałam? Ugh... Nienawidzę się tak nad czymś zastanawiać. Jednak czasem mi się zdarza. Postanowiłam iść na spacer. W końcu chyba mogę. Wyszłam zamykając drzwi. Skierowałam się w stronę parku. Było tam bardzo mało ludzi. To dziwne. Może wszyscy są w pracy. My mamy teraz wakacje. Ale co po nich? Pójdziemy do szkoły? Niby skończyłyśmy ją rok szybciej... Ściągałyśmy. Uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Usiadłam na fontannie i zburzyłam ręką nietkniętą taflę wody.

- Jesteś beznadziejna! Ile jeszcze mam ci to powtarzać! - krzyczał mimo, że z moich oczu sączyły się już łzy.
- Jestem tak samo beznadziejna jak ty! - warknęłam patrząc na niego.
Podszedł do mnie, a w jego oczach widziałam furię.
- Odszczekaj to! - krzyknął mi prosto w twarz, a ja spojrzałam w podłogę.
Poczułam pieczenie w policzku. Uderzył mnie tak, że głowa przechyliła mi się w drugą stronę. Złapał mocno mój nadgarstek nadal oczekując odpowiedzi. Nie zamierzałam mu jej udzielić. Skoro codziennie mówił mi jaka jestem beznadziejna, niech też pozna prawdę o sobie. Poczułam jak popycha mnie na ziemię. Moje ciało zderzyło się z betonem w ciemnej uliczce. Unieruchomił mnie.
- Ok. No to zobaczymy kto jest beznadziejny. - warknął.
Wyjął scyzoryk i rozciął mój lewy nadgarstek. Wyglądało to tak jakbym się cięła. Krzyczałam z bólu kiedy robił to po raz kolejny lecz nie reagował.

Wzdrygnęłam się kiedy usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Wyjęłam go z kieszeni, ścierając łzę z policzka. Odebrałam.
- Tak Rose? - spytałam cicho.
- Gdzie jesteś? Wstałam, a na dole tylko kawa, bez śniadanie.
Zaśmiałam się.
- Za chwilę wrócę. Poszłam na spacer. - odparłam.
- Nie myśl o nim. Jest przeszłością.
- Wiem, że masz rację, ale... - przerwałam.
- Ale co?
- Nic. Już wracam. - rozłączyłam się i schowałam telefon.
Nigdy nie powiem jej jak bardzo było mi go szkoda gdy odeszłam. Wiedziałam, że uzależnił się od narkotyków i chciałam mu pomóc, ale nie potrafiłam. Odeszłam. Tyle razy mu to mówiła. Nigdy nie wierzył. W końcu się odważyłam. Nigdy więcej nikomu nie zaufam. Kochałam go. I wiem, że gdzieś głęboko też coś do mnie czuł. Jednak kiedy zaczął mnie bić i ta jedna akcja z nożem... To przekreśliło wszystko. Moje zaufanie jest w strzępach i wiem, że nikt go nigdy nie poskłada. Kiedy podniosłam wzrok dostrzegłam tego samego chłopaka w lokach, który był w barze. Przyglądał mi się cały czas. Uśmiechnął się kiedy spostrzegł, że go obserwuję. Odwróciłam się tylko i odeszłam. Nawet nie wiedziałam kim był, a wydawał się tak bardzo znajomy.





























~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem, że z opóźnieniem
wiem, że trochę krótki, ale 
musiałam wam dodać
Teraz będą ca raz rzadziej, bo ferie się kończą i trzeba iść do szkoły
ale jakoś damy radę
co sądzicie o rozdziale i przemyśleniach Amelii?
ktoś da radę jej pomóc?
(Ciebie nie pytam Rumunku ;) )

środa, 25 lutego 2015

Hej!

Wybaczcie, że to nie rozdział ale wciągnęłam się w Brit Awards
Jestem strasznie zadowolona z nagród One Direction i Ed'a
A wy? Oglądałyście? Jeśli tak co sądzicie? ;)

wtorek, 24 lutego 2015

Prolog

Stanęłyśmy przed naszym nowym domem. Miejsce gdzie będziemy mieszkać od teraz. Rose otworzyła drzwi z uśmiechem. Mieszkanie było ogromne. Na dole przestrzenne, salon z kominkiem, kuchnia, jadalnia i łazienka. U góry dwa pokoje i łazienka w tym jedno pomieszczenie mogłyśmy zagospodarować jak chciałyśmy. Uśmiech sam wkradł się na moje usta gdy zobaczyłam nasze podwórko. Była to spora przestrzeń pokryta trawą. Na środku stała huśtawka, a nawet dwie obok siebie. Natychmiast podeszłam i usiadłam na drewnianej "zabawce". Kiedy byłam młodsza uwielbiałam takie rzeczy. Nic się nie zmieniło. Wiatr zawiał moje rozpuszczone włosy do przodu. Odetchnęłam. Tu byłam w końcu wolna. W końcu zacznę żyć!
- Mela, mamy pustą lodówkę! - krzyknęła z domu Rose. Po chwili pojawiła się w drzwiach prowadzących na taras - Przejedziemy się naszym nowym autem?
- Mamy auto? - zdziwiłam się patrząc na nią.
Zaśmiała się z mojej miny. No tak. Zazwyczaj tak robiła gdy byłam zdziwiona. Już taka moja natura. Nie moja wina, tak?
- Tak, mamy. Zgadnij jakie? - powiedziała melodyjnym głosem.
Nie wierzyłam. Skąd wytrzasnęła drogie jak cholera auto? Moje ulubione auto? Jakim cudem? No tak. Weźmy pod uwagę: Rose ma kasę, dużo kasy. Podbiegłam do niej, ucieszona i mocno ją przytuliłam.
- Jak to zrobiłaś wariatko? - spytałam ze śmiechem.
Również się zaśmiała.
- Czary.
Wsiadłyśmy do naszego czarnego mercedesa i ruszyłyśmy do miasta. Było piękne i ogromne. Rose ciągle się denerwowała. Był nie przyzwyczajona: tu jeździło się lewą stroną drogi. Między innymi dlatego pozwoliłam jej prowadzić. Biorąc pod uwagę to, że lubię szybką jazdę, to mogłabym spowodować wypadek. Po chwili zatrzymała się pod marketem. Weszłyśmy biorąc wózek. Zamierzałyśmy dużo nakupować. Chodząc pomiędzy regałami złapałyśmy się na tym, że wrzucałyśmy to samo jedna po drugiej. Za każdym razem wybuchałyśmy śmiechem. Może nas rozdzielili po porodzie i tak naprawdę jesteśmy bliźniaczkami? Nagle przed naszym wózkiem przejechał jakiś inny. Tylko, że siedziało w nim dwóch chłopaków, a trójka biegła za nimi. Spojrzałyśmy na siebie z Rose i wybuchnęłyśmy śmiechem. Szybko poszłyśmy do kasy i zapłaciłyśmy za zakupy. Zrobiłyśmy tak obfite zapasy, że musiałyśmy przetransportować je wózkiem do auta. Wszystko szybko spakowałyśmy do mercedesa i odprowadziłam wózek, a Rose podjechała po mnie autem. Kiedy miałyśmy jechać, znów przed autem mignęła nam piątka chłopaków. Tym razem każdy miał własny wózek, a za nimi gnała obrona. Zaśmiałyśmy się na ten widok. Kto by pomyślał. Wyglądali na dwadzieścia parę lat. Bardzo rozrywkowi jak na taki wiek. Myślałam, że jak skończę dwadzieścia pięć lat to będę miała męża dom i dzieci, ale patrząc na moją sytuację to niemożliwe. Po powrocie do domu wypakowałyśmy nasze zakupy. Rose przenosiła z samochodu do domu, a ja rozkładałam po szafkach. Kiedy skończyłyśmy stwierdziłyśmy, że jesteśmy zmęczone.
- Film? - spytała brunetka.
- Jasne.
Wyjęłam z zamrażalnika pudełko lodów truskawkowych, a Rose zwinęła dwie łyżeczki. Obie opadłyśmy na kanapę przed telewizorem. Rosmary przez chwilę skakała bez celu po kanałach, aż trafiła na "Tytanic'a".
- Nie będziemy tego oglądać. - zaprotestowałam wyciągając rękę po pilota.
Schowała urządzenie za siebie i robiąc słodką minkę spytała:
- Dlaczego?
- Bo będziesz ryczeć!
Zaczęłyśmy wyrywać sobie pilota  czego skutkiem było wyłączenie telewizora i nasz upadek na twardą podłogę. Wszystko mnie bolało, ale obie nie mogłyśmy pohamować śmiechu.
- Zauważyłaś że jesteś weselsza odkąd tu przyjechałyśmy? - spytała patrząc na mnie.
- Tak. - mruknęłam z uśmiechem - W końcu zaczynam tu nowe życie.
Po pół godzinnym sporze (o film) poszłyśmy na kompromis i zdecydowałyśmy się na "Piratów z Karaibów". Ona chciała to ze względu na John'ego Deep'a, a ja ze względu na niego i Orland'a Bloom'a. W połowie Rose spojrzała na mnie i powiedziała:
- Ja ci mówię: tylko Johny jest przystojny inny faceci są ładni.
Roześmiałam się. Tylko ona mogła wpaść na coś takiego. Zadzwonił mój telefon. Mama. Czyli przeczytała już kartkę, którą im zostawiłam, na której zaznaczyłam, żeby NIE dzwonili. Westchnęłam i wyciszyłam telefon. Położyłam go na poduszce obok i wpatrywałam się w ekran telewizora.
- Odbierz. - powiedziała nieśmiało moja przyjaciółka.
- Nie chcę jeszcze z nimi rozmawiać. - odparłam.
Umilkła. Rozumiała mnie. Ja kochałam rodziców. Nie wyjechałam, ze względu na ich brak zainteresowania czy czegoś podobnego. Po prostu nie potrafiłam tam (w Polsce) poradzić sobie z moimi problemami. Tu jest zupełnie inaczej. Po skończeniu się seansu wynegocjowałam pierwsza łazienkę, a raczej wbiegłam do niej pierwsza co było równe z wygraną. Wzięłam szybki prysznic i wciągnęłam na siebie piżamę - dresowe siwe spodnie i luźną czarną koszulkę. Kiedy wyszłam Rose poszła się wykąpać, a ja postanowiłam zrobić kolację. Ponieważ przez jakiś czas stosowałyśmy dietę pomyślałam, że może coś zdrowego, ale po co skoro do głowy wpadły mi naleśniki z polewą czekoladową? Szybko się za to zabrałam i gdy szatynka zamknęła drzwi od łazienki wszystko było gotowe.
- Co tak ładnie pachnie? - spytała kierując się w stronę kuchni. Stanęła jaki wryta w przejściu patrząc na stół - Kocham cię! - uścisnęła mnie i zabrałyśmy się za jedzenie.
Po kolacji sprzątnęłyśmy ze stołu i poszłyśmy spać. Leżałam w moim wygodnym łóżku pod ciepłą kołdrą, ale nie mogłam zasnąć. Nie wiedziałam dlaczego mojej myśli krążyły wokół piątki ze sklepu. W sumie nie wyróżniali się niczym specjalnym, ale... Skąd ja ich znałam? Może nie ich ale jeden wydał mi się znajomy. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Proszę. - powiedziałam siadając po turecku na łóżku.
Do pomieszczenia weszła Rose. Usiadła obok mnie i wślizgnęła się pod kołdrę. Położyła głowę na moim ramieniu.
- Wiem, że to głupie, ale ja znam tą piątkę ze sklepu. Na pewno gdzieś ich widziałam. - zaczęła, patrząc na niebieską ścianę.
- Widzę, że to samo nie daje nam spać. - odparłam na co obie uśmiechnęłyśmy się.
- Skoro nie możemy spać, to... - przerwała rozglądając się za siebie.
- To co? - zmarszczyłam czoło.
Nie lubiłam gdy nie dokańczała zdania. Po chwili jednak dostałam poduszką po twarzy. Ze śmiechem oddałam jej. I tak spędziłyśmy kolejne dwie godziny na bitwie. Jednak stwierdziłyśmy, że zawrzemy sojusz. Chciałyśmy pogadać, ale zamiast słów z naszych ust wydobywał się bełkot i w końcu usnęłyśmy.





























~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jej! Jest... jestem dumna.... nawet wyszedł, prawda? ;)
czekam na waszą opinię w komentarzach ;) mam nadzieję, że spodoba wam się nowa 
HISTORIA